Recenzja: Dawn of Everything – A history of humanity…

Czyli jak musiałem zrewidować swoje wyobrażenia o historii ludzkości…

David Graeber i David Wengrow

Rzadko kiedy zdarza mi się trafić na książkę, która wprost wskaże mi „Ej, stary, opierałeś swoje rozumienie świata na micie. Not cool!” Wydane pośmiertnie ostatnie dzieło antropologa ekonomii Davida Graebera i (wciąż żyjącego) archeologa Davida Wengrowa jest właśnie taką książką, nie mogłem się więc powstrzymać od podzielenia się treścią i wnioskami tu na blogu.

 

 

Prosta (i fałszywa) historia ludzkości

Standardowa historia ludzkości, jaką kulturowo przyjęliśmy dość uniwersalnie, jest następująca:

1. Najpierw przez dłuuuugi czas żyliśmy w małych prymitywnych plemionach, podobnych do współczesnych łowców-zbieraczy

2. Potem pojawiły się pierwsze osady, wraz z rozwojem rolnictwa.

3. Rolnictwo umożliwiło gromadzenie się ludzi w jednym miejscu i dało zapasy na specjalizację, ale też dało podwaliny pod klasę władców i wojowników.

4. Aż w końcu rewolucja przemysłowa dała nam szanse na to, żeby zacząć budować bardziej egalitarne społeczeństwa.

Ten cykl uznawany jest za niezmienny, jedyne co podlega dyskusji to czy ci pierwotni ludzie z punktu pierwszego byli raczej z natury dobrzy („szlachetni dzicy” Hobbes’a) czy raczej z natury źli („w nieustannym stanie wojny wszystkiego ze wszystkim” Malthusa). Standardem było jednak to, że następne etapy zachodzą zgodnie z powyższym wzorcem. Innymi słowy, nie możemy mieć np. dużych miast bez rolnictwa (no bo jak wyżywić tyle osób?) Chcemy mieć duże społeczeństwa? Cóż, to jest możliwe tylko w oparciu o pewien konkretny rodzaj władzy i nie ma innych opcji. Nierówności są więc nieuchronne, możemy je próbować mniej lub bardziej korygować na pewnym poziomie rozwoju cywilizacyjnego, ale aby dojść do tego poziomu musimy najpierw przejść przez etap nierówności – majątkowych, płciowych, itp.

 

Sam korzystałem z tego modelu przez lata. Występował w każdym znanym mi źródle, dość automatycznie uznałem więc, że jest dobrze uzasadniony. Graeber i Wengrow pokazują, że jest inaczej. Co więcej, wskazują, że prawdziwym pytaniem nie jest pytanie o źródło nierówności, ale o źródło założenia nieuniknioności tego modelu.

Większa część ludzkiej historii jest i pozostanie dla nas tajemnicą. Wszystko, co działo się przed wynalezieniem pisma, jak również większa część tego co miało miejsce po jego wynalezieniu, będzie jedynie jakąś formą naszej rekonstrukcji, w oparciu o mniej lub bardziej rozbudowane poszlaki.  Wraz z rozwojem technologii oraz poszerzaniem zakresu obszarów poszukiwań archeologicznych* dostajemy jednak dostęp do nowych danych i nowych poszlak, które w znaczącym stopniu podważają prosty, czteroetapowy model ludzkiej historii, jak również rzucają nowe światło na niektóre koncepcje archeologiczne, które pierwotnie porzucano jako naiwne.

*Te, z przyczyn w dużej mierze finansowo-komfortowych, były przez dużą część XIX i XX wieku ograniczone do fragmentów Europy oraz tzw. Żyznego Półksiężyca, rejonu od Egiptu, przez Syrię, po Mezopotamię. Po prostu na badania stać było głównie badaczy z Europy, badali głównie w swojej okolicy lub w okolicy, którą uznawali za istotną dla swojej kultury. Dla przykładu, przez długi czas postulowano tzw. „rewolucje intelektu” około 40 tysięcy lat temu, w oparciu o odkrycia bardziej rozwiniętych narzędzi czy pierwszych dzieł sztuki. I faktycznie, w Europie wtedy to znajdujemy. Tyle tylko, że gdy zaczęliśmy intensywniej szukać takich śladów gdzie indziej, to np. w Kenii znaleźliśmy Panga ya Saidi z tego typu dowodami sprzed 60 tysięcy lat, a w Indonezji 45 tysięcy lat.

 

Dlaczego nasza wizja wczesnej ludzkości nie pokrywa się z dowodami?

Graeber i Wengrow wskazują, że mamy istniejące ślady ludzkiego długoterminowego osadnictwa w niektórych rejonach przez kilkadziesiąt tysięcy lat i założenie, że przez ten czas ludzkość w ogóle nie eksperymentowała z różnymi modelami społecznymi, po czym nagle zaczęła takie eksperymenty jakieś 10 tysięcy lat temu, jest dość absurdalne. I faktycznie, zachowane dowody archeologiczne wskazują na bardzo różne eksperymenty w toku dłuższego czasu. Mamy między innymi zachowane ślady pierwotnych miast liczących kilka do kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców (np. Gobekli Tepe), w czasach przed upowszechnieniem rolnictwa. To ostatnie zresztą, wbrew liniowej narracji przedstawiającej je jako wielki skok cywilizacyjny, było w świetle istniejących dowodów znane na dziesiątki tysięcy lat przed upowszechnieniem, po prostu traktowane jako dodatkowy, okazjonalny sposób produkcji żywności. Często z wykorzystaniem rzecznych rozlewisk, które pozwalały przerzucić dużą część najcięższej pracy (karczowanie, odchwaszczanie, orka) na naturalne procesy. Rezygnacja z rolnictwa na dużą skalę wydaje się być świadomą decyzją, podejmowaną regularnie przez społeczności, które miały po prostu lepsze możliwości wyżywienia się, przez polowania, zbieractwo czy połowy – i mimo tego potrafiły funkcjonować w grupach, do których utrzymania pierwotnie uważano rolnictwo na masową skalę za niezbędne.

Co więcej, dowody archeologiczne i antropologiczne wskazują na dużo większą elastyczność organizacyjną społeczeństw. Autorzy przywołują między innymi kultury, które stosowały systemy polityczne uzależnione od pory roku (przez część roku funkcjonując w układach równościowych, przez część w dyktatorskich – ale zwykle skonstruowanych tak, by ta dyktatura nie miała specjalnych szans na długoterminowe utrwalenie), czy rozbudowane dowody na istnienie złożonych cywilizacji opartych na modelach równościowych (często wyrosłych z krwawego buntu przeciwko wcześniejszym rządom hierarchicznym, jak w wypadku Teotihuacan’u), .

Innym ciekawym motywem, który poruszają jest to, w jak wielu kulturach nierówność, owszem, występowała, ale w obszarze symbolicznym. Innymi słowy, pod kątem dostępu do pożywienia (lub źródeł jego zdobywania), schronienia, ubrań, itp. występowała równość (np. w formie społecznego równego podziału dóbr), różnica w majętności dotyczyła co najwyżej dóbr używanych w celach religijnych, ceremonialnych czy politycznych. Różnica jest taka, że w naszej kulturze z jakiegoś powodu zrównaliśmy dobra obydwu kategorii, tym samym dając tym, którzy mają ich więcej władzę nad tymi, którzy mają ich mniej. Wiązało się to z pewnymi ograniczeniami wolności, o których wspomnę za chwilę. Ba, w wielu kulturach nierówność w zakresie dóbr ceremonialnych była wręcz równoważona odwrotną nierównością w zakresie dóbr materialnych. Dla przykładu w plemionach takich jak Nambikwara wódz owszem, ma pewne przywileje, jak prawo do wielożeństwa… ale to dlatego, że dodatkowe żony są uznawane za niezbędną pomoc w przygotowaniu uczt dla plemienia, uczt na które żywność zapewnia wódz. Co więcej, nic nie stoi na przeszkodzie, by żony wodza wzięły sobie kochanków, a wódz tak naprawdę nie może z tym za wiele zrobić, bo by pozostać wodzem potrzebuje wsparcia całej wioski.

 

Jak się różniliśmy

Autorzy wskazują też na ogromne znaczenie kulturowej wymiany na całym świecie, połączonej jednak z bardzo ciekawym mechanizmem kulturowej schizmogenezy – celowego odrzucania elementów kultury sąsiadów i definiowania siebie w ten sposób. Co istotne, taka schizmogeneza zachodzi nawet wtedy, gdy obiektywnie przyjęcie rozwiązań sąsiadów byłoby lepszym wyjściem. (Dla przykładu Atabaskowie z Alaski odrzucali wykorzystanie kajaków na wzór Inuitów, choć te były dużo lepiej dopasowane do tego środowiska. Dla odmiany Inuici odrzucali rakiety śnieżne na wzór Atabasków.) Przyznam, że ta idea dała mi wiele do namysłu także pod kątem współczesnych sytuacji i tego na ile niektóre grupy mogą odrzucać lepsze rozwiązania nie dlatego, że faktycznie odrzucają ich wartość, ale dlatego, jak same się definiują jako nie korzystające z tych rozwiązań. (Oczywistym przykładem są tu Amisze, ale czy jeśli spojrzymy np. na antynaukowość wielu postaw współczesnej prawicy, czy w części przypadków nie będą one uznawane np. z podejściem „no niby tak jest, ale jeśli to uznam, to będzie to mówiło, że jestem słabym człowiekiem”?) Z jednej strony mamy wiec kultury zdecydowanie świadome swoich wzorców, z drugiej definiujące siebie właśnie przez odrzucenie zasad sąsiadów. (Stąd mieliśmy historycznie np. ludy z kulturami heroicznymi, opartymi o hierarchię, przemoc, podboje i niewolnictwo, sąsiadujące z kulturami pokojowymi. Co ciekawe, bynajmniej nie było tak, że te pokojowe musiały w tej sytuacji przegrywać. Dla przykładu, rejony takie jak Tlaxcala mogły skutecznie funkcjonować przez stulecia wbrew próbom podboju ze strony Azteków, zachowując swoją republikańską strukturę.) Kluczowe jest tu zrozumienie, że takie międzykulturowe wymiany zachodziły przez większość naszej historii i w skali dużo większej, niż to, co nam się dziś zwykle wydaje.

Jeśli gdzieś możemy mówić o ogólnoludzkich wzorcach, to we wspólnych czynnikach występujących w określonych typach kultur. Dla przykładu, kultury heroiczne standardowo prowadziły do marginalizacji lub wręcz przemocowego wymuszenia podległości kobiet. (Ponownie, nie jest to standardem ogólnocywilizacyjnym, czego ciekawym przykładem jest Minoańska Kreta, która wydaje się matriarchalną lub gynarchialną kulturą, zarządzaną przez jakąś formę kobiecej rady i będącą bardzo zaawansowaną cywilizacją, mającą duże wpływy handlowe. Niestety, choć mamy wiele próbek języka, nie został on jeszcze rozszyfrowany, więc nasza wiedza w temacie czerpie z wtórnych źródeł, takich jak sztuka.)

 

Państwa, władza i wolność

Graeber i Wenger wskazują też, że dyskusje o początkach państwowości są chybione, gdyż nie sposób wskazać na spójną definicję państwa, która sprawdzałaby się w tak zróżnicowanych wariantach kulturowych. Zamiast tego wyróżniają trzy główne rodzaje władzy i wskazują jak różne cywilizacje zaczynały kumulować najpierw jeden, potem dwa i ewentualnie dopiero wszystkie trzy rodzaje tej władzy. Chodzi tu o władzę w zakresie przemocy, nad informacjami i charyzmatyczna rywalizację. Wskazują, jak dużo pełniejszym spojrzeniem na różne historyczne państwa jest postrzeganie ich z perspektywy tych trzech rodzajów władzy. Większość z nich opierała się bowiem na jednym, ewentualnie dwóch rodzajach władzy, dopiero z czasem sięgając ewentualnie po trzeci. (Przy czym możliwe były wszelkie możliwe kombinacje. Dla przykładu, księstwa heroiczne były połączeniem kontroli nad przemocą i charyzmatycznej rywalizacji, co dawało zdecydowanie odmienny rodzaj kultury niż w państwie opartym na kontroli nad przemocą i informacjami, czy nad informacjami i charyzmatycznej rywalizacji.)

Przeciwieństwem tych trzech rodzajów władzy są trzy główne wolności, które postulują autorzy. Wolność przemieszczania, wolność nieposłuszeństwa i wolność wyobraźni. Wskazują, że przez większość naszej historii ludzie dysponowali ogromną wolnością przemieszczania. Jeśli w danej grupie nam się nie podobało, mogliśmy po prostu spakować dobytek na plecy i udać się do innej. Wbrew naszym wyobrażeniom, dowody archeologiczne pokazują na ogromną skalę takich wędrówek u naszych przodków. Była ona oparta na różne formaty prawa gościnności, czy uniwersalne, czy oparte na symbolicznych klanach, które potrafiły obejmować cały kontynent i które sprawiały, że gdziekolwiek się udaliśmy, zawsze mieliśmy „swoją” grupę. (Która była traktowana jak rodzina, więc małżeństwa były możliwe tylko między klanami, nigdy w obrębie jednego!)  Do dziś w grupach takich jak Hadza czy Martu poszczególne społeczności są zdumiewająco zróżnicowane. Blisko spokrewnione osoby to około 10% całej populacji, mamy tu do czynienia ze społecznościami stworzonymi przez chęć współfunkcjonowania, a nie przez więzy krwi.

Taka swoboda przemieszczania przekładała się z kolei na drugi rodzaj wolności. Na swobodę nieposłuszeństwa. Cóż z tego, że lokalny władyka mógł chcieć mieć – i niekiedy miał – absolutną władzę nad życiem i śmiercią swoich poddanych, skoro ci mogli się po prostu spakować, rzucić „papatki!” i iść gdzieś indziej? Samo istnienie tej opcji w naturalny sposób ograniczało zapędy większości potencjalnych władców, w wielu przypadkach stawiając ich w pozycji nawet nie „pierwszych pośród równych” co wręcz „masz ambicje, to nam zaimponuj”. Np. u wielu plemion z równin północnoamerykańskich nawet osoby formalnie sprawujące władze miały w praktyce tylko taką władzę, do jakiej zdołały przekonać swoich współplemieńców. (Coś jak realne wpływy team czy tech leadera w wielu agile’owych zespołach.) To z kolei ułatwiało istnienie trzeciej swobody, swobody wyobrażania sobie alternatyw. Ba, niektórzy antropolodzy, jak np. Pierre Clastres sugerowali wręcz, że takie plemiona funkcjonowały w tego typu systemach politycznych właśnie dlatego, że potrafiły sobie wyobrazić alternatywy (takie, jak nasze społeczeństwo) i stwierdzały, że nie jest to dobry pomysł. Wbrew klasycznym postulatom o ludziach żyjących w plemionach bo są zbyt ograniczeni by wyobrazić sobie inny świat, ludzie przyjmowali takie modele dlatego, że zbyt dobrze potrafili sobie taki świat wyobrazić. (I faktem historycznym jest, że mamy liczne przypadki europejskich kolonistów uciekających by żyć w plemionach północnoamerykańskich… czasem wracając tam po tym, jak zostali przez takie plemiona porwani, przetrzymywani dla okupu, a potem wykupieni przez przyjaciół z kolonii. Nie mamy natomiast, aż do czasów ekstremalnego wyniszczenia plemion przez postępującą kolonizację, przypadków odwrotnych, ludzi uciekających z plemion by żyć w osadach kolonialnych czy Europie, choć mieli taką opcję.)

 

Co ciekawe, z perspektywy tych trzech wolności, nasze obecne społeczeństwo trzeba określić jako bardzo zniewolone. Dla większości osób realna swoboda przemieszczania jest żadna. Jasne, w teorii możesz jechać gdzie chcesz, ale jak się tam utrzymasz? Bez tradycji gościnności potrzebujemy solidnych zapasów finansowych by się usadzić w nowym miejscu. Ten brak swobody przemieszczania oznacza zaś brak swobody odmowy. Nawet jeśli szef traktuje Cię w sposób, który Ci nie pasuje (albo niech będzie klient, dla zwolenników absurdalnego „zausz firmę”), to nie masz jak odmówić, bo od posłuszeństwa zależy Twoja zdolność do wyżywienia się. (Podobnie w wypadku np. przemocowego małżonka stosującego przy tym przemoc ekonomiczną.) Co więcej, żyliśmy w tym modelu tak długo, że większość z nas straciła w ogóle zdolność wyobrażenia sobie alternatywy. Co najwyżej myślimy o wyszlifowaniu i drobnej naprawie obecnego systemu, nie biorąc pod uwagę tego, że można go całkowicie odmienić. Te ograniczenia są prawdopodobnie pochodną historycznie atypowego zrównania dwóch rodzajów własności, które w tak wielu społecznościach były oddzielne. Gdy symboliczne nierówności zaczęły być tożsame z nierównościami w dostępie do zasobów niezbędnych do przeżycia, wtedy nasz świat zaczął się dość istotnie zmieniać. (Co ciekawe, autorzy sugerują, że historycznie proces ten wywodził się z nierówności w zapewnianiu odpowiednich dóbr pośmiertnych dla przodków, które to dobra były z kolei bezpośrednio powiązane z rolnictwem.)

 

 

Jakie wnioski możemy więc wysnuć z „Dawn of everything”?

1) Trudno mówić o jakimkolwiek jednoznacznym trybie pierwotnego funkcjonowania ludzkości, bo, wedle wszelkich wskazówek, przez większą część naszej historii był on niesamowicie różnorodny i równolegle mogliśmy znaleźć grupy stosujące bardzo różne systemy organizacji życia społecznego, odżywiania się, zwyczajów, hierarchii lub równości, itp. Na poziomie bardzo, bardzo pierwotnym możemy być może mówić o jakichś wzorcach, ale są one bardzo, bardzo mgliste i jakiekolwiek silne odwołania do nich są bardzo, bardzo na wyrost.

2) Psychologia ewolucyjna okazuje się być jeszcze bardziej szajsem. (Tak, też jestem zaskoczony, że się dało!) Jakiekolwiek tezy na temat tego, co jest „naturalne” dla ludzi w myśleniu czy funkcjonowaniu rozbijają się o archeologiczne dowody na to, że nie da się o jednej „naturalności” mówić, bo testowaliśmy przez tysiąclecia bardzo, bardzo zróżnicowane modele. Jeśli cokolwiek jest „nienaturalne” to to jak bardzo utknęliśmy w obecnym i jak trudno nam sobie wyobrazić alternatywy.

3) Schizmogeneza w kulturach jest dość ciekawą perspektywą. Samodefiniowanie grup przez to, w czym różnią się od sąsiadów jest czymś, czemu będę się musiał bardziej przyjrzeć, bo mam poczucie, że jest tu sporo ciekawych perspektyw.

4) Moim największym wnioskiem z książki (co ciekawe, akurat pokrywającym się z najlepszą fikcją jaką czytałem w tym roku, czyli Last Exit) jest to, że inne modele są możliwe. Że nasza wyobraźnia jest głęboko ograniczona w tym zakresie i że potrzebujemy się otworzyć na ogromną masę możliwości, wybierając z nich te, które będą najlepsze dla naszego szczęścia, tak krótko, jak i długoterminowo. To ironiczne, że dla starego cynika jak ja głównym wnioskiem jest „zacznij marzyć”, tylko to „marzyć” ma tutaj specjalny wydźwięk, mocno odmienny od tego, jak typowo interpretujemy ten termin w naszej domyślnej kulturze.

 

No dobra, a co z samą książką?

Jest… Frustrująca. Temat bardzo ciekawy i w wielu wypadkach otwierający oczy. Jednocześnie napisana jest może nie źle, ale w sposób dość nieprzyjemny do czytania. Widać, że jest to pochodna dyskusji autorów przez lata, dyskusji prowadzących przez pewien ciąg argumentacji, ale bez finalnego doszlifowania tego ciągu. (Zapewne ze względu na przedwczesną śmierć Graebera.) W efekcie brak tu dobrych połączeń między częściami, sensownych podsumowań, czasem wręcz precyzyjnej struktury (jak w ostatniej części książki). Bywa męcząco i nieco chaotycznie. Tym niemniej warto przebrnąć przez to wyzwanie, bo treści są absolutnie fascynujące. Dlatego mimo trudności, polecam.

 

Poziom: S3 – mam wrażenie, że osoby będące zupełnymi laikami w temacie mogą się odbić od tej książki. Narracja jest nieco chaotyczna, brak też typowych punktów odniesień, które większość ludzi mogłaby rozpoznać

Ocena: 4.5/5 – pod względem treści to 5, może nawet 6, natomiast jest niestety dość ciężkawo napisana, za co odrobinę muszę jej odjąć. Jeśli jednak nie odbijesz się od stylu, to naprawdę warto.

Książkę możesz kupić np. tutaj


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis