W pierwszej części wpisu przybliżyłem historię projektu ChangeMasters – cyklu szkoleń zagranicznych trenerów w Polsce. W tej chciałbym przyjrzeć się najważniejszym lekcjom, problemom i wnioskom z jego przebiegu.

changemasters

ChangeMasters było tak dużym i długotrwałym projektem, że nie trudno wyizolować go od reszty moich działań. Wymienione lekcje i wnioski będą więc w wielu przypadkach amalgamatem różnych doświadczeń i projektów, choć to ChangeMasters nadało im w mojej głowie ostateczny kształt.


Korzyści z różnorodności

Choć po latach ChangeMasters zostało zamknięte ze względu na niewystarczające zwroty z poświęconego czasu i wysiłku, nie zawsze tak było. Przez długi czas były jednym z tych projektów, które zapewniały mi płynność finansową przez cały rok. Przychody w coachingu nie są zbyt stabilne. Potrafią być, ogólnie, bardzo dobre, ale nie rozkładają się liniowo. Co oznacza, że w skali roku czy dwóch, jeśli  nie pilnujesz się i nie uważasz,  mogą być bardzo słabe okresy.

Gdy zaczynałem karierę, nie miałem jeszcze takiej dyscypliny finansowej, jaką mam obecnie. I takie okresy były. I byłoby słabo, gdybym musiał polegać tylko na coachingu.

Fakt, że miałem jeszcze alternatywne źródło dochodów, z organizowania tych szkoleń… A potem jeszcze kolejne, ze sprzedaży nagrań ze szkoleń… Pozwoliły na pewne zrównoważenie tego niestabilnego rozkładu przychodów z coachingu. Jak miałem klientów coachingowych, zarabiałem z tego. Jak ich nie miałem, to akurat były dochody z rezerwacji na szkolenie… Albo z nagrań. Takie połączenie zapewniło mi dużo większa stabilność i nie raz pozwoliło odetchnąć.

Było też czymś, co zdecydowałem się od tamtego czasu podtrzymywać. Do dziś nie polegam na jednym źródle przychodów. Jasne, obecnie chyba najwięcej zarabiam na szkoleniach – otwartych i zamkniętych. Ale mam też inne źródła przychodów. Coaching. Nagrania w MindStore. (A’propo spędziłem większość wczorajszego dnia nagrywając kolejne materiały i do końca miesiąca mam zaplanowanych jeszcze kilka takich sesji nagraniowych – w 2017 wyjdzie dużo nowości! ;) )  Dużo „drobnicy” takiej jak książki.  Razem budują dużo większą stabilność i dają dużo więcej komfortu w codziennym życiu.


Warto budować znajomości

Najcenniejszą rzeczą, jaką dało mi ChangeMasters nie były jednak finanse, a relacje. Poznałem kilku naprawdę wybitnych ludzi, z niektórymi do dziś mam miłe relacje.

To dużo. Dużo kompetencyjnie – ilość darmowego mentoringu, wsparcia, cennych rad biznesowych i zawodowych, jaką dają takie relacje jest ogromna. Ale przede wszystkim dużo tak po prostu, po ludzku. Lubię tych ludzi. Cenię ich. Cieszę się, że niektórych z nich mogę szczerze nazwać przyjaciółmi, innych dobrymi znajomymi. Żal relacji, które się rozpadły.



Przerwa na reklamę ;)


Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne. 

Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl

 

Wracamy do artykułu :)



Taka uwaga, niekoniecznie wkurzaj swoją grupę docelową ;)

Chociaż, jak wskazałem, szkolenia z trenerami z zachodu generalnie słabo sobie w Polsce radzą (i co gorsza ci kompetentni mają często trudniej, niż niekompetentni!), faktem jest, że przeciętne zwroty z ChangeMasters były również częściowo moją odpowiedzialnością. Nie mówię tu o kwestiach promocji – w nią wkładałem akurat wiele serca i wysiłku – ale mojej osoby.

Co tu dużo mówić – dużą część środowiska rozwoju udało mi się w takim czy innym momencie wkurzyć.

Krytyką kogoś, kogo uważali za guru. Bezkompromisowością. Skupieniem na rezultatach i wynikach badań, często dość twardo stawianym. Krytyką wielu poglądów często wiązanych z rozwojem osobistym, a mocno patologicznych (antyszczepionkowcy czy ezoterycy). Tym, że lubiłem i potrafiłem dyskutować – także wtedy gdzie być może rozsądniej i dyplomatyczniej byłoby zamilknąć.

Nie żałuję tych decyzji. Niekiedy na pewno dałoby się zrobić pewne rzeczy lepiej czy delikatniej. Pozostaję pod tym względem pod nieustannym wrażeniem Jana Jędrzejczyka, który potrafi rozmówcę merytorycznie zjechać z nieporównywalnie większym stylem i taktem niż ja kiedykolwiek byłem w stanie. I to niezależnie od tego jak bardzo mogłem się starać. Wiem więc, że dało się lepiej. Jasne. Ale nie żałuję ogólnego toru moich działań. Nigdy nie był motywowany (choć wiele takich zarzutów słuchałem) marketingiem czy tworzeniem wizerunku. Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że jestem po prostu aktywistą. Jeśli już się w coś zaangażuję, jeśli uznam, że jest to warte mojego czasu to nie popuszczam. Nawet, jeśli sensowne mogłoby być jednak zostawić temat.

O ile osobiście mi to pasuje, to z perspektywy usługi przeznaczonej do innych trenerów i coachów, nie było to zbyt mądrym posunięciem. Nie wiem, czy ChangeMasters by się utrzymało do dzisiaj. Myślę, że i tak bym je zamknął. Ale myślę też, że byłoby wyraźnie bardziej dochodowe, gdybym mniej wkurzał moją grupę docelową ;)


Ustalenie procedur

O tym już pisałem oddzielny artykuł, ale pomyślałem, że warto przypomnieć. ChangeMasters nauczyło mnie proceduralizacji działań, co znacząco zmniejsza ryzyko popełniania poważnych i jednocześnie głupich błędów.


Weryfikuj, nie naśladuj ślepo

To coś, czego nauczyłem się na szczęście dość szybko i to w różnych obszarach. Gdy zaczynałem, starałem się kopiować wzorce z innych firm szkoleniowych, ze szkoleń na których byłem. Jaki catering, gdzie sala, itp. Wszystko przenoszone 1:1, bez weryfikacji. Nie byłem w tym jedyny – to był dość standardowy wzorzec wśród trenerów „mojego pokolenia”.

Pierwsze doświadczenia – odkrycie, że mogę za salę płacić mniej niż połowę tego co płaciłem, czy sugestie Andy’ego co do ograniczenia cateringu – pozwoliły mi zacząć to podważać. Okazało się, że pewne rzeczy były zbędnymi wydatkami, inne były nieprzemyślane.

To skłoniło mnie do tego, by również w kolejnych działaniach analizować, zamiast naśladować. Ciężko mi przecenić ilość pieniędzy, czasu i energii, jaką dzięki temu oszczędziłem przez lata.


Nie zdołasz zrobić takiej promocji dla kogoś, jak dla siebie

Czysto praktycznie, mimo, że osoby które sprowadzały były naprawdę wysokiej klasy trenerami, z nowatorskimi materiałami, promocja ich była trudna.

Nieporównywalnie bardziej trudna, niż promocja mnie samego i moich projektów.

Mnie ludzie znali. Niektórych wkurzałem, inni doceniali to co robiłem, ale byłem konkretnym gościem. Widocznym, momentami bardzo. Wchodzą na net, jestem tam. Czytają jakieś pismo, akurat jestem jako ekspert. Otwierają lodówkę, a tam ja! Wyjadam im jogurty malionowe i pytam czemu mieli ich tylko pięć kubków, mam głodować, czy jak?

Ile by razy lodówki nie otwierali, nie znajdą w niej Andy’ego Austina czy Michaela Pereza. Przynajmniej nie w polskich lodówkach. A jakkolwiek wkurzające może być znalezienie kogoś w lodówce (zwłaszcza jak miałeś ochotę na jogurt, a ten cham ci go wyjadł), to jednak poznajesz taką osobę i przyzwyczajasz się do niej (przynajmniej do czasu gdy nie przyjedzie policja i nie wyciągnie jej z Twojej lodówki… po raz kolejny…). Z tamtymi trenerami nie masz takich opcji.

Jasne, mogę robić promocję „ja polecam tego gościa”, ale nie jest to tak skuteczne jak polecanie po prostu czegoś swojego. Może gdyby nasz rynek był bardziej nastawiony na zachód i śledzenie tego co się tam dzieje, ale na ten moment to po prostu nie działa.


Pohamuj nostalgię

Prawda jest taka, że ChangeMasters zamknąłem za późno. Szkolenie w 2015 zostało odwołane z przyczyn niezależnych, nie dało się przewidzieć problemów zdrowotnych trenera. (Na szczęście wszystko już w porządku z nim.)

To powiedziawszy… Gdybym decydował w pełni racjonalnie, ChangeMasters zostałoby zamknięte pewnie koło 2012-2013. Już wtedy ilość wysiłku, w porównaniu z innymi projektami, była wyraźnie nieopłacalna. Dużo więcej stresu, zaangażowania, dużo niższy zwrot z włożonej pracy.

Ale… to było moje dziecko. Robiłem to zanim zacząłem szkolić. Miałem w ten sposób kontakt z tak fajnymi ludźmi.

Nawet gdy ostatecznie zrezygnowałem, było tak po prostu potwornie żal.

Mimo, ze wiedziałem, że nie miało to sensu.

Tyle, że ten żal mógł równie dobrze być wcześniej. Oszczędziłbym dużo wysiłku. Finansowo byłbym pewnie nawet w lepszej sytuacji – mniej wysiłku, więcej energii na inne projekty, możliwość podpromowania pewnych działań, zamiast których promowałem ChangeMasters. Koszta utraconych okazji, niekiedy całkiem sporych.

Poniosłem je przez nostalgię. Trochę się z tego nauczyłem, kolejne tego typu działania przychodzą mi łatwiej. (Np. moja obecna rezygnacja z sali coachingowo-szkoleniowej – przy tak dużej ilości zaplanowanych wyjazdów szkoleniowych, nie widzę sensu jej trzymać.) Nie łatwo, ale łatwiej.

I tak chyba jest z większością tych lekcji. Czynią pewne rzeczy łatwiejszymi.

Nigdy łatwymi. Łatwiejszymi.

Czasem tyle starczy.



Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis