Siła Odwagi
Edyta Gabryś
Świat rozwoju osobistego w Polsce ma niestety wiele patologii. Dlatego byłem szczególnie ciekawy Siły Odwagi, książki pisanej przez byłą współpracowniczkę jednej z bardziej toksycznych postaci na naszym rynku. Jak wiele „smaczków” zdecydowała się ujawnić?
Anglicy mają taki fajny termin jak „rambling”. Brak jego dobrego odpowiednika w naszym języku. „Bełkotliwy” jest zbyt ostrym terminem, „chaotyczny” też dobrze nie oddaje sedna.
Rambling, czyli wypowiedź przepełniona dygresjami, bez jasnego przekazu, gubiąca sedno. Jeśli miałbym określić „Siłę Odwagi” jednym terminem, to byłoby to właśnie „rambling”. Książka płynie, trochę jak historia, trochę jak strumień świadomości. Ogólnie ma ona postać historii współpracy autorki z pewnym bliżej nienazwanym mówcą eventowym z Kalisza, przetykanej dość płytkimi, poprozwojowymi wstawkami typu „możesz wszystko, bądź sobą, jesteś wspaniały”. Rozumiem, że wstawki te miały być pewnego rodzaju motywami przewodnimi każdego rozdziału, ale wychodzi to dość kiepsko. Dodatkowo rozbija płynność narracji i prowadzi do dziwnych przeskoków, wspominania o tych samych kwestiach w różnych rozdziałach. Czysta, prosta historia bez aspiracji do bycia inspirującą i motywująca byłaby dużo lepsza. Nie rozumiem też zupełnie motywu z pozorną anonimizacją. Gdzie autorka pracowała jest tajemnicą poliszynela, w Kaliszu brak też innej firmy, która mogłaby pasować do opisywanej. Ochrony przed ewentualnym pozwem i tak to nie da żadnej – ale i niespecjalnie jakiś pozew może tu realnie zagrozić, jeśli tylko opisywane treści są prawdziwe.
A z tego co mogę powiedzieć z wielu źródeł, są. Prawdę mówiąc, choć dla wielu znajomych sytuacje opisane w książce były poruszające i ostre, to sam… Byłem rozczarowany, bo syfu zza kurtyny, jaki można by było wyciągnąć jest tu wedle mojej wiedzy dużo, dużo więcej. Szkoda, nieco szajsu wyszło, ale prawdziwe bomby dopiero czekają na ujawnienie.
Sama historia jest dość klasyczną historią osoby uwikłanej w manipulatywną sektę. To, że sekta sprzedawana jest jako firma rozwojowa, a nie religia nie ma większego znaczenia, mechanizm jest podobny. Przede wszystkim pięknie w tej książce widać, że większość ofiar sama niechcący dokonuje większości uwikłania. Gdy raz zaakceptują danego człowieka w roli nieomylnego guru, każde jego zachowanie, jakkolwiek absurdalne i chore, interpretują jako coś z głębokim sensem. Szef Cię hardkorowo mobbinguje, wyzywa, klnie i poniża? To tylko „coaching prowokatywny”, to dla Twojego dobra i rozwoju. Szef każe Ci pracować za darmo? To próba lojalności. Każe regularnie sobie wzajemnie wspominać za co jesteś wdzięczny firmie? To ma budować w Tobie pokorę. Wszyscy pracownicy mają teraz pracować za darmo przez rok, bo firma źle przędzie? Szef o nas dba, podpowiedział możliwość wzięcia kredytu na życie! I tak dalej, i tak dalej. Ot, podstawowa mechanika działania sekt i kultów w pigułce. Jak ktoś jest zainteresowany, ten film fajnie to ilustruje.
Widać, że nawet w momencie pisania tej książki autorka wciąż nie wyzwoliła się z tego więzienia. Wciąż wspomina o swoim Szefie jako o wielkim, wybitnie kompetentnym i merytorycznym. Z jednej strony to rozumiem, tak po ludzku. Zaakceptowanie, że przez kilka lat dało się sobą pomiatać pajacowi, który nie ma dość zdrowego rozsądku by nie wdawać się w pyskówki na wykopie. Człowiekowi, który w krótkim czasie stał się pośmiewiskiem youtube i którego kompetencje merytoryczne są po prostu żadne. Droga autorko, jeśli przeczytasz te słowa – Twój „Szef” jest niekompetentnym bucem. Śmiesznym, żałosnym pajacem. Jedyne, co mu się udało w życiu, to pozować na człowieka sukcesu przed grupą energicznych, ale naiwnych młodych ludzi do których sama się zaliczałaś. Żal lat, jakie straciłaś u tego „człowieka”, ale masz jeszcze przed sobą jeden istotny krok – zaprzestanie guruizowania go w swojej głowie.
Wracając jedna do recenzji samej książki – te braki warsztatu merytorycznego, tak typowe dla środowiska z Kalisza, niestety bolą w całej książce. Tam, gdzie autorka schodzi z tematu swojej historii na ogóle porady, czyta się to jak kolejną podróbkę Coehlo. Truizmy przemieszane z refluksjami, płytkie rady w sosie „możesz wszystko zawsze i wszędzie tylko bądź wierny sobie”, bleh. Zmarnowany papier. Książce przydałaby się też lepsza korekta, zdarzają się fragmenty zdań przypadkiem wklejone w środek innego zdania. (Na błędy ortograficzne i gramatyczne jestem ślepy, ale tak duże błędy już dostrzegam). No i redakcja dla uniknięcia całego tego chaosu w treści. Autorka zaczyna od wspomnienia, że przyszedł jej do głowy pomysł napisania książki i od razu trafiła na webinar po którym zdecydowała się, w ramach wyzwania, napisać ją w 30 dni… I to po prostu czuć. Książki potrzebują trochę dojrzewać, przemielić się w głowie przed napisaniem, a tu czuć, że tego zabrakło.
Czy warto ją przeczytać? Jako książkę rozwojową, nie. Jako książkę wskazującą na część patologii na naszym rynku rozwojowym? Jeśli interesuje Cię ten temat, to myślę, że tak. Może nie w pełnej cenie, ale ebook bywa w promocji i może być go warto wtedy nabyć.
Poziom: S0 to bardziej opowiastka, niż jakakolwiek realna merytoryczna wartość
Ocena: Nie za bardzo mogę dać sensowną ocenę tej książce. Z jednej strony warto ją przeczytać, jako pewne spojrzenie na niektóre z patologii w świecie rozwoju osobistego w Polsce. Z drugiej strony, jest słabo zredagowana, chaotyczna i poprozwojowa sama w sobie. Nie jest to podręcznik rozwojowy, bardziej swego rodzaju reportaż/autobiografia. Wszystko zależy od Twoich zainteresowań.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: