Rozwój osobisty potrafi mieć dość ekstremalne podejście do emocji. Skoro istnieją narzędzia do pracy nad tym jak się czujemy, to może warto zaszaleć i ustawić sobie dokładnie takie emocje, z jakimi czulibyśmy się najlepiej? A może są tu jakieś ograniczenia? Jakie opcje mamy realnie w tym zakresie i które warto wybrać?
Jednym z moich planów na 2024 było zoperowanie sobie oczu. Moja wada jest dość poważna, bez okularów praktycznie nie funkcjonuje i typowo noszę je nawet w takich kontekstach jak pływanie. Szkła kontaktowe są niestety dla mnie dość problematyczne, nawet przy dłuższym noszeniu mam duże problemy z ich zakładaniem i zdejmowaniem. Nie jest to oczywiście jakaś ultra poważna niepełnosprawność, ale nie da się ukryć, że wiele rzeczy w życiu utrudnia. Dlatego gdy w końcu zarezerwowałem sobie czas na zabieg, wyczekiwałem go z niecierpliwością…
Tylko po to, by w ostatnim, kontrolnym badaniu na tydzień przed zaplanowaną operacją wyszło, że nie mogę przejść zabiegu ze względu na wadę jednego z oczu. Co więcej, z bardzo dużym prawdopodobieństwem jest to trwała przeszkoda.
Co tu dużo mówić, usłyszenie tego było trudnym doświadczeniem. Zwłaszcza w tym punkcie, gdy już z niecierpliwością wyczekiwałem chwili, w której pozbędę się na trwałe szkieł z mojego życia. Była to bardzo nieprzyjemna mieszanka złości, rozczarowania, rozżalenia i wręcz żałoby, bo przyszło mi pożegnać się z pewną wizją swojej przyszłości.
Doświadczając tych emocji miałem jednocześnie ciekawe przemyślenie o tym, jak podchodziłbym do nich kiedyś, zaczynając dopiero moją przygodę z rozwojem osobistym. Jak podchodzę teraz. Jakie opcje poradzenia sobie z nimi są w ogóle na stole i które z nich są dobre w jakich sytuacjach. Pomyślałem, że może być to ciekawym motywem do dyskusji.
Są różne sposoby reagowania na emocje w takich sytuacjach. Możemy je wypierać, odrzucać to, że w ogóle coś w danym momencie czujemy. Możemy je przeżywać, wczuć się w to czego doznajemy, nawet jeśli nie jest to przyjemne. Możemy też takie emocje próbować zmodyfikować – wyczyścić je lub zmienić. Czyszczenie emocji w tym kontekście oznacza sprawienie, by dana emocja w ogóle przestała się w danym kontekście pojawiać, zaś zmiana to zastąpienie tej emocji inną w tym kontekście.
Nic takiego nie czuję
Spośród powyższych opcji wypieranie jest tą, która najczęściej jest negatywnie postrzegana. Jest w tym wiele racji. Jeśli doświadczamy jakichś emocji, to odcięcie się od nich będzie zwykle prowadziło prędzej lub później do problemów. Nagromadzone mogą wybuchnąć w zupełnie niekontrolowany sposób. Albo mogą „wyciekać”, w formie pasywnej agresji czy tzw. „zwykłego małżeńskiego sadyzmu”.
Jednocześnie warto pamiętać, że wyparcie emocji nie może być jednoznacznie negatywnie oceniane. Czasem jest jedyną opcją, która pozwala danej osobie przetrwać w danych warunkach. (Np. nienawiść wobec osoby, od której jest się uzależnionym pod wieloma względami.) Tak, docelowo jest czymś, co warto przerobić. Ale rozwój osobisty bardzo lubi ignorować to, w jak różnych warunkach ludzie funkcjonują. Wskazywać proste rozwiązania niezależnie od tego, czy w danej sytuacji są one faktycznie możliwe.
Więc długoterminowo – tak, warto wyparte emocje przepracować. Jednocześnie nie należy ich demonizować.
Kiedy wyczyścimy za dużo…
Kiedy wchodziłem w tematykę rozwoju osobistego, typowym podejściem było dążenie do modyfikacji wszystkich emocji odbieranych jako nieprzyjemne. Smutek, złość, lęk, wina, zazdrość… po co czuć się źle? Zrób z tym coś, po to masz narzędzia, żeby to zmodyfikować. Niespecjalnie myśleliśmy po co pewne emocje mogą być, jaka może być ich rola. Skupialiśmy się na ich modyfikacji. Usunięciu niemiłych emocji, albo zastąpienia ich przyjemniejszymi. Była w tym duża nuta hedonizmu, podejścia pt. „chcę zawsze i bez wyjątku czuć się dobrze”.
I cóż, nie było to zbyt mądre.
Bo jednak te emocje są zwykle po coś. Nawet, jeśli nie są przyjemne. Tak, jesteśmy w stanie tak przepracować sobie różne kwestie. Niekiedy na bardzo zaawansowanym poziomie, jeśli włożymy w to odpowiedni wysiłek. Ale to, że możemy coś zrobić nie znaczy jeszcze, że warto to robić.
Sam popełniłem ten błąd w moich pierwszych latach pracy nad sobą. Potrafiłem się dość łatwo złościć i chciałem coś z tym zrobić. Uparcie szukałem więc różnych rzeczy, na które reagowałem złością… Po czym każdą z nich po kolei przepracowywałem, oduczając się takiej reakcji. Gdybym poprzestał nad tym gdzieś po środku, byłoby pewnie ok. Problem w tym, że byłem w tym dość wytrwały. (Ej, jeśli jest jedna rzecz, która pozwala mnie zrozumieć…) Przepracowałem więc bardzo, bardzo wiele kontekstów. W efekcie nie zostało mi aż tak wiele rzeczy, które mnie dziś wkurzają.
Super? No właśnie nie do końca. Bo złość potrafi być bardzo użyteczną emocją. Może być dobrym motywatorem do zadbania o swoje granice, przerwania problematycznego wzorca, itp. A jeśli zbyt wiele sytuacji, które ją uruchomiały zostanie przepracowanych, tej dodatkowej energii może zabraknąć.
Takie same problemy mogą się pojawiać przy nadmiernym przekształcaniu czy czyszczeniu innych emocji. Zbyt mocny lęk, lub lęk pojawiający się w nieodpowiednim momencie jest oczywiście problematyczny. Ale w wielu przypadkach lęk może nam dosłownie ratować życie. Np. Lata temu kolega po fachu opowiadał mi o kliencie, który chciał pozbyć się lęku wysokości, który uruchamiał mu się jak zbliżał się do krawędzi dachu wysokiego budynku bez należnego zabezpieczenia. Lęk ten wykształcił mu się, gdy kiedyś wiatr niemal go w takiej sytuacji z takiego dachu nie zepchnął. Nie trudno wskazać, że taki lęk był absolutnie uzasadniony.
Poczucie winy może być bardzo trudną emocją, zwłaszcza w kulturach, w których pełni ono funkcję izolującą. Wina wynikająca na przykład z niespełnienia nadmiernych oczekiwań wobec siebie jest zdecydowanie czymś, co warto zmienić. Ale już wina gdy faktycznie kogoś skrzywdziliśmy jest czymś, czego usunięcie mogłoby uczynić z nas bardzo złą osobę.
Bądź w emocji
Przeżywanie jest tą formą, która w wielu szkołach terapeutycznych jest traktowana jako najbardziej wartościowa. W końcu po coś te emocje są i doświadczenie ich powinno nam również coś dać. Zamiast wypierać emocję, odrzucać ją czy próbować zmienić warto więc z nią „pobyć”. Doświadczyć jej, skupić się na niej, przeżyć ją dogłębnie.
Niektóre szkoły terapii wywodzą takie podejście z naturalistycznego podejścia do emocji. Skoro je mamy, to mamy je po coś, więc nie należy z nimi walczyć. Inne mogą sięgać np. do hydraulicznego modelu emocji, jeszcze z wczesnej psychoanalizy, gdzie brak odpowiedniego ujścia emocji miał prowadzić do różnych wtórnych symptomów, w tym psychosomatycznych. (Co ciekawe, większość współczesnych szkół przyjmujących taki model nie ma świadomości jego genezy, po prostu powtarza go jako przyjęty wzorzec.) Niektóre podchodzą bardziej z perspektywy mindfulness, uważnej obserwacji tego co doświadczamy bez interwencji. Niezależnie od źródła, zgoda co do wartości przeżywania różnych stanów przewija się w zasadzie w każdym współczesnym modelu terapeutycznym. Czy więc mamy jasną wskazówkę co robić z emocjami?
W praktyce… To też złożone. Owszem, są pewne badania pokazujące, że świadome doświadczenie danej emocji może zredukować jej intensywność. (Odrobinę – tak 1-2 punkty w skali do 10.) Owszem, emocje są jakimiś sygnałami. I uporczywe ignorowanie takich sygnałów, albo wręcz ich wyłączenie, raczej nie będzie zdrowe.
Ale też nie każdy sygnał niesie ze sobą wartość, a tym bardziej jakąś głębszą wartość, którą szczególnie musimy docenić. Czasem powiela informacje, którą już mamy, ale z którą nie możemy nic zrobić. Czasem sygnał jest nadmiernie czuły i reaguje w nieodpowiedniej sytuacji, wyolbrzymiając nieistotne zagrożenie. Niekiedy po prostu reaguje w sytuacji nieodpowiedniej, w której żadnego zagrożenia nie ma, np. widząc oznaki odrzucenia tam, gdzie żadnego odrzucenia nie ma.
Dlatego w wielu przypadkach interwencja będzie uzasadniona. Usunięcie lub zmiana danej emocji może mieć absolutnie wartość dla danej osoby. Kluczem, jest wychwycenie kiedy warto to zrobić.
Emocje jako system sygnałowy
Zamiast myśleć o naszych emocjach jak o automacie do czucia się dobrze albo jakiejś głębokiej prawdzie, której musimy zawsze słuchać, warto potraktować je właśnie jak system sygnalizacyjny. Gdy dostajemy jakiś sygnał, możemy go ocenić.
- Czy pojawia się w odpowiedniej sytuacji?
- Czy jego intensywność jest do tej sytuacji dostosowana?
- Czy mogę z nim coś zrobić praktycznego?
Jeśli odpowiedź na wszystkie pytania brzmi tak, wtedy warto faktycznie takiej emocji doświadczyć, nawet jeśli jest nieprzyjemna.
Jeśli na którekolwiek odpowiemy nie, wtedy mamy przestrzeń na zmianę. Niekiedy na usunięcie lub modyfikację, a niekiedy – jeśli dla odmiany intensywność sygnału jest za mała – wręcz na pracę nad wzmocnieniem tego, co do nas dociera.
Pierwsze dwa pytania wydają się być dość oczywiste. Czy dana emocja jest na miejscu? Czy ta reakcja ma sens w danym kontekście, czy coś nam wartościowego daje? Czy nie jest zbyt silna albo za słaba w stosunku do efektu, jaki ma uzyskać?
Wątpliwości może ewentualnie nieść trzecie pytanie. Co to znaczy „czy mogę z tymi emocjami coś zrobić praktycznego” oznacza „czy mogę z tych emocji w jakiś sposób skorzystać, czy ten sygnał może mi coś dać.” Dla przykładu, jeśli odczuwasz stres przed egzaminem i ten stres może Cię skłonić do dodatkowej nauki, to jest to sygnał, na który możesz jakoś praktycznie zareagować. Wciąż może on być np. zbyt intensywny, ale coś możesz zrobić. Jeśli jednak udało Ci się idealnie do tego egzaminu przygotować, po prostu nie możesz nic więcej zrobić, to sygnał stresu przestaje być użyteczny. Co z tego, że się stresujesz, skoro i tak nic z tym więcej nie zrobisz? To jak alarm przeciwpożarowy wyjący nad związanym i zakneblowanym człowiekiem. Będzie jedynie dodawał frustracji. Jeśli nasza emocja działa w ten sposób, to nawet jeśli jest dopasowana do sytuacji oraz ma odpowiednią intensywność, wciąż może być to powód do jej zmiany.
Wracając więc do emocji, które uruchomiły u mnie całe to rozmyślanie. Czy są odpowiednie do sytuacji? Tak, spotkała mnie pewna krzywda – bez aktywnego sprawcy, po prostu pechowy rzut kośćmi. Czy są odpowiednio intensywne? Raczej tak, być może mogłyby być nawet nieco intensywniejsze. Czy mogę coś z nimi zrobić? Na tym etapie tak, jeśli utrzymywałyby się dłużej, mimo prób doświadczenia tych emocji i poukładania rzeczy wokół nich, wtedy być może warto byłoby je przepracować.
Jak z większością systemów jakie są w nas, nasze emocje są czymś złożonym. Proste rozwiązania brzmią dobrze, ale rzadko kiedy faktycznie działają w prawdziwym życiu. Tu również warto o tym pamiętać.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: