Fake Guru, swoista kontynuacja Anty-Guru, to cykl poświęcony nazwiskom popularnym w rozwoju, ale firmującym rzeczy szkodliwe, bezwartościowe lub wprowadzające ludzi w błąd.

Odkąd wspomniałem, że będzie w tym cyklu, co i rusz było pytanie „kiedy”. Oto jest – Ken Wilber.

Ken Wilber, źródło: Wikipedia

Ken Wilber urodził się w 1949 roku w Oklahomie, USA. Syn wojskowego, jako dziecko często przenosił się, wędrując między jednostkami do których przydzielony był jego ojciec.

Zaczął studiować medycynę na Duke University, ale szybko ją porzucił pod wpływem typowej dla lat 60-tych fascynacji nowymi nurtami psychologii oraz filozofii wschodu. Po kilku latach powrócił na uniwersytet, gdzie zrealizował licencjat z biochemii. W tym czasie był zaangażowany w wiele wspólnot religijnych i nieustannie zafascynowany mistyką wschodu. Pod wpływem tych nurtów rzucił dalsze studia i zajął się zgłębianiem i pisaniem na tematy religijno-filozoficzne. Jego pierwsza książka, „Spektrum świadomości”. Choć książka została odrzucona przez licznych wydawców, w końcu udaje się jej ujrzeć światło dzienne. Zdobywa pewną popularność i staje się początkiem kariery Wilbera jako mówcy i nauczyciela… W zasadzie trudno do końca powiedzieć czego – mieszanki filozofii i duchowości, z pretensjami do bycia modelem świata i świadomości.

Trudno jest skrótowo podsumować filozofię Wilbera, ponieważ jest ona w dużej mierze zlepkiem różnych koncepcji filozofii wschodu i zachodu, często doklejonych dość na siłę. Mamy tu takie koncepcje jak „holony”, podstawowe elementy świata (które jednocześnie stanowią część innych, większych holonów, które jednocześnie…). Mamy fazy rozwojowe blisko powiązane z koncepcjami Spiral Dynamics – kolejnej hierarchii świadomości wg. której ludzie akceptujący tą hierarchię świadomości są bardziej rozwinięci, niż ludzie którzy podważają jej trafność. Mamy tu Enneagram, archetypy Jungowskie, po prostu gulasz różnych koncepcji. Tyle, że ktoś do tego gulaszu dorzucił naprawdę wszystko, od szwedzkich kiszonych śledzi po kremówki papieskie – i wyszło coś naprawdę mało strawnego. Za to tak bogatego, że dla wielu osób, zwłaszcza mało obeznanych z filozofią, faktycznie fascynującego.


Sęk w tym, że koncepcje Wilbera, choć popularne wśród laików, niespecjalnie zostały docenione przez ekspertów. Choć jego fani nazywają go „najważniejszym filozofem współczesnych czasów” i „najczęściej tłumaczonym pisarzem akademickim”, żadne z tych określeń nie jest prawdziwe. Jego prace nie trafiły na wydziały filozofii, jego książki nie są w ogóle traktowane jako publikacje akademickie.

Być może nie powinno to dziwić…. Wilber nigdy nie zdobył wyższego wykształcenia – zatrzymał się na licencjacie z biochemii. Nigdy nie przeszkodziło mu to próbować stworzyć „integralną teorię wszystkiego”.

Wszystkiego.

To nie jest tak, że bycie samoukiem przekreśla kogoś. Można zostać ekspertem bez przechodzenia akademickiej ścieżki wykształcenia. Ale gdy postuluje się teorię wszystkiego, to stawia się poprzeczkę bardzo wysoko i lepiej mieć coś więcej niż tylko laicką znajomość… cóż – wszystkiego. Wilber takiej znajomości niestety nie ma, co było wielokrotnie punktowane przez ekspertów w dziedzinach, do których chciał swoją teorię odnieść. W ramach swojej teorii wszystkiego Wilber stosował uogólnienia (co przyznawał) rzekomo powszechnie uzgodnionej wiedzy w różnych dziedzinach. Krytycy często wskazywali, że „powszechnie uzgodniona wiedza” wybrana przez Wilbera często sprowadzała się do mniejszościowych… lub wręcz otwarcie odrzucanych w ramach faktycznej powszechnie uzgodnionej wiedzy w danej dziedzinie. Eksperci punktowali też np. bardzo prymitywne zrozumienie biologii ewolucyjnej (zaskakujące biorąc pod uwagę temat jego licencjatu).

Reakcja na tą krytykę była… Specyficzna.


Podstawowy problem w Wilberem sprowadza się do typowo kultowego podejścia do jego systemu i osób, które w ten system się zaangażują. Trafność modelu Wilbera nie może być nigdy poddana pod wątpliwość – aby Wilber przyjął jakąkolwiek krytykę, musi być ona połączona z uznaniem słuszności i wartości ogólnego modelu, który promuje („ale może da się go usprawnić w taki sposób, że…”). Jakiekolwiek inne próby krytyki są z miejsca skreślane jako pochodzące z „niższego poziomu świadomości” i jako takie pozbawione znaczenia i wartości. Wiele dziwnych czy nieetycznych zachowań Wilbera jest regularnie tłumaczonych (czasem przez niego, czasem po prostu przez jego zwolenników) jako różnego rodzaju „próby” i „testy” w ramach „najlepszych” wzorców sekciarskich, gdzie dowolne błędy guru natychmiast reinterpretowane są jako „wyzwanie” dla odbiorców. Tak było też z reakcją na krytykę modelu Wilbera. Niemerytoryczna, agresywna, pełna błahych trików retorycznych, przekonała tylko jego najbardziej zaangażowanych zwolenników. Nawet wśród umiarkowanych fanów wzbudziła dużo niechęci.

Ruchowi Wilbera nie pomogły też inne sytuacje. Jego bliski współpracownik, rabin Marc Gafini został skazany za molestowanie dzieci – Wilber nigdy się od niego nie odciął ani nie potępił jego zachowań. Zamiast tego całe środowisko Wilbera zaczęło oskarżać świat o nagonkę i myślenie z niższego poziomu świadomości. (Dla osób znających mechanizmy działające w kultach nie powinno to być żadnym zaskoczeniem.) Sam Wilber, być może w wyniku problemów zdrowotnych, zaczął coraz bardziej odpływać, np. promując guru który miał rzekomo przyśpieszać wzrost plonów dzięki błogosławieństwu (co Wilber przedstawiał jako bezsporny naukowy fakt!)

Jak na człowieka deklarującego stworzenie teorii wszystkiego… coś tu nie gra.


Gdzie tu szkoda?

Na tym etapie powinno być jasne, że środowisko Wilbera stanowi po prostu kult. Widzimy tu jasne elementy Castanedy czy Ayn Rand. Bystry i charyzmatyczny, Wilber „skleił” szereg myśli filozoficznych i religijnych w lekkostrawną papkę zawierającą szereg samowspomagających się trików („jeśli akceptujesz naszą hierarchię świadomości, jesteś rozwinięty; jeśli nie akceptujesz naszej hierarchii świadomości, to dlatego, że nie jesteś dość rozwinięty wg. tej hierarchii”).

Jak każda sekta, tak i ta jest po prostu więzieniem dla swoich wiernych. Prowadzi do zamknięcia na świat zewnętrzny i pogrążenia w swoim sosie. Jak na sektę Wilber jest w miarę niegroźny – stąd jego obecność w Fake Guru, a nie Anty-Guru. Pojawia się jednak pytanie – po co? Po co marnować czas i energię na nieoryginalną sieczkę różnych idei religijno-filozoficznych? Nie lepiej sięgnąć po oryginały i spróbować chociaż je zrozumieć?


Powrót do strony cyklu.


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis