Kontynuujemy cykl o sztuce dyskusji i przerabiamy kolejne triki retoryczne. Czym są i jak im przeciwdziałać?
Pozorny/ zerojedynkowy/ czarnobiały wybór – przedstawienie dwóch opcji, spośród wielu, tak jakby były jedynymi opcjami i nie wybranie pierwszej oznacza automatycznie wybór drugiej. Dla dodatkowego nasycenia emocjonalnego obydwie opcje są dodatkowo wzmacniane i przerysowywane, tak by „wybór” stawał się jeszcze bardziej „oczywisty”.
Np. Albo coś jest naukowe, albo jest szarlataństwem. Tylko co np. z poezją, albo kowalstwem?
W rzeczywistości przytłaczająca większość wyborów zerojedynkowych będzie fałszywa i będzie wymagała podzielenia świata na kategorie, które nie opisują go wystarczająco trafnie.
Rozwiązaniem jest zwykle wskazanie na alternatywne możliwości wyboru i wybranie jednej z nich.
Apel/odwołanie do autorytetu – jeden z najbardziej klasycznych trików w retoryce, odwołanie do opinii autorytetu (w danej dziedzinie, lub po prostu „uniwersalnego”, w rodzaju Einsteina – mądry był gość, to się musiał na wszystkim znać, to oczywiste! ;) ). Oczywiście, w praktyce opinia autorytetu nie ma zwykle większej wartości niż opinia kogoś, kto autorytetem nie jest, jest to nic innego jak pozytywna forma argumentu ad personam. W rzeczywistości nie ma większego znaczenia czy opinię wypowiedział autorytet czy nie autorytet, liczy się jakość samej opinii.
Odwołanie do autorytetu może mieć jedno faktycznie uzasadnione zastosowanie. Jeśli mówimy o sytuacji w której brak jednoznacznych odpowiedzi, faktów, badań, itp. i pozostają tylko opinie, wtedy faktycznie opinia autorytetu może mieć pewną – umiarkowaną – wartość jako argument.
Reakcja na apel do autorytetu może być dwojaka. Możesz albo podważyć wartość autorytetu (co grozi dłuższym sporem, zwłaszcza jeśli dana osoba jest czyimś osobistym, silnie emocjonalnym autorytetem), albo wskazać na brak wartości argumentów tego typu w ogóle.
Apel/odwołanie do popularności (bandwagon effect) – drugi z najbardziej klasycznych trików w retoryce, odwołanie do opinii masowej. Skoro wiele osób coś uważa, to znaczy, że musi to być prawdą. To podejście ciągnie się za nami co najmniej od czasów plemiennych, gdzie faktycznie podważanie powszechnej opinii było po prostu groźne dla naszego życia i zdrowia.
Sęk w tym, że, oczywiście, to w co wierzy dużo, czy nawet większość osób wcale nie musi mieć jakiejkolwiek wartości. Jak mawia stary suchar statystyków, połowa ludzi na świecie jest ponadprzecietnie głupia ;) Popularność opinii dużo częściej będzie oznaką jej „przyczepności” – tego jak dobrze potrafi się ona rozprzestrzeniać oraz jak dopasowana jest do emocjonalnych potrzeb ludzi.
Część siły tej techniki opiera się też pewnie na długich wiekach wiary w to, że prawda ma w sobie jakąś nadnaturalna moc, być może ze względu na interwencję siły wyższej i po prostu musi się ujawnić. Ewidentnie wiec popularność idei mówiłaby w takim układzie o „ujawnianiu się prawdy”. Tyle tylko, że to zwykły mit.
Reakcją na to hasło może być wskazanie na liczne historyczne przypadki gdy masy się myliły i pytanie w jaki sposób rozmówca sprawdza, czy nie ma do czynienia z kolejną taką sytuacją.
Apel/odwołanie do natury – argumentacja oparta na (zwykle niewyrażonej bezpośrednio) tezie, że coś jest dobre, zdrowe i pożyteczne tylko dlatego, że jest to naturalne.
U podstawy tej argumentacji miesza się kilka dość ciekawych efektów. Jest tu niewątpliwie pewna dawka ignorancji w danych tematach (np. opór „w czambuł” przeciwko „chemii” ignorujący fakt, że absolutnie wszystko, w tym najbardziej naturalne rzeczy, są 100% chemią). Istotniejszy wydaje się jednak być pewien mit „raju utraconego”, pewien wyobrażony, wyidealizowany stan rzeczy, od którego człowiek „odszedł w cywilizację”, która to cywilizacja w naturalny sposób musi być dla niego gorsza. Czemu? Bo jest nienaturalna.
Popularnymi reakcjami na tą argumentacje jest wskazanie na to, że arszenik czy cyjanek również są naturalne, a papier toaletowy niespecjalnie, te reakcje maja jednak dość słabą skuteczność. Lepsze – jeśli masz czas i cierpliwość* – może być wciągnięcie rozmówcy w dyskusję nt. szczegółów jego wiedzy z zakresu chemii, itp. i pomoc mu w dostrzeżeniu, że być może pewne rzeczy jednak wadliwie upraszczał.
*niekiedy dużo, dużo cierpliwości
Tu quoque – po łacinie „Ty też”, ale o ileż lepiej opisuje to swojskie „a u was biją murzynów!” Stosujący tą technikę, zamiast odnieść się do zarzutów wobec własnych argumentów, skupia się na atakowaniu stanowiska rozmówcy, lub wręcz jakiejś wybranej trzeciej strony. U podstawy tej techniki stoi prosty, dualistyczny podział na „złych” i „dobrych” oraz założenie, że jeśli wykażemy, że to ktoś inny jest „zły”, to automatycznie uczyni nas „dobrymi”, a nasze stanowisko tym prawdziwym. Bo za dobrymi zawsze stoi prawda, to oczywiste! Popularnym zastosowaniem tej techniki jest np. promowanie medycyny alternatywnej/niedziałającej przez wskazanie na skandale korupcyjne w medycynie tradycyjnej/działającej.
W rzeczywistości ta argumentacja sprowadza się do stwierdzenia „Z tego, że ty jesteś gruby wynika, że ja jestem chudy.” Jest to oczywistym absurdem. O ile jeszcze „w porównaniu z Twoją tuszą ja jestem chudy” mogłoby przejść, o tyle sofizmat na którym opiera się tu quoque jest po prostu bezsensowny. Reakcja na niego jest wskazanie na fałszywość takiego dualizmu, albo wręcz na to, że rozmówca odchodzi od tematu (ze zgodą na przejście do tematu który zaproponował, gdy już pierwotny temat zakończymy).
Swoją drogą, ZAWSZE jak wskazuję na tą technikę muszę sprawdzać czy pisze się tu quoque czy tu quequo ;) Jakoś nie może mi się to utrwalić :D
Dalsze techniki w kolejnych częściach cyklu.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: