Ogromny sukces wydawniczy Michała Szafrańskiego – milion zarobiony na sprzedaży wydanej przez niego książki – rozbudził wyobraźnię wielu osób. Dość dawania się wysysać krwiopijcom-wydawcom! Czas wydać samemu i dorobić się milionów! Albo przynajmniej miliona!

Pomyślałem więc, że warto spróbować zrobić małą analizę tematu. Niestety, nie mam ani nie jestem w stanie zebrać takiej ilości danych na temat tzw. self-publishingu, aby móc wyciągnąć jakieś ostateczne wnioski w temacie. To co udało mi się zrobić, to zebrać nieco studiów przypadku, ze strony różnych osób o różnym zasięgu w internecie i postarać się je jakoś zagregować.

Dlaczego to robię?

Co za różnica, czy ktoś wyda książkę przez self-publishing, czy z wydawcą? Jego biznes, po co tu kombinować?

Oczywiście, wybór zawsze należy do danej osoby. Jednocześnie po takim sukcesie jak ten osiągnięty przez Michała łatwo ulec fantazjom o jego prostym powtórzeniu. Michał miał jednak przewagę, jakiej nie ma praktycznie nikt inny na rynku – gigantyczny zasięg bloga, który w ostatnich miesiącach zaliczał, wg. SimilarWeb, koło miliona odsłon miesięcznie. Niewiele osób na rynku może pochwalić się czymś nawet zbliżonym do tych wyników, częściej będzie to raczej  kilkadziesiąt, może dolnych kilkaset tysięcy. Tymczasem o ile napisanie książki dla tradycyjnego wydawcy kosztuje nas tylko czas, o tyle ta sama książka w formie self-publishingu oznacza zamrożenie kilku, niekiedy kilkunastu tysięcy złotych (w zależności od nakładu, formatu, tego czy zdecydujemy się na zatrudnienie profesjonalnego korektora i redaktora, nie licząc nawet kwestii reklamy). Jeśli zainwestowanie i potencjalna strata takiej kwoty nie jest dla Ciebie problemem, nie ma oczywiście o czym mówić. Boję się, że dla dużej części osób chcących się dorobić bezpośrednio na wydanej książce, będzie to jednak problematyczna sytuacja.

Dlatego postanowiłem porównać self-publishing z wydawaniem u „normalnego” wydawcy. Dla jasności, będę mówił przede wszystkim o dochodach z samej książki. Jasne, jej opublikowanie daje inne profity. Np. na „Pewności Siebie” zarobiłem dużo więcej na klientach przychodzących po lekturze książki, niż na sprzedaży samej książki. Ale to już nieco ciężej się mierzy, dlatego chciałem skupić się na samej publikacji.


Ścieżka tradycyjna

Piszesz do wydawcy z propozycją książki (albo on odzywa się do Ciebie). Zarabiasz wtedy 10-20% od ceny hurtowej książki (typowo będzie to 2-3 zł na egzemplarzu, czasem mniej, czasem więcej) i 20-30% od ceny ebooka (które to ebooki schodzą jednak dobrze dopiero poniżej 10 zł/sztuka, licz więc znowu 2-3 zł/egzemplarz). Jeśli chcesz dostać więcej, możesz nabyć swoje książki od wydawcy i je dalej odsprzedawać (bo autorsko dostaniesz kilka-kilkanaście egzemplarzy w gratisie). Wtedy możesz wynegocjować lepszą cenę. Wątpliwe, żeby aż 50% które mają Empiki i inne Matrasy, ale zniżka ok. 30% od ceny okładkowej jest realistyczną pierwszą ofertą od wydawcy. Tych 30% może być Twoim zyskiem w sprzedaży – to również „mrożenie” pieniędzy, ale na mniejszą skalę, bo możesz na raz kupić np. 50 egzemplarzy, a nie 1000.

Realistyczna sprzedaż nowej książki przez wydawcę to ok. 1000 sztuk, może trochę więcej. Możesz więc liczyć na ok. 3-4 tys zł. czystego zarobku, więcej, jeśli współuczestniczysz w sprzedaży. Oczywiście, im więcej sprzedasz, tym większy zysk, realistycznie jednak większość poradników schodzi w kilkuset do tysiąca kilkuset egzemplarzach. Niektórzy popularniejsi autorzy mogą liczyć na kilka tysięcy, zdarzają się też pojedyncze strzały na kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy, ale są to dość rzadkie sytuacje. Dużo zależy tu też m.in. od wsparcia wydawcy – niestety zwykle w przypadku poradników jest ono bardzo symboliczne, co przekłada się też na gorsze wyniki. U mnie najlepszy wynik miała Pewność Siebie (niestety dokładnego nie znam, bo komunikacja z wydawcą jest dość problematyczna, a książka była pisana na ryczałt/stałą kwotę) – wiem, że kilka lat temu przekroczyła 15 tys egzemplarzy. Miała jednak do tego naprawdę solidne wsparcie wydawcy w mediach (liczne wywiady, itp.), czego zabrakło większości innych moich książek.

Dwie dodatkowe zalety wydania w tradycyjnym wydawnictwie:

a) łatwiej dotrzeć do zupełnie nowych odbiorców

b) jest to postrzegane jako bardziej prestiżowe i wiarygodne (choć tu dużo zależy od wydawnictwa, inny będzie prestiż wydania w Sensus, a inny w GWP)


Self-publishing internetowy

Pośrednią opcją między wydaniem bezpośrednio u wydawcy, a inwestowaniem w self publishing, jest opublikowanie swojej książki samemu w formie e-booka. Redukuje to koszta (potencjalnie do zera, choć rezygnacja z korekty może boleć), ale mocno zawęża realne dochody. Tu dużo zależy od platformy – są milionerzy Kindle’owi, zarabiający fortunę na ebookach. Tam zwykle sprawdza się wydanie dużej ilości krótkich i tanich książek („za dolara”), które czytelnicy kupują masowo, po kilka-kilkanaście na raz. Jeśli jednak chodzi o wydanie e-booka tylko na swojej stronie, tu nie oczekiwałbym zbyt dużej sprzedaży. Przyznam, nie szukałem tu danych zewnętrznych, ale patrząc na sprzedaż nawet klasycznych książek tylko ze stron autorów, może być tu słabo. To co mogę podać, to moje własne dane, przy czym żadne z nich nie są do końca reprezentatywne – z dwóch książek, które tak wydałem, jedna jest dostępna w całości gratis na blogu i zakup e-booka traktuję jako swego rodzaju napiwek, a druga jest dość mało powiązana z moim zawodowym profilem działalności. Rozwój Osobisty dla Początkujących sprzedało się w około 50 sztuk, Niedzielni Podróżnicy: Japonia ok. 45. Są to więc raczej symboliczne ilości. Żadna z nich nie była przy tym jakoś szczególnie promowana, zapewne intensywna promocja dałaby lepsze efekty (porównując choćby sprzedaż niepromowanych książek, ze sprzedażą moich kursów online, które są nieco promowane).



Przerwa na reklamę ;)


Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne. 

Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl

 

Wracamy do artykułu :)



Prawdziwy self-publishing

Czyli płacimy za wydrukowanie naszych książek. Do self-publishingu zaliczam tu również tzw. vanity press – płacimy wydawcy określoną kwotę, w której mamy korektę, itp., ale sami jesteśmy właścicielami książek i je sprzedajemy, czasem z drobna pomocą wydawcy. Dla porównania, w czystym self-publishingu nie mamy wydawcy, wszystko od zera robimy sami, łącznie ze znalezieniem drukarni, ew. najęciem korektora, itp.

Największą wadą takiego rozwiązania jest konieczność wyłożenia gotówki z góry – ok. 10 zł za drukowany egzemplarz. Czasem da się coś obciąć, częściej trzeba coś doliczyć, w zależności od drukarni, jakości papieru, okładki, rozmiaru książki, nakładu, itp.), przy stawkach przy których raczej nie opłaca się drukować poniżej 500 sztuk, a standardem jest zwykle 800-1000.

W praktyce przekłada się to na zamrożenie w książkach ok. 6-20 tysięcy złotych. Są pewne sposoby obejścia tego (o tym na końcu), ale jeśli takie ryzyko Cię niepokoi, to warto rozważyć czy w ogóle korzystać z tej formy. Do tego dochodzi jeszcze czysto fizyczne obciążenie p.t. „jak przechować 1000 książek w domu?”

Jedna z osób, z którymi rozmawiałem wyliczyła, że aby self-publishing się jej opłacił, potrzebuje sprzedać samodzielnie ok. 250 egzemplarzy – od tego momentu zaczyna zarabiać. Spotkałem się z osobami, które wydały książkę i sprzedały tylko nieco ponad sto egzemplarzy, pozostając więc mocno w plecy pod względem kosztów. Inna znana mi osoba wydała na druk ok. 8 tysięcy złotych, sama w skali około roku sprzedała 200 egzemplarzy (zarabiając 20 zł na sztuce), wydawca sprzedał jej jeszcze 400 (na czym zarobiła 7 zł na sztuce). Jak możesz sobie na szybko policzyć, wciąż jest koło tysiąca złotych w plecy. Inna osoba, sprzedająca przez własnoręcznie wypracowany fanpage na facebooku o ok. 15 tysięcznym zasięgu, wydrukowała i sprzedała ok. 500 sztuk, zaczynając zarabiać po 250. W sumie zarobek ok. 5 tys (po dojściu do tej ilości zwróciła się do wydawcy z propozycja rewydania). Jeszcze inna osoba wydała w tej formie szereg książek, ale głównie traktowała je jako działania promocyjne, poprzednia książka miała więc po prostu pokryć koszta wydania następnej.

Największy sukces self-publishingowy wśród osób z którymi rozmawiałem osiągnął człowiek, który sprzedał ponad tysiąc egzemplarzy i zarobił na tym kilkadziesiąt tysięcy złotych. W jego przypadku mowa jednak o aktywniejszych działaniach sprzedażowych, także offline – przy okazji różnych wystąpień, szkoleń, konferencji, itp.

Prawdziwą żyłą złota dla self-publishingu byłoby podpisanie umowy z dystrybutorem. Jest to jednak wyjątkowo trudne, gdyż dystrybutorom po prostu nie opłaca i nie chce się babrać z mikrowydawcami. Podobnie zresztą księgarniom (niektóre wręcz nie mogą tego robić, bo mają umowę na wyłączność). Po prostu, od normalnego wydawcy dystrybutor bierze od razu 20 książek po kilkaset sztuk każdej. Łatwiej to ogarnąć logistycznie i nie tylko. Znam dosłownie jedną osobę, której udało się podpisać taką umowę wprost z dystrybutorem, co było mieszanką dużego szczęścia, intensywnych starań oraz faktu, że robiła to jako jeden z absolutnych prekursorów self-publishingu, jakieś 10 lat temu. Nie liczyłbym więc na tą ścieżkę o ile nie masz specjalnych dojść. (Ale może masz, więc wolałem o niej wspomnieć).


Jak widać z powyższego, opłacalność self-publishingu względem normalnego wydania książki wydaje się w dużej mierze zależeć od zaangażowania i zasięgu. Jeśli masz już duży zasięg i/lub skłonny jesteś poświęcić naprawdę solidny wysiłek na wypromowanie swojej książki, oraz jesteś gotowy zaryzykować kilka(naście) tysięcy własnej gotówki, może to być rozwiązanie opłacalne. W innym przypadku zdanie się na wydawcę da prawdopodobnie lepszy efekt. Nie powalający, ale realistyczny.


Jak nieco oszukać system?

Jest jedna rzecz, którą można zrobić aby nieco zredukować ryzyko związane z self-publishingiem. Jest to wykorzystanie portali crowdfundingowych typu PolakPotrafi czy WspieramTo.  Tam jesteś w stanie w pewien sposób wybadać rynek – ile osób jest skłonnych zapłacić w przedpłacie za Twoją książkę? Czy pokryjesz tym koszta? Jeśli tak, wydanie może być dużo łatwiejsze i bezpieczniejsze.

Ma to swoją cenę – portale takie biorą swój procent. Ilość wspierających jest jawna, więc nieudana kampania może uderzyć w wizerunek (choć zdarzają się i przeciwne działania, czyli manipulacje wynikami przez samodzielne wpłacanie dużych kwot, wbrew regulaminowi, byle się tylko wypromować). No i – jeśli rozważasz jednak współpracę z normalnymi wydawcami tylko na swoich warunkach – z zasady nie uznają oni egzemplarzy z przedpłat gdy oceniają sprzedaż książki, jesteś więc w nieco gorszej pozycji negocjacyjnej niż przy normalnym self-publishingu.


Czy self-publishing się opłaca? Tobie konkretnie? To już musisz samemu ocenić. Ja zebrałem tylko informacje, które powinny Ci ułatwić dokonanie odpowiedzialnej oceny. W sumie sprowadza się to przede wszystkim do oceny ile egzemplarzy, realistycznie, jesteś w stanie sprzedać i w jakim czasie. Przy 250-300 wyjdziesz na zero, ale tylko względem kosztów. By zarobić więcej, niż z wydawnictwem, potrzebujesz ok. 400-500 sprzedanych egzemplarzy. Czy zdołasz je sprzedać w czasie, który uznasz za rozsądny? Jeśli tak, self-publishing może być dobrym rozwiązaniem. Jeśli nie, może warto, choćby testowo, pierwszą książkę wydać u wydawcy i sprawdzić ile książek zdołasz sprzedać tą drogą?

Ja ze swojej strony chciałem podziękować wszystkim autorom i autorkom, którzy zdecydowali się odpowiedzieć na moje pytania w tej kwestii i przyczynili się do powstania tego artykułu.



Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis