Słowo „grifter” nie ma dobrego odpowiednika w naszym języku. Można by go próbować tłumaczyć jako oszust, naciągacz lub kanciarz, ale grift to specyficzny rodzaj oszustwa. Grifter często oferuje na krawędzi legalności, ale już poza jakimikolwiek granicami wszelkich systemów etycznych. Grifter jest sprzedawcą marzeń. Mówi ludziom dokładnie to co chcą usłyszeć, w zamian za ich uwagę, zaangażowanie online, wpływy polityczne czy, oczywiście, twardą walutę. Jest kimś, kto wykorzystuje system, działając wbrew ideom z jakimi był stworzony, nadużywając go z krzywdą dla innych. Przedstawia treści i sytuacje wyrwane z kontekstu, połowiczne, lub odpowiednio zaaranżowane. Kłamie, ale rzadko kiedy idzie w wielkie, bezczelne kłamstwa. (Choć bywają tu wyjątki.) Zamiast tego stosuje niezliczone drobne nieprawdy, tak by nawet gdy zostanie na nich przyłapany, móc łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. W końcu nie było to nic takiego, prawda?
Temat grifterów towarzyszy nam na blogu niemal od początku. Moi liczni Anty-Guru i wielu z Fake Guru? To właśnie grifterzy, konkretnie griterzy aspiracyjni w sektorze rozwoju osobistego lub finansowego. Ruchy manosfery, który wielokrotnie krytykowałem na blogu, również pełen jest grifterów. Cwaniaczków żerujących na zagubionych, sfrustrowanych mężczyznach, oferując im proste przepisy na sukces życiowy i prostych wrogów na których mogą zwalić to, że te przepisy jakoś tak nie działają. Peterson, Tate czy Rogan celują właśnie w takich naiwniaków – i żyją z tego bardzo, bardzo dobrze. Grift działa też doskonale w social mediach, napędzając liczne kontrowersje, a wraz z nimi – kliknięcia.
Dlaczego poświęcam im więc teraz dodatkowy wpis i to całkiem długi? Cóż, myślę, że bez zrozumienia czym jest grift i tego jak wielu mamy grifterów, zwłaszcza w mediach społecznościowych, może być trudno rozmawiać na temat wielu zjawisk, które poruszam czy na blogu, czy w innych materiałach. Dlatego postanowiłem przygotować ten wpis, jako punkt do którego mogę w takich dyskusjach odsyłać. Bo to ma naprawdę duże znaczenie, czy w danej kwestii rozmawiamy o kimś, kto szczerze uznaje jakiś pogląd, czy o grifterze który taki pogląd odgrywa.
Trzeba tu podkreślić jedno: większość grifterów NIE WIERZY w to co głosi. Dla jasności, wątpię, by np. ludzie z manosfery byli w skrytości ducha zażartymi feministami czy altrightowi grifterzy skrycie cenili osoby transpłciowe. Natomiast sądzę, że taki Peterson nie pałał jakąś szczerą nienawiścią do transpłciowych studentów na swojej (byłej) uczelni. Po prostu dostrzegł w tym dobry biznes. Większość grifterów jest dokładnie taka sama. Ich moralne oburzenie, obiekty ich ataków, są czymś co wybierają czysto cynicznie, jako to co da im odpowiednie zasięgi. Widać to w tym, jak łatwo skaczą między tematami. Jak porzucają dane tematy gdy tylko wyczuwają, że tracą one uwagę publiczności. Jak niespecjalnie skupiają się na obronie czy uzasadnianiu swoich stanowisk, bo wiedzą, że za chwilę będą mieli kolejne i kolejne, i kolejne. Grifterzy nie mają stanowiska. Mają vibe. Pewien zakres emocji, z którymi utożsamia się ich publika. A emocje jak to emocje – jeśli zbyt długo doświadczamy jednej stymulacji, w końcu robi się ona zbyt przewidywalna. Dlatego grifterzy, którzy zbyt długo trzymaliby się jakiejś kwestii, ryzykowaliby zanudzenie swoich odbiorców. Muszą więc elastycznie zmieniać tematy, sprawdzać co „chwyta”, a co nie. Generować nowe paniki moralne. W przypadku grifterów aspiracyjnych, miażdżąca większość z nich nie stosuje się do swoich własnych rad, tudzież pomija „drobne” elementy kluczowe dla ich rzekomego sukcesu. Np. zarządzanie wielomilionową firmą rodzica przedstawiają jako identyczną sytuację, jak w wypadku osoby startującej od zera i obiecują tym drugim identyczny sukces.
W pewnym uproszczeniu możemy wyróżnić trzy główne grupy grifterów: emocjonalnych, aspiracyjnych oraz typ mieszany. Pierwsza grupa skupia się na budowaniu i kanałowaniu emocji swojej grupy docelowej. Druga przedstawia obiecującą wizję świata i rzekome sposoby na jej osiągnięcie. Trzecia stosuje miks narzędzi pierwszej i drugiej. Co ciekawe o ile przedstawiciele drugiej grupy relatywnie często przechodzą do trybu mieszanego, o tyle przedstawiciele pierwszej dużo rzadziej dodają do swojego zakresu elementy aspiracyjne. Myślę, że jest to kwestia trudności i to w podwójnym znaczeniu. Dla osób osadzonych w emocjach zbudowanie siebie jako aspiracyjnego wzorca może być zbyt dużym wyzwaniem i większości to nie wyjdzie. Ale też osobom już robiącym grift aspiracyjny stopniowo coraz trudniej jest utrzymywać odbiorców na tym samym przekazie. Dlatego niektórzy próbują ten przekaz rotować (wcześniej uczyli pewności siebie, teraz uczą inteligencji finansowej, a za chwilę będą uczyli utraty wagi, by potem wrócić do pewności siebie), a inni próbują sięgać po nowe tematy, mniej aspiracyjne i bardziej emocjonalne. Przyjrzyjmy się tym typom griftu bliżej, jak również innym zjawiskom, które wpływają na to jak działają grifterzy.
Grift emocjonalny: Paniki moralne i zarządzanie oburzeniem
Panika moralna (moral panic) to zjawisko nagłego wykształcenia powszechnej obawy na temat grupy osób, zwyczaju czy zachowania mających zagrażać społeczności. Koncepcję tą zaproponował socjolog Stanley Cohen, który wykorzystał ją do opisania reakcji brytyjskiej opinii publicznej na subkultury muzyczne. Klasycznym przykładem paniki moralnej było renesansowe polowanie na czarownice. Z bardziej współczesnych mogą to być np. panika na temat komiksów demoralizujących młodzież… Albo gier komputerowych prowadzących do epidemii przemocy. Albo obecna panika moralna na temat wpływu telefonów komórkowych i social mediów na nastolatki.
Współczesny model moralnych panik wywodzi się z prac Goode’a i Ben-Yehuda’y. Wskazują oni na pięć głównych kryteriów paniki moralnej.
- Wrogość – panika moralna jest jednoznacznie i wyraźnie negatywnie ukierunkowana wobec obiektu
- Powszechność – całe społeczeństwo, albo przynajmniej wybrana grupa społeczna uniwersalnie podziela tą obawę
- Niestałość – moralne paniki wybuchają nagle i równie łatwo znikają
- Nieproporcjonalność – skala troski jest zdecydowanie za duża jak na to czego byśmy oczekiwali nawet gdyby postulowana groźba była prawdziwa, jak również sama groźba jest zdecydowanie przerośnięta (lub wręcz całkowicie wyimaginowana)
- Skupienie – panika moralna uzyskuje znaczne nagłośnienie, przynajmniej w pewnych segmentach
Paniki moralne niekiedy wykształcają się w sposób oddolny, w wyniku przypadkowych zbiegów okoliczności. Dużo częściej są jednak współcześnie celowo produkowane. Na przykład przez polityków (np. niedawna próba wywołania paniki moralnej pt. „Unia każe nam jeść owady”). Dla grifterów paniki moralne są zaś ich chlebem powszednim. Ich pracą (jeśli można to tak nazwać) jest generowanie takich panik i rozdmuchiwanie ich, dla zarządzania wywołanym w ten sposób oburzeniem i budowania się na nim. Bo nie obchodzi ich, czy to jest prawda. Obchodzi ich tylko czy wywoła to odpowiednie emocje.
Doskonałym przykładem jest tu wspomniany Jordan Peterson. Zdobył on sławę kłamiąc na temat rzekomej konsekwencji jednej z wprowadzanych ustaw, przedstawiając ją jako naruszającą wolność słowa pod groźbą więzienia. Konsekwencji, które do dziś, 8 lat po wprowadzeniu ustawy, wbrew jego twierdzeniom nie zostały zrealizowane i które nijak nie były nawet implikowane w treści tej ustawy. Nie przeszkodziło to jednak mu w zbudowaniu dochodowej kariery na panice moralnej. Czy raczej na panikach, bo jak przystało na dobrego griftera, szybko zrozumiał, że jedna nie wystarczy i regularnie budował kolejne.
Grifterzy tego typu zarządzają oburzeniem swoich odbiorców. Nie skupiają się na obiektywnym przedstawieniu świata, weryfikacji prawdy. Skupiają się na wywołaniu emocji. Poczucia zagrożenia, wykluczenia, pogardy. Wybierają niereprezentatywne czy nieistotne elementy i rozdmuchują je by zbudować z nich swój przekaz. Szczególnie często znajdziemy ich w środowiskach alt-rightowych i manosfery. Duża część grifterów osadzonych w social media również będzie sięgała przynajmniej czasem po moralne oburzenie. Niewiele rzeczy generuje bowiem takie zasięgi, jak silne emocje. Dlatego właśnie u sedna griftu emocjonalnego leży pewien ogólny zestaw odczuć, pewien vibe, a nie konkretne stanowiska. Wczoraj ich problem mógł być z osobami transpłciowymi, dziś z otyłymi, jutro z neuroatypowymi, obiekt nie jest ważny. Liczy się odczucie.
Część grifterów dopasowuje się też do interpersonalnych bólów w życiu swoich odbiorców. Wielu pełni np. rolę przyszywanych ojców, surowych ale w jakiś sposób afirmujących. Pozwalających poczuć, że to ze światem, a nie z ofiarą griftu jest coś nie tak… Stąd już nie jest daleko do drugiej głównej formy griftu.
Grift aspiracyjny: Dym i lustra, czyli Ty możesz mieć takie życie, jakie ja pozuje, że mam
Grifterzy aspiracyjnie przedstawiają siebie jako wzór, do którego możesz dążyć. Ich życie jest Twoim wymarzonym życiem. Wystarczy, że będziesz śledzić ich materiały, no może kupisz polecane przez nie witaminki… Albo najlepiej cały kurs od nich… Albo polecane przez nich akcje i kryptowaluty… A Ty też spełnisz swoje marzenia! Ty też możesz tak żyć/wyglądać/zarabiać/podrywać/czuć się/ niepotrzebne stanie się potrzebne za jakiś czas gdy trzeba będzie przestawić grift.
Kluczowa kwestia do zrozumienia griftu aspiracyjnego: to poza. Kłamstwo. Dym i lustra. W najlepszym razie – pełnoetatowa praca w robienie odpowiedniego wrażenia, w której to grifter jest produktem. A także, bardzo często, coś za możliwość czego płacą osoby będące celem griftu.
- To wynajmowanie samochodów czy jachtów na godziny, by zrobić na nich sesje zdjęciowe i udawać „to nasze życie”.
- To wynajmowanie sexworkerek by pojawiły się na tych zdjęciach w roli dziewczyn, przyjaciółek czy groupies griftera.
- To życie na kredyt spłacany z kolejnych kursów, prenumerat, itp. do których nabycia namawiają zdjęcia z tego życia na kredyt.
- To przedstawianie się jako guru nieruchomości choć nie nabyło się ani jednej nieruchomości.
- To przedstawianie się jako self-made man startujący od zera, choć w rzeczywistości pochodzi się z ultrabogatej rodziny i miało szereg ogromnych przewag.
- To twierdzenie, że przez całą swoją trzecią dekadę życia nie miało się ani dnia wolnego tylko ciągle się pracowało, choć banalnie łatwo można wskazać, że w tym okresie ten człowiek np. miał ślub i wyjazd turystyczny na miesiąc miodowy.
- To twierdzenie w Polsce, że ma się uprawnienia terapeutyczne, tylko zapominanie dodać, że po kursie online nieakredytowanym w tym kraju.
- To opowiadanie jak to się niezwykle ciężko pracuje, po czym w kuluarach można się dowiedzieć, że pracują, owszem, ale bezpłatni stażyści na tą osobę.
- To zdjęcie pięknego, pożywnego śniadania wrzucone na instagrama… Nie pokazujące leżącej obok drugiej porcji, o zupełnie innym składzie.
- To rozpowiadanie przy każdej okazji kogo to się nie zna, choć większość z tych osób w ogóle człowieka nie kojarzy. A te które kojarzą, niespecjalnie chcą z nim mieć coś do czynienia.
- To spędzanie całego życia na siłowni, ale przedstawianie tego jako wynik jednej małej sztuczki.
- To przedstawianie się jako szef laboratorium na Uniwersytecie Stanforda, które okazuje się być kadłubkiem w trakcie likwidacji.
Mógłbym kontynuować jeszcze bardzo, bardzo długo. Grifterzy, zwłaszcza w epoce mediów społecznościowych, mają do dyspozycji masę narzędzi do budowania swojego wizerunku. Do obiecywania, że Ty też możesz mieć takie życie. Wystarczy ten jeden mały trik.
Grift aspiracyjny jest podstawą branży rozwoju osobistego, guru produktywności, kryptobrosów, guru podrywu i wielu podobnych. Zazwyczaj stawiają siebie w roli obiektu aspiracji, choć bywają od tego niekiedy wyjątki – jest np. kilka grifterek uczących podrywu w stylu „będziesz wyrywać takie laski jak ja”. Tak jak w grifcie emocjonalnym sednem jest vibe, tak w grifcie aspiracyjnym sednem jest pewien wymarzony styl życia. (I zwykle, choć nie zawsze, status. Ogromna część grifterów aspiracyjnych obiecuje tak naprawdę wysoki status. Np. grifterzy od podrywu mniej sprzedają zbudowanie wymarzonego związku czy brak samotności, a bardziej… podziw innych facetów.)
Oczywiście styl życia w pewnym momencie trudno oddzielić od wartości. Te bowiem decydują o aspiracjach. Dlatego tak często ten typ griftera przechodzi w ostatni rodzaj, tryb mieszany.
Grifty mieszane, na przykładzie Tradwives
Istniej formy griftu, które czerpią z obydwu kategorii. Jednocześnie próbują być aspiracyjne dla pewnych grup, oraz opierać się na moralnym oburzeniu. (Niekiedy tych samych, a niekiedy innych grup.)
Doskonałym przykładem jest tu grift tzw. Tradwives, „tradycyjnych żon”. Są to kobiety – zwykle młode i konwencjonalnie atrakcyjne – które budują w internecie personę „tradycyjnej gospodyni domowej”. Przedstawiają elementy swojego (rzekomego) życia, zbudowanego pod opiekę nad partnerem i dziećmi. (Lub przyszykowaną pod potencjalnego partnera, zaskakująco wiele tradwives nie spełnia kryterium „wives”, nie jest zamężna.) Budują całą estetykę (tzw. cottagecore) idealizującą życie na wsi lub na przedmieściach w roli gospodyni domowej, nie pracującej zarobkowo w żaden sposób poza domem.
Oczywiście w rzeczywistości sama idea tradwives zawiera w sobie nierozrywalną sprzeczność, pokazującą czemu mamy do czynienia z griftem. Bo te wszystkie influencerki budują karierę i często znaczące zarobki na byciu tradwives. Niejednokrotnie są gwiazdami na alt-rightowych konferencjach. Mamy więc kobiety, które zarabiają grube pieniądze (lub przynajmniej do tego aspirują), budują i prowadzą spore i złożone działalności gospodarcze, potencjalnie z wieloosobowymi ekipami pracowników, często mają duże wpływy i prestiż, będąc zapraszane na różne zloty alt-rightu, jednocześnie sprzedając wizję siebie jako tych pokornych gospodyń domowych, które jedyne o czym marzą to wstać wcześnie rano by własnoręcznie upiec chleb i ubić masło na kanapki dla męża i dzieci. W relacji, w której to mąż zarabia na dom… Choć w rzeczywistości takie influencerki często zarabiają dużo, dużo więcej niż ewentualni partnerzy.
Co ciekawe, mamy przykłady takich tradwife influencerek, które – zazwyczaj ze względu na presję ze strony partnera, często źle się czującego z dochodami żony – porzucały swoje kariery… I dość szybko odkrywały, że bez blasku celebryctwa życie jakie reklamowały wcale nie było takie atrakcyjne. Nawet więcej – często było absolutnie potworne i źle się to dla nich kończyło. (Świeżym przykładem w momencie pisania tego tekstu jest przypadek Lauren Southern.) To bowiem kluczowa różnica między LARPem* jakim jest bycie tradwifeową influencerką, a prawdziwym życiem kobiet w takiej sytuacji. Z LARPa w dowolnym momencie można zrezygnować, bez wielkich kosztów. Różnica, dodajmy i tak delikatna w naszym świecie, gdzie mamy takie opcje jak swoboda rozwodu, przeciwko której część tych środowisk aktywnie działa.
Mamy więc kontrolę. W sytuacji uzależnienia finansowego (a często też społecznego) do jakiej w rzeczywistości taki model prowadzi, tej kontroli brak. Jasne, jeśli funkcjonuje się w relacji z osobą o BARDZO dobrze przepracowanych kwestiach emocjonalnych, to może to wciąż działać. Ale miażdżąca większość osób tych rzeczy przepracowanych nie ma. Zastanówcie się sami, czy mając świadomość absolutnej kontroli nad losem drugiej osoby, na pewno nigdy nie kusiłoby Was do nadużywania takiej władzy? Niekoniecznie w dużych kwestiach. (Zwłaszcza na początku, takie rzeczy mają wszak tendencję do eskalowania.) Ale w tych małych, gdzie np. czegoś by Wam się trochę nie chciało? Czy macie nad sobą tak absolutną dyscyplinę, by takiej pokusie nie ulec?
*
Rzeczywistość tego, co promują tradwives jest więc typowo bardzo przykra. Ale póki jest to tylko LARP odgrywany do kamery, cóż, jest to potencjalnie atrakcyjna fantazja. Wpisująca się w wiele norm kulturowych i fantazji, z którymi wiele osób zostało wychowanych. A jak już wiemy, grifterzy bardzo lubią się w takie fantazje wpisywać i na nich opierać swój przekaz. Bo ludzie są gotowi zapłacić krocie licząc, że te fantazje mogą się w ich wypadku stać rzeczywistością. Tradwives mieszają w swojej pracy dwie publiczności, stosując wobec nich zupełnie inny grift. Wobec kobiet ich grift jest aspiracyjny: „zobacz, takie życie uczyni cię szczęśliwą, możesz być jak ja (udaję, że jestem)”. Ale mają też równoległy grift wobec alt-rightowych mężczyzn. Im dają przekaz „wasza wizja świata jest słuszna, kobiety byłyby szczęśliwsze służąc wam”, podsycany okazjonalnymi panikami moralnymi. (W tym zakresie potrafią być bardzo ekstremalne – wspomniana Lauren Southern za swoje działania zaliczyła zakaz wstępu do Wielkiej Brytanii.) Kluczowe jest tu to, by główny tradwifeowy wizerunek nie był zbyt bezpośrednio łączony z tymi bardziej ekstremalnymi postawami – rozdzielenie publiczności jest ważne, inaczej iluzja pryska.
Ten wymóg izolacji dwóch grup odbiorców nie jest jednak żelazną zasadą. Wielu aspiracyjnych grifterów przechodzi stopniowo na grift emocjonalny, przenosząc ze sobą swoją publikę. Grifter uczący „jak być prawdziwym mężczyzną” zaczyna dodawać coraz więcej szowinistycznego kontentu do swoich materiałów. Grifter zachęcający do zakupu kryptowalut jednocześnie dorzuca coraz więcej libertariańskich poglądów. Tak jak mówiliśmy, dużo rzadziej działa to w drugą stronę. Grifterom emocjonalnym ciężej wypozycjonować się na grift aspiracyjny. Choć zdarzają się od tego wyjątki – np. wspomniany Peterson dorzucił do swojego przekazu aspiracyjny grift dietetyczny, choć wymagało to zaangażowania dodatkowo jego córki.
W niewoli publiczności, czyli o co chodzi ze zjawiskiem audience capture?
Obawa przed znudzeniem i konieczność pogoni za nowymi emocjami dla widowni są niewątpliwie jednym z kluczowych wyzwań stojących przed współczesnymi grifterami. Musi być głośno, intensywnie, ciągle coś nowego. Ale grifterzy mają dodatkowy problem. Szybko stają się zakładnikami swojej publiki. Zależy im na niej tak bardzo, że nie odważą się wypowiedzieć przeciwko niej. Zjawisko to nazywa się audience capture, zniewolenie przez publiczność i jest formą pętli zwrotnej: im bardziej mówimy publiczności dokładnie to, czego chce usłyszeć, tym bardziej nie możemy jej powiedzieć niczego innego… A jej oczekiwania rosną.
Niektórzy grifterzy „rozwiązują” ten problem unikając wyrażania jakichkolwiek potencjalnie kontrowersyjnych postaw. Bardzo szybko robi się to jednak potwornie wyczerpujące. Taki człowiek zmienia się bowiem w produkt, plastikową lalkę pozbawioną jakiejkolwiek głębi. Dlatego zwykle koszta przenoszone są na zewnątrz.
Większość grifterów pozwala sobie głosić pewne poglądy, jednocześnie starając się utrzymać w miejscu, w którym mogą sięgnąć do jak największej grupy swoich odbiorców. Dbają też by nie powiedzieć czegoś, co mogłoby zrazić zbyt dużą grupę. Ponieważ jednak odbiorcy o bardziej ekstremalnych poglądach są nieproporcjonalnie głośni i wyraziści, prowadzi to do zawłaszczania konwersacji przez najbardziej ekstremalne głosy. Do stopniowego przesunięcia całego przekazu w bardziej ekstremalnym kierunku. Bardziej umiarkowane osoby, czując, że są w mniejszości, zwykle odchodzą po cichu, tym samym jeszcze pogłębiając efekt. Nawet jeśli sam grifter w jakimś momencie ma poczucie, że teraz to już przesadza, ryzyko konfrontacji z publicznością i jej utraty sprawia, że zwykle trzyma gębę na kłódkę. Co więcej, w pewnym momencie zachodzi na tyle daleko, że nie za bardzo ma drogę powrotu. Na tym etapie może, owszem, postawić się i zrazić do siebie ekstremalnych odbiorców. Tylko umiarkowane osoby i tak już raczej zadania nie zmienią i nie wrócą. Kasa musi jednak płynąć, grift musi trwać. Dlatego właśnie wspominałem, że grifterzy często nawet nie wierzą w swoje poglądy. Po prostu wyczuwają swoją publikę i całkowicie cynicznie opowiadają im to, co uważają, że „zaskoczy”.
Audience capture może dotyczyć nie tylko ekstremalnych poglądów. W przypadku grifterów aspiracyjnych wymusza coraz większe obietnice i coraz mniej dyscypliny w weryfikowaniu źródeł. Tak jak wspomniałem w jednym z minionych Fake-Guru, taki los spotkał prawdopodobnie Andrew Hubermana. (Choć przyznam, w miarę jak na jaw wychodzą kolejne afery z nim związane coraz bardziej się zastanawiam czy tam od początku było cokolwiek poza griftem.) Jeśli pewne aspekty przedstawia się jako coś negatywnego, to następuje zwykle eskalacja. Np. jeśli grifter dietetyczny przedstawia jakiś składnik jako problematyczny, stopniowo może nastąpić eskalacja od „ej, w sumie warto to ograniczyć” aż do „Jeśli spożyjesz miligram, umrzesz. Nie, nie kiedyś, nie zwiększone ryzyko śmierci. Literalnie eksplodujesz od razu, a jeśli komuś wpadnie do ust fragment Twoich bebechów z tym miligramem, to też eksploduje.” Nie, żeby to było też nowe zjawisko – „każdy kęs przeżuj minimum 100 razy” Fletcherystów prawdopodobnie zaczęło się od dość zdroworozsądkowego „warto dobrze przeżuć jedzenie”, po czym stopniowo rosło.
Audience capture jest fascynującym paradoksem, pokazującym jak bardzo grift jest tak naprawdę relacją obustronną. Tak, grift oszukuje swoją publikę i żeruje na niej… Ale publika też realizuje bardzo konkretne potrzeby przy wykorzystaniu grifterów. Potrzeby, które mogłaby zrealizować w dużo zdrowszy sposób, jasne. Często może o tym sposobie nie wiedzieć lub uważać, że nie ma go w zasięgu. Ale trzeba podkreślić to, że nie jest to zupełnie jednostronna relacja. To nie guru i jego niewinne ofiary. To toksyczna symbioza, w której jedna ze stron czerpie może więcej, ale żadna nie jest bezsilna.
Granice griftu
„No dobra, Królu, tak się wymądrzasz, a w sumie czy sam nie robisz tego samego? W końcu też mówisz ludziom jak mają żyć, jak usprawnić swoje życie.” Gdzie jest granica między griftem aspiracyjnym, a coachem, trenerem kompetencji miękkich, dietetykiem czy instruktorem fitness z własnym kanałem na TikToku? Jak odróżnić griftera, od eksperta? (Czy przynajmniej kogoś do miana eksperta pretendującego?)
Kluczowe różnice, które możemy wskazać:
- Grifterzy aspiracyjni zwykle dają siebie jako wzór. Rób jak ja, to będziesz taki zajebisty jak ja. Często mamy tu pełny pakiet mrocznej triady – psychopatia, narcyzm i makiawelizm. Grifterzy aspiracyjni są więc zwykle naprawdę zadbani, wiedząc, że w ten sposób zwiększają szansę na urobienie Cię. Eksperci, choć oczywiście znajdą się i bardziej narcystyczni, będą raczej unikali przedstawiania siebie jako wzoru, bardziej jako kogoś, kto po prostu zebrał dostępną wiedzę, zweryfikował ją i może o niej mówić.
- Grifterzy aspiracyjni mają tendencję do wskazywania na ukrytą wiedzę. Tylko oni (lub zapraszani przez nich goście) wiedzą jak jest, tylko oni zdradzą Ci sekrety, które jakimś cudem reszta świata zupełnie przeoczyła. Eksperci będą pierwsi do przyznania, że ich wiedza nie jest niczym wyjątkowym i jeśli włożysz w to odpowiedni wysiłek, możesz ją zgromadzić bez ich pomocy. Mogą być dumni z wysiłku włożonego w zdobycie wiedzy, ale nie będą wskazywali na jej wyjątkowość.
- Grifterzy aspiracyjni pozują. To oczywiście bywa ciężkie do rozpoznania z zewnątrz, w końcu nie wiemy jakich informacji nam brakuje. Widzimy na Instagramie zdjęcie śniadania influencerki fitness. Nie widzimy zdjęcia drugiej połowy posiłku, która już na Insta nie pójdzie. Pod tym względem punkt o dawaniu siebie jako wzór bywa silnym sygnałęm ostrzegawczym. W końcu ciężko pozować jakie to masz niesamowite życie, jeśli od początku nie przedstawiasz siebie czy swojego życia jako czegoś niesamowitego i zajebistego. Eksperci – ponownie, zapewnie będą tacy, którzy również pozują np. w zakresie swoich osiągnięć. Ludzie są ludźmi. Tej pozy będzie jednak zwykle dużo mniej, jeśli wcale.
- Grifterzy aspiracyjni kłamią. Manipulują danymi lub w ogóle je ignorują, polegając na swoim „zdrowym rozsądku” czy „doświadczeniu życiowym”. Mówią nieprawdę na temat siebie, swojej historii, kompetencji, życia. Przyłapani na kłamstwie rozmywają temat, odbijają piłeczkę lub udają, że nie ma o czym mówić.
- Grifterzy aspiracyjni obiecują proste rozwiązania. Najlepiej takie, które na pewno będą działały. (A jak nie działają, to Twoja wina, Ty coś źle robisz!) Od ekpertów usłyszysz, że mowa raczej o prawdopodobieństwie, doborze najlepszych narzędzi, ale i tak mogą one nie zadziałać, itp. A w ogóle to złożone i skomplikowane, a proste rozwiązania może i się zdarzają, ale raczej rzadko.
- Grifterzy aspiracyjni często zmieniają tematy, ktorymi się zajmują. Nie wszyscy, ale jeśli trafiamy na takie bardzo częste zmiany, to jest to silną wskazówką pogoni za publicznością. Oczywiście, będą i eksperci, którzy potrafią drastycznie zmieniać swoje zainteresowania, będzie to jednak proces rzadszy i wolniejszy.
- Grifterzy aspiracyjni bardzo unikają mówienia rzeczy, nie podobających się ich publiczności. Przyciśnięci do muru będą się wić, przemilczać pewne kwestie, odpowiadać na inne pytanie, niż zostało zadane. Jeśli zaproszony gość mówi przy nich coś nieprawdziwego, ale pasującego publiczności, nie skorygują go. (Za to chętnie zareagują gdy twierdzi coś sprzecznego z poglądami publiki.) Eksperci dla odmiany nie mają zwykle problemów z konfrontacyjnym mówieniem rzeczy, które nie pasują odbiorcom. Mogą być wręcz odbierani jako zbyt konfrontacyjni pod tym względem.
- Grifterzy aspiracyjni zostawiają za sobą szlak potrzaskanych współpracowników. Asystenci, wspólnicy, partnerzy związkowi, byli podwładni. W przypadku każdego griftera, z którym miałem bliżej do czynienia praktycznie zawsze zbierała się kolejka takich osób. Często głęboko straumatyzowanych, wycofanych, bojących się wprost mówić o swoich doświadczeniach. To prawdopodobnie pochodna wspomnianiej mrocznej traidy – takie osoby mają duże problemy z powstrzymywaniem się przed nadużywaniem swojej władzy i wpływów. Eksperci też mogą krzywdzić ludzi wokół siebie, ale będzie to raczej rzadsze i na mniejszą skalę.
Czy sam łapie się w tej sytuacji w kategorie griftera? Cóż, mam nadzieję, że nie. Zdecydowanie nie spełniam (i chyba nigdy nie spełniałem) kryterium podlizywania się odbiorcom. (Co widać w niezliczonych komentarzach na tym blogu zresztą.) Nie wydaje mi się, bym zostawił za sobą choć jedną potrzaskaną osobę. Kilka wkurzonych na mnie „dzieci” (osoby, – nie współpracowników – które ewidentnie projektowały na mnie rolę rodzicielską, aż po mocny etap buntu) tak, ale nikogo skrzywdzonego. Zdarza mi się zmieniać tematy, ale robię to raczej powoli, przez długie lata szlifując podobny zakres. Prostych rozwiązań raczej nie oferuję. Nie bawię się w kłamstwo – jestem zbyt leniwy by go pilnować, jak komuś się to chce? Niespecjalnie mam też jak pozować, bo i trochę pytanie czym? Tak, mam bardzo satysfakcjonujące życie, ale to życie satysfakcjonujące konkretnie takiego zjeba jak ja, niespecjalnie wpisujące się w stereotypowe wzorce. No i jasno wskazuję na to, że miałem tonę przywileju, który pozwolił mi takie życie zbudować. Staram się też nie robić z siebie wzoru – ja po prostu jestem nerdem, który zgłębił dane tematy na tyle, by móc się tu dzielić wiedzą (ale też swoimi, bardzo licznymi, błędami i głupimi decyzjami, tam gdzie może się to komuś przydać). To powiedziawszy, jeśli wyłapiecie u mnie jakieś wzorce z powyższych, kopcie zdecydowanie.
„No i spoko, Artur, ogarniam. Grift aspiracyjny omówiony. Ale czy ten wątek o grifterach emocjonalnych nie jest z kolei skrzywiony w kierunku Twojego światopoglądu? Pełno tu przykładów alt-rightowców, no spoko, możesz się wyżyć, ale co z lewicowymi grifterami? Przecież tacy na pewno też są! Czemu o nich nie mówisz?”
Cóż, zapewne faktycznie są, ale szczerze jest mi takie osoby ciężko znaleźć. Liberalnych grifterów jestem w stanie wskazać całą masę. Miażdżąca większość naszej klasy politycznej i opiniotworczej jest w mojej opinii mniejszymi czy większymi grifterami emocjonalnymi. (Widać to niestety pięknie teraz, gdy np. te wszystkie osoby, które protestowały przeciwko pushbackom na granicy z Białorusią za czasów PiS nabrały wody w usta, choć stosowana polityka jest praktycznie identyczna i w równym stopniu łamie międzynarodowe zobowiązania humanitarne. Ale tym razem robią to nasi, a zasada griftera – nie mówimy rzeczy nie lubianych przez naszą publikę!)
Natomiast z faktycznie lewicowymi grifterami mam problem. Nie za bardzo potrafię takie osoby wskazać. Po pierwsze dlatego, że po prostu tego typu influencerów jest wyraźnie mniej (co może sugerować, że grift na lewicy jest mniej dochodowy). Po drugie, są to osoby zwykle stabilnie skupione na swoich tematach, bez przeskakiwania między nimi. Ktoś zajmuje się przemocą wobec kobiet, ktoś elektrowniami atomowymi, a ktoś dopasowaniem miast pod pieszych. Przekaz jest ten sam, często do znudzenia, co najwyżej wspierany nowymi danymi, przykładami i badaniami. Rozwiązania oferowane często nie są proste czy łatwe, wymagają wręcz od odbiorców sporo poświęcenia. Niekiedy rozwiązań nie ma wcale. Czysto praktycznie, szalenie trudno mi wskazać kogoś, kogokolwiek, kto by się na byciu lewicowym influencerem dorobił ogromnych pieniędzy. Przyzwoitych, pozwalajacych na wygodne życie? Jasne, Contrapoints, Philosophy Tube, Vaush, Bearnie Sanders, itp. Ale grubych milionów? Może kogoś takiego mi wskażecie i wtedy spróbuję się odnieść. Może na upartego wskazałbym jakieś strony na Facebooku, które można by próbować uznać za grift, ale ich zasięgi są dosyć śmieszne i wątpliwe, by były dla kogoś rozpoznawalne. Oczywiście, może jest ktoś oczywisty, po wskazaniu na kogo trudno mi będzie powiedzieć coś innego niż „no dobra, to ewidentnie i lewak i emocjonalny grifter”. Tu i teraz po prostu go nie widzę i muszę poczekać na Wasze komentarze.
Wydaje się, po prostu, że grift tego typu jest dużo bardziej opłacalny dla prawicowej publiki. Lewicowa już ma swoje emocje, już widzi konkretne problemy do rozwiązania którymi się przejmuje, czasem aż do przemęczenia. Trudno zrobić biznes na mówieniu nam „Ej, wiecie co? Pomartwcie się jeszcze o to!” Niespecjalnie potrzebujemy moralnych panik, gdy czasem trzeba się powstrzymywać przed realną paniką, obserwując autorytarne zapędy pewnych środowisk. Ba, z tego względu, paradoksalnie, lewicujący grifterzy aspiracyjni mają tendencję, gdy przechodzą na grift emocjonalny, iść w kierunkach prawicowych poglądów. (Tzw. „crunchy-to-alt-right pipeline”.)
Świadomość tego, jak duża część współczesnych mediów społecznościowych to grift może nam dać więcej dystansu do sztucznie wywołanych panik moralnych jakie generują. Może zredukować presję, jaką wiele osób odczuwa pod wpływem grifterów aspiracyjnych, myśląc, że coś z ich życiem jest nie tak, skoro nie pasuje do iluzji sprzedawanych przez tych ludzi. Może bardziej ucywilizować debatę publiczną, bo jeśli odrzucimy z niej grifterów, nagle okazuje się, że stanowiska dyskusji są często dużo mniej ekstremalne.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: