Cykl Anty-Guru wydawał się już być skończony, ale finalizując Fake-Guru stwierdziłem, że jest co najmniej jedno nazwisko, którym należy się zająć. Choć lata świetności ma już za sobą, ten guru wciąż wpływa na światopogląd stosunkowo dużej grupy ludzi. Dlatego warto się do niego odnieść.

Anty-Guru powraca więc z zaświatów specjalnie dla specjalisty od podróży po zaświatach. Panie i Panowie, Carlos Castaneda.

Carlos Castaneda, zdjęcie na licencji CC

Carlos Castaneda, zdjęcie na licencji CC

„Ojciec Chrzestny New Age”, jak go określił magazyn Time, Carlos Castaneda zasłynął z szeregu książek opisujących jego rzekome kontakty z meksykańskim szamanem z plemienia Yaqui. Mędrzec ten, znany jako don Juan Matus, miał wprowadzić Castanedę w inny świat i pozwolić mu odkryć drugą, głębszą rzeczywistość.


Castaneda urodził się w Peru, a w latach 50-tych ubiegłego wieku przeniósł się do USA. Artysta z wykształcenia, liczył, że w USA uda mu się zrobić karierę. Charyzmatyczny mówca o magnetycznej osobowości, robił piorunujące wrażenie mimo niskiego wzrostu. W USA pracował w różnych zawodach, dużo pił i zainteresował się okultyzmem (razem ze swoją ówczesną żoną). Po kilku latach zaczął studiować antropologię na Uniwersytecie Kalifornijskim (UCLA). Studia musiał szybko porzucić ze względów finansowych, ale pozostało zainteresowanie tematem. Jeżdżąc na taksówce i wykonując inne podobne prace, Castaneda przez siedem lat pracował nad pracą, która miała zmienić jego życie. W tym czasie miał rzekomo wyjeżdżać do Meksyku, gdzie poznał don Juan Matusa, szamana i mędrca. Don Juan przeprowadził Castanedę przez szereg inicjacji szamańskich, napędzanych halucynogennymi kaktusikami peyotlu, w trakcie których Castaneda poznał „prawdziwą naturę świata”. I opisał ją w swoich bestsellerowych książkach, rzecz jasna!

Książki te, sprzedawane jako faktyczne doniesienia antropologiczne (w oparciu o nie Casataneda obronił magisterium i doktorat!). Ukazały się w środku szalonych lat sześćdziesiątych, z całym ich narkotykowym szałem, nic więc dziwnego, że stały się ogromnym hitem.

Był z nimi jeden duży problem – były czystą fikcją. W sumie dwa – były też w dużej mierze plagiatem.


Opowieści z biblioteki

Ponieważ książki stylizowane były na faktyczną publikację naukową (i pierwotnie tak właśnie miały być wydane), można było dojść konkretnych dat, w których Castaneda miał rzekomo spędzać czas z don Juanem. Problem w tym, że koledzy widzieli go wtedy w bibliotece uniwersyteckiej, zachowały się też archiwa jego wypożyczeń. I tak gdy Castaneda miał brać udział w ceremonii z peyotlem, zamiast tego… czytał o niej w bibliotece. Takich przykładów było dużo więcej i wszystkie zdają się potwierdzać fikcyjność opowieści Castanedy.

Potwierdzają ją również inni antropologowie. Jasno wskazują na liczne błędy faktograficzne, jak i na zdumiewające braki w wiedzy Castanedy (np. mimo rzekomo długiego przebywania z plemieniem Yaqui, nie nauczył się on ani jednego słowa z ich języka, nie poznał żadnych lokalnych roślin ani zwierząt).


Co więcej, Castanedzie wprost wykazano zwykły plagiat. W usta don Juana wpycha on cytaty z Wittgensteina, C.S. Lewisa, mistyków hinduskich czy mało znanych publikacji antropologicznych. Nic dziwnego, że kosmologia tego „nauczyciela” to dziwny misz-masz różnych koncepcji.


Gdyby powyższe było wszystkim, o co można oskarżyć Castanedę, należałoby mu się co najwyżej miejsce w Fake Guru. Tak, był niekompetentnym oszustem żerującym na swojej charyzmie i naiwności publiki. Wielu takich było, jest i pewnie niestety będzie. Carlos zasługuje na miejsce w Anty-Guru z innego powodu.


Lata sekciarskie

W 1973, gdy świat nauki zaczął wskazywać na wątpliwości odnośnie publikacji Castanedy, on sam wycofał się z życia publicznego. Zarabiał dość na swoich książkach, by było go na to spokojnie stać. Odciął się od prasy (choć wciąż bywał na hollywoodzkich imprezach ;) ). Odmawiał też fotografiom czy nagraniom, zerwał również kontakty ze swoją byłą żoną i adoptowanym synem. Co ciekawe, również don Juan w tym okresie znika – w kolejnej wydanej książce miał on już rozpłynąć się w kuli energii i połączyć ze wszechświatem…

W tym samym czasie w otoczeniu Castanedy zaczęły pojawiać się jego trzy „wiedźmy” – fanatycznie oddane asystentki/kochanki/wyznawczynie,  Regiene Thal, Maryann Simko i Kathleen Pohlman (wkrótce zmieniły nazwiska na bardziej mistyczne). Wokół całej czwórki zaczął rozwijać się szerszy krąg uczniów/wyznawców. Wyznawcy (głównie wyznawczynie, dobierane wg. klucza „bystre, ładne, podatne na manipulacje”) rekrutowani byli przez wiedźmy, a inicjacja często polegała na seksie z Castanedą (oficjalnie utrzymującym celibat). Jedna z byłych wyznawczyń wspominała, jak wkrótce po przystąpieniu skończyła w łóżku z Castanedą (który twierdził, że nie uprawiał seksu od 20 lat), a gdy wspomniała, że boi się zajść w ciążę, Castaneda z oburzeniem stwierdził, że nie ma takiej opcji. Był bowiem nadczłowiekiem, jego nasienie nie mogło doprowadzić do poczęcia… Miało za to „wypalić z niej człowieczeństwo” i uczynić ją kimś więcej.

Wpływ Castanedy na życie jego wiernych wykraczał poza ich życie seksualne. Kontrolował obsesyjnie ich życie. Jego wyznawcy odcinali kontakty z rodziną, pozbywali się zwierząt, zmieniali pracę i miejsce zamieszkania. Wszystko w reakcji na jego zachcianki (ubrane w szatki poleceń rozwojowych).  Jego wierni mieli dosłownie powiedzieć swoim bliskim „Posyłam was do piekła” i zerwać z nimi wszelkie relacje. Inni mieli fizycznie pobić swoich rodziców. Gdy rodzice jednego z wiernych umarli niedługo po takim „odcięciu”, Castaneda pochwalił wiernego, mówiąc „Gdy to dobrze robisz, to jak rozgnieść pchłę. Bo tym właśnie są, robactwem.” Przykłady można by mnożyć, ale nie wiem czy jest sens. Kimkolwiek Carlos Castaneda był kiedyś, na tym etapie zmienił się w klasycznego guru sekty, socjopatę odurzonego absolutną władzą, jaką miał nad życiem swoich wyznawczyń.

Władzę, dodajmy, która trwała nawet po jego śmierci. Wiele wskazuje na to, że po śmierci Carlosa w 1998 roku, dwie jego „wiedźmy” popełniły samobójstwo (zniknęły dzień po jego śmierci, ich ciała zostały zidentyfikowane po latach), razem z grupą innych bliskich wyznawców.


Podsumowując:

W mikro-skali historia Carlosa Castanedy jest przykładem popisowego fałszerstwa dla kariery, które niestety trapiło XX-wieczną antropologię. W czasach, w których utrwalenie dowodów było trudne, podróże kosztowne i czasochłonne, a świat wciąż krył tak wiele słabo zbadanych rejonów, łatwo było twierdzić, że oto odkryło się coś nieznanego kolegom po fachu. Oni zaś nie mieli możliwości by nasze tezy dokładnie sprawdzać. Dramatyczne i znaczące odkrycia były bardziej popisowe niż zwykłe i oczekiwane. W takich warunkach Carlos Castaneda był tylko jedną z wielu osób korzystających ze swojej nieuczciwości.

Tyle tylko, że Castaneda nie ograniczył się do środowiska akademickiego. Jego działania wykroczyły na poziom guru sekty. Śmiertelnie niebezpiecznej sekty. To klasyczny przykład zabawki socjopaty, radośnie manipulującego życiem i zdrowiem tych, którzy zawierzyli w jego opowieści.

Tym bardziej tragiczne jest to, że jego dzieła – fałszywe i pełne plagiatu – wciąż się sprzedaje, często jako literaturę faktu!


Co w zamian:

To zależy od tego na czym Ci zależy. Jeśli interesuje Cię faktyczna kultura Meksyku, polecałbym reportażystów zajmujących się tym rejonem. Jeśli bardziej zależy Ci na duchowości, to znajdziesz wielu filozofów czy faktycznych nauczycieli duchowych. Jakość ich materiałów będzie różna, ale to obszar, gdzie trudno dawać obiektywne rekomendacje (co najwyżej obiektywnie do czegoś zniechęcać ;) ). Jeśli w końcu zależy Ci na kwestiach szamanistycznych, sięgnij po psychologię transpersonalną. Sporo tam niestety syfu, ale masz największe szanse znaleźć coś w temacie swoich zainteresowań, co faktycznie będzie działało.


Powrót do strony cyklu.

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis