Postanowiłem eksperymentalnie rozszerzyć nieco tematykę bloga, sięgając po kwestie blisko powiązane z rozwojem, ale nieco bardziej ogólne. Dajcie znać, czy Wam się coś takiego podoba :)

Na pierwszy ogień postanowiłem wziąć coś, o czym wielu rozwojowców mówi – czy to w kontekście przekonań, czy np. różnych suplementów: nowotwory. Mam wrażenie, że ogromna część różnych fantazji na temat cudownej mocy przekonań dla zdrowia wynika z prostej nieznajomości tego, czym jest rak, dlaczego powstaje i jak się rozwija. W głowie większości ludzi rak to po prostu „ta zła choroba”. To ułatwia przyjęcie różnych magicznych „leków” na nią.

Oczywiście, z samej natury tematu wynika, że cokolwiek tutaj napiszę będzie jedynie pewnym uproszczeniem i skrótem. Choroby nowotworowe to ogromna kategoria i choć mają wiele czynników wspólnych, po prostu nie da się objąć tego tematu jednym artykułem. Ba! Nie da się go objąć regałem w księgarni naukowej!

Artykuł wystarczy natomiast do wprowadzenia do tematu i (mam nadzieję) zrozumienia podstaw tego jak działają nowotwory.

Ważna uwaga odnośnie nazewnictwa: terminy „rak” i „nowotwór” bywają potocznie używane naprzemiennie. W rzeczywistości nowotwór jest szerszym terminem, a termin „rak” odnosi się do konkretnej grupy złośliwych nowotworów, wywodzących się z tkanki nabłonka. Źródłem zamieszania jest pewnie to, że angielski „rak” – „cancer” to już określenie na wszystkie nowotwory złośliwe, zaś odpowiednikiem polskiego „raka” jest „carcinoma”. Nie wiem skąd wzięło się to zamieszanie w tłumaczeniu, ale niewątpliwie wywołuje ono dodatkowy chaos. Dla pełni precyzji (np. jeśli zechcesz poczytać coś w temacie), wszystkie nowotwory – zarówno złośliwe jak i łagodne – określa się po angielsku terminem „tumor” (odpowiednio „malignant tumor” i „benign tumor”).

Spokojnie, to tylko brzmi skomplikowanie

Komórki naszego organizmu nieustannie ulegają wymianie. Niektóre, jak krwinki, żyją stosunkowo długo, nawet kilka miesięcy. Inne, jak komórki skóry, żyją kilka tygodni, jeszcze inne zaledwie dni lub nawet godziny. Gdy jedne komórki giną, inne komórki dzielą się, tworząc nowe komórki. Cały system sprawnie działa by zastąpić uszkodzone lub martwe komórki i zapewnić dobre funkcjonowanie organizmu.

Niestety, każdy taki podział komórkowe niesie ze sobą niewielkie, ale realne ryzyko mutacji komórki – uszkodzenia jakiegoś fragmentu jej DNA, „programu” który mówi komórce jak ma funkcjonować. Uszkodzenie to oznacza po prostu błąd w kopiowaniu. Nowopowstałe komórki-córki są niemal identyczne z rodzicem, ale to niemal może znacząco wpływać na funkcjonowanie komórki. Generalnie rzecz biorąc taka mutacja nie jest dużym problemem – w przytłaczającej większości przypadków po prostu uniemożliwi zmutowanej komórce powstanie i/lub funkcjonowanie. To żaden kłopot – mamy DUŻO komórek, które mogą się podzielić i zastąpić te z wadliwą mutacją. Co więcej, komórki mają wbudowane systemy naprawcze, weryfikujące poprawność kopiowania DNA i ułatwiające naprawę lub usuwanie wadliwych komórek.

Niekiedy pojawi się mutacja, która w jakiś sposób wpływa na funkcje komórki, ale nie uniemożliwia jej funkcjonowania. Zwykle takie uszkodzenia zostaną wychwycone przez systemy naprawcze, ale wraz z nagromadzeniem kolejnych uszkodzeń lub uszkodzeniami samych systemów naprawczych, pewne błędy mogą „przemknąć” przez systemy bezpieczeństwa organizmu. To zwykle również nie będzie stanowiło problemu i w większości przypadków „rozejdzie się po kościach”.

Co istotne, jeśli mutacja nie uniemożliwi komórce podziału, jest duża szansa, że pozostanie już w organizmie aż do jego śmierci. Chyba, że komórka i/lub jej potomstwo zostanie zniszczona przez czynniki zewnętrzne, np. chorobę. Albo, alternatywnie, że przy okazji kolejnych podziałów ulegną kolejnej mutacji, tym razem całkowicie destruktywnej. Trzeba tu dodać, że organizm ma wbudowanych wiele systemów zabezpieczających, wiec komórki z wadliwą mutacją mogą zostać rozpoznane jako wróg przez system odpornościowy, albo może się w nich uruchomić swoisty system autodestrukcji, tzw. programowaną śmierć komórki.

[br]

Zwykle wszystko dobrze się skończy i nie będzie miało większego znaczenia. Jednak, w wyjątkowo rzadkich przypadkach, mutacje występujące w kolejnych pokoleniach komórek „nałożą się” na siebie. Jedna z takich mutacji zablokuje systemy naprawiające błędy w kopiowaniu DNA. Kolejna zablokuje systemy odpowiedzialne za programowaną śmierć komórki, więc kolejne nie będą już wywoływały odpowiedniego alarmu i autodestrukcji. Kolejne wpłyną natomiast na system decydujący o podziale komórki, doprowadzając do niekontrolowanego jej rozrostu.

Dopiero wtedy – gdy nałożą się na siebie mutacje dotyczące co najmniej tych trzech obszarów, mutacje które jednocześnie nie doprowadzą do śmierci komórki z innych przyczyn – mamy do czynienia z nowotworem. Co więcej, pojedyncza mutacja nie zawsze wystarcza dla „wyłączenia” danego zabezpieczenia, dlatego średnio potrzebnych jest co najmniej sześć mutacji, aby powstała komórka nowotworowa.

Niekiedy taki nowotwór pozostaje łagodny – dobrym przykładem są tu pieprzyki. Łagodne nowotwory mają wszystkie cechy nowotworów, ale ich podział jest wciąż stosunkowo łagodny i nie przejmują one sąsiadujących tkanek. Są czymś nienormalnym dla organizmu, błędem, ale niegroźnym w swojej nienormalności.

[br]

Co innego nowotwory złośliwe. Takie komórki dzielą się bez opamiętania, wypełniając przestrzeń między innymi tkankami i zaburzając ich funkcjonowanie, a często również prowadząc do śmierci zdrowych komórek. Stanowi to bardzo duże zagrożenie dla organizmu, tym bardziej, że istnieje ryzyko tzw. przerzutów. Mają one miejsce, gdy komórki nowotworowe przedostają się do układu krwionośnego lub limfatycznego i wędrują z krwią lub limfą do innego obszaru ciała, po czym zaczynają się tam rozwijać. Na szczęście nowotwory złośliwe nie są standardowym wynikiem mutacji. Przeciwnie! Są bardzo rzadkie. Szansa na nałożenie się na siebie takiego zestawu mutacji w przypadku jednej komórki i jej potomstwa są skrajnie niewielkie – dla zobrazowania mówimy tu o szansach w rodzaju trafienia szóstki w lotka trzy razy pod rząd.

Problem w tym, że mamy DUŻO komórek. Im dłużej żyjemy, tym więcej ich się przewinie przez nasze ciało i tym więcej mutacji w nich wystąpi. Nie „może wystąpić”. Po prostu: wystąpi. To czysta statystyka. W efekcie, choć szanse pojedynczej komórki mutującej do nowotworu są skrajnie niskie, to szanse na doświadczenia nowotworu w toku życia są stosunkowo wysokie i rosnące z wiekiem. W praktyce, w świecie zachodnim szacuje się ok. 40% zapadalność na nowotwory w toku życia (nieco większą u mężczyzn niż u kobiet), z czego ok. 10% to pochodna palenia (nowotwory płuc, krtani, gardła) i ok. 20% śmiertelność.  Co istotne, przytłaczająca większość tego ryzyka to statystyka, niekiedy podkręcona przez geny (część mutacji sprzyjających rakowi jest niestety dziedziczna). Po prostu, im dłużej żyjemy, tym więcej podziałów komórek i tym większe ryzyko, że coś pójdzie nie tak akurat w takiej sekwencji, która prowadzi do nowotworu. Nasz styl życia może mieć pewien wpływ na to ryzyko, nie jest on jednak (za wyjątkiem palenia) zbyt duży.

[br]


Przerwa na reklamę ;)


Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne. 

Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl

 

Wracamy do artykułu :)


[br]

No dobrze, to o co w takim razie chodzi z tymi substancjami rakotwórczymi? Jeśli styl życia nie ma dużego znaczenia, czemu używać kremu z filtrem?

Choć nowotwory są wynikiem statystyki i przypadku, istnieją sposoby na „podkręcenie” prawdopodobieństwa. Zaliczają się one do trzech głównych kategorii:

a) zwiększenie szansy na mutacje –  takie czynniki zwiększają znacząco ryzyko mutacji DNA podczas podziału komórki, lub wręcz bezpośrednio uszkadzają DNA komórki jeszcze przed podziałem. Tym samym zwiększają szanse nie tylko na nowotwór, ale również na ogólne uszkodzenie funkcjonowania organizmu. Do tej kategorii należą m.in. promieniowanie, światło ultrafioletowe, niektóre wirusy.

b) zwiększanie częstotliwości podziału – im więcej podziałów komórki, tym większe ryzyko błędów w kopiowaniu DNA. Większość substancji z pierwszej kategorii będzie należała również do tej – im więcej uszkodzeń komórek, tym większa potrzeba podziału i zastąpienia uszkodzonych. To tej kategorii warto też zaliczyć inne czynniki środowiskowe. Dla przykładu, kobiety, które mają liczne ciąże mają niższe ryzyko raka jajników. Wynika to z mniejszej ilości miesiączek (i efekt ten pojawia się również u kobiet, które przeszły zabieg sterylizacji). W ten sposób np. promieniowanie ultrafiletowe zarówno uszkadza DNA zdrowych komórek skóry, jak i szybciej uszkadza zdrowe komórki i wymusza częstsze podziały otaczających komórek, zwiększając ryzyko mutacji.

c) inne czynniki sprzyjające nowotworowi – np. hormony wzrostu, które przyśpieszają wzrost wszystkich komórek, dodatkowo podkręcając tempo komórek nowotworowych.

Zwróć proszę uwagę, że wszystkie te czynniki są wyjątkowo bezduszne i matematyczne w swojej naturze. Nie ma tu niczego o równowadze energii, dobrych przekonaniach, ani niczym podobnym. Jest chłodna statystyka i czysto matematyczne wyliczenie „im więcej razy grasz, tym większe ryzyko przegranej, zwłaszcza, jeśli grasz ważonymi kośćmi”.

[br]

Popularnym mitem w kontekście nowotworów jest to, że zwierzęta ich nie dostają. Nie jest to bynajmniej prawdą – praktycznie wszystkie gatunki zwierząt mogą dostać choroby nowotworowej.  Oczywiście, im dłużej dane zwierze żyje, tym większa szansa na takie zmiany – tak jak u ludzi. Mamy też kilka gatunków zwierząt wyjątkowo odpornych na zmiany nowotworowe, np. golca piaskowego. Badania nad nimi mogą otworzyć nam perspektywy na nowe terapie nowotworów.

No właśnie, a jak leczymy nowotwory? W praktyce nie tyle leczymy – na to już za późno – co staramy się usunąć lub zabić, wywołując przy tym minimalne uszkodzenia dla otaczających tkanek.

Jeśli nowotwór jest zwarty, możemy go po prostu wyciąć chirurgicznie. Niestety, jeśli zostawimy choć jedną komórkę nowotworową, może się z niej odtworzyć cały nowotwór. Co gorsza, wycinając nowotwór musimy niestety wyciąć też zdrową tkankę, którą przerasta.

Radioterapia polega na poddaniu nowotworu promieniowaniu, w celu wywołania dalszych mutacji i zabicia go. Ponieważ nowotwór dzieli się szybciej niż zdrowe tkanki, wszelkie mutacje są dla niego dużo groźniejsze. Niestety, promieniowanie uderza też w zdrowe tkanki, dlatego staramy się zminimalizować jego wpływ na nie, np. przez użycie wielu słabszych wiązek promieniowania przecinających się w punkcie w którym istnieją zmiany nowotworowe. W ten sposób chore komórki dostają dużo większą dawkę promieniowania niż otaczające, zdrowe komórki.

Chemoterapia polega na podawaniu leków mających zabijać komórki nowotworowe – najczęściej reagując po prostu na komórki szczególnie szybko się dzielące. Co istotne, znalezienie substancji, która zabija komórki nowotworowe nie jest specjalnym problemem. Takich substancji jest cała masa. Realne wyzwania dla skuteczności chemioterapii są inne.  Po pierwsze- jak sprawić, by lek dotarł do miejsca, w którym znajdują się zmutowane komórki (idealnie nie niszcząc niczego zdrowego po drodze). po drugie – jak sprawić by zabił wyłącznie, lub chociaż głównie komórki nowotworowe, oszczędzając zdrowe tkanki? To są prawdziwe wyzwania chemioterapii i główne jej problemy, dlatego ilekroć słyszycie o „cudownym” leku bezwzględnie zabijającym komórki rakowe w probówce, możecie co najwyżej z rozbawieniem wzruszyć ramionami. Kula z pistoletu też by te komórki zabiła, że pożyczę dowcip z komiksu XKCD.

Najnowszą istotną formą terapii nowotworowej są terapie immunologiczne, służące wspieraniu układu odpornościowego oraz – co trudniejsze, ale potencjalnie możliwe – uczenia go, np. w formie szczepień, wykrywania komórek nowotworowych i reagowania na nie. Problem z nowotworami jest bowiem taki, że często organizm traktuje je jako normalne, zdrowe komórki i nawet mając możliwość niszczenia ich, nie reaguje na nie.

A co z psychiką? Zdarzają się w końcu tzw. spontaniczne remisje, samoistne zaniki raka. Czy mózg nie ma z tym jakiegoś związku? Czy afirmacje nie pomagają? No cóż, niestety nie. Spontaniczne remisje są dość rzadkie (choć ich częstotliwość może zależeć od rodzaju nowotworu). Niekiedy będą za nie odpowiedzialne działania autoimmunologiczne organizmu. Niekiedy można oczekiwać kolejnej przypadkowej mutacji, tym razem zbawiennej dla całego organizmu. W żadnym przypadku nie ma tu jednak podstaw do przypisywania sprawstwa temu jak myślimy. Nie znaczy to jednak, że psychika nie jest ważna – terapie nowotworowe potrafią być naprawdę nieprzyjemne. Zachowanie rygoru w przyjmowaniu leków, działaniach rehabilitacyjnych, itp. jest bardzo ważne i w dużej mierze zależy od naszego nastawienia. Pod tym względem psychika może być kluczowa dla udanej terapii.

[br]

No właśnie, udanej terapii. Jakie są szanse, że terapia przeciwnowotworowa się uda? W internetach krążą bzdurne memy o skuteczności takich terapii w granicach 2%. Tymczasem już pytanie o skuteczność terapii przeciwnowotworowej jest błędne. Nie da się bowiem mówić o skuteczności terapii przeciwnowotworowej w ogóle. Pamiętajmy o głównych wyzwaniach – usunięcie wszystkich chorych komórek, dotarcie do miejsca nowotworu, jak najmniejsze uszkodzenie zdrowych tkanek. Realizacja tych kryteriów będzie zależała przede wszystkim od tego jak duży jest nowotwór, jak szybko się rozwija, jakie uszkodzenia już wywołał w organizmie oraz gdzie jest zlokalizowany. Stąd skuteczność terapii musi brać pod uwagę miejsce oraz stadium zaawansowania nowotworu. Dla przykładu, osoby u których zdiagnozowano raka prostaty mają mniej niż 1% szans na śmierć w ciągu pięciu lat od diagnozy, natomiast rak woreczka żółciowego oznacza niemal pewny wyrok – 97% szans na śmierć, co wiąże się też z późnym wykrywaniem tego typu nowotworu. Co więcej, różne rodzaje terapii będą miały skuteczność dla różnych odmian choroby. Chirurgię raczej wykorzysta się do nowotworów układu trawiennego, chemioterapię do białaczek (nowotworów krwi i limfy), promieniowanie dla nowotworów mózgu, itp.

Nie ma wątpliwości, że nowotwory to złożony problem i że wciąż stanowią jedną z głównych przyczyn śmierci. Powoli odnosimy sukcesy w tym zakresie – śmiertelność na każdy rodzaj nowotworów spada. (No, za wyjątkiem tych powiązanych z paleniem, ale dochodzimy właśnie do końca tych pokoleń, które naprawdę dużo paliły i możemy oczekiwać znaczącego spadku w kolejnych.) Jest to powolna praca, bo to nie jedna choroba, a cała ogromna ich masa. Znalezienie leku na raka można porównać do znalezienia leku na wirusy. Wszystkie. Nie da się tego zrobić, można leczyć pojedyncze choroby wirusowe, można ogólnie zwiększać odporność organizmu, ale jest to długi i złożony proces. Proces w którym odnosimy coraz większe sukcesy, choć oczywiście będzie to marną pociechą dla ludzi, którzy dziś cierpią w wyniku nowotworów lub stracili swoich bliskich przez nie.

Jednocześnie sukces w walce z nowotworami wymaga ich zrozumienia. Opieranie się na bajkach czy fantazjach tu nie zadziała. Potrzebna jest świadomość zagrożenia i tego jak działa, bo tylko to pozwoli nam dobrać zabezpieczenia i leki maksymalizujące nasze szanse.

[br]


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis