Rzeczy o których piszę są nie raz kontrowersyjne. Podważają światopogląd wielu osób, co potrafi być frustrujące. Nie raz dostaje mi się za to po głowie, czasem po prostu w dyskusji, a niekiedy na różne mocno zwichnięte sposoby. Dla przykładu, zdarzyło mi się zaliczyć kilka negatywnych recenzji moich książek,  ewidentnie nie czytanych przez recenzującego, „z zemsty” za dyskusje na moim blogu dotyczące np. MLMu czy nawet, w jednym wypadku, złej recenzji innej książki ;)

A jednak mam jedną, ważną zasadę, której się trzymam. Pisząc krytykę – zawsze piszę ją pod swoim imieniem i nazwiskiem. Nie wykorzystuję fałszywych kont*, nie utajniam swojego profilu. Jeśli uważam, że warto coś powiedzieć, mówię to jako Artur Król. Nie wyobrażam sobie tego inaczej.

*Dla pełnej przejrzystości – mam jedno „anonimowe” konto na FB, którego używałem okazyjnie do oglądania dyskusji w których brały udział osoby które zablokowałem lub które mnie zablokowały. Nigdy nic z tego konta nie pisałem, od jakiegoś roku w ogóle się też do niego nie logowałem, jakoś nie było okazji.

[br]

Internet jest takim miejscem, że o anonimową krytykę nietrudno. Dokopanie komuś, wylanie swoich frustracji – uzasadnionych, lub nie – staje się banalnie łatwe, zwłaszcza, gdy nie musimy przy tym okazywać twarzy. M.in. dlatego w regulaminie tej strony jest jasna zasada:
„3. Jeśli chcesz po mnie jechać – rób to otwarcie, pod prawdziwym imieniem, nazwiskiem, linkiem do Twojej strony lub profilu społecznościowego. Ja rozmawiam z Tobą publicznie, odsłaniając swoją twarz i nie tylko. Okaż podobną odwagę cywilną.”

Jakoś tak dziwnie się dzieje, że ilekroć zostanie ona przywołana w dyskusji, nagle dyskutant nabiera wody w usta. Choć wcześniej wykazywał się wielką „odwagą” w rzucaniu błotem, truchleje na samą myśl o tym, że mógłby się pod tym błotem podpisać.

[br]

Jawna, otwarta krytyka wymaga bowiem faktycznej odwagi. Wymaga odwagi cywilnej, która pozwala wziąć pełną odpowiedzialność za swoje słowa. By pokazać, że to co mówimy czy piszemy jest dla nas na tyle ważne, że jesteśmy za to gotowi ryzykować własną reputacją, czasem, emocjami, być może karierą. Taka krytyka – nawet jeśli chybiona – niesie ze sobą przynajmniej jakąś wiarygodność. Nie jest losowo miotanym błotem, a otwartym stwierdzeniem konkretnej, prawdziwej osoby: to i to mi się nie podoba.

Do takiej krytyki można się odnosić. Taka krytyka – jeśli nieuprawniona – może mieć też konsekwencje dla krytykującego. Ale też taka krytyka – jeśli trafna – staje się nieporównywalnie bardziej wiarygodna.

Z tego powodu, nawet jeśli nie zgadzam się np. z pewnymi podejściami Cezarego Bachleja, zdecydowanie doceniam serwis, który założył. Bo, niezależnie od tego czy się z nim zgadzać czy nie, Cezary miał odwagę by podpisać się pod swoją krytyką. To wymaga, mówiąc kolokwialnie, jaj – i za to ma mój pełen szacunek.

[br]

Ten post wziął się z połączenia kilku czynników.

a) Kończę właśnie „Doubt” Jennifer Hecht, historię wątpliwości i sceptycyzmu przez wieki. Zwłaszcza XVI-XVII wiek są tu znaczącym okresem, kiedy strasznie łatwo było stracić majątek, wolność, nawet życie, za głoszenie i publikację sceptycznych, heretyckich czy ateistycznych twierdzeń. A jednak ludzie to robili – byli gotowi ryzykować dużo bardziej, niż ktokolwiek dzisiaj, w imię tego, co uważali za ważne. Mieli nieporównywalnie większą odwagę, niż potrzeba dzisiaj do ujawnienia się w dyskusji – a jednak to dziś ludziom takiej odwagi brakuje.

b) Wczoraj (16-11-2014) miałem okazję brać udział w audycji Strefa Szefa w Tok FM, gdzie wraz z redaktorką prowadzącą Marzeną Mazur, coach i psycholog Dagmarą Miąsek i dziennikarką Emilią Świętochowską rozmawialiśmy o patologiach w rozwoju osobistym i eventach motywacyjnych. Wszyscy robiliśmy to w pełni publicznie, pod swoimi nazwiskami – bo tylko w ten sposób można faktycznie dotrzeć do ludzi z przekazem na temat tego, co dobre i tego, co warto poprawić.

c) W ostatnim czasie na tym blogu oraz na moim luźniejszym CafeRoyal pojawiło się sporo takich „chojraków” gotowych do ataków ale tylko pod warunkiem, że będą one anonimowe. Nie mam nic przeciwko krytyce skierowanej do mnie – zasługuje na nią jak każdy. Sam dużo krytykuję. Robię to jednak zawsze otwarcie i postanowiłem wymagać tego jako pewnego standardu. Naprawdę, dziś otwarte pisanie nie wymaga aż tak dużej odwagi. Lub, mówiąc wprost – to niejawna krytyka jest przejawem zwykłego, żałosnego tchórzostwa.

Fotografia - Diana Domin

Fotografia – Diana Domin

Dlatego mój ogromny przekaz do Ciebie -jeśli chcesz krytykować, kogokolwiek, rób to otwarcie. Tak, jest to ryzykowne. Tak, możesz zaliczyć nieco mniej lub bardziej metaforycznych jajek ciśniętych w Twoją stronę przez krytykowanych, ich fanów. Ale jeśli chcesz to robić i tak rób to otwarcie. Twoja krytyka też na tym skorzysta!

Pisząc jawnie będziesz bardziej baczył na słowa, dbał o jaśniejszy przekaz, argumentował mniej emocjonalnie, a bardziej merytorycznie. Każda z tych rzeczy zwiększa szansę na to, że Twoja krytyka dotrze do odpowiednich ludzi i prędzej czy później przyczyni się do zmiany świata na lepsze.

A przecież, krew i popioły, po to chyba ją stosujesz. Prawda?


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis