Kolejną osobą na liście anty-guru po Robercie Kiyosaki jest jego okazyjny współpracownik, Donald Trump.


Oficjalnie Donald jest człowiekiem sukcesu, wielkim biznesmenem na rynku nieruchomości, podawanym jako wzór dla rozwoju – zwłaszcza przez MLMowców, których razem z Kiyosakim wspiera.


A w rzeczywistości? Cóż, na zachodzie jest takie słówko jak „conman”, któremu najbliższy jest chyba nasz swojski „kanciarz”. Z tą różnicą, że „kanciarz” kojarzy się raczej z oszukiwaniem w kartach, a „conman” to facet, który sprzedaje naiwnemu wieże Eiffla „na złom”. Ktoś, kto żeruje na naiwności ludzi, niekoniecznie łamiąc prawo dosłownie- jeśli jest dość cwany* – ale zdecydowanie łamiąc jego ducha, tudzież wszelkie zasady etyczne.

Donald Trump jest podręcznikowym wręcz przykładem takiego właśnie kanciarza.

*Ze względu na to rozróżnienie łamania ducha prawa, a prawa wprost, nie chcę tu używać terminu „oszust”


Skąd więc jego pieniądze i sukces medialny?

Cóż, źródła są dwa. Jednym są wspomniane kanty, układy ustawione tak, że w razie sukcesu wygrywa Donald, a w razie porażki płacą naiwniacy, z których pieniędzy korzystał (jak np. inwestorzy Trump Entertainment Resorts czy Deutsche Bank, w którym się zapożyczał i której to pożyczki odmówił spłaty twierdząc, że recesja to przykład losowego wydarzenia porównywalnego z niemożliwą do przewidzenia powodzią…).

Drugim, dużo ważniejszym źródłem pieniędzy Donalda Trumpa był… Fred Trump. Jego ojciec. Faktyczny biznesmen, który zbudował prawdziwe imperium nieruchomości w latach 50-tych i 60-tych. To w oparciu o jego kontakty Donald próbował rozwijać swoją firmę, to dzięki jego wsparciu (i pożyczkom od rodziny) banki nie załatwiły Donalda przy okazji jego kolejnych bankructw.


Prawdziwy majatek?

Co jednak ważniejsze – to jego pieniądze składają się prawdopodobnie na cały majątek Donalda.

Fred Trump w momencie swojej śmierci zostawił dzieciom majątek warty co najmniej 400 milionów dolarów.

A ile warty jest majątek Donalda Trumpa?  Cóż, tu się pojawia ciekawa sprawa. Z jednej strony Forbes twierdzi, że warty jest ok. 3.2 miliarda dolarów. Jednak Forbes nie ma tu dostępu do surowych danych, sami redaktorzy przyznają, że w dużej mierze opierają się na własnych deklaracjach osób z list najbogatszych… A akurat Trump wielokrotnie sam do nich dzwonił i twierdził, że oceniają jego majątek na zbyt mały… bez żadnych konkretnych dowodów na to, oczywiście.

Z drugiej strony, w 2005 roku dziennikarz Timothy O’Brien opublikował artykuł, w którym odnosi się do trzech współpracowników Donalda, którzy szacują jego realny majątek na 150-250 milionów dolarów – a więc mniej, niż odziedziczył po ojcu. Również Deutsche Bank, w swoim pozwie, oszacował majątek Trumpa na sporo poniżej miliarda. Trump oczywiście protestował na to oszacowanie, pozwał również O’Briena o zniesławienie, ale sprawa została odrzucona, co sugeruje, że nie miał podstaw do takiego pozwu i O’Brien podał prawdziwe dane. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w historii Donalda mamy juz precedens – był już taki moment w jego historii, na początku lat 90-tych ubiegłego wieku, że jego realny majątek składał się miliardowego zadłużenia, a w tamtym czasie gorąco temu zaprzeczał i twierdził, że jego majątek jest ogromny. Nie ma powodu by uznawać, że teraz sytuacja szczególnie się zmieniła.


Charyzma płynąca z arogancji

Dla jasności – Trumpowi nie można odmówić swego rodzaju charyzmy, płynącej głownie z demonstrowania niezachwianego, skrajnie aroganckiego przekonania o własnej słuszności i wyjątkowości. To w oparciu o nią był w stanie negocjować z bankami, to dzięki niej zrobił furorę w amerykańskim programie The Apprentice. Ale koniec końców, to po prostu poza. Demonstruje to choćby niedawna afera twitterowa, której był głównym bohaterem.

Jego bójka (bo inaczej nie da się tego opisać) na twitterze z Lordem Alanem Sugarem pokazała światu prawdziwe oblicze Trumpa – niedojrzałego, aroganckiego bufona. Serio, brałem udział w naprawdę żałosnych bójkach internetowych, ale to co pokazał tam Trump przebija wszystko.

Ciekawe jest jednak to, czego ta bójka dotyczyła – Trump sprzeciwia się bowiem odnawialnym źródłom energii w Szkocji (wiatrakom), gdyż uważa, że te stanęłyby na przeszkodzie jego projektowi ekskluzywnych pól golfowych. Gdy próbował wymusić na rządzie Szkocji rezygnacje z tych planów, twierdził, że wiatraki zaszkodzą turystyce. Zapytany o dowody na takie twierdzenie, odpowiedział, jakże pokornie „Ja jestem dowodem”

Nie, to nie błąd w tłumaczeniu – oryginalnie było „I am the evidence”

Czy naprawdę trzeba coś dodawać?


Podsumowując – Trump to w mojej ocenie bufon i kanciarz, naciągający inwestorów i pozujący na biznesmena. Kanciarz z łutem szczęścia, jakim był bogaty ojciec, faktyczny biznesmen, którego spadek Trump stopniowo przepuszcza. Zachęcam do trzymania się z daleka od jego „porad” nt. biznesu, bo są to porady szkodzące w biznesie, a nie wspierające go.


A co zamiast?

Wspomniane już przy Kiyosakim  „Sekrety Amerykańskich Milionerów” Stanleya i Denko, albo np. „Od nędzy do pieniędzy” Tadeusza Witkowicza.

ASBIRO i materiały z nimi związane.


Powrót do strony cyklu.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis