W komentarzach do poprzednich odsłon cyklu Anty-Guru najczęściej pojawiają się pytania o dwóch – Osho i Robbinsa. Żeby dobrze oddać problemy z Robbinsem potrzebowałbym najpierw opisać Franka Kerna, dlatego zdecydowałem się zacząć od drugiej z oczekiwanych postaci: Chandra Mohan Jain’a.
Kogo? Zapytają praktycznie wszyscy? Cóż, po trzydziestu latach życia facet zmienił swoje imie na Acharya Rajneesh. Wciąż nic nie mówi? To może Bhagwan Shree Rajneesh? Znów sam sobie dobrał to imię, a dodajmy, że w luźnym tłumaczeniu brzmi ono „Błogosławiony Pan Rajneesh”.
„Oświecony Pan Rajneesh” nic Ci nie mówi?
To może „Osho?, jego finalna marka… znaczy się imie?
Historia
Osho urodził się w Indiach. Dotknięty za młodu śmiercią ukochanego dziadka oraz kuzynki, zaczął się w pewien sposób fascynować tematyką śmierci. Buntowniczy, ale zdolny uczeń, świetny w debatach, o silnie antyteistycznych poglądach. Podkreślam te kwestie, ponieważ będą one miały wpływ na jego późniejszą filozofię.
Przyjęty na uniwersytet musiał go opuścić po konflikcie z wykładowcą. W kolejnym, do którego uczęszczał jego zachowanie było tak problematyczne – nieustanny konflikt z wykładowcami – że dostał nakaz nie chodzenia na zajęcia i przychodzenia tylko na egzaminy. Po latach twierdził, że to na początku tego okresu został oświecony. W końcu uzyskał magisterium filozofii i został popularnym wykładowcą na jednym z uniwersytetów.
Lata 60-te i 70-te
Równolegle zaczął podróżować po Indiach przyjmując wspomniane imię Acharya Rajneesh („Nauczyciel Rajneesh” lub „Profesor Rajneesh”), prowadząc wykłady w których krytykował socjalizm, ortodoksyjną religię i Ghandiego, a promował kapitalizm, naukę, technologię i antykoncepcję. Kontrowersyjność jego wypowiedzi znalazła mu wielu chętnych, często majętnych sponsorów, którzy fundowali jego życie. Po kolejnych kontrowersyjnych wystąpieniach, odszedł ze swojej pracy uniwersyteckiej za sugestią władz tego przybytku.
Skupił się na promocji swojej Dynamicznej Medytacji oraz swoich poglądów n.t. swobody seksualnej, zyskując sobie tym medialny przydomek „Sex-Guru”. Jednocześnie sam zmienił swoje imię na „Błogosławiony Pan Rajneesh”, niewątpliwie w akcie głębokiej pokory. Z przyczyn zdrowotnych przeniósł się do Poona, gdzie założył swój ashram (połączenie świątyni i miejsca dla społeczności zgromadzonej wokół guru), który funkcjonuje do dziś. W tym czasie jego wykłady zaczęły odchodzić od dość intelektualnego stylu, zmierzając zamiast tego w stronę rasistowskich i zbereźnych dowcipów.
Lata 60-te i 70-te to okres „wielkiej duchowej migracji”, gdy wielu ludzi z zachodu, zwłaszcza z USA, jechało do Indii w poszukiwaniu tego, co miało być prawdziwą duchowością. Ci, którzy trafili do ashramu Rajneesha później opisywali, jak aby się utrzymać zajmowali się prostytucją i handlem narkotykami – za wiedzą i błogosławieństwem Osho. Wzorowany na podejściach G.J. Gurdżijewa ashram Osho miał zresztą wiele innych patologii, m.in. „terapeutyczne” grupy spotkaniowe, gdzie regularnie dochodziło do dość poważnych aktów przemocy – rzekomo w celach terapeutycznych.
Z czasem kontrowersje wokół ashramu robiły się coraz większe – do tego stopnia, że turyści zmierzający do niego zaczęli nie otrzymywać wiz wjazdowych do Indii, a sam Osho zaliczył nieudany zamach na swoje życie w wykonaniu młodego hinduskiego fundamentalisty.
To w Poona Osho zaczął nagrywać swoje przemówienia – przygniatająca większość jego wydanych książek to właśnie zapis takich przemówień, a więc pochodzą z czasów, gdy działanie Osho zaczęło się robić coraz bardziej wątpliwe.
Ucieczka do stanów
Gdy władze zaczęły poważnie zajmować się sytuacją w jego Ashramie, Rajneesh zdecydował się przenieść do USA, rzekomo w oparciu o turystyczną wizę medyczną (później przyznał się do oszustwa imigracyjnego). Jego wierni kupili w stanie Oregon ranczo, które zamienili w komunę. Komuna Osho, Rajneeshpuram, od początku była w głębokim konflikcie z lokalnymi mieszkańcami. Przywódcy komuny, wybrani z błogosławieństwem Osho, byli agresywni, roszczeniowi i niecierpliwi, oraz głęboko manipulatywni. Np. w pewnym momencie sprowadzili do siebie rzesze bezdomnych z innych miast USA, by spróbować wpłynąć na wynik wyborów. Po ich zakończeniu, rozwieźli bezdomnych po okolicznych miasteczkach, zrzucając na stan Oregon koszta odwiezienia ich z powrotem do ich oryginalnego miejsca zamieszkania.
Osho w tym czasie w dużej mierze wycofał się z aktywnego życia, jego wierni widzieli go głównie wtedy, gdy jeździł sobie po komunie jednym ze swoich 93 rolls-royce’ów. Albo gdy domagał się od nich zwiększenia tej kolekcji – z ich datków- do 365, po jednym na każdy dzień roku. W tym czasie zaczęły się też pojawiać jego różne apokaliptyczne wizje – a to ludzkość miała być zniszczona przez wojnę atomową w latach 90-tych, a to 2/3 ludzkości miało umrzeć na AIDS. Być może wpływ na te wizje miały uzależnienie Osho od dizepamu i gazu rozweselającego.
Gdy Osho był wycofany z publicznego życia, kontrolę nad komuną sprawowała Sheela Silverman, jego sekretarka. Zaczęła mieć na tyle duży wpływ na życie sekty, że w pewnym momencie doszło do jawnego konfliktu o władzę między nią i Osho – konfliktu, który zakończył się wygnaniem Sheeli i jej popleczników, a później ich aresztowaniem, gdy Osho ujawnił, że byli odpowiedzialni za akt bioterroryzmu, próbę wpłynięcia na wybory poprzez zarażanie ludzi salmonellą. Nie jest bynajmniej jasne, czy to nie Osho stał za tymi atakami, a pokonana rywalka stała się jedynie dobrym kozłem ofiarnym. Wielu uczniów z tego okresu, podobnie jak przedstawiciele prawa studiujące liczne nagrania z podsłuchów założonych przez Sheelę, wskazują na to, że Osho był jak najbardziej zwolennikiem morderstw w obrębie swojej komuny (i poza nią), jeśli miałoby to służyć umocnieniu komuny. Przy okazji – i wiem, to wchodzi wręcz w komiczny czarny charakter – Osho zachwalał Hitlera jako wielkiego człowieka, mającego swoją wizję -choć był świadomy, że nie może takich poglądów głosić publicznie.
Jak przyszło na dobrą czystkę, Osho świętował pokonanie przeciwniczki poprzez symboliczne spalenie kompilacji swoich nauk wydanych przez Sheelę – razem je z ceremonialnym płaszczem.
Deportacja i koniec
Te wszystkie kwestie sprawiły, że władze USA zaczęły się poważnie interesować Osho. W 1985 Osho i jego towarzysze zostali aresztowani przy próbie opuszczenia kraju w celu uniknięcia spraw imigracyjnych. Na pokładzie ich samolotu znaleziono 58 tysięcy dolarów oraz zegarki i bransoletki o wartości miliona dolarów. W sądzie poszedł na ugodę i został zmuszony do opuszczenia stanów.
Gdy dotarł do Indii, natychmiast określił USA jako źródło wszelkiego zła i wielkiego potwora, który zniszczy świat. Przez następnych kilka miesięcy błąkał się po świecie, nie uzyskując pozwolenia na wstęp do większości krajów, do których próbował się dostać (za wyjątkiem Urugwaju), aż w końcu wrócił do Indii do Poony. Jego zachowanie stawało się coraz bardziej dziecinne – potrafił np. straszyć swoich uczniów głodówką w złości na to, że jego samochody i zegarki zostały zarekwirowane w USA. To w Poona, w 1989 roku przyjął imię Osho. Zmarł w 1990 na atak serca.
Oświecenie
Powiedzmy sobie szczerze – trudno mi oceniać kwestie rzekomego oświecenia Osho o tyle, że uważam „oświecenie” za patologię psychologiczną – za drugi koniec skali względem katatonii. Tam, gdzie katatonia jest zamknięciem się zupełnie na bodźce zewnętrzne i skupieniem na bodźcach wewnętrznych, tak oświecenie jest zamknięciem się na bodźce wewnętrzne i skupieniem na bodźcach zewnętrznych. Obydwa te stany są patologiczne, gdyż odcinają dostęp do istotnego obszaru życia – obszaru, który nie znika sam z siebie tylko dlatego, że pacjent ma akurat katatonię czy oświecenie. Obszaru, który wciąż wpływa na funkcjonowanie tej osoby, nawet jeśli poza jej świadomością. Choć pacjent w katatonii nie reaguje na zastrzyk, benzodiapezany, które dostaje w tym zastrzyku, mogą go z tego stanu wyciągnąć. Podobnie, choć pacjent z oświeceniem nie reaguje na swoje wewnętrzne procesy, te procesy wpływają w realny sposób na jego zachowanie – co, jeśli przyjmiemy jego deklaracje oświecenia za prawdę, doskonale było widać w przypadku Osho.
Jak by nie było, uczniowie Rajneesha (np. Calder), z czasów zanim jeszcze zaczął się zwać Bhagwanem, spójnie odnotowują bardzo negatywne zmiany, jakie zaszły u niego w latach 70-tych i później. Źródło tych zmian wydaje się być dość jasne – Rejneesh, niewątpliwie inteligentny, był też bardzo mało tolerancyjny wobec autorytetów (zapewne więc również wobec krytyki), a jednocześnie dość szybko zaczął otaczać się wielbiącymi go uczniami, izolując się jednocześnie od „normalnych” ludzi. Im dalej w jego życiu – Poona, USA, potem powrót do Poona -tym bardziej ta izolacja się pogłębiała i tym bardziej Osho tracił jakikolwiek kontakt z rzeczywistością i tym głębiej wierzył w swoją wyjątkowość.
Jeśli faktycznie był oświecony, to stan ten jeszcze pogłębiał jego zaślepienie na własną pychę i zagubienie.
Kłamstwa, seks i manipulacje
Osho znany był z tego, że wielokrotnie zmieniał zdanie – raz np. twierdził,że w poprzednich wcieleniach był wielkim guru i usprawiedliwiał seks ze swoimi uczennicami jako akt, który ma im przynieść oświecenie w przyszłych wcieleniach, by po jakimś czasie twierdzić, że reinkarnacja i idea wcieleń to błędna interpretacja innego zjawiska. Zresztą jeśli porównamy jego wykłady, znajdziemy sprzeczności w niemal każdym obszarze – a pamiętajmy, że miał być oświecony już od 23 roku życia! Czy w toku jego oświecenia prawda aż tak się zmieniała?
Jego ego równało się z ego Trumpa, potrafił np. stwierdzić,że nigdy w życiu nie popełnił błędu i że jego religia jest jedyną religią- twierdzenie rywalizujące o najbardziej arogancką wypowiedź w historii z Trumpowskim „Ja jestem dowodami”. Podobnie jak Trump sporą część swoich lektur poświęcał atakom na swoich przeciwników i pysznieniem się swoją rosnącą „trzódką”.
Jego manipulacja wiernymi była bardzo silna, łącznie z doprowadzeniem do samobójczej śmierci jego głównej partnerki, Vivek, która przedawkowała leki na tydzień przed jego urodzinami. Powtórzmy to – oświecony, guru sekty, wybitnie rzekomo rozwinięta duchowo osoba, doprowadziła do samobójczej śmierci swojej głównej partnerki, wiernej i osoby, z którą przez lata był chyba najbliżej związany. Taki był realny wpływ Osho na jego wiernych.
Prace
Pomijając nawet wewnętrzną sprzeczność tekstów Osho, ich wartość jest w zasadzie żadna. To klasyczna dla wielu guru eklektyczna mieszanka dobrze brzmiących fragmencików z różnych ideologii i filozofii, podlana odrobiną anarchii, antyteizmu i wolności seksualnej. (Ale tylko wobec ludzi poniżej 60-go roku życia, seks po 60-tce to największa obrzydliwość… nie to co seks z 15-latką. Twierdzenie to utrzymało się prawdopodobnie tylko dlatego, że sam Osho zmarł w wieku 58 lat). Przynajmniej trzy jego książki zostały podyktowane pod bezpośrednim wpływem gazu rozweselającego i diazepamu (Valium). Pamiętam, jak jakiś czas temu jeden z trenerów rozwoju osobistego w Polsce zachwycał się Osho, pokazując nagranie wywiadu z Osho, wskazując na jego niemrugające oczy i mówiąc „to nie są oczy człowieka”. No fakt – to oczy ćpuna pod silnym wpływem narkotycznym.
Ponieważ Osho mówił wszystko, o wszystkim, dla wszystkich (za wyjątkiem seksu dla 65-latków, ale to była niewielka nisza za jego czasów), praktycznie każdy może sobie znaleźć w jego książkach jakieś fajnie brzmiące, emocjonalnie atrakcyjne „prawdy”, których może się trzymać. Tak długo, oczywiście, jak długo nie będzie czytał zbyt krytycznie, a ew. sprzeczności reinterpretował, uznawał za „testy”, ignorował czy w inny sposób redukował ich wpływ.
Jeśli jednak podejść do nich systematycznie – cała układanka rozpadnie się i zostaniemy z eklektycznym, wewnętrznie sprzecznym bełkotem, mającym trafić do wszystkich i każdego z osobna.
Podsumowując
Być może Osho był oświecony. Na pewno był głęboko zaburzony – ekstremalny, zdziecinniały narcyz, ostry ćpun, socjopata rozważający morderstwo jako sposób na zwiększenie swoich wpływów, guru wykorzystujący do cna swoich wiernych, Osho, zwłaszcza w późniejszym etapie swojego życia, stał się wręcz karykaturą czarnego charakteru. Naprawdę niewiele osób zdołało w życiu upaść tak bardzo i tak daleko jak on, a wszystko w wyniku narcyzmu i zamknięciu się w kręgu swoich wiernych.
Jego rady i rozwiązania są w najlepszym razie płytkim bełkotem, w najgorszym są niebezpieczne. Jego wierni stawali się gorszymi, nie lepszymi ludźmi.
Jedyne wyjaśnienie jego sukcesu na świecie, to właśnie owo płytkie „pisanie o wszystkim, wszystkiego, dla wszystkich”, przez co każdy, kto nie będzie choć odrobinę sceptyczny, może znaleźć dla siebie jakiś przekaz – nie stanowiący bynajmniej części spójnej całości – który będzie emocjonalnie atrakcyjny. Ot, taki McGuru, tylko z socjopatycznymi skłonnościami. Oraz fakt, że jego fani zwykle nie zadają sobie trudu sprawdzenia co kryje się za maską „mądrego wschodniego guru”. A kryje się człowiek – wybitnie ułomny, głęboko zaburzony, skrajnie nieetyczny człowiek.
Zdecydowanie zachęcam do trzymania się z daleka od prac tego człowieka.
Co w zamian:
Jeśli chcesz naprawdę ćwiczyć duchowość, moja propozycja dla Ciebie jest prosta – zostań wolontariuszem w hospicjum, kuchni dla bezdomnych, itp. Skup się na swojej pracy i na robieniu jej dobrze. Nie pozwalaj sobie na dumę czy pychę z tego, że ją wykonujesz, ani że się niby rozwijasz duchowo, ani nawet na fantazje o tym, że się rozwijasz – jeśli takie emocje się pojawią, przepracuj je. Nie pozwalaj sobie na dumę czy pychę z tego, że przepracowałeś emocje dumy czy pychy, bo to kolejna pułapka.
Prawdopodobnie będzie to najbardziej rozwijające duchowo doświadczenie Twojego życia.
Jeśli miałbym polecić jakieś publikacje, to – ze świadomością, że i jemu można niestety nieco zarzucić – Idries Shah i jego książki, zwłaszcza późniejsze, są moim zdaniem cenne.