Dlaczego możesz spać spokojnie, nie bojąc się wojny?
Przyznam, planowałem nieco inny wpis, ale czasem warto zareagować na sytuację bieżącą. Ostatnia tragedia w Przewodowie w wielu osobach na nowo pobudziła ogromny lęk przed wojną z Rosją rozlewającą się na nasz kraj. Słyszałem o sytuacjach, gdy ludzie drastycznie zmieniali plany życiowe „bo trzeba być gotowym”. Na forach pomocy psychologicznej, na których się czasem udzielam pojawił się szereg pytań o lęk w obecnej sytuacji i to jak sobie z nim radzić. Pomyślałem więc, że warto przygotować wpis dla tych osób, u których obecna sytuacja podniosła poziom napięcia.
Rosyjska napaść na Ukrainę była szokiem dla wszystkich i gdy się wydarzyła, sugerowałem pewne narzędzia do poradzenia sobie z nowozastaną sytuacją. Wiele z nich jest wciąż użytecznych i jeśli nie znasz tamtego wpisu, warto do niego też sięgnąć. Jednocześnie przyznam, że z każdym tygodniem i miesiącem trwania tej drugiej fazy wojny (drugiej, gdyż pierwsza de facto zaczęła się w 2014 agresją na Krym, Donbas i Ługańsk) sam stawałem się pod wieloma względami dużo spokojniejszy. A wręcz, pod wieloma względami pełen optymizmu.
Och, jasne, świat i tak ma przerąbane na milion sposobów. Tym niemniej powszechna wojna stała się dużo, dużo mniej realistycznym scenariuszem. Co ważne nie tylko z Rosją, ale też z Chinami, podczas gdy konflikt Chiny-USA o Tajwan wydawał się do niedawna bardzo prawdopodobny, miałby też dużo gorsze konsekwencje niż jakakolwiek walka z Rosją.
Dlatego jasne, porozmawiamy sobie o technikach pracy z lękiem, które mogą tu pomóc, ale warto też zacząć od faktów, bo dopiero ich rozeznanie daje nam jasną sytuację i pozwala zrozumieć czemu obecna sytuacja jest tak optymistyczna. Tak, żałuję bardzo, że ten optymizm musi być okupiony ogromem krwi i cierpienia ludności Ukrainy. Byłoby nieporównywalnie lepiej, gdyby wszyscy gracze zachowali się racjonalnie, realistycznie porównali swoje siły i do całej inwazji by nie doszło. Niestety, zasada SNAFU robi swoje tym silniej, im większa hierarchiczność systemu, w autokracji jest więc potwornie efektywna. (W swoim niszczeniu efektywności.)
Przyjrzyjmy się podstawowym faktom. Wylistujmy je najpierw, a potem rozwiniemy.
1. Armia rosyjska okazała się być nieporównywalnie słabsza, niż się obawialiśmy.
2. Ta dużo słabsza już armia wytraciła ogromną część swojego stanu sprzętowego i osobowego.
3. W normalnych warunkach, bez wpływu sankcji, odrobienie samych strat na poziomie np. produkcji amunicji wymagałoby co najmniej dziesięciu lat. (A i to jest bardzo optymistyczne wyliczenie, ignorujące kwestie zużycia wciąż aktywnego sprzętu.)
4. To nie są normalne warunki, sankcje doprowadziły do absurdalnych problemów produkcyjnych w Rosji, a sankcje + mobilizacja doprowadziły do kolosalnego drenażu mózgów, co oznacza, że odrobienie tych strat, jeśli w ogóle nastąpi, będzie wymagać kilkunastu-kilkudziesięciu lat.
5. Rosyjska armia na wspólnych ćwiczeniach i tak wypadała wyraźnie lepiej niż armia Chin, więc Chiny muszą BARDZO poważnie przemyśleć swoje szanse w wypadku ataku na Tajwan. Tym bardziej, że największy skarb Tajwanu, czyli fabryki procesorów, są bardzo delikatne oraz położone w obszarach potencjalnych głównych walk, więc ich zdobycie wymaga niesamowitej precyzji działań wojskowych.
Z tych faktów wynika, że nie tylko nie musimy się obawiać wojny z Rosją (gdyż ta skończyłaby się nim by się dobrze zaczęła przez całkowite wyeliminowanie obecnych rosyjskich zdolności bojowych przez NATO). Wynika z nich również to, że widniejąca od pewnego czasu na horyzoncie wojna o Tajwan, która mogła być dużo groźniejsza, raczej nie dojdzie do skutku. (Akcent na raczej, bo jednak autokraci mają to do siebie, że nie zawsze podejmują sensowne decyzje.)
No dobrze, przyjrzyjmy się tym punktom nieco bardziej szczegółowo…
1. Armia rosyjska okazała się być słaba i skorumpowana
Prawdę mówiąc nie wiem, czy na tym etapie jest to punkt, który wymaga jakiegokolwiek rozwinięcia. Chyba wszyscy widzieliśmy te przykłady nieaktualnego wyposażenia, przegniłych karabinów, przeterminowanych racji, czy ciężarówek, którym pękały koła. Duża część rosyjskiej potęgi okazała się być iluzoryczna. Mieszanka niedziałających prototypów wrzucanych na parady, rozkradzionych inwestycji i chaotycznego podejmowania decyzji.
Jasne, od początku napaści pojawiały się głosy typu „to nie może być wszystko”, „na pewno trzymają najlepsze rzeczy w odwodzie by uderzyć znienacka”, „poczekajcie tylko aż na polu walki pojawi się T-14 Armata”, itp. itd. Od początku można tu było być sceptycznym, ale nie dało się na początku takiego scenariusza wykluczyć. To jednak było niemal rok temu. Od tego czasu Rosja ponosiła kolejne i kolejne klęski, sięgała po coraz bardziej rozpaczliwe środki, wyciągała coraz bardziej archiwalny sprzęt, a przewidywanej tajnej broni jak nie było, tak nie ma. Ile jeszcze dowodów potrzeba, by stwierdzić, że to mrzonka? Że Rosja naprawdę okazała się aż tak słaba?
Niektórzy czytelnicy zwrócili uwagę na to, że no ok, wojny konwencjonalnej może się nie należy bać, ale co z atomową? Cóż, przede wszystkim według wszystkich dostępnych danych broń atomowa Rosji jest w podobnym stanie jak konwencjonalna. W końcu skoro lepiej było schować do kieszeni kasę na przegląd ciężarówek, niż ten przegląd zrobić, to czemu dużo większa kasa na wymianę plutonu w pociskach (co trzeba robić co kilkanaście lat) nie miałaby w podobny sposób zostać przytulona? Tym bardziej, że można było zakładać, że pocisków to tym bardziej nikt przecież nie sprawdzi.
2. Ta i tak słaba armia wytraciła ogromną część swojego stanu sprzętowego i osobowego.
Straty Rosji są kolosalne, ale są też problematyczne systemowo. Przez głód ludzi i sprzętu ściągnęli bowiem osoby i zapasy, które miały być używane przy szkoleniu kolejnych grup rekrutów. W efekcie obecni rekruci rzucani są do walki bez jakiegokolwiek sensownego przygotowania, co w wielu sytuacjach czyni ich bardziej zagrożeniem, niż wsparciem dla innych oddziałów. (Owszem, straty Ukrainy, zwłaszcza w zakresie żołnierzy, też są poważne, jednak a) ich system uzupełnień był dużo lepiej rozwiązany i b) jeśli chodzi o sprzęt dostają nieustannie sprzęt z zachodu, przejmują też sporo porzuconego sprzętu rosyjskiego. Dodatkowo w kontekście tematu wpisu istotniejsze są dla nas straty Rosji, niż Ukrainy, nie obawiamy się bowiem agresji Ukrainy na kraje NATO.)
Od początku wojny Rosja straciła około 1500 czołgów (wg. niektórych szacunków dużo więcej, ale trzymajmy się skromniejszych szacunków). Co więcej, mówimy tutaj tylko o stratach – zniszczonych i porzuconych czołgach. Tymczasem trzeba pamiętać, że sprzęt się też po prostu zużywa, a sprzęt wojskowy akurat bardzo szybko i wymaga regularnych gruntownych przeglądów, wymiany części, itp. Oprócz strat bojowych trzeba też się liczyć ze stratami jednostek zużytych, oraz skanibalizowanych (użytych jako baza części zamiennych).
Tym wyraźniej widać to w przypadku pocisków. Rosja „wyprztykała” się już z większości nowoczesnych pocisków kierunkowych. Od dłuższego czasu strzelają czym popadnie, łącznie z pociskami ziemia-powietrze czy woda-powietrze do celów naziemnych. Takie pociski sprawdzają się przy terrorystycznym ostrzale celów cywilnych, nie mają jednak precyzji niezbędnej w efektywnych działaniach wojennych.
3. W normalnych warunkach, bez wpływu sankcji, odrobienie samych strat na poziomie np. produkcji amunicji wymagałoby co najmniej dziesięciu lat.
Straty mają znaczenie, ale pełny obraz sytuacji dostajemy w porównaniu z możliwościami produkcyjnymi. W ostatniej dekadzie roczna produkcja czołgów w Rosji – w okresie dużych zysków z ropy – wynosiła od kilkudziesięciu do, w niektórych latach, około 170 sztuk. (Dla przykładu, w 2021 UVZ wypuścił tylko 34 czołgi, do tego niewielka produkcja z Omska.) Nawet trzymając się górnych kryteriów, odrobienie samych strat bojowych to obecnie 10 lat pracy zakładów.
Efekt ten jest jeszcze silniejszy w przypadku pocisków. Fabryka Novator produkuje ok 100-120 pocisków rocznie, w Wotkińsku w 2021 przy wzroście produkcji dobili do… 60. Inne pracują wyraźnie słabiej. Dla porównania, ostrzał, który skończył się tragedią w Przewodowie opierał się na około 85 pociskach (starszego typu, niż te produkowane obecnie), z których ponad 70 zostało przechwycone przez Ukraińską obronę przeciwlotniczą. Innymi słowy, w ciągu dnia zużyli około połowy swojej rocznej produkcji. Nadrobienie tego to kwestia nawet nie lat, a dekad.
4. Sankcje działają bardzo skutecznie, wydłużając czas niezbędny na odrobienie strat
Jak widać, nawet przy normalnej skali rosyjskiej produkcji moglibyśmy liczyć na co najmniej 10 lat spokoju, w miarę gdy Rosja nadrabia straty. (A pamiętajmy, że w tym czasie zachód nie czekałby bezczynnie, po wybuchu tej wojny zdecydowanie wzrosły wydatki na zbrojenia. Co więcej, bazowy stan Rosji nie pozwolił im wygrać nawet z Ukrainą, żeby rzucić sensowne wyzwanie NATO musieliby być o kilka poziomów dalej.)
Ale nie jesteśmy w normalnej sytuacji. Jesteśmy w sytuacji, w której Rosji brakuje szeregu podstawowych komponentów, przez co ich fabryki pracują na pół gwizdka, albo wcale. Nie mogą produkować często tak podstawowych rzeczy, jak np. łożyska kasetowe do wagonów, co przekłada się na spadek wydolności transportu kolejowego. Nie mogą tym bardziej produkować czegokolwiek bardziej zaawansowanego elektronicznie, mamy już przypadki sprowadzania przez Kazachstan tysięcy np. mikrofalówek, by skanibalizować z nich mikrochipy. (Tylko, cóż, mikrochipy z mikrofalówek nie są optymalną bazą do np. komputera celowniczego w czołgu.)
Przy obecnym poziomie sankcji Rosja nie byłaby w stanie nadrobić swoich dotychczasowych strat nie w ciągu dekady, a przynajmniej do 2050. Podczas gdy, ponownie, cały świat idzie do przodu. Absolutnie nie ma tu sensu się obawiać.
5. Porażka Rosji studzi zapał Chin
Chiny rozważały próbę zagarnięcia Tajwanu z dość podobnych przyczyn jak Rosja (starzejąca się populacja, siadająca ekonomia doprowadzały do „jak nie teraz to nigdy”). Tajwan jest też bardzo łakomym kąskiem, gdyż odpowiada za absurdalnych 90% produkcji nowoczesnych mikrochipów. Ta produkcja wymaga nie tylko specjalistycznej wiedzy, ale i bardzo drogich do postawienia fabryk, Taiwan zapewnił więc sobie unikatową pozycję. USA nie może bowiem pozwolić, by te fabryki wpadły w ręce Chin, gdyż drastycznie zmieniłoby to równowagę sił militarnych. Co ciekawe fabryki te położone są w miejscach, gdzie rozpoczynałaby się inwazja, byłyby więc ekstremalnie narażone na zniszczenie w toku takich walk. To trochę jak walka bokserska, w której nagrodą są bezcenne, ale wyjątkowo kruche ochraniacze na zęby przeciwnika. Osiągnięcie celu nie jest niemożliwe, ale jest bardzo, bardzo trudne.
Tymczasem armia CHRL we wszystkich wspólnych manewrach z armią Rosji okazywała się być dużo słabsza.
Jasne, być może na manewry posyłano najlepsze jednostki, uzupełniano sprzęt, itp. by wszystko wyglądało dobrze. No ale po stronie Chin też tak to przecież działało. Nagle przywódcy partii mogą się zorientować, że w sumie to nie do końca wiedzą jaka jest realna sprawność ich ogromnej armii. A to czyni chirurgiczną wręcz operację zajęcia Tajwanu dużo, dużo mniej prawdopodobną. Jeśli jest jakaś wojna, której się poważnie obawiałem, to ta – gdyż jej konsekwencje byłyby już globalne. Jej groźba jednak drastycznie spadła, a w razie jej wybuchu prawdopodobieństwo scenariusza Ukraińskiego wydaje się dość wysokie.
Jak widzisz, obawy przed tym, że Rosja pójdzie na wojnę z NATO są po prostu bezpodstawne. Nie ma czym wojować i bardzo, bardzo długo nie będzie miała.
Zawdzięczamy to w dużej mierze poświęceniu Ukrainy, warto je więc docenić.
Ok, ogarniam… ale wciąż się boję, wciąż czuję niepokój
Rozumiem. Nasz mózg niestety nie zawsze jest racjonalny. Możemy wiedzieć, że nie ma czego się bać… ale i tak się tego bać. Czasem racjonalne przeanalizowanie sytuacji wystarczy (stąd powyższe argumenty), ale czasem automatyczne reakcje naszego mózgu stwierdzą „No i co z tego, że mówisz, że w tym ciemnym kącie nie ma tygrysa, skoro tam może być tygrys? Albo co gorsza miodożer!”
Jak te reakcje uspokoić?
Nie ma niestety cudownych rozwiązań, które zadziałają dla każdego i zawsze. Do tego jesteśmy tu ograniczeni formą przekazu, są pewne narzędzia, których opisanie może nie być wystarczające, by je dobrze zastosować. Jest też jednak nieco prostych narzędzi, które mają sporą szansę zredukować lęk, a w niektórych przypadkach nawet go zlikwidować. Są to między innymi:
Nazwanie emocji
Już coś tak prostego, jak nazwanie tego co czujemy, okazuje się być użytecznym narzędziem do redukcji intensywności doświadczanych emocji. Co ważne, możesz to po prostu zrobić w myślach, nie musisz tego zapisywać czy nic nikomu mówić. Nazywając to co czujesz jednocześnie w subtelny sposób dystansujesz się poznawczo od tych odczuć, tym samym redukując ich intensywność.
Niektóre osoby boją się tutaj tego, że nie zdołają „prawidłowo” nazwać swoich emocji. Warto więc mieć tu świadomość, że nie ma czegoś takiego jak prawidłowe nazwanie emocji, gdyż każde z nas buduje sobie własny ich zestaw. Dlatego finalnie tylko Ty wiesz co czujesz i jak to nazwiesz, tak będzie dobrze.
Zapisz to co czujesz
Bardziej rozbudowaną wersją powyższego narzędzia może być dłuższe opisanie tego co czujesz, czego się obawiasz, itp. Zrób to np. tak, jakby miał to być list do kogoś kogo znasz, wyjaśniający co obecnie przeżywasz. Taki zapis jeszcze bardziej wyciąga Cię z doświadczenia tych emocji tu i teraz, budując pełniejszy dystans.
Zwróć uwagę na fizjologię
Jednym z istotnych czynników wpływających na to, jak się czujesz w danym momencie jest tzw. afekt. Jest on wynikiem swego rodzaju autoweryfikacji wykonywanej przez Twój mózg, który ocenia sytuację na podstawie danych fizjologicznych z Twojego ciała i przewidywanych obciążeń. Mechanizm ten działa na zasadzie pętli informacji zwrotnej – zmiana fizjologii wpływa na Twój stan, a zmiana stanu wpływa na fizjologię.
Możesz to wykorzystać, wpływając na ten system. Skoro w sytuacji lękowej zwykle jesteśmy spięci, zadbaj o pracę z fizjologicznym rozluźnieniem. Skoro w sytuacji lękowej typowo przyśpiesza nam oddech, możesz zacząć ćwiczyć wolniejsze, bardziej spokojne oddechy. Pamiętaj, że pętla informacji zwrotnej wymaga chwili na zadziałanie, więc zmiana emocjonalna może nastąpić z pewnym opóźnieniem. Daj sobie po prostu czas na eksperymentowanie z relaksem i spokojniejszym oddechem. Jeśli masz kłopoty z samodzielnym rozluźnieniem, skorzystaj z masażu relaksacyjnego (oczywiście jeśli masz takie możliwości).
Ogranicz bodźce aktywujące
Jeśli Twój lęk dodatkowo napędzają nieustanne doniesienia na temat sytuacji, postaraj się zredukować dostęp do nich. Ogranicz przeglądanie wiadomości czy serwisów poświęconych takiej tematyce. Redukcja takich bodźców aktywujących lęk jest o tyle ważna, że tak jak w każdym innym przypadku, także tutaj mózg się uczy. Im więcej doświadczeń lęku, tym większym ekspertem lub większą ekspertką w lęku się stajesz i tym potencjalnie łatwiej uruchomić taką reakcje. Warto więc zrezygnować przynajmniej z wieczorowych klas, które samemu sobie zapewniamy nieustannym sprawdzaniem wiadomości.
Zobacz co możesz robić i zacznij to robić
Wybierz jakieś działanie, które mogłoby Ci pomóc w sytuacji, której się obawiasz i zacznij je stopniowo robić. Np. jeśli boisz się wybuchu wojny, rozplanuj sobie ewentualną drogę ewakuacji, sprawdź ile potrzebujesz na nią zapasów, itp. Nie chodzi tu o efekt tego działania, bo nie będziesz niemal na pewno korzystać z owoców tej pracy. Chodzi o to, że poczucie aktywnego działania zapewni Ci większe poczucie kontroli i sprawczości, które mogą skutecznie redukować napięcie.
Rozważ, czy faktycznie chodzi o lęk przed wojną
Choć wojna sama w sobie może być oczywiście przerażająca, to powtarzalnym wzorcem zachowań u ludzi bywa używanie takich zewnętrznych czynników jako zasłony dla głębszych i bardziej namacalnych obaw. Dla przykładu, osoba obawiająca się, czy jej plany na karierę nie są zbyt ambitne może wykorzystać lęk przed wojną jako usprawiedliwienie dla nie podejmowania żadnych kroków w kierunku realizacji tych planów. „W końcu kto by miał teraz do tego głowę, skoro takie rzeczy się dzieją i jutro wszyscy możemy umrzeć?”
Oczywiście, zauważenie takiego wzorca nie jest takie proste, często w końcu najbardziej oszukujemy tu siebie samych. Stąd eksploracja tej sytuacji np. z terapeutą może być korzystna.
Dla jasności, nie chcę tu sugerować, że każda osoba odczuwająca lęk w obecnej sytuacji tak naprawdę używa go jako przykrywki do innej obawy. Będzie tak w wyraźnej mniejszości przypadków, ale jednocześnie na tyle istotnej mniejszości, że jeśli lęk uporczywie się utrzymuje, to warto może być się przyjrzeć takiej alternatywie.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: