Ludzki mózg jest maszyną do dostrzegania wzorców. Widzi je nawet tam, gdzie żadnych wzorców nie ma. Dlatego staram się być bardzo ostrożny wobec wzorców, które sam niekiedy wydaję się dostrzegać. Wiem, że może to być zwykłe złudzenie, że mój mózg daje się oszukiwać równie łatwo, jak każdy inny. Nie znaczy to jednak, że takie wzory zupełnie ignoruje, raczej odkładam je na bok i weryfikuje, gdy trafiam na nowe informacje lub perspektywy. 

 

 

Przez lata jednym z takich wzorców, który rzucał mi się w oczy była pewna cykliczność zmiany. Tendencja już przepracowanych kwestii do nawracania co jakiś czas. Na przykład ktoś niby już przepracował tendencje do pracocholizmu, ale po jakimś czasie problem nawracał. Przy czym zwykle te nawracające kwestie miały nieco inną jakość. Owszem, dotyczyły tego samego lub podobnego obszaru. Owszem, dotykały rzeczy, które już się wydawały być zamknięte. Jednocześnie jednak nie były w takich wypadkach powrotem 1:1. Wspomniany pracocholizm mógł się np. przestać objawiać w głównej pracy zawodowej, ale wciąż powracał w projektach, które dana osoba robiła po godzinach. Z jednej strony problem był w jakimś sensie rozwiązany. Z drugiej wciaż był aktualny. Co więcej, nawet przy kolejnych przepracowaniach, po jakimś czasie problemy często wracały w nowym wydaniu.

 

 

Żeby być nieco bardziej obrazowym, weźmy na warsztat kilka kwestii:

  • Franek ma problem z syndromem oszusta, poczuciem, że nie jest tak dobry, jak innym się wydaje i że będą zawiedzeni, jeśli się dowiedzą o „prawdzie”. Po początkowej pracy z problemem czuje się pewniej, łatwiej podejmuje wyzwania. Po dwóch latach zmienia stanowisko na mające zupełnie nowy zakres obowiazków i syndrom oszusta powraca, choć słabszy niż wcześniej. Kilka wydarzeń w pracy sprawia w końcu, że przestaje się tym tak przejmować i syndrom robi się dużo lżejszy. Hobbistycznie zaczyna jednak działalność w zupełnie innym obszarze i tam znów syndrom oszusta się przejawia, choć na inny sposób i dużo delikatniej.
  • Agnieszka ma kłopot ze stawianiem granic w relacjach. Uczy się tego w toku terapii i jest w stanie dzięki temu zakończyć kilka problematycznych relcji w jakich funkcjonowała. Jednocześnie po roku łapie się na tym, że w nowych relacjach problem częściowo powrócił. Koryguje go, stawiając nowe granice w bieżących relacjach i zmieniając je na zdrowsze dla siebie. Mijają dwa lata i zdaje sobie sprawę, że znów ma problemy z granicami w związku – mniejsze, ale znów zgadza się na ich naruszanie.
  • Marek ma tendencję do konfliktów w relacjach. Przepracował to, dzięki czemu w bliskich relacjach konflikty prawie nie występują, ale po jakimś czasie łapie się na tym, że w pracy potrafi się kłócić z kolegami o trywialne kwestie. Dokładniej, zauważa, że w pewnym momencie liczba tych kłótni robi się dużo większa niż wcześniej i zaczynają bardziej doskwierać. Przepracowuje też to i przez dłuższy czas jest wszystko ok, po czym po dwóch latach zauważa, że nabrał nawyku wykłócania się i targowania w sklepach, nawet gdy nie ma to większego sensu.

 

 

Klasyczna psychoanalityczna interpretacja brzmiałaby tutaj „pracujemy z objawami, a nie z przyczyną, więc przyczyna generuje nowe objawy”… Ale emocje nie są systemem hydraulicznym, jak zakładała psychoanaliza, więc tą koncepcję odrzucamy.

W niektórych przypadkach można by mówić o tym, że problem nie został wystarczająco głęboko czy szeroko przepracowany. Może z Frankiem należało przerobić jeszcze inne scenariusze, niż te, które przerobił z coachem i które dotyczyły jego pracy. No ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich możliwych scenariuszy i dążyć do skrajnego uogólnienia wszystkich opcji. Jasne, czasem tak będzie i czasem zabraknie przerobienia takich kwestii. Sam pamiętam klientkę sprzed laty, która bała się rozprawy sądowej, pracowaliśmy nad zyskaniem do sytuacji dystansu… Tylko nie przewidzieliśmy i nie przygotowaliśmy jej na to, że jej adwokat może nie dotrzeć na rozprawę, co niestety miało miejsce. To powiedziawszy, trudno przewidzieć w wypadku Franka, że za dwa lata zajmie się nowym hobby, na którym za cztery lata będzie chciał zarabiać i z wyprzedzeniem przepracować również takie hobby.

Została więc mi wspomniana obserwacja o cykliczności problemów, coś co na własną potrzebę reprezentowałem jako pewną spiralę zmiany. Ważnym elementem wzorca, który dostrzegałem była bowiem pewna rytmiczność powrotu tych problemów, ich regularność. Mógłby tu pasować okrąg, ale jednak jakość tych problemów zmieniała się, zwykle kolejne nawroty były mniej dotkliwe, stąd spirala wydawała się być lepszą reprezentacją. Coś na bazie okręgu, ale jednak każdy nawrót stawia nas w nieco innym miejscu. Wciąż jednak była to po prostu moja luźna obserwacja.

 

 

 

 

Dlatego miłym zaskoczeniem było dla mnie trafienie na podobny model w „Come Together” nowej książce seksuolożki Emily Nagoski. Autorka porusza tam kwestie, z którą zgłasza się do niej bardzo duże grono pacjentek i pacjentów – „Czy jestem normalna/y? Czy nie jest ze mną coś nie tak, czy nie jestem dziwadłem, zepsuty/a w środku, człowiekiem-porażką?”

Mamy bowiem tendencje do myślenia o różnych obszarach naszego życia jako o będących na pewnej liniowej skali od „zepsute” przez „normalne” aż po „idealne”  (W kontekście poruszanym przez Nagoski dotyczy to seksualności, ale może to dotyczyć absolutnie każdego obszaru.) Tymczasem rzeczywistość tak nie działa, a przynajmniej nie w większości obszarów naszego życia. To nie liniowa skala. To nie postać w RPGu, której dorzucamy kolejne punkty do cechy.

Zamiast tego Nagoski proponuje model cykliczny. Ciągłe przejścia między „woundedness” i „healing”. Między „zranieniem” i „zdrowieniem”. Czasem jesteśmy w tym cyklu na jednym etapie, czasem na drugim, ale cykl nie ma jasnego końca. Czasem pojawią się nowe rany – np. przepracujesz blizny relacyjne związane z zachowaniem rodziców, ale mogą się pojawić nowe, ze względu na zachowanie osoby partnerskiej w związku. Czasem stare, zaleczone rany otworzą się na nowo. Może słabiej, może nieco inaczej, ale przejawiając podobne efekty. Znów będą leczone, znów będziemy przechodzić proces zdrowienia, po czym po jakimś czasie znów się odbiją. 

 

 

Oczywiście taka spirala/cykl może być bardzo frustrujący. W końcu chcemy myśleć o naszych problemach jako o liniowej ścieżce. O czymś co w końcu przepracujemy i potem „żyjemy długo i szczęśliwie”. Jesteśmy też do tego warunkowani kulturowo, przez historie, które sobie opowiadamy. Pod tym kątem jestem ciekawy czy inne kultury nie mają tutaj nieco łatwiej. Np. Japończycy z ich „Tsuyoku Naritai„, ciągłym zmaganiem się z coraz trudniejszymi i trudniejszymi wyzwaniami, co doskonale wpisuje się w model spirali lub cyklu zranienia-zdrowienia.

Nawet jeśli sami nie wychowaliśmy się w takim modelu, może być warto na niego przejść. Daje bowiem szereg istotnych korzyści. Przede wszystkim przestajemy myśleć o sobie w kategorii zepsutych czy dziwnych. Ograniczamy też frustrację pt. „kiedy w końcu będę normalny”, „czemu zawsze muszę taka być”, itp. Wiemy, że znajdujemy się w pewnym cyklu. Może w lepszej jego fazie, może w gorszej. Jeśli w lepszej, możemy się tym cieszyć. Jeśli w gorszej, możemy się pocieszać perspektywą zdrowienia i tym, że to czego doswiadczamy jest czymś przejściowym, jakkolwiek frustrujące by nie było. Dużo łatwiej też wyjść z perspektywy porównywania się i normalności na to co służy nam i co jest dla nas ważne. Można też mieć świadomość, że kolejne fazy zranienia będą się pojawiały i lepiej na nie przygotować. Np. wiedzieć, że może będzie potrzeba w pewnych sytuacjach odpuścić. Albo z wyprzedzeniem brać na siebie mniejsze obciążenie, wiedząc, że prawdopodobnie w danym zakresie będzie nam trudniej.

(Oczywiście takie podejście nie jest rozwiazaniem dla wszystkiego. Przewlekłe choroby, poważne problemy życiowe, niesprawiedliwe systemy w jakich funkcjonujemy: to wszystko rzeczywistość, która może nas spotkać. Rzeczywistość, która może wymagać poważnych systemowych interwencji. Rzeczywistość, która może być po prostu bardzo nieuczciwa i krzywdząca. Nie chodzi tu o pozytywicę i udawanie, że takich rzeczy nie ma. Chodzi o kolejne narzędzie, które potencjalnie może pomóc funkcjonować nawet w takich sytuacjach, co nijak nie znosi potrzeby rozwiązania/zmiany szerszych sytuacji.)

 

 

Odnosząc ten model do przytoczonych wcześniej przykładów:

  • Franek może więc przestać się przejmować tym, czy kiedyś w końcu „naprawdę w siebie uwierzy”. Zamiast tego wie, że miewa konkretne tendencje, pracuje nad nimi, ale też gdy wchodzi w nowy obszar przygotowuje się na to, że syndrom oszusta może nawrócić i od razu przechodzi do jego redukcji.
  • Agnieszka może przestać czuć się winna temu, że znów coś jest nie tak z jej granicami. Ze świadomością, że ma taki trend postanawia regularnie co miesiąc robić podsumowania w tym zakresie, by wyłapywać gdzie może wracać do niezdrowych wzorców i reagować na to z wyprzedzeniem.
  • Marek może przestać myśleć, że coś jest z nim nie tak, a zamiast tego zauważyć, że w trudniejszych okresach życia uruchamia mu się taka tendencja i np. dążyć do zredukowania interakcji z innymi ludźmi w takich sytuacjach, jeśli chce uniknąć sporów.

 

 

To jedna z tych drobnych zmian perspektywy, które wydają się wręcz trywialne, ale mogą dać dużą ulgę. Bo wszyscy mamy rany, w różnych obszarach, które mogą się na nowo otwierać. Wszyscy będziemy w różnych sytuacjach gromadzili nowe. Oby jak najmniej, ale będziemy. Wszyscy jesteśmy poddawani licznym problematycznym wpływom społecznym, które też mogą być źródłem nowych ran. Cykl zranienia-zdrowienia, spirala powtarzających się problemów będą u nas prawdopodobnie zachodzić do końca naszego życia. Ale nie ma w tym nic złego. To po prostu element bycia człowiekiem.

 

 


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis