O co chodzi z tym całym transhumanizmem?
Transhumanizm to ruch intelektualny postulujący przezwyciężenie ludzkich ograniczeń przy użyciu technologii. Przy ich użyciu mielibyśmy przekroczyć granice naszych fizycznych i intelektualnych możliwości, a nawet, potencjalnie, uzyskać jakąś formę nieśmiertelności.
Czy transhumanizm ma sens? Czy ma podłoże w badaniach? Już teraz transhumaniści potrafią wydawać co miesiąc grube tysiące by łykać codziennie stado tabletek. (Niektórzy nawet dziesiątki tysięcy – nurt ten popularny jest wśród „wiz-kidów” Doliny Krzemowej). Czy to pieniądze dobrze wydane, czy też zmarnowane? Czy pogoń za nieśmiertelnością to przejaw geniuszu, czy panicznego lęku przed śmiercią?
Choć szczerze sympatyzuje z nurtem transhumanizmu i uwielbiam powieści nim pisane (że wspomnę choćby Petera Wattsa), muszę przyznać, że przez lata zacząłem do niego podchodzić z pewnym dystansem. Wydaje mi się dość naiwny i marzycielski. Pozytywnie naiwny, zawsze fajniej jest marzyć o lepszej ludzkości. Ale też z ukrytą mroczną stroną. Ogromna część transhumanizmu jest bowiem po prostu ucieczką w fantazje przed śmiercią i starzeniem. Często ucieczką bardzo emocjonalną, pod całą tą przykrywką nowych technologii i rozwiązań.
Patrząc z perspektywy, pewne obietnice transhumanizmu zapewne się zrealizują. Ale trudno raczej liczyć na skalę choć zbliżoną do tego, czego transhumaniści by chcieli. Co więcej, te obietnice, które się spełnią, będą prawdopodobnie dotyczyć raczej redukcji negatywnych odstępstw od normy, niż przekraczaniu granicy możliwości tejże normy.
Modyfikacje genetyczne
Czyli GMH, genetycznie modyfikowani humansi ;) Jedną z klasycznych transhumanistycznych wizji są przyszłościowi nadludzie – piękni, inteligentni, muskularni, wysocy, idealnie symetryczni. Słowem, mokry sen Hitlera.
Czy czeka nas taka przyszłość? Cóż, odpowiedź jest tu złożona. Przede wszystkim należałoby wyróżnić kilka odmian modyfikacji genetycznej.
Jedną – już powoli testowaną – jest modyfikacja konkretnych chorób genetycznych, których przyczyny jasno znamy. Jeśli wiemy, że przyczyną choroby X jest dysfunkcyjny gen Y, jesteśmy też w stanie go usunąć. Takie eksperymentalne terapie już są prowadzone.
Drugą formą terapii genetycznej jest próba leczenia konkretnych chorób niegenetycznych, np. raka czy choroby Parkinsona. To jest trudniejsze, choć potencjalnie bardziej opłacalne (dużo więcej pacjentów z takimi chorobami) i również jest w toku rozwoju.
Trzecią, hipotetyczną, jest wykorzystanie terapii genetycznej do usprawnienia wyglądu, czasu snu, inteligencji, itp. W tej kategorii mieści się też idea „designerskich dzieci”, zaprojektowanych na idealność jeszcze przed urodzeniem. Tutaj napotykamy jednak na dużo większy problem. Przede wszystkim, większość cech, które chcielibyśmy zmodyfikować nie funkcjonuje w próżni, ani nie jest wynikiem obecności lub braku obecności pojedynczych genów. To jak wyglądasz jest efektem ogromnej masy współzależnych genów. (Nie wspominając o środowisku, które odgrywa kolosalną rolę!) Podobnie jak Twój intelekt i wiele innych czynników. Nie wiemy też jak modyfikacja pojedynczego genu w tak złożonych systemach może wpłynąć na całą resztę. Problem jest więc dużo bardziej złożony, niż w wypadku terapii chorób genetycznych. Do tego eksperymenty na ludziach w tym zakresie byłyby mocno wątpliwe etycznie. Szanse na uzyskanie bezpiecznej i skutecznej terapii np. intelektu wydają się więc, na tym etapie, dość niewielkie. Nawet jeśli to marzenie transhumanistów się spełni, to najwcześniej za jakieś 100-150 lat. To samo dotyczy genetycznej terapii chroniącej przed procesem starzenia. Możemy ograniczyć pewne choroby, jak np. Parkinsona, ale trudno liczyć na dramatyczne zmiany w tym zakresie.
Modyfikacje epigenetyczne
Epigenetyka jest nauką o tym, jak czynniki środowiskowe wpływają na ekspresję genów. Nasze geny muszą być aktywowane, aby spełniły swoją funkcję. Przynajmniej niektóre z nich mogą się uruchomić lub zablokować pod wpływem czynników zewnętrznych, znacząco wpływając na nasze funkcjonowanie. Pokrewne do modyfikacji genetycznych, choć rzadziej omawiane w środowisku transhumanizmu, modyfikacje epigenetyczne wydają się mieć realny potencjał i zastosowanie. Jeśli bylibyśmy w stanie sztucznie wpływać na ekspresję wybranych genów – aktywować je i dezaktywować na życzenie – dałoby to nam ogromną korzyść. Mamy już zidentyfikowane epigenetyczne czynniki w takich kwestiach jak otyłość czy nowotwory. To jeden z tych obszarów, których rozwoju zdecydowanie bym wypatrywał. Raczej dzięki niemu nie przekroczymy swoich granic, ale możemy znacząco usprawnić nasze codzienne życie.
Przeniesienie świadomości do sieci
Inną popularną ideą transhumanistyczną jest opcja stworzenia elektronicznej wersji swojej świadomości i zapewnienie sobie nieśmiertelności w ten sposób. Potencjalnie stworzenie takich cyfrowych wersji naszych mózgów jest możliwe. Raczej nie za 10 czy 20 lat, ale za 50 czy 100 może to się wydarzyć. Nie wiadomo co prawda jak takie cyfrowe świadomości radziłyby sobie bez fizyczności, która jest głęboko wpisana w nasze procesy poznawcze, ale załóżmy, że uda się ten problem jakoś obejść. Może w formie wirtualnych ciał i zmysłów, a może w inny sposób.
Takie cyfrowe świadomości byłyby niewątpliwie transhumanistyczne w tym rozumieniu, że przekraczałyby ludzkość i stałyby się czymś nowym. Byłyby też potencjalnie nieśmiertelne. (Choć pytanie czy dla wiernego odtworzenia naszej świadomości nie potrzeba też odwzorowania procesów neurodegeneracyjnych, które ograniczają naszą długość życia… Ilość założeń jest tu ogromna!)
Przede wszystkim jednak, nawet jeśli takie przeniesienie świadomości do sieci byłoby możliwe… To równałoby się ono w najlepszym razie skopiowaniu siebie, a w najgorszym po prostu samobójstwu. Twoja świadomość jest produktem Twojego mózgu. Jest jednak produktem unikatowym. Gdybyśmy dziś skopiowali Twój mózg do komputera, jednocześnie usuwając jego zawartość z ciała, to nie byłoby tak, że zasnąłbyś tutaj, a obudził się w komputerze. To znaczy byłoby – z perspektywy drugiego Ciebie, tego z komputera.
Ale z perspektywy tego Ciebie, który nas interesuje, Ty byś tylko zasnął i się nie obudził.
Świadomość jest pochodną mózgu. Identyczny mózg dałby identyczną świadomość. Ale świadomość to nie magiczna „iskierka” przeskakująca z jednego identycznego mózgu na drugi. (A przynajmniej nic nie sugeruje, żeby tak było.) Skopiowanie świadomości do sieci dałoby Ci więc bardzo specyficzną nieśmiertelność. Taką, jak stworzenie dzieła sztuki tak wybitnego i intymnego, że osoba z nim obcująca mogłaby na chwilę Cię poczuć i zrozumieć. Ale tylko tyle. Ty wciąż byś zmarł, razem ze swoim mózgiem.
Nootropy/Smart-leki
No dobra, to skoro jesteśmy przywiązani do mózgu, to może go jakoś chociaż wspomożemy? Nootropy to środki, które mają zwiększyć nasze zdolności poznawcze. Uczynić mądrzejszymi, przyśpieszyć tempo reakcji, zwiększyć zdolność zapamiętywania i/lub przywoływania informacji. Wielu zwolenników bierze je w całych pakietach – piracetam na lepszą pamięć (choć efekty u zdrowych ludzi są dość wątpliwe), połączone z choliną dla uniknięcia migren wynikających z brania samego piracetamu. Kofeina owszem, ale z L-teaniną dla uniknięcia nadmiernego pobudzenia. I tak dalej, aż do całej garści tabletek, łykanych parę razy dziennie.
Czy to ma sens? Cóż, o nootropach pisałem kiedyś w kontekście filmu i serialu „Limitless”/”Jestem bogiem”. Czy tabletka geniuszu, taka, jak w serialu byłaby możliwa? Krótka odpowiedź? Nie. Dłuższa odpowiedź?
Cóż, jedną z rzeczy, która uderza mnie w kontekście nootropów jest fakt, że nie spotkałem dotąd żadnej kobiety, która by mocno w tym siedziała. (Jasne, dowód anegdotyczny, choć próba weryfikacji przez analizę płci na grupach poświęconych tematowi wydaje się potwierdzać silną dysproporcję.) Znam sporą grupę facetów łykających mieszanki nootropowe. Niektórzy opierają się pojedynczych substancjach typu ekstrakt z zielonej herbaty. Inni noszą ze sobą całe torby suplementów. Im bardziej o tym myślę, tym bardziej nootropy wydają mi się męską wersją kosmetyków odmładzających. (Tak, wiem, że mężczyźni też takie mają, ale jednak rzadziej z nich korzystają.) Tak jak kobiety są marketingowo kształtowane by gonić za młodzieńczym wyglądem, tak mężczyźni korzystający z nootropów wydają się mi gonić za takim idealnym, młodzieńczym intelektem.
I w jednym i drugim przypadku potwornie przepłacają, ale sama iluzja udanej pogoni może być dla nich przyjemna.
Krótka piłka – wg. dostępnych badań, nootropy nie działają w istotny sposób, na zdrowe osoby. W istotny sposób = lepiej niż kawa. (Zresztą wiele zawiera kofeinę jako stymulant odpowiedzialny za efekty ;) ). Niezależnie czy mowa o pigułkach, superkoktajlach witaminowych czy „kulodpornej kawie” (kawie z ghee… brrr), nootropy nie spełniają obietnic. Czy kiedykolwiek powstaną leki, które takie obietnice spełnią? Cóż, delikatnie mówiąc jest to wątpliwe, przynajmniej długoterminowo. Leki dające krótkoterminowy „zastrzyk” lepszych mocy poznawczych czy energii są całkiem prawdopodobne… ale pod warunkiem, że zaakceptujemy istotny spadek, gdy już przestaną działać i dłuższy okres na regenerację. Taki układ nie wydaje się jednak być zbyt atrakcyjny dla większości transhumanistów, którzy wydają się gonić za czymś, co dawałoby stałe zyski.
Wariantem nootropów są też superdiety i inne „magiczne” triki na usprawnienie działania ciała i mózgu. Generalnie rzecz biorąc – jeśli masz realne niedobory, to ich uzupełnienie może zmienić drastycznie dużo. Podobnie w wypadku niektórych chorób czy zaburzeń – osoby chore na celiakię rezygnujące z glutenu zdecydowanie na tym skorzystają. Ale typowa osoba, jeśli odżywia się w miarę sensownie, nie ma raczej co liczyć na bonusy z superdiet, suplementów, itp. No, chyba, że na osiągnięcie „dużo wydaje” w grze w życie ;)
Przerwa na reklamę ;)
Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne.
Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl
Wracamy do artykułu :)
Implanty i protezy
Kilka lat temu świat obiegła słynna decyzja Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki, zakazująca udziału w normalnych zawodach osobom korzystającym z protez. Wiele osób wiązało to wydarzenie z osobą Oscara Pistoriusa, którego protezy nóg miały rzekomo zapewnić mu lepsze wyniki, niż pełnosprawnym biegaczom. Dało to początek licznym debatom o tym, czy teraz sportowcy zaczną sobie amputować kończyny by dostać protezy podbijające ich wyniki.
Niewiele osób usłyszało jednak, że pierwotna decyzja została podważona w sądzie arbitrażowym. Badania nad Pistoriusem pokazały, że owszem, zużywa on proporcjonalnie mniej energii niż sportowcy bez protez – ale płaci za to mniejszą maksymalną prędkością. W końcu naukowcy stwierdzili, że nie da się powiedzieć, czy protezy dają mu przewagę nad innymi biegaczami, czy nie.
No dobrze, czyli dzisiaj raczej nie mamy protez poprawiających wyniki w sporcie. A w każdym razie nie w stopniu pasującym do naszych kryteriów. Ale to dzisiaj. A jak będzie za 10, 20 czy 50 lat?
Podobnie jak w wypadku modyfikacji genetycznych, to jeden z obszarów gdzie transhumanizm może się czuć dość pewnie. Zwłaszcza w kontekście usprawniania niedoborów. Możemy oczekiwać coraz lepszych protez, być może także zaprojektowanych specjalnie dla osób od urodzenia pozbawionych rąk czy nóg, a pozwalających im zyskać pełną sprawność. Możemy liczyć na rozwój egzoszkieletów (wiem, technicznie rzecz biorąc nie są to implanty ani protezy), pełniących podobne funkcje.
W tym zakresie zapewne możemy też liczyć na pewne wyjścia ponad ludzką normę. Już teraz mamy tu całkiem sensowne rozwiązania. A prawdopodobnie z biegiem czasu będzie ich coraz więcej. Czy dojdziemy do etapu celowej gry w „kosi-kosi łapki” dla usprawnienia tego jak działamy? Tu już wątpię, tym bardziej, że w większości wypadków zmiany musiałyby być naprawdę solidne. Nasza muskulatura działa jako całość. Nie wystarczy dać nam „cyberrękę”, która pozwalałaby podnosić 500 kilo sama z siebie. Ręka może podnieść, ale co z tego, jeśli siądą nam pod tym ciężarem nogi albo kręgosłup? Albo, najnormalniej w świecie, taka cyber rączka oderwie się od reszty naszego ciała? Dlatego jeśli chodzi o globalny wzrost wydajności, to widziałbym go raczej właśnie w egzoszkieletach.
Czy to znaczy, że implanty i protezy w ogóle nie pozwolą nam przekroczyć swoich ograniczeń? Cóż, widzę tu jeden bardzo ciekawy potencjał. Czy chciałbyś widzieć ultrafiolet? Słyszeć mikrofale? Biorąc pod uwagę plastyczność mózgu, podłączenie nowych zmysłów – prawdopodobnie kosztem dotychczasowych – wydaje się realną możliwością. Choć raczej dość odległą.
A co z implantami mózgu, pozwalającymi np. poszerzyć naszą pamięć? Cóż, choć potencjalnie możliwe, potrzebowalibyśmy wielu dekad rozwoju naszego rozumienia mózgu, by móc o takich rozwiązaniach nawet pomarzyć…
Krionika
Krionika to zamrażanie ludzkich zwłok (lub tylko mózgu) by przechować je do czasu odpowiedniego rozwoju technologii, umożliwiającego ich wskrzeszenie i np. zbudowanie nowego ciała dla takich ludzi. Z jednej strony pogoń za nieśmiertelnością – i to potencjalnie potwornie droga. Z drugiej strony – nawet gdyby udało się Cię wskrzesić za 400 lat, co wtedy? Jak odnalazłbyś się w świecie tak drastycznie zmienionym? Nawet język będzie przecież czymś, czego nie zdołasz zbyt zrozumieć. Weź swoich dziadków próbujących dogadać się z dzisiejszą młodzieżą i pomnóż to razy 10… Nie jestem pewien czy potencjalna nieśmiertelność jest tego warta.
To powiedziawszy, krionika ma przynajmniej potencjał zadziałać – jeśli wszystko pójdzie dobrze, jeśli przyszły rozwój technologii na to pozwoli, nie ma powodu by nasz mózg nie został reaktywowany po rozmrożeniu. Dużo tych jeśli.
Nanomaszyny
Ostatnim rozwiązaniem często pojawiającym się w kontekście transhumanizmu są nanomaszyny i nanomedycyna w ogóle. Nanomaszyny to mechanizmy funkcjonujące na skali atomów, molekuł i supramolekuł. Takie mikromaszyny miałyby być w stanie np. wniknąć do naszego ciała i naprawiać je lub oczyszczać od wewnątrz.
Choć istnieją obecnie pewne medyczne zastosowania nanotechnologii, cała ta działka jest na tym etapie tak spekulatywna, że trudno cokolwiek sensownego w niej przewidywać. Możliwe, że nanomedycyna faktycznie będzie przełomem, który pozwoli nam zablokować starzenie, „czyścić” produkty przemiany materii z organizmu dużo lepiej niż robią to obecnie nasze komórki i generalnie uzyskać niesamowite wyniki. Ale równie możliwe, że poza pojedynczymi zastosowaniami nie zda się na zbyt wiele. Zdecydowanie zbyt wcześnie by powiedzieć, stąd marzenia transhumanistów o nanomedycznych cudach należy na razie odstawić na półkę „może kiedyś, gdzieś.”
Podsumowując
Transhumanizm pisze fajne opowieści na temat potencjalnych zastosowań technologii. Niestety, opowieści te to raczej bajki niż trafne przewidywania. Co gorsza, bajki często kosztujące obecnie ogromne kwoty w pogoni za magicznym eliksirem młodości czy bystrości. Na wiele sposobów środowisko to przypomina środowisko medycyny alternatywnej, tyle, że pokryte patyną naukowości, bo w końcu opierają swoje założenia o rzeczy, które potencjalnie mogą działać, mają jakieś podstawy w nauce. Większość z nich to jednak optymistyczne, ale fantazje. Do tego często powodowane po prostu nieujarzmionym lękiem przed tak ludzkimi rzeczami jak starość czy śmierć. Nieprzyjemnymi, jasne. Tragicznymi. Ale będącymi elementami życia wartymi zaakceptowania.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: