Pomyślałem, że warto nieco rozwinąć wątek, który poruszyłem w poprzednim wpisie – temat „różnicy, która czyni różnicę”. Sądzę, że warto mu poświęcić kilka zdań, bo ma tak naprawdę ogromne znaczenie dla tematyki skutecznej zmiany osobistej. Niezależnie czy mówimy o coachingu, terapii czy szkoleniach, bardzo drobne zmiany mogą często mieć naprawdę ogromny wpływ na możliwe do uzyskania wyniki.
Pamiętam sytuację, w której niezadowolony klient (tak, takich też miewam :) ) najpierw zarzucał mi, że na sesji używałem technik, które mógłby sam znaleźć w książce za 30 zł. Potem, gdy wskazałem mu, że jednak nie używałem tych technik, stwierdził, że nie wystarczy zmienić dwa słowa i już mieć nową technikę i że tak, to on sam mógłby sobie zrobić.
Przywołuję tą sytuację z dwóch powodów.
Po pierwsze, ładnie ilustruje ona pewną fantazję, którą zdaje się mieć część osób zainteresowanych rozwojem. Nazywam ją „marzeniem o tajnych technikach.” Przyznam, nie mam pojęcia skąd się ono wywodzi. Jakoś tak kojarzy mi się z filmami kung-fu, gdzie stary siwy mistrz miał swoją hipertajną technikę walki, której uczył tylko prawdziwie wartościowych…
Tyle tylko, że w rozwoju osobistym, coachingu czy terapii naprawdę czegoś takiego nie ma. Nie ma żadnej hipertajnej, ukrytej techniki*, którą trenerzy zdradzą Ci tylko jeśli im dość zapłacisz! Coachowie czy terapeuci nie mają też zwykle „wielkiej księgi technik”, znajdują raczej kilka-kilkanaście, które najbardziej im pasują. Mają też drugie tyle „awaryjnych”, na wypadek gdy podstawowe nie zadziałają. I tyle, pracują w tym obrębie. Bo tak jest po prostu wydajniej i skuteczniej.”Kolekcjonerzy” technik zdarzają się głównie wśród laików w branży i cechują się zwykle tym, że techniki owszem, kolekcjonują, ale rzadko kiedy je potem wykorzystują.
(*No dobra, nieco oszustów w branży faktycznie coś takiego obiecuje, ale to głównie jednak środowisko ezoteryczne i to raczej na zachodzie…)
Ponieważ eksperci pracować będą z dość ograniczonym zakresem narzędzi, prędzej czy później większość z tych narzędzi będzie dostępnych w źródłach tańszych, niż indywidualna sesja z danym zmieniaczem. Niewielu ekspertów kryje się ze swoimi metodami, ale też nie ma ku temu szczególnej potrzeby. Ilustrując to przykładem z własnego doświadczenia – opisanie praktycznie całego mojego warsztatu pracy z pewnością siebie dało mi WIĘCEJ klientów na pracę z tą metodą. Ludzi, którzy przeczytali książkę w której jasno wyjaśniam co i jak robię… ale i tak woleli przyjść do mnie na sesję, niż samemu przejść przez ten proces. Dlatego oczekiwanie, że na sesji ktoś zrobi z Tobą coś, czego nie znajdziesz w żadnej książce czy nagraniu wideo jest dość mało realistyczne.
Dużo ważniejsze jest to JAK to zrobi.
Przerwa na reklamę ;)
Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne.
Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl
Wracamy do artykułu :)
Tu pojawia się druga część uwagi mojego klienta. Tak, często tym, co trzeba zmienić w ćwiczeniu są dwa słowa. Czasem trzeba dodać jedno dodatkowe zastrzeżenie, bo drobna różnica – np. czy wyobrażasz sobie proces patrząc swoimi oczyma (w asocjacji/w 1 osobie), czy patrząc na siebie z boku (w dysocjacji, w 2 osobie) stanowi o ogromnej różnicy. Czasem kluczowa będzie kolejność pytań („co widzisz? ok, a jak się czujesz” kontra „jak się czujesz? ok, a co widzisz?”).
Różnice mogą być naprawdę subtelne, zwłaszcza jeśli ktoś nie wie jak dana metoda działa „pod spodem”, jakie procesy neurologiczne wykorzystuje. To zresztą, moim zdaniem, jedna z głównych przyczyn „kolekcjonerstwa technik” o którym wspominałem powyżej. Kolekcjonerzy nie mają często pojęcia, że to co uznają za 50 odmiennych technik, to tak naprawdę 50 odmian zwykłego przekotwiczenia/ zmiany uwarunkowań. Bo przecież „bajka”, część narracyjna każdej techniki jest inna. „Tu idziemy po linii czasu, a tam po prostu łapiemy się za kolana, to zupełnie inne techniki! Co ty mi będziesz mówić, że jedno i drugie to przykłady dokładnie tego samego wygaszania kotwic?” To jednak tylko bajka, opowiastka. Istotne jest to, co zachodzi pod spodem, bo to te procesy dają efekty – albo i nie.
Słowa mają znaczenie. Kolejność słów, pytań, gestów – to naprawdę może mieć kolosalne znaczenie w toku pracy nad zmianą. Oczywiście, czasem może też nie mieć i równie często jak wypaczanie istotnych elementów widziałem zbędną fetyszyzację rzeczy zupełnie nieistotnych („Nie mów 'problem’, tylko 'wyzwanie’!” się kłania ;) ). Tym niemniej warto wskazać na to, że takie szczegóły mają ogromne znaczenie.
Także np. w pracy własnej klienta po sesji. Bo powiedzmy sobie szczerze, nawet jeśli na sesji wyjaśnisz wszystko idealnie i kilkukrotnie powtórzysz, będą klienci, którzy nie będą się mogli skupić, skleją to co mówisz z innymi rzeczami, które wcześniej usłyszeli czy w inny sposób zmodyfikują Twój przekaz. Dlatego ważne jest, żeby weryfikować również po sesji, czy klient dobrze wykonuje techniki, które poznał w pracy z nami.
A nader wszystko ważne jest, żeby je dobrze wykorzystywać. Żeby zrozumieć JAK dane techniki działają. Dopiero wtedy można je sensownie usprawniać. I dopiero wtedy możesz zrozumieć, czemu zmiana paru słów może sprawić, że mówimy o zupełnie innej technice i metodzie pracy.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: