Zaskakująca cena nieuprzejmości…
Danny’ego Wallace’a znałem dotąd jako lekkiego i przyjemnego pisarza z mocno zwichniętym życiem. A to założył przez przypadek sektę („Join me!”), a to przez rok zgadzał się na absolutnie wszystkie propozycje („Yes-man!”). Wszytko pisane w niesamowicie uroczym stylu – Danny jest po prostu typowym człowiekiem, z którym masz wrażenie, że fajnie byłoby iść na piwo pogadać o absolutnych bzdetach. Jasne, gdy próbował sięgać po krótkie formy czy po fikcje wychodziło słabiej, ale widząc, że wydaje kolejną długą książkę, „F*** you very much”, dorzuciłem ją do koszyka niemal automatycznie.
Jakież więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tym razem jest to książka całkiem nieźle osadzona w badaniach! Co więcej, w badaniach z tematu, który mnie interesował (procesy statusowe), ale w ujęciu, jakiego wcześniej nie widziałem. Ujęciu, trzeba dodać, absolutnie fascynującym.
Tym ujęciem jest szeroko rozumiana nieuprzejmość i jej praktyczne konsekwencje. A te okazują się być zdumiewająco duże.
Nieuprzejmość nie wydaje się, na pierwszy rzut oka istotnym tematem do badań. Jasne, ludzie bywają nieuprzejmi. Ale to chyba nie jest aż tak wielka sprawa? Jakoś sobie z tym radzimy, w końcu musimy, czym się tu przejmować? Cóż, jak się okazuje, naprawdę jest się czym przejmować, a efekty nieuprzejmości są jednocześnie zdumiewająco trwałe, szeroko sięgające jak i głębokie poznawczo.
Jako nieuprzejmość rozumiemy tu szereg zachowań, które naruszają komfort funkcjonowania innych osób. Wszystko od prostego ignorowania czyichś zachowań, sugerowania, że ich zdanie się nie liczy, przez np. głośną rozmowę telefoniczną w komunikacji publicznej, kazanie ludziom czekać na siebie, itp. Na głębszym poziomie mamy tu po prostu dość wyraźne naruszanie statusu drugiej osoby, sygnał p.t. „dominuję nad Tobą”.
Cóż, ten sygnał jest czymś osobistym. Skłonność do szukania statusowej zemsty na sprawcy jest często absurdalna, ale jest wpisana w to jak funkcjonujemy, czy to się nam podoba, czy nie. Ludzie, którzy czują, że nie okazano im szacunku, mogą się posunąć do ekstremalnych działań, łącznie z np. wieloletnią krucjatą przeciwko jakiejś firmie.
Efekt ten wydaje się być najsilniejszy u osób mających jednocześnie relatywnie dużą władzę oraz niewielki status (lub przynajmniej poczucie niewielkiego statusu). Może to prowadzić do drastycznego nadużywania tej władzy jako próby „odpłacenia” prawdziwych lub domniemanych uchybień. Sekretarka, która będzie blokowała Twój telefon. Strażnik, który będzie Ci utrudniał życie. Kierowca autobusu, który specjalnie ostro zahamuje, by pasażerami mocniej wstrząsnęło. Kierownik średniego szczebla, który będzie nadużywać swojej pozycji wobec zespołu. Policjant, żołnierz czy strażnik miejski, nadużywający swojej władzy wobec cywilów. Wykładowca czy pracownik dziekanatu nadużywający swojej pozycji wobec studentów.
Co istotne, nie musi to dotyczyć obiektywnej utraty statusu czy obiektywnie nieuprzejmych zachowań. Osoby odczuwające niższy status często będą na siłę szukać dowodów na to, że zachowania innych są dowodem na brak szacunku z ich strony. Dobra wiadomość jest taka, że nawet drobne wyrazy szacunku, nawet coś tak prostego jak wiadomość „dzięki za Twoją/Pana/Pani ciężką pracę” dla tego kierownika czy pracownika dziekanatu mogą zdziałać cuda. To więc pierwsza lekcja z tych badań – częściej podbijaj status innych, nawet gdy nie uważasz do końca, że na to zasługują. (A tym bardziej, gdy uważasz.)
Ale skłonność do zemsty i nadużywania władzy to tylko ułamek negatywnych konsekwencji nieuprzejmości. Dla przykładu, badania na zespołach lekarzy-pediatrii pokazały, że zespoły wystawione na nieuprzejme zachowania na początku próby cechowały się zdecydowanie gorszymi wynikami, niż zespoły nie poddane takiemu wpływowi; Lekarze popełniali więcej błędów, bardziej uparcie trzymali się pierwszych (zwykle błędnych) diagnoz, zapominali sprawdzać kluczowe kwestie, ograniczyli komunikację.
Wydaje się, że wystawienie na nieuprzejmość zaburza nasze szeroko rozumiane procesy poznawcze. To jeden z powodów dla którego często może nam wręcz brakować słów na czyjąś bezczelność – takie zachowanie dosłownie nas ogłupia, ograniczając nasze moce przerobowe, zajmując część pamięci operacyjnej. Dobra wiadomość jest tu taka, że efekt ten da się częściowo ograniczyć (np. przez techniki poznawczo-behawioralne pozwalające inaczej interpretować zachowania nieuprzejmej osoby. Działa to jednak wyłącznie na zasadzie „szczepionki” – interpretacje muszą być przygotowane i uświadomione przed danym kontaktem z nieuprzejmością.
Przyznam, że to ten efekt nieuprzejmości był dla mnie najbardziej poruszający. Koniec końców, jeśli chcemy, by ludzie myśleli bardziej – a to zdecydowanie jeden z celów mojej aktywności publicznej – to nieuprzejmość okazuje się być tu bardzo aktywnym zagrożeniem.
Przy tym wszystkim nieuprzejmość okazuje się być zaraźliwa. Nawet bycie pasywnym świadkiem sytuacji w której ktoś jest nieuprzejmy wobec drugiej osoby może już sprawić, że będziemy sami mieli dużo większą szansę zachować się nieuprzejmie. Co więcej, osoby będące świadkiem nieuprzejmości wykazują się później istotnymi zmianami poznawczymi (mniejsza kreatywność, mniejsza skłonność do zachowań pro-społecznych) nawet przez wiele godzin po zajściu. (Aczkolwiek trzeba dodać, że efekt jest słabszy, jeśli postrzega się ofiarę nieuprzejmości jako konkurenta/przeciwnika.) Takie sytuacje przenosimy też między kontekstami, np. z pracy do domu.
Skoro nieuprzejmość ma tyle wad, to czemu ludzie w ogóle ją stosują? Cóż, oprócz kwestii zaraźliwości, są badania sugerujące, że osoby nieuprzejme mają przeciętnie lepszą sytuację w życiu. Osoby nieuprzejme generalnie bowiem mniej się przejmują reakcjami innych. A jeśli mniej się boisz kogoś urazić np. prosząc o podwyżkę, to masz dużo większą szansę osiągnąć swój cel. Osoby nieuprzejme, wręcz chamskie mają więc w wielu obszarach przewagę. (Choć trzeba tu wskazać, ze mamy do czynienia z dużą różnicą płciową – nieuprzejmość i zachowania dominacji tolerujemy u mężczyzn dużo bardziej, wręcz ich oczekujemy, a u kobiet mamy tendencje do silniejszego karania.)
Przyznam, że badania te skłoniły mnie do sporego namysłu. Dotychczas w swojej argumentacji w zakresie sceptycyzmu opierałem się na badaniach pokazujących, że zarówno racjonalna argumentacja, jak i wykpiwanie absurdalnych postaw dają podobne efekty w ich zmianie. (A tym co nie działa jest, niestety, odwołanie do empatii.) A że wykpiwanie jest często szybsze, a absurdów na świecie więcej z każdym dniem, to często szedłem w tym zakresie na skróty… I wydaje się, że było to błędem. W świetle tych nowych badań, może to bowiem prowadzić do obniżenia mocy przerobowych drugiej osoby (czy nawet pasywnych świadków). W efekcie owszem, może i taka osoba zrezygnuje z jednego absurdalnego postulatu – ale będzie podatna na przyjecie dwóch kolejnych. W ten sposób łatwo wyhodować hydrę, która będzie nieustannie dążyła do generowania nowych problemów.
I tak już od lat staram się nieco łagodzić moje wymiany oraz je ograniczać. Teraz mam jednak dodatkową motywację, by jeszcze bardziej do tego przysiąść i starać się po prostu robić lepiej – bo wiem jakie są konsekwencje alternatywy.
Wszystko z czegoś, co miało być po prostu lekkim mózgozapychaczem na jakąś trasę kolejową. Nieźle! :)
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: