Guilty pleasures i co możemy z nimi zrobić?

Guilty pleasures, czyli „winne przyjemności”, to w pierwotnym znaczeniu takie przejawy kultury, które lubimy, ale do lubienia których wstydzimy się przyznać w swoim otoczeniu. Wyobraź sobie np. fana kina klasy Z w środowisku koneserów i krytyków. Albo fankę disco polo na akademii muzycznej.

Patrząc szerzej, jako „winne przyjemności”  moglibyśmy wskazać każdą rzecz, którą robimy, lubimy robić, pewnie robić będziemy… ale nie czujemy się z tym dobrze.

Tak rozumianą guilty pleasure może być oglądanie któregoś z niezliczonych współczesnych seriali. Oferta bogata, wiele ciekawych, życia nie starczy by oglądać w tempie w jakim są produkowane.

Znam ludzi, dla których „winną przyjemnością” jest czytanie literatury innej, niż podręczniki czy inne „poważne” publikacje. Lubią reportaże czy (Hasturze wybacz!) fikcję, ale nie czują się dobrze z tym, że je czytają.

„Winną przyjemnością” mogą być skecze komediowe czy zabawne kotki na youtube. Gry komputerowe.

Mogą to też być rzeczy wychodzące poza spędzanie czasu. Ta porcja frytek belgijskich z ekstramajonezowym sosem, którą okazyjnie łapiesz. (Bo jeszcze nie wiesz jak dobre są z sosem satay.) Ta kiepska, ale wyjątkowo Ci smakująca whisky, choć niby uważasz się za konesera, co kiepskich nie tyka. No i te pączki, tak, dobrze wiesz o których mówię.

Przykłady można mnożyć, ale serio, po co? Każdy czytający swoje słowa samemu może dodać swoje preferowane „winne przyjemności”, wystarczy po nie sięgnąć do swojej czarnej, spaczonej duszy. (Względnie białej i świetlistej, o gustach się nie dyskutuje, ale serio, co w takim wypadku robicie ze swoim życiem?)

[br]

Faktem jest, że winne przyjemności mamy. I mieć raczej będziemy.

[br]

Niektórzy z nimi walczą – ciągnie ich, ale jednak odrywają się od tej smażalni frytek i tylko po nocy śni im się to charakterystyczne chrupanie.

To jednak niezbyt szczęśliwe rozwiązanie – wymaga dużo energii, a i odejmuje wiele zadowolenia z życia. No i są badania sugerujące, że ma to krótkie nogi – będąc zły, zmęczony, głodny czy sfrustrowany, łatwo ulec pokusie. Co często prowadzi do drugiej strategii…

[br]

Bo są też ludzie, którzy „winne przyjemności” robią, ale płacą za nie (nomen omen) poczuciem winy. Tak, oglądam ten serial, ale potem wyrzucam sobie, że marnuję swoje życie. Tak, rozgrywam tą partyjkę w Battlefronta, ale potem myślę sobie, że mogłem się w tym czasie uczyć i żałuję swojego słabego charakteru. Innymi słowy, płacę za przyjemność nieprzyjemnością. Co więcej są pewne badania sugerujące, że, paradoksalnie, takie wyrzucanie sobie jedynie zwiększa szansę, na kolejne wykroczenie. (Prawdopodobnie dlatego, że kosztuje nas to dodatkową energię i obniża nastrój, „winna przyjemność” jest postrzegana jako łatwy sposób poprawy nastroju, a nie mamy energii by powiedzieć „stop”.)

[br]

No dobrze, ale chyba nie sugeruję w takim razie, by puścić się całkowicie na żywioł?

W końcu takie osoby też są, tylko od razu budzi to skojarzenie z 300-kilowymi amerykanami przewożonymi dźwigiem z domu do szpitala… Jeśli wina nie powstrzyma nas od naszych „winnych przyjemności” to co szkodzi non stop tylko oglądać seriale z przerwami na filmy o kotkach oglądane na kiblu, a wszystko zagryzane frytkami? (Tak, zgadliście. Dziś eksperymentuje ze zrobieniem Wam smaka na frytki. Bo wredny jestem.)

[br]

Jedną kwestią jest to, że w rzeczywistości takie w pełni akceptowane „winne przyjemności” rzadko kiedy osiągają takie natężenie, jakiego ludzie się obawiają. W rzeczywistości często po chwili nasycenia potrzeby okazuje się, że serial to w sumie jest nudny. No i ile można wciąż szamać te same frytki? W końcu to tylko ziemniaki. Nawet więc pełne puszczenie wodzy rzadko kiedy da negatywne konsekwencje.

Jednocześnie jednak nikt nie mówi, że musimy całkowicie puszczać wodze. Zamiast tego „winne przyjemności” możemy aktywnie wykorzystać.

  • Na przykład jako nagrodę za wykonanie innych, mniej fajnych rzeczy. To jedna z najpopularniejszych nagród, jakie sugeruję w kontekście tworzenia nawyków. Zrobienie rzeczy X na bodziec Y daje Z minut na oglądanie seriali. Niekoniecznie nawet cały odcinek,czasem 10-15 minut starczy, bo można to zbierać, a nawyk X robimy codziennie lub kilka razy dziennie.
  • Alternatywnie „winne przyjemności” możemy połączyć z innymi, mniej przyjemnymi.  Sam youtube oglądam głównie przy gotowaniu – naprawdę nie przepadam za prepem, obieraniem warzyw, itp. Ale i tak i tak potrzebuję to regularnie robić. A skoro tak, to mogę to robić w przyjemniejszej atmosferze. Zapas rzeczy do oglądania i nawet 5 godzin robienia kimchi jakoś upływa.

Warto również przyjrzeć się swoim przekonaniom i oczekiwaniom. Jak wiele „winnych przyjemności” jest takimi ze względu na sztuczne i absurdalne zasady typu „to jest dobra muzyka, a to jest szajs”? Podoba Ci się? To Ci się podoba. I tak tragiczności mojego gustu nie przebijesz, niezależnie od Twoich starań, więc nigdy nie będziesz mieć najgorszego możliwego gustu. Może warto więc wyluzować?

Zawsze też można zastosować dość użyteczną technikę przeciwdziałania samooszukiwaniu. Jeśli robisz „winną przyjemność” i chcesz przestać, nigdy nie rób opcji pt. „jeszcze 5 minut”. Daj sobie opcję „jeszcze 30 minut” albo „jeszcze godzina”. I jasny wybór -faktycznie siedzisz na YT kolejną godzinę, czy odpuszczasz? 5 minut zawsze da się uzasadnić, nawet 10 razy pod rząd. Ale 30 minut może być porcją zbyt dużą do strawienia i łatwo będzie z niej zrezygnować.

[br]

Na koniec dnia, „winne przyjemności” – tak jak wszystkie przyjemności – są dla ludzi. (Pomijając pewne specjalnie wybrane przyjemności, które są tylko dla ośmiornic, ale to historia na inny post…) Nie chodzi o to, by z nimi walczyć, tylko o bardziej świadome z nich korzystanie.

P.S. Tu powinno być coś o frytkach. Wiem o tym. Ale jakoś nie mam pomysłu. Wymyśl coś na zakończenie ;)

[br]


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis