Zbliżając się do końca cyklu Anty-Guru – został jeszcze jeden wpis osobowy – chciałem pokusić się o pewne podsumowanie, próbę wyciągnięcia szerszych wniosków z tego, co zaszło na tym blogu (tudzież w dyskusjach facebookowych) przez ostatnich kilka tygodni, być może również próbę wyciągnięcia jakichś czynników wspólnych ze wszystkich Anty-Guru.


Kto zostaje anty-guru?

1. Sprzedawcy marzeń.

Tak jak pisałem przy okazji artykułu o Byron Katie, dość ciekawą cechą wspólną praktycznie wszystkich osób, które trafiły na listę anty-guru jest ich podobna przeszłość. Nie, nie mówię tu o klasycznych mitach założycielskich („od zera do bohatera” i „syn marnotrawny”). Chodzi mi raczej o praktyczne umiejętności.  Większość z nich ma za sobą doświadczenie sprzedażowe, często rozległe (Hamilton, Katie, Kern, Kiyosaki, RayRobbins, Trump) lub nieco pokrewne doświadczenie w roli wykładowcy (Bandler, Osho). Podobny wzorzec można zresztą zauważyć u naszych krajowych guru – mają doświadczenie sprzedażowe lub lektorskie.

To sugeruje, że u anty-guru istotny może być nie tyle sam przekaz, co sposób jego podania, umiejętności sprzedania opowieści i wkręcenia odbiorcy. Innymi słowy, w świecie rozwoju też są handlowcy, a idee są takim samym towarem, jak każdy inny.

A z perspektywy handlowca, nawet lepszym, tak naprawdę – bo dużo trudniej wykazać, że sprzedawany towar nie oferuje deklarowanych korzyści. Zawsze można bowiem zrzucić odpowiedzialność na odbiorcę i na to, że nie stosuje towaru prawidłowo, z odpowiednim zaangażowaniem, itp.*

*Dla jasności – tak, oczywiście, że zdarzają się sytuacje, w których ludzie nieprawidłowo korzystają z jakichś technik, albo oczekują, że techniki zmienią ich przez sam fakt zostania zakupionymi. Jednocześnie opcja „technika działa, tylko Ty ją źle stosujesz” stała się w zasadzie automatyczną obroną na wszelkie zarzuty co do produktu.


2. Marzeń sprzedawcy.

Skoro przyjrzeliśmy się już doświadczeniu zawodowemu takich osób, przyjrzyjmy się konkretnej ofercie. Czy tu są jakieś wspólne elementy? Powiedziałby, że tak – generalnie oferowane jest zrealizowanie marzeń danej osoby. Czy to marzeń o bezstresowym zarobku, do którego zostaniemy poprowadzeni za rączkę (Hamilton, Kern, Kiyosaki, Ray, Trump), czy to marzeń o szczęściu instant (Bandler, Katie, Osho, Ray, Robbins), to co oferują anty-guru to fantazje i to niemal wyłącznie fantazje pozbawione jakichkolwiek hamulców bezpieczeństwa.

Tu stąpam, muszę przyznać, po dość cienkiej linie, bo sam, gdy pracuję z osobami rozwijającymi własny biznes każe im zadać sobie pytanie „Gdyby absolutnie wszystko było możliwe, jakie byłoby idealne rozwiązanie dla problemów tego klienta?”

Tyle tylko, że po chwili zadaje drugie: „A ponieważ nie wszystko jest możliwe – jaka jest najbliższa, realistyczna rzecz, która możesz mu zaoferować?” i sugeruję by na tym budować swoją ofertę. Tymczasem anty-guru budują ją zwykle na odpowiedzi na pierwsze pytanie.

To prowadzi do nierealnych oczekiwań, które jednak – ponieważ anty-guru są dobrymi sprzedawcami – nie prowadzą zwykle do niezadowolenia z oferty, tylko do zakupu kolejnego i kolejnego produktu, w nadziei, że tym razem się uda, że tym razem zrozumie się wszystko, co jest potrzebne i w końcu marzenie się spełni.


3. Jednostki, nie biznes.

Ciekawym wzrocem, który zauważyłem jest to, że wśród anty-guru nie ma ani jednego nakierowanego głównie na ofertę dla biznesu i szkolenia/eventy głównie dla biznesu.*

*Mówię o biznesie w znaczeniu dużych firm i korporacji. MLMowców traktuję jako rzeszę indywidualnych osób i anty-guru wręcz lubują się w tej gromadce. Dlaczego? Patrz punkt 2.

Pytaliście o wiele osób takich jak Tracy czy Covey, a wśród takich osób nie widziałem zupełnie tego typu zachowań, jakie opisywałem przy wymienionych anty-guru. Jasne, niektórzy biznesowcy dają rozwiązania głupie, absurdalne i nawet szkodliwe dla firm, które obsługują, ale to w zasadzie szczyt ich występków. Nie pojawiają się – z tego co wiem – żadne sekciarskie zagrywki, próby masowej manipulacji, nachalny platform selling, czy zachowania po prostu niebezpieczne.

Myślę, że bierze się to z kilku powodów:

a) płatnicy nie są na sali, więc nie ma ich co urabiać – w szkoleniach dla korporacji osoby podejmujące decyzje o płaceniu za szkolenie zwykle nie są tymi samymi osobami, które biorą w nim udział (są wyjątki, ale to niewielki procent). A to oznacza, że platform selling, itp. nie ma takiego sensu.

b) ludzie na szkoleniach biznesowych już się znają i tworzą pewną grupę wsparcia, a na takich ludzi dużo trudniej wpłynąć niż na ludzi, którzy dopiero poznają się na szkoleniu/evencie rozwojowym (i często wręcz jeżdżą tam tylko z przyczyn towarzyskich i ew. w poszukiwaniu romansu – rozwój stanowi jedynie fajną wymówkę). To sprawia, że zagrywki, które bez żadnego problemu przejdą na otwartym evencie, na evencie biznesowym mogą doprowadzić do całkowitego buntu grupy (i znam już przypadki guru rozwojowych, w Polsce, wywalonych przez grupę biznesową ze szkolenia i to za dość lightowe sprawy, w rodzaju niewystarczającego poziomu materiału).

c) w biznesie jednak dużo trudniej o rozmyte cele i czyste sprzedawanie marzeń. Jest to możliwe, zwłaszcza na krótką metę, ale jednak dużo trudniejsze. Tym bardziej, że tutaj wymówki p.t. „brak odpowiedniego wprowadzania wyników szkolenia/eventu”, choć realnie zdecydowanie bardziej uzasadnione, spotykają się jednak z większym oporem, bo sugerują, że to z organizacją jest coś nie tak – a to już może się odbić na czyjejś pracy lub bonusie.


Czy te obserwacje odnośnie wspólnych wzorców anty-guru są trafne? Nie wiem, może to tylko przypadkowe korelacje. Ot, coś, co warto mieć z tyłu głowy, hipoteza na przyszłość.


Reakcje na Anty-Guru

Były ogólnie dwojakie.

Osoby wspierające zwykle doceniały, że ktoś w końcu o tym mówi, niekiedy oferowały też ciekawe informacje dodatkowe o guru z kraju i ze świata. Niektórzy podawali również swoje przykłady, wiele osób pytało o inne osoby, których nie poruszałem.

Dla wielu osób było to też doświadczenie z zakresu przerażenia i złości – złości na siebie, że dało się wkręcać w takie rzeczy oraz przerażenia skalą i głębokością problemu. Nie jest to dużym zaskoczeniem – skoro nikt o tym w zasadzie wcześniej nie mówił, przynajmniej u nas (bo na zachodzie funkcjonuje np. Salty Droid), było to sporym tabu, to nagła konfrontacja ze skalą problemu może być szokująca.*

*Pewnym wyjątkiem był tu Bandler (choć niespecjalnie wierzę osobom, które twierdziły, że w jego opisie nie było nic nowego i wiedzieli i o Spitzerze i o Puceliku), co zdaje się potwierdzać tezę, że używa on swojej kontrowersji marketingowo.


Drugi rodzaj reakcji to – zwykle bardzo emocjonalne – zaprzeczenie i próby bezpośredniego lub pośredniego ataku na posłańca. Jeden z polskich guru bawił się nawet w publiczne, facebookowe fantazje n.t. tego, że chętnie by mi przywalił ;)

Chciałbym móc powiedzieć, że byłem zaskoczony brakiem merytoryczności odpowiedzi, ale niestety po prostu potwierdziły się moje przewidywania. Za jednym wyjątkiem – Pawłem D. (nie podawał nazwiska, więc uszanuję to), który podjął dyskusję n.t. faktów odnośnie Kerna i Syndykatu, pozostałe reakcje można przypisać do jednej z trzech głównych kategorii:

a) „może to prawda, że ten gość jest nieetycznym draniem, ale ja uważam jego materiały za świetne (bez uzasadnienia dlaczego lub z uzasadnieniem anegdotycznym) i nie obchodzi mnie kim jest ich autor”

b) „jesteś Królu zazdrosny, głupi, brzydki i w ogóle śmierdzisz, jak śmiesz tak pisać o tym gościu” – szczególnie barwny tutaj był jeden z przedstawicieli Robbinsa

c) „uważam, że dla mnie to działa – tu anegdota – więc to musi działać”

Mimo wielokrotnych deklaracji p.t. „chętnie skoryguję napisane teksty, jeśli gdzieś podałem błędne dane, proszę tylko o odpowiednie informacje”, takich informacji osoby krytykujące nie były w stanie podać, co sugeruje, że działają tu mechanizmy opisane w tekście o Krzyśku K.


Na osobną kategorię zasługują fani MLMu – fascynujące jest dla mnie to, że choć nie napisałem żadnego tekstu bezpośrednio o MLM, jedynie wspomniałem mimochodem o temacie przy opisie Kiyosakiego i jednym poście na FB, to ten temat ściągnął nie tylko najgorętszą dyskusję, ale też po prostu najwięcej chamstwa, emocjonalnych zagrywek, obelg, itp.


Podsumowując:

Choć wymagało to sporo pracy i było dość męczące*, jestem bardzo zadowolony z całego cyklu. Liczę – także patrząc po reakcjach obserwatorów – że  było to kilka sporych kamyczków do dyskusji n.t. świata rozwoju i problemów z nim powiązanych. A w efekcie do dyskusji o przyszłości tego świata i jego możliwościach rozwoju, bo problemy da się rozwiązać tylko wtedy, gdy jesteśmy ich świadomi i gotowi zrobić coś z nimi innego, niż tylko zamiatanie pod dywan.

*Niekiedy naprawdę miałem ochotę pisać o wszystkim, tylko nie o AG, mając wiele fajnych pomysłów do poruszenia – ale akurat był termin na taki post i już.

Ze swojej strony mogę tylko ponowić prośbę, z którą ten cykl zaczynałem. Sam nic tu nie zdziałam, mogę jedynie przyczynić się do czegoś dużo większego. Każdy kamyczek, który dorzucimy do próby zmiany całego systemu będzie miał wielkie efekty. Zapraszam Cię więc do dorzucenia swojego.


P.S.

Pytaliście o:

Na koniec chciałem się odnieść do wielu nazwisk, które przewinęły się w Waszych pytaniach, dosłownie po jednym zdaniu, moje opinie. Z definicji są to osoby, które nie zasłużyły na to, by trafić do anty-guru, ale które z jakiegoś powodu wzbudziły Wasze wątpliwości.

Brian Tracy -nie fanem merytorycznie (choć nie jestem też wrogiem, ot podstawowe materiały), natomiast nie wiem o niczym, co mógłbym mu zarzucić etycznie.

Stephen Covey – j.w.

Paul McKenna –  jego materiały są dość proste (co jest też wartością) i nie zgadzam się z niektórymi zagraniami (patrz np. recenzja), ale ogólnie rzecz biorąc McKenna nie ma na koncie żadnych syfów, a jego działalność rozwija rynek, zamiast mu szkodzić

Harv T. Eker – wiem, że jego przedstawiciele na zachodzie stosowali dość hardkorowy platform selling, nie spotkałem się z takimi informacjami bezpośrednio o nim (tzn. wiem, że stosuje PS, nie wiem czy na takim ostrym poziomie, który byłby już nieetyczny).

Joe Vitale – rozprawiał się już z nim Salty Droid – klasyczna bardzo droga oferta z bardzo kiepskimi efektami, natomiast nie ma chyba pozatym żadnych syfów.

Rhonda Byrne – „Sekret” to szkodliwa fantazja – więcej nie muszę chyba nic dodawać. Etycznie – kilka bardzo niefajnych zagrań wobec współpracowników, ale poza tym (i forsowaniem Sekretu) nie ma tu syfów.

Eckhart Tolle – mcduchowość, ale etycznie chyba ok.

Steve Pavlina – kiedyś guru rozwojowy, który mocno odleciał – w teorii w duchowość, w praktyce w nagły skok statusu i okazję do wyrywania kolejnych kobiet. Oficjalnie w imię „pełnego doświadczania wszystkich aspektów miłości” (nie, nie wymyśliłem tego). W praktyce doświadczył rozwodu, gdy jego żona powiedziała „dość”. To co obecnie i od paru lat piszę Pavlina – zdecydowanie odradzam. W tym co pisał wcześniej było nieco przydatnych materiałów, ale trudno mi ocenić ile z jego opowieści (np. sen polifazowy, dzięki któremu zyskał sławę) jest prawdziwych.

Win Wenger – kiedyś byłem wielkim fanem Wina, obecnie muszę chyba przysiąść i zweryfikować jego materiały, natomiast dużą zaletą jest tu zupełny brak etycznych machlojek i fakt, że można je zweryfikować za darmo (choć strona jest wybitnie nieprzyjazna). Na razie ostrożny plus.

Tony Buzan – etycznie chyba ok. Walnął nieco skrajnych głupot (np. Buzan’s Book of Genius), ale w gruncie rzeczy sprzedaje w kółko trzy techniki – szybkie czytanie, mnemotechniki i mapy myśli – i nawet się one sprawdzają, choć w mniejszym zakresie, niż reklamuje.


Odnośnie różnych polskich guru, którzy przewijali się w komentarzach i domniemaniach, powiem tak: uważam, że większość z nich to niekompetentne szuje (i jednocześnie nieźli sprzedawcy). Masowo stosowany jest platform selling, niektóre techniki sekciarskie i dużo bardzo wrednej manipulacji wobec klientów i współpracowników. A jednocześnie – i gwoli uczciwości muszę to przyznać – tak, to szuje, ale nie dochodzą jeszcze do poziomu draństwa Osho, Kerna czy Raya. Naprawdę nie zdziwi mnie, jeśli dojdą, prędzej czy później – pisałem już jakiś czas temu o tym, jak co niektórzy ich zwolennicy potrafią funkcjonować. Oczywiście, wolałbym, by do tego nie doszło, ale prędzej czy później jest to niemal gwarantowane.  Wiem o wielu indywidualnych, pokrzywdzonych przez nich ludziach, jednocześnie jednak nie mamy tu przypadków prób morderstwa, gwałtu, masowych oszustw na wielką skalę. Są draństwa i syfy, ale – może dzięki temu jak niewielki jest nasz rynek – draństwa i syfy które jeszcze nie sięgają poziomu zachodnich.*

*No, był jeden gość w kręgu szkoleniowym, który skrajnie i otwarcie łgał na każdy temat, przypisywał sobie współpracę z firmami i osobami, które nigdy o nim nie słyszały, do tego plagiat, machlojki finansowe, itp. Zbudował sobie na tym nawet niezłą markę, łącznie z występami w mediach. Tyle tylko, że od tego roku, z tego co wiem, został za swoje działania odesłany na długoterminowy pobyt w państwowym zerogwiazdkowym ośrodku turystyczno-edukacyjnym i ogląda świat z za krat. Litościwie spuśćmy zasłonę milczenia na jego tożsamość.


P.P.S.

A jeszcze tak na koniec, film, który idealnie podsumowuje:


Powrót do strony cyklu.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis