A dokładniej – dlaczego Twoje doświadczenie jest bezwartościowe przy wyciąganiu wniosków n.t. efektów różnych rzeczy?

Zanim na to odpowiem, chciałem podkreślić jedną ważną rzecz.

Doświadczenie jest bardzo cenne przy jakiejkolwiek umiejętności, gdyż im więcej masz doświadczenia w jej celowym treningu (w tym treningu mentalnym), tym bardziej zautomatyzowana będzie ta umiejętność i tym łatwiej będzie Ci z niej korzystać. To jest dość oczywiste.


Jednocześnie, w momencie, gdy przychodzi czas na trafne wyciąganie wniosków, hasło „w moim doświadczeniu jest tak, że…” jest jednaz najgorszych rzeczy, które można usłyszeć od dowolnej osoby. Podobnie jak „w moim życiu”, „u mnie”, itp.

Kwestia tego, że choćbyś zjadł zęby w temacie, choćbyś poświęcił na niego 80 lat swojego życia, Twoje doświadczenie i tak może być op prostu niereprezentatywne.

Co mam na myśli przez „niereprezentatywne”?

Wyobraź sobie sondaż opinii publicznej n.t. wyniku wyborów parlamentarnych przeprowadzony na wiecu partii X. Pytasz 1000 osób (typowa próba sondażowa) i wszystkie mówią, że zagłosują na partię X. Czy założyłbyś, w takiej sytuacji, że partia X ma poparcie 100% w wyborach?

Zanim przerwiesz mi mówiąc, że to absurdalne zachowanie i nikt rozsądny by tego nie robił, zachęcam do przejrzenia archiwów różnych forów z okresów przedwyborczych. Jest pewne sformułowanie, które regularnie się na takich forach pojawia: „Coś naciagane te sondaże, wśród moich znajomych wszyscy będą głosować na X!”

Biorąc pod uwagę, że znajomych dobieramy m.in. pod kątem wspólnych poglądów i niewiele jest osób, których znajomi reprezentowaliby pełen zakres poglądów na życie, od ekstremalnej lewicy do ekstremalnej prawicy, w proporcjach odpowiadających ich faktycznemu występowaniu w społeczeństwie, takie ocenianie po znajomych niczym się nie różni od oceny na wiecu partii X.

Ale ludzie będą tak oceniali.


To jednak nie jedyny powód, dla którego doświadczenie płata nam figle. Kolejnym jest np. regresja do średniej. Np. wiemy z badań, że krytyka ucznia nie poprawi jego wyników, a chwalenie może je polepszyć. Tymczasem wielu trenerów, instruktorów, itp. będzie twierdziło, w oparciu o swoje doświadczenie, że jest inaczej: jak kogoś sklną gdy coś spapra, następnym razem będzie lepiej i vice versa – jak pochwalą,to kolejnym razem będzie gorzej. Czyżby więc badania się myliły?

Żeby rozwiązać tą zagadkę, trzeba wziąć pod uwagę coś, co zwie się regresją do średniej.

W skrócie – nasze umiejętności, wyniki, samopoczucie itp. nie utrzymują się na idealnie stałym poziomie. Zamiast tego, można je rozpisać na sinusoidzie. Dla tych, którzy zapomnieli już matematykę, wygląda ona tak:

I teraz instruktor pochwali zwykle ucznia, który zrobi coś na szczycie sinusoidy, a skrytykuje tego, który będzie na jej dnie. Ten, który był na górze i tak następnym razem zrobiłby gorzej, a ten, który był na dnie -lepiej. Ale tak instruktor opiera się na swoim doświadczeniu i uznaje, że to w wyniku jego działania zmienił się wynik ucznia.


Ten sam trik wykorzystuje (niekoniecznie świadomie) również wielu pseudoterapeutów i altmedowców. Klienci szukają pomocy zwykle wtedy, gdy ich cierpienie jest bliskie szczytu sinusoidy. W tym momencie cokolwiek, co zrobi „terapeuta” da jakąś ulgę – a dokładniej, ta sama ulga zaszłaby również bez żadnej interwencji, ale i terapeuta i klient przypiszą ją stosowanej metodzie.

Jest też jeszcze wredniejsza wersja takiej techniki, oparata o wykorzystanie pełnej sinusoidy. Wystarczy bowiem wbudować w system „terapeutyczny” tezę pt. czasem musi być gorzej, zanim będzie lepiej. Ot, organizm musi się „pozbyć szkodliwych toksyn”, albo cokolwiek podobnego. W efekcie, jeśli złapiemy klienta na w fazie wzrostu sinusoidy, pogorszenie objawów możemy interpretować jako dowód na skuteczność interwencji, a jeśli złapiemy go w fazie spadku, to osłabienie objawów możemy interpretować jako dowód na skuteczność interwencji. Reszka: ja wygrywam, orzeł: ty przegrywasz.


Oczywiście sinusoida nie musi zawsze krążyć wokół tego samego punktu – wraz z treningiem umiejętności, jej średnia wartość będzie rosła (jak poniżej). Wciąż jednak pojedynczy wynik może być gorszy lub lepszy, ba, przy ogólnym wzroście może się zdarzyć pojedynczy wynik gorszy od poprzedniej średniej.


Nie możemy w końcu pominąć efektów autosugestii, tzw. efektu Howthorne’a (sam fakt że obserwuję i szukam zmiany sprawia, że dostrzegam zmianę i zmiana zachodzi), błędnej oceny pierwotnej sytuacji („myślałem, że jestem nerwowy przemawiając publicznie, a tak naprawdę miałem po prostu gorączkę, której nie byłem świadomy”), niepełnego oglądu sytuacji, braku wiedzy (słynne „skoro ja nie potrafię tego wyjaśnić, to znaczy, że nikt nie potrafi”), zakłóceń pamięci, przeróbek wspomnień, czy po prostu tego, że mózg płata nam figle i daliśmy się nabrać na jakieś złudzenie.


Co gorsza, gdy raz już damy się na coś nabrać -a każdy, nawet najmądrzejszy i najinteligentniejszy człowiek może się na coś nabrać – zaczynamy budować nasze dalsze doświadczenie w oparciu o to jedno błędne przekonanie. Zaczynamy się doszukiwać jego potwierdzeń i dowodów na nie. Zaczyna działać tzw. confirmation bias, itp. uprzedzając nas w określonym kierunku. A niestety, im inteligentniejsi jesteśmy, tym inteligentniej potrafimy bronić tezy, która opiera się na nieracjonalnych przesłankach.


„No dobrze”, zawoła ktoś. „Obiektywnie wnioskować nie możemy. To może chociaż w sprawię swojego gustu możemy mówić o doświadczeniu? Mogę chyba powiedzieć, dopiero jak spóbuję golonki, czy jest dobra, czy nie?”

Cóż, i tak i nie. To, że zasmakowała Ci jedna golonka nie znaczy, że inna Ci rówineż tak zasmakuje. Zwiększa to prawdopodobieństwo, oczywiście, ale może tą akurat robił jakiś wspaniały kucharz, a koejną zrobi już jakiś laik? Albo vice versa? Co gorsza, dopiero tutaj Twoje oczekiwania będą naprawdę zaburzały Twoje doznania. Jeśli oczekujesz, że jedzenie jest pyszne i wyrafinowane, będzie Ci smakowało dużo bardziej, niż gdy masz inne oczekiwania. Jeśli podasz komuś kurczakowy zestaw z fast-foodu, uzna go zwykle za niezdrowy i sztucznie smakujący. Ale zmiksuj ten sam zestaw i zrób z niego zupę-krem, podaną w ozdobnych miskach, tak jak zrobił jak zrobił to amerykański psycholog Brian Wansink i zdarzą się czary! Nagle te same składniki będą oceniane jako smaczne i zdrowe.

Ładnie to pokazuje również ten film:


Podsumowując – doświadczenie jest do kitu, jeśli chodzi o dochodzenie do jakichkolwiek głębszych prawd n.t. świata w którym żyjemy. Oczywiscie, czasami trudno coś wyjaśnić bez umożliwienia komuś doświadczenia tego.  Przydaje się także w nauce umiejętności. Jednak, wbrew wszystkim samozwańczym guru stawiającym na doświadczenie (bo wiedzy zwykle nie mają), jeśli chodzi o poznawanie czegoś więcej o świecie, o wnioskowanie n.t. skuteczności różnych rzeczy, cóż, w tych kwestiach doświadczenie jest bezwartościowe. A nawet gorzej – jest potencjalnie szkodliwe.



Na koniec krótka, prywatna historia, fajnie ilustrująca temat:

Lata temu, gdy byłem na etapie mocnego, bardzo emocjonalnego wkręcenia w NLP, mój starszy brat, z którym w tamtym czasie pracowałem dla jednej firmy, zadał mi kiedyś przy lunchu pytanie. Zapytał o to, co takiego dały mi te kursy i szkolenia rozwojowe, na które latałem. Zacząłem wymieniać kilka rzeczy, m.in. to, że mniej się teraz przejmuje różnymi rzeczami, np. sesją na studiach, na co brat przerwał mi i zapytał:

„No dobra, a skąd wiesz, że po prostu nieco nie dorosłeś i te zmiany nie wynikają z doświadczenia?”

I wiesz co?

Nie wiedziałem. Faktem jest, że nie mogłem tego trafnie ocenić. Tak samo, jak później – gdy testowałem na raz np. 5 różnych metod – nie byłem często w stanie ocenić która z nich dawała jaki efekt. Coś się w moim życiu zmieniało. Ale próby przypisania tego konkretnym źródłom były już mocno nietrafne.


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis