Czasem zmiana jest szybka. Jedna sesja, może kilka i nagle jakość naszego życia jest dużo lepsza. Pozbyliśmy się fobii. Czujemy się pewnie w grupie. Poradziliśmy sobie z trudnymi emocjami, które nas męczyły. Wyszliśmy z niezdrowej relacji i potrafimy jej nie powtarzać.
Niekiedy zmiana jest wolniejsza. Możemy pracować nad daną kwestią rok, albo i kilka lat, widząc stopniowe postępy.
Czasem jednak… Nie idzie. I to tak poważnie nie idzie. Staramy się coś zrobić z danym problemem przez całe lata, a on wydaje się wcale nie ruszać. Może chodziliśmy na szkolenia w temacie i widzieliśmy, jak innym osobom z kursów się poprawia, a my wciąż się zmagamy. Jasne, problem może być z jednym terapeutą, ale próbowaliśmy kilku różnych, w różnych nurtach i nic. Może wręcz jest tak, że stosujemy jakieś narzędzia, nie pomagają lub dają nam tymczasową ulgę, ale ktoś nam bliski robiący dokładnie to samo ma nagle niesamowite wyniki.
To może być bardzo frustrujące. Może sprawiać, że zaczynamy wątpić, czy coś z nami nie jest głęboko nie w porządku. W końcu staramy się, robimy to co należy, wkładamy wysiłek, czas, często znaczące kwoty pieniędzy. A mimo to stoimy w miejscu.
Dlaczego tak jest? Jakie czynniki mogą tu przeszkadzać? To jedna z tych rzeczy, którym sam się przyglądałem przez lata pracy coachingowej i psychologicznej. Choć większość osób z którymi pracowałem osiągała pożądane efekty, bywały też osoby, z którymi praca była nieskuteczna. Czemu tak było, jakie czynniki mogły tam odgrywać rolę? Starałem się na to zwracać dużą uwagę. Oczywiście, wnioskowanie z doświadczenia jest wnioskowaniem z anegdot, ma więc mocno ograniczone zastosowanie. Dlatego oprócz takich obserwacji starałem się jak najbardziej rozbudowywać swoją wiedzę sięgając po dostępne badania i najlepsze praktyki w tym zakresie. Ten artykuł jest próbą podsumowania zgromadzonej wiedzy w tym zakresie. Jeśli należysz do osób, które w taki przewlekły sposób zmagają się z problemami i mimo prób terapii, szkoleń, itp. nic wydaje się nie działać, być może znajdziesz tu dla siebie jakąś podpowiedź. Przy okazji, choć wpis przygotowany jest pod kątem osób szukających pomocy, mam nadzieję, że da on też pewną wartość pomagającym, wskazując na aspekty, które warto przemyśleć i zweryfikować w pracy z klientami. W końcu musze podkreślić, że celem tego wpisu nie jest dawanie wymówek dla nieskutecznych interwencji. Ktoś może być po prostu kiepskim terapeutą czy coachem i czasem warto poszukać innej osoby.
Nie ma cudownych leków
Nie istnieje interwencja medyczna, lek czy narzędzie terapeutyczne o 100% skuteczności. Nawet aspiryna nie działa na każdego. (Zarówno jako środek przeciwbólowy, jak i jako środek przeciw chorobom kardiologicznym.) Skoro więc w wypadku problemów fizjologicznych, zwykle dużo lepiej rozumianych i łatwiejszych do śledzenia, nadzorowania i badania, mamy i tak ograniczenia, to irracjonalne byłoby oczekiwać, że w przypadku wsparcia psychologicznego czy psychiatrycznego będzie inaczej. Że tu nagle będą interwencje, które działają zawsze, wszędzie, na każdego (i jeszcze najlepiej szybko, tanio i bez wysiłku).
Zamiast tego mamy proces. Szukanie narzędzi, które zadziałają w danej sytuacji. I wiem, że to może być potwornie frustrujące, gdy dotyczy to nas. Tym niemniej pierwszym krokiem jest zaakceptowanie, że tak sytuacja może wyglądać i że może po prostu mieliśmy tego pecha i należymy do tej populacji, na którą interwencje pierwszego wyboru po prostu nie działają. Jednocześnie, tak jak np. w leczeniu otyłości warto sprawdzić, czy pacjent nie ma insulinooporności albo przyjrzeć się jego stylowi życia, tak w pracy psychologicznej mogą być czynniki organiczne, behawioralne, itp. które wpływają na problem i zadbanie o nie może być właśnie kluczem do tego, by narzędzie, które dotąd nie działało, w końcu zaczęło działać.
1) Czynniki organiczne
Problemy mogą mieć jakiś aspekt organiczny, który je podtrzymuje, lub odtwarza co jakiś czas. Jeśli miałbym wskazać jedną rzecz, której najbardziej żałuję z perspektywy lat pracy, to że w początkach kariery nie zachęcałem klientów aktywnie do rozważenia farmakoterapii jako równoległej interwencji. Dlatego ważne jest sprawdzenie możliwości farmakoterapii, ważne jest też przejście badań kontrolnych, bo może się okazać, że problem wiąże się przynajmniej częściowo z zaburzeniami hormonalnymi czy nawet jest wczesnym sygnałem nowotworu i to tymi kwestiami trzeba się zająć. Co gorsza, tego typu somatyczne elementy problemu potrafią się upierdliwie maskować, zwłaszcza gdy występują w połączeniu (np. problem z jednym gruczołem prowadzi do określonych problemów z nastrojem, ale jednocześnie nie wychodzi w typowych badaniach przesiewowych, gdyż jest zakrywany przez współwystępujący problem z innym gruczołem lub stanem zapalnym). Oczywiście zdaje sobie sprawę, że takie wyszukiwanie potrafi być potwornie frustrujące.
2) Próba stosowania neurotypowych narzędzi do neuroatypowych problemów
Wiele osób szukających wsparcia będzie neuroatypowa. Osoby z ADHD będą często szukały pomocy w motywacji i organizacji czasu, osoby w spektrum autyzmu mogą często szukać pomocy z lękami czy z kompetencjami społecznymi. Niestety większość narzędzi rozwojowych, modeli terapeutycznych i psychoedukacyjnych tworzonych jest przez osoby neurotypowe, z perspektywy neurotypowej i dla osób neurotypowych. To może prowadzić do bardzo frustrujących doświadczeń, gdy okaże się, że takie rzeczy po prostu nie działają dla osoby neuroatypowej, przynajmniej bez istotnych modyfikacji lub świadomości, że ten sam wynik może wymagać wielokrotnie większej pracy. Jeśli długo zmagasz się z próbami zmiany i nic nie wchodzi, warto zrobić przynajmniej przesiewowy test pod kątem spektrum oraz pod kątem ADHD, a jeśli wskaże, że coś jest na rzeczy – przejść pełen proces diagnostyczny, po czym szukać ekspertów, którzy dobrze rozumieją problematykę atypowości i pracy rozwojowej z takimi osobami.
3) Czynniki wokół sesji
Problem może nie ruszać się z miejsca przez rzeczy, które nie są bezpośrednio powiązane z terapią czy coachingiem, ale wtórnie wpływają na ich skuteczność. Dla przykładu jeśli przed lub po pracy tego typu śpisz niewystarczająco długo, może to negatywnie wpływać na utrwalanie się śladów pamięciowych, a tym samym zmian uzyskanych z sesji. Podobnie jeśli przychodzisz na sesję po całym dniu, w którym zapomniałaś cokolwiek zjeść i Twój mózg leci na oparach (razem z resztą organizmu). Dlatego warto sprawdzić, czy zajmujemy się tymi kwestiami w odpowiednim stopniu.
4) Zaburzenie afektu
Afekt to podstawowy, osadzony w fizjologii element Twojego nastroju. Nie jest tym samym, co Twoje samopoczucie, ale bardzo silnie na nie wpływa. Jeśli np. masz ogólnie podwyższony poziom stresu, jesteś niedospana, niedożywiony, itp. będzie to wpływało na Twoje bazowe samopoczucie niezależnie od jakichkolwiek ćwiczeń czy metod. Podobne efekty mogą mieć np. stany przedchorobowe. Może to prowadzić do sytuacji pozornego braku zmian. Np. Twój nastrój byłby lepszy pod wpływem przebytej terapii, ale ze względu na niedospanie tego nie czujesz dobrze. Dlatego warto regularnie zwracać uwagę na swoje ciało i swoje potrzeby, sprawdzać czy masz odpowiednio ogarnięte nawodnienie, najedzenie, wyspanie, czy nie masz za dużego napięcia fizjologicznego, czy masz pewną ilość ruchu, itp.
Oczywiście możemy mieć tu pętle zwrotne. Np. Czuję się źle ze względu na depresję, przez co mniej dbam o siebie, przez co mam gorszy afekt, przez co czuję się źle nawet wtedy, gdy leki lub terapia zaczynają działać. Prawdopodobnie stąd wzięło się to niesławne „jak masz depresję to idź pobiegać, to Ci się poprawi”, z laickiej obserwacji wpływu ruchu na afekt, jednocześnie ignorującej znaczenie innych czynników. Dlatego nie chciałbym, żeby ten punkt był zrozumiany, nie chodzi o sprowadzenie wszystkiego do afektu i fizjologii, ale o to, by oprócz innych elementów zadbać też i o te, zanim będziemy oceniać ogólną efektywność procesu.
5) Nieodpowiednio dobrane narzędzia
Czasem po prostu stosujemy nieodpowiednie narzędzia do rozwiązania danej kwestii. Może to wynikać z błędnej diagnozy (na którą mogą wpływać inne czynniki poruszone w tym artykule). Np. stany lękowe mogą być atypowym przejawem depresji, więc u takiej osoby dobra interwencja będzie mniej skupiała się na lęku, a bardziej na depresji. Może też być pochodną ogólnego zamieszania informacyjnego w zakresie zmiany osobistej. Niestety jest bardzo, bardzo dużo narzędzi i metod, a przeciętny klient ma bardzo mało sposobów na trafną ocenę które z nich są jakościowe, a które nie. W efekcie może spędzić miesiące, albo nawet lata próbując zmusić do działania metodę, która, w najlepszym razie, może co najwyżej nie zaszkodzić. Albo stosować metodę, która daje chwilową ulgę, ale nie przynosi długoterminowych efektów. Może to być w końcu błędna decyzja po stronie terapeuty czy coacha. Dla jasności, pomijając skrajne (ale nie aż tak rzadkie jakbym chciał) przypadki, nie będzie to kwestia błędu w sztuce. Tak jak już mówiliśmy, ludzkie zdrowie jest złożoną dziedziną i będą tu czasem po prostu błędne decyzję, nie da się tego uniknąć. (Choć oczywiście może to być bardzo frustrujące.) Faktycznym błędem w sztuce będzie jednak uparte trzymanie się wybranej metody, mimo braku efektów, bez nawet prób weryfikacji alternatyw.
6) Nieodpowiednie wykorzystanie narzędzi
Problemem może być nie tyle dobór metod, co konkretny sposób ich wykonywania, zwłaszcza jeśli klient sam z nich korzysta, np. w domu. To jak na siłowni, czasem drobna zmiana w sposobie wykonywania ćwiczenia może drastycznie wpłynąć na efekty, jakie to ćwiczenie daje. Na siłowni taką zmianą może być np. dokładny kąt ruchu, który wpływa na to jakie mięśnie obciąża, a w pracy nad sobą może to być choćby to czy wyobrażam sobie daną rzecz w pierwszej, czy w trzeciej osobie. Tu terapeuta czy coach ma pewien wpływ, może odpowiednio instruować, dać konkretny skrypt pracy. Mówiąc z doświadczenia, ludzie potrafią po prostu nie słuchać i robić jakieś swoje warianty zadania, niekiedy BARDZO odległe od tego co było robione na sesji. Nawet mimo wielokrotnego podkreślania, na sesji i w materiałach, że powinni robić coś zupełnie innego. Więc jasne, jest tu odpowiedzialność po stronie terapeuty czy coacha za dobre tłumaczenie, ale jest też odpowiedzialność klientów za uważność. Jeśli masz tutaj wątpliwości, najlepiej jest jak najbardziej szczegółowo opisać to co robisz i skonsultować z terapeutą czy coachem, który nauczył Cię danej metody, czy robisz ją odpowiednio.
7) Zerojedynkowe podejście do zmian
Wiele osób ma bardzo zerojedynkowe podejście do oczekiwanych zmian. W efekcie kategoryzują wszystko, co nie spełnia idealnie ich kryteriów zmiany, jako jej brak. Jeśli wcześniej czuli w danej sytuacji lęk na poziomie 9/10, a obecnie czują na 2/10, to wciąż nic się nie zmieniło. Tymczasem, o ile zdarzają się takie popisowe kaskady, gdzie jedna interwencja trwale i całkowicie usuwa w danej sytuacji lęk, to są one dosyć rzadkie. U większości osób zmiana będzie procesem. Będzie różnicą między „wczoraj zupełnie nie mogłem się za nic zabrać, a dziś zrobiłem dwie z dziesięciu rzeczy, które planowałem”, nie „wczoraj zupełnie nie mogłem się za nic zabrać, a dzisiaj miałem najwydajniejszy dzień w życiu.” Warto pracować nad dostrzeganiem takich zmian. Podkreślam, nie chodzi tu o doszukiwanie się zmian na siłę, czy o to by terapeuta gaslightował klienta do dostrzeżenia zmian mimo ich braku. Chodzi natomiast o to, żeby tam gdzie te zmiany są, faktycznie je dostrzegać. Oraz by zaakceptować, że zmiana będzie raczej stopniowym procesem, niż drastycznym przeskokiem. To znów kwestia pracy z ciałem jako analogię- rzadko kiedy zauważamy drobne zmiany w jedną czy drugą stronę. Aż pewnego dnia łapiemy się nagle na tym, że spodnie zrobiły się za małe, albo przeciwnie z zaskoczeniem stwierdzamy „ej, w sumie to jestem w niezłej formie”. Ta forma czy ta nadwaga nie zrobiły się przecież za pstryknięciem, to był proces, nie było żadnego jednego konkretnego punktu pt. „zmiana”.
8) Brak dystansu pozwalającego dostrzec zmiany
Kolejną kwestią związaną z dostrzeganiem zmiany jest to, że często nie mamy do siebie odpowiedniego dystansu. Żyjemy ze sobą dzień po dniu i po prostu nie dostrzegamy tych zmian w sobie. Tu przykład z jednej mojej bliskiej relacji, gdzie zmiany w toku czterech-pięciu lat były naprawdę duże, wyraźne nawet w skali roku-półtora, ale osoba która się zmieniła dopiero w piątym roku zaczęła sama z siebie dostrzegać, że te zmiany faktycznie zaszły. Wcześniej była w stanie je dostrzec, ale dopiero przy zwróceniu na to jej uwagi – i to mimo że w tym czasie przemodelowała w zasadzie całe swoje życie, znacząco układając rzeczy zawodowe, osobiste i emocjonalne. Dlatego tu przydają się albo zewnętrzne oceny, albo ustalenie jakichś obiektywnych kryteriów pomiaru. W tym drugim przypadku warto by były zróżnicowane, bo znów przez analogię do diety – może być tak, że zmienią Ci się obwody, choć waga stoi w miejscu i jakbyś mierzył tylko wagę, to prowadziłoby to do wrażenia stagnacji. Warto pyta nasze otoczenie o to, czy widzą w nas jakieś zmiany, a jeśli tak, to jakie?
9) Nierealistyczne oczekiwania odnośnie zmiany
Pokrewnym problemem będą niektóre oczekiwania co do zmiany. Oczekiwania dużej, gwałtownej transformacji, zamiast procesu, który stopniowo będzie szedł w określonym kierunku, z możliwymi krokami wstecz i problemami. Jak w wypadku diety, rzadko kiedy jest to liniowy spadek, zwykle są okresy zwolnienia (np. gdy organizm adaptuje się do zmniejszonej ilości kalorii i wymaga nowego podejścia by dalej móc tracić wagę). Więc np. wskazujesz, że u Ciebie problem powraca zwłaszcza jesienią, ale pytanie też, czy intensywność i częstotliwość tych nawrotów jest taka sama, coraz większa, coraz mniejsza? Ważne jest śledzenie ogólnego trendu, a nie tylko punktów.
10) Samospełniająca się przepowiednia
Gdy zaczynałem pracę z ludźmi, jednym z najczęstszych pytań, jakie słyszałem od klientów było „pewnie nie miałeś jeszcze tak trudnego przypadku, jak ja?” (Co ciekawe, klienci których faktycznie postrzegałem wtedy jako wyzwanie akurat o to nie pytali.) Tendencje do wyolbrzymiania swoich problemów, uznawania ich za niemożliwe do przejścia, definiujące życie jako stracone, itp. są czymś, co naturalnie będzie się przejawiało u wielu osób szukających pomocy. W końcu dokładnie te sposoby myślenia przyczyniają się do problemów, których doświadczają, czemu mielibyśmy zakładać, że nie będą stosować tych samych strategii do prób rozwiązania tych problemów? Mamy tu różne formy samospełniającej się przepowiedni („Pewnie i tak mi ta terapia nic nie da, więc mogę sobie darować pracę domową, na jaką się umówiliśmy.”), czy katastrofizacji („Tu trochę poczułem lęk, więc to znaczy, że wszystko do niczego i zawsze się będę bał), które mogą podtrzymywać w problemie. Na szczęście ten punkt jest o tyle dobry, że tego typu wzorce powinny i tak być wykryte w toku dobrej terapii czy coachingu i tam przepracowane.
11) Nadmierne unikanie dyskomfortu
W kontekście problemów lękowych w terapii poznawczo behawioralnej często omawiany jest model unikowy tzn. „doświadczam lęku (np. lęk w sytuacji społecznej)→ robię zachowania tymczasowo przynoszące ulgę (np. nie zabieranie głosu) → tymczasowo mam ulgę, ale długoterminowo utrwala to problem”. Trochę jak z drapaniem się gdy ugryzie nas komar – swędzi, drapię się, tu i teraz pomaga, ale długoterminowo zwiększa problem ze swędzeniem. Dlatego ważne jest, by w toku pracy nad sobą mieć gotowość na pewien poziom dyskomfortu i wystawienia się na nieprzyjemne doświadczenie. Oczywiście nie chodzi tutaj o to, by osobę z lękiem wysokości od razu wysyłać do skakania na bungee. Ale potrzebuje być gotowa chociaż zbliżyć się do tego zamkniętego okna na piętrze o jeden wyższym, niż to z którym czuje się jeszcze całkowicie dobrze. Na małe wyzwania, które coś pomogą zmienić. Zamiast tego takie osoby bardzo często starają się doprowadzić do idealnej sytuacji, np. zupełnego braku lęku, zanim spróbują coś zrobić. Tymczasem właśnie takie doświadczenie umiarkowanego dyskomfortu mogłoby budować stopniowe poczucie sukcesów, prowadzące do przepracowania problemu. To trochę jak z motywacją – zamiast czekać na duży napływ motywacji, lepiej zwykle zacząć pracę gdy mamy jej choć odrobinę. Odkryjemy zwykle, że w toku pracy pojawia się też więcej motywacji.
I jasne, gdybyśmy mieli magiczną różdżkę, to najlepiej byłoby tak zmienić, by ten lęk całkowicie zniknął. Ale nie mamy, musimy pracować z tym czym dysponujemy. A w takich warunkach nadmierne unikanie dyskomfortu może taką pracę wręcz sabotować.
12) Cykliczność problemów
Warto też mieć świadomość, że problemy mogą w jakimś stopniu nawracać i po latach, kwestia reakcji na nie wtedy i nie zapętlania się. Będzie to miało znaczenie zwłaszcza w sytuacjach rosnącego zewnętrznego stresu. Warto zwracać uwagę na to jak te czynniki wpływają na nasze doświadczenia, plus mieć oczekiwanie, że mogą być nawroty problemu. Kwestia tego jak na nie zareagujemy, czy popadniemy w katastrofizację, czy też będziemy patrzeć na to jako po prostu kolejny krok w procesie. Seksuolożka Emily Nagosky dobrze to omawia, wskazując na to, że mamy kulturowy fałszywy model „zepsuty → lepszy → idealny”, podczas gdy coś takiego po prostu nie istnieje, zamiast tego mamy powtarzalne cykle zranienia i leczenia. I jasne, dobrze by te cykle były spiralą, a nie pętlą, ale warto mieć świadomość, że mogą występować.
13) Skupienie na nieodpowiednim aspekcie procesu, umagicznienie zmiany
To jedna z moich doświadczeniowych obserwacji, warto więc podchodzić do niej z odrobiną dystansu. Nie jestem również pewien mechanizmu, jaki mógłby tu działać, natomiast dostrzegłem pewien wzór. U klientów u których były wyraźne problemy ze skutecznością interwencji powtarzalnym wzorcem było bardzo długie robienie ćwiczeń, gdy sami je robili – 1-1.5h na coś, co było przedstawiane jako 5-10 min idealnie, ew. 15 przy dłuższym procesie. Nie wiem oczywiście jaka tu jest kwestia przyczynowości. Może być tak, że osoby nie mające efektów mają większą determinację i próbują coś uzyskać na siłę, z metody, która w ich przypadku nie działa. Ale jest też opcja, że to zachowanie jest przejawem czegoś innego. Podejścia do ćwiczenia nie jako narzędzia o określonej strukturze, do procesu który u siebie uruchamiamy, a jak do czegoś wręcz nieco magicznego, co ma nas zmienić. Jeszcze tego nie rozgryzłem, ale widziałem to przez tych niemal 20 lat dość razy, by mieć wrażenie, że coś jest na rzeczy.
14) Tkwienie w swojej głowie
Czyli skupienie na pracy mentalnej, bez równoważenia pracą doświadczeniową i zmianami życiowymi. Tzn. dobrze, by np. ćwiczenia wizualizacyjne połączyć z konkretnymi krokami w życiu, gdzie będziemy np. bardziej eksponowani na czynniki stresogenne. Bez takiego uzyskiwania informacji zwrotnych z życia, praca mentalna będzie miała ograniczoną skuteczność. Podobnie istotna będzie zmiana nawykowych zachowań – po kawałku, ale tak by miało to znaczenie. Jeśli tylko ograniczamy się do pracy w głowie, bez czegokolwiek innego, to skuteczność takich interwencji będzie bardzo ograniczona.
15) Próby rewolucji
Antyteza poprzedniego punktu, czyli próby gwałtownej, drastycznej zmiany wszystkiego. To niemal nigdy nie zaskoczy, po prostu próba zmian wszystkiego naraz będzie zbyt trudna. Co gorsza, zwykle w tej sytuacji gdy posypie się jedna ze zmienianych rzeczy, prowadzi to do porzucenia również pozostałych. (Niekiedy wręcz do tego przymusza, jeśli np. stwierdzasz, że przeniesiesz się do innego miasta i tam będziesz zupełnie inną osobą, to jeśli nie zdołasz się tam utrzymać i musisz wrócić w rodzinne strony, również pozostałe zmiany raczej przepadną.)
16) Ignorowanie wpływu małych zmian
Powiązane z punktami 7 i 9, podejście w którym jesteśmy tak skupieni na dużych zmianach, że całkowicie odrzucamy drobne modyfikacje jako zbędne i niewydajne. Tylko te małe zmiany też się często sumują. Może to nie jedno narzędzie zwiększające nasza wydajność z 0 na 10, ale kilkanaście stopniowo wprowadzanych drobnych zmian, z których każda zwiększy wydajność o 0.3-0.5 też może dać bardzo przyzwoite wyniki i nie warto ich z góry odrzucać. Dlatego warto szukać takich małych zmian, nawet jeśli nie prowadzą nas idealnie tam gdzie chcemy. Pytać się, czy zbliżają nas do pożądanego celu, czy nie.
17) Czynniki środowiskowe podtrzymujące problem
Niekiedy występują czynniki w życiu danej osoby (np. regularne stresujące kontakty z toksycznym rodzicem), które nie podtrzymują problemu, nawet jeśli nie są z nim bezpośrednio powiązane. Np. Technicznie rzecz biorąc taki toksyczny rodzic niajk nie wpływa bezpośrednio na naszą dietę, ale jeśli podbija poziom stresu, a mamy tendencje do zajadania stresu, to efekt jednak będzie. Warto tu zrobić taki skan życiowy – kiedy problemy rosną/opadają i to z perspektywy nawet dwóch-trzech dni od wystąpienia problemu, bo efekty mogą się pojawiać z opóźnieniem. Może się wtedy np. okazać, że te napady lęku w pracy jakoś tak dziwnie mają miejsce zawsze dzień po sporze w związku, itp. Jeśli coś takiego wyłapiemy, to musimy się zastanowić co z tym zrobić. Czasem zmieni to temat pracy, przynajmniej tymczasowo (np. z „chcę być spokojniejszy w pracy” na „chcę się mniej stresować w kontaktach z ojcem”). Czasem będzie wymagało wyraźnych zmian w życiu (np. zakończenia związku). A czasem będzie to wymagało zaakceptowania, że problem raczej na razie się utrzyma „ech, czyli póki będę w kontakcie z matką, te wybuchy złości będą mi się wydarzały, ale nie chcę tego kontaktu zrywać.” To też ok, tak długo, jak to Twoja decyzja.
18) Myślę, że chcę
Filozof Daniel Dennett zaproponował kiedyś trzy kategorie rzeczy, w które wierzymy:
a) te, które uznajemy za prawdziwe,
b) te, które chcielibyśmy, by były prawdziwe, ale nie jesteśmy pewni,
c) te, które uważamy, że powinniśmy uznawać za prawdziwe.
Jeśli masz przekonania z kategorii (a), to po prostu robisz rzeczy z nich wynikające. To nie zawsze dobre – wiele spośród najgorszych zbrodni w historii ludzkości popełniły lub zainspirowały osoby, które miały przekonania z tej kategorii, np. na temat mniejszej wartości życia pewnych grup. Ale kluczowe jest to, że robisz te rzeczy.
Jeśli masz przekonania z kategorii (b), to generalnie robisz rzeczy z nich wynikające, ale na wszelki wypadek będziesz się zabezpieczać, nie podejmować aż tak dużego ryzyka. Raczej masz rację, ale co jeśli nie…
Jeśli masz przekonania z kategorii (c) to jest ciekawie, bo często będziesz inicjować działania związane z przekonaniami, ale zwykle z bardzo małym zaangażowaniem i determinacją.
Jeśli mam przekonanie (a), że powinienem rzucić palenie, to rzucę. Jeśli (b), to rzucę, choć może na wszelki wypadek nie wyrzucę tego kartonu papierosów, który mam w szafie. Nas jednak interesują tutaj przekonania z kategorii (c). Bo tutaj, będę bardzo często deklarował, że powinienem rzucić, próbował, może korzystał z terapii, czy coachingu… Ale jakoś tak nigdy to się nie będzie utrzymywało. Bo osoba z takim przekonaniem w kategorii (c) nie wierzy wprost, że powinna rzucić palenie. Logicznie wychodzi jej ten wniosek z innych posiadanych przekonań, np. „palenie zabija” i „jestem osobą dbającą o swoje zdrowie”. Logicznie dodaje do tego „więc powinienem rzucić palenie”, ale tak naprawdę w to nie wierzy. Jeśli problem, który próbujesz rozwiązać jest w tej kategorii, to również będzie hamowało zmianę. Warto tu więc przyjrzeć się swoim oczekiwaniom. Czy gdyby od powiedzenia prawdy zależało życie Twoje i bliskich Ci osób i ktoś zapytał Cię „czy chcesz X”, to Twoja odpowiedź brzmiałaby po prostu „Tak”, czy „No tak, ale…”, czy „W sumie to nie, byłoby fajnie i powinienem chcieć, ale w sumie, to…”
Co jeśli odkryjemy, że nasze przekonanie należy do kategorii (c)?Jedną opcją jest próba faktycznego przekonania się do uwierzenia w tą rzecz na poziomie (a). Cóż, powiem szczerze, nie lubię pracy z takimi klientami. Nie lubię pracy pt. „przekonaj mnie, żebym przekonał siebie, że chcę X”. Czasem to da się zrobić, ale generalnie jest to mocny (self)gaslighting. Inną opcją jest zaakceptowanie, że w sumie tego nie chcemy i to też ok. Będzie to miało swoje konsekwencje, ale mogą być one łatwiejsze do przyjęcia, niż faktyczne zrealizowanie tej rzeczy.
Jak widzisz, sporo tego. Cóż, jesteśmy złożonymi systemami i powodów dla których pożądana zmiana nie występuje może być całkiem sporo. Mam nadzieję, że przynajmniej dla części z Was ta lista da jakąś podpowiedź co robić z tymi zmianami, które wydają się w Waszym życiu stać w miejscu.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: