Przy okazji podsumowania 2016 miałem z żoną ciekawą rozmowę o tym, jak to wszystkie te blogowe podsumowania roku są zawsze po prostu okazją do chwalenia się. Było tak super, tak zajebiście, zarobiłem tyle, a tyle kasy. No, może… (Tu wstaw jakąś drobną uwagę, dla zachowania skromności.  Coś w stylu „powinienem spędzać więcej czasu z bliskimi” albo „za mało dbałem o swoje zdrowie”.) Ale ogólnie było zajebiście!

Choć nigdy nie miałem poczucia, że w swoich podsumowaniach koloryzuję, postanowiłem wtedy, że 2017 podsumuję tak szczerze, jak to możliwe. Jak będzie coś złego – to wprost to opiszę.

No cóż, jak mawia stare przysłowie… Uważaj czego sobie życzysz…

Bo 2017 był podłym rokiem i zdecydowanie czekałem, aż się skończy.

W sumie, zaćmienie słońca to fajna metafora dla tego roku…

Pierwsza połowa roku to dla mnie przede wszystkim prywatna harówka. Pod koniec 2016 kupiliśmy mieszkanie i nadzór całego remontu w jakichś 90% spadł na mnie. (To był ten duży prywatny projekt, o  którym pisałem w planach na 2017.) Nieustanne spacery do lokalu by ogarnąć coś z ekipą czy odebrać jakąś dostawę. Uzgadnianie różnych kwestii z architektem. Milion nieoczekiwanych rzeczy, które trzeba ogarnąć, zdecydować, często ze świadomością, że konsekwencje decyzji będą się ciągnąć wiele lat. Klasyczne i jakże przewidywalne opóźnienia. Zamawianie kolejnych rzeczy, co jakiś czas wykłócanie się z nierzetelnymi dostawcami (łącznie z procesem z jednym z nich). No i nieustanne topnienie zasobów na koncie, bo remont był bardzo rozległy i jak to zwykle bywa, co chwilę dochodziła jakaś dodatkowa rzecz.

Po drodze padły dwa duże projekty, na które liczyłem. Z jednej strony finansowo było to niefajne, ale z drugiej… Cóż, patrząc wstecz nie mam pojęcia jak bym wszystko ogarnął, gdybym miał obok ogarniania remontu ogarniać choć jeden z nich, a co dopiero obydwa.

Było więc ciężko i z wytęsknieniem czekałem końca  remontu i przeprowadzki, gdzieś na przełomie lipca i sierpnia. Liczyłem, że wtedy właśnie sobie odpocznę. No ale obyś żył w ciekawych czasach i inne takie urocze – na ostatniej prostej dostałem solidnie po głowie. Nie chcę wnikać w szczegóły, to prywatne kwestie, ale w lipcu zaliczyłem poważny problem osobisty, który w ciągnie się aż do chwili obecnej – i który dość mocno uderzył w moje plany odpoczynku. A gdyby tego było mało, pod koniec listopada wybuchł nam ostry kryzys rodzinny – z kategorii tych, które mogą się ciągnąć przez wiele lat i destabilizują w zasadzie wszystko. Być może będę o tym pisał więcej za jakiś czas – kwestia dotyczy wielu osób, więc tu zastanawiamy się na razie co zrobić i jak to ugryźć. Dość powiedzieć, że nawet jedna z tych dwóch spraw byłaby dużym obciążeniem, a obydwie po prostu walnęły po głowie tak, że ledwo utrzymałem się na nogach.

[br]

Więc tak, osobiście ten rok był chyba najpaskudniejszym jaki pamiętam. Bardzo dużo źródeł stresu i nieprzyjemności, bardzo niewiele pozytywnych punktów.

Jednym z tych pozytywów, które jednak warto wspomnieć, było odkrycie jak bardzo mogę liczyć na wsparcie przyjaciół. Nie mógłbym sobie życzyć lepszych osób wokół mnie. Niektórzy wspierający z dnia na dzień, niektórzy przy zbyt rzadkich spotkaniach przy okazji jakichś wyjazdów, ale wszyscy dający mi ogrom troski i siły. Wiem, że wielu z Was – wiecie o kogo chodzi – czyta czasem bloga, więc korzystając z okazji- dzięki. Prywatnie też będą, razem z piwem ;) Na serio nie wiem, jak bym ostatnich kilka miesięcy ogarnął, gdyby nie Wasze wsparcie.

To duża rzecz. Pomogła mi ogarnąć ten rok, ale też daje dużo siły na przyszłość.

[br]

Było też kilka innych jasnych punktów.

Udało mi się w tym roku zaliczyć kilka doświadczeń, na które zamierzałem się już od jakiegoś czasu. Byłem na targach Warsaw Whisky Live (muszę w końcu wrzucić pakiet moich krótkich nagrań-recenzji z tego wydarzenia). Byłem na niesamowitym Battlequescie, biegając nocą po lasach z lateksowym mieczem i lampą oliwną. Zdecydowanie wybieram się na kolejny (niedługo powinienem też wrzucić w końcu recenzję na Niedzielnych Graczy). Wybrałem się w końcu na targi planszówek do Essen (z przygodami w rodzaju odwołanego lotu, ale się udało… recenzja w drodze) oraz na Warszawski Comicon (żałuję, że edycję po Essen, bo już nie robił aż takiego wrażenia, ale wciąż było miło).

Planowałem po zakończonym remoncie zabrać się trochę za siebie i całkiem nieźle mi to idzie. Głównie dzięki wsparciu świetnego Filipa Kowalczyka, najlepszego dietetyka, z jakim miałem dotychczas kontakt. Miałem już w życiu skuteczne diety, pozwalające sprawnie zrzucić tłuszcz. Były jednak w dużej mierze męczące i trudne do długotrwałego podtrzymania. Filip ogarnia rzeczy pod pacjenta i bierze pod uwagę kwestie stylu życia i jego ograniczeń. Obecnie po jakimś pół roku mam ponad 8% tłuszczu i 12 cm w pasie mniej i to w sytuacji, gdy nie zawsze udawało mi się idealnie przestrzegać ograniczeń diety. Biorąc pod uwagę jak stresujący był to okres, nie wyobrażam sobie, żeby udało mi się w tym czasie przestrzegać normalnej diety – z jego szło mi całkiem nieźle.

W jakimś sensie jestem też dumny z tego, że mimo takich stresorów operowałem w życiu całkiem sprawnie i dałem jakoś radę wszystko poogarniać.

[br]

W sferze biznesowej było po prostu ok. Choć wspomniane dwa duże projekty „nie zaskoczyły” to inne dawały już całkiem przyzwoity efekt i ogólnie kończę ten rok gdzieś między 2014, a 2015. Nie był tak dobry, jak świetny dla mnie 2016, ale pod kątem dochodów nie mam co narzekać. (Inna sprawa, że wspomniany remont pożarł większość tych dochodów i wypluł ;) ). Fajna jest współpraca z paroma nowymi dużymi firmami, ciekawe są perspektywy na 2018. Tym co nie wyszło były niewątpliwie tylko jeden Praktyk – spróbowałem w tym roku z uruchomieniem edycji jesiennej w październiku zamiast we wrześniu i był to kiepski pomysł, nie udało się niestety zebrać grupy. Wiem już, że najlepsze terminy na jesiennego Praktyka to końcówka września. Ogólnie widzę stopniowe przejście mojego biznesu w kierunku szkoleń zamkniętych oraz e-learningu, co nawet całkiem mi pasuje. Nie chcę jednak się zupełnie odcinać od otwartych (w tym roku, ze względu na wspomniane kwestie prywatne, skrajnie zmniejszyłem ich liczbę, w kolejnym chcę to zmienić).

A, żałuję trochę rezygnacji z sali szkoleniowej (choć kiepskie doświadczenia z nową administracją budynku na koniec wynajmu nieco ten żal redukują). Z racji zmniejszenia ilości szkoleń otwartych i coachingów, stały najem nie miał tu sensu.

Cieszę się, że wyszła online’owa wersja Praktyka. To kawał solidnego materiału rozwojowego, a przy tym niezła reklama fizycznego Praktyka.

[br]

Jeśli chodzi o moje plany na 2017 – co z nich wyszło, a co nie?

MindStore rozwinął się bardzo sympatycznie. Nie doszedłem jeszcze wprawdzie do sytuacji, gdy mogę żyć tylko z niego, ale co miesiąc wyrabiam z niego nieco ponad pensję minimalną – wszystko w sytuacji minimalnych inwestycji na reklamę. Myślę, że kolejne działania w tym kierunku mogą dać fajne efekty.

Ograniczenie coachingów się udało – dużo więcej osób korzysta z pakietów autocoachingowych, a sesje mam głównie z klientami długoterminowymi, co całkiem mi pasuje. Mniej wyszła na tym etapie współpraca z innymi coachami, ale niespecjalnie w to nawet wchodziłem, po prostu nie miałem do tego głowy.

Zupełnie zaniedbałem kwestię aktualizacji stron, przechodzi to na 2018 w trybie pilnym. (Choćby w związku z promocją MindStore).

Z książkami… cóż, zacząłem drążyć dwie nowe, jedną rozrywkowo, jedną zawodowo, powoli idą do przodu.

Regeneracja… ehh, była na to przestrzeń, niekoniecznie była mentalność. Podły rok, niech kolejny będzie lepszy.

[br]

Jeśli chodzi o to co czytałem, oglądałem, itp. – tak jak wspominałem, prowadziłem listę. Może nawet zrobię oddzielny wpis dłużej odnoszący się do wszystkiego. Na razie jednak krótkie podsumowanie… W 2017 skończyłem 41 książek, obejrzałem 22 filmy (z czego 9 w kinie), byłem trzy razy w teatrze (w tym raz na koncercie, 25-leciu mojego ukochanego teatru Buffo). Skończyłem 25 komiksów (rozumiane jako koniec sezonu lub koniec całej serii – wiele takich, które czytam, np. Walking Dead czy Injustice 2 wciąż się ciągnie). Skończyłem 18 seriali (z czego około połowy w pełni obejrzane, a około połowy mocno „przewijane”) oraz tyle samo gier.

Z książek najmocniejsze wrażenie zrobiła na mnie „Marriage, a history” S. Coontz oraz „Beyond the Rift” Wattsa. Z gier króciutki, ale bardzo mocny „Orwell”. Z filmów najmilej chyba wspominam „Thor:Ragnarok” – po prostu kawał czystej zabawy. Seriale – dawno nic mnie nie trzymało w napięciu tak jak pierwszy sezon Designated Survivor. Komiksy – choć drugi sezon Lucyfera zakończył się dość nagle, to wcześniej rozwijał się na tyle kreatywnie, by oddać honor genialnemu pierwowzorowi.

[br]

W nowy rok wchodzę z dwoma aktywnymi, dużymi problemami prywatnymi, choć w niezłej kondycji firmowej. Z poczuciem wsparcia od przyjaciół i poczuciem wyczerpania od minionego roku. Wyjątkowo nie tyle wyczerpania pracą – choć też nieco jej było – co innymi rzeczami, ale wciąż wyczerpania.

Ogólnie rzecz biorąc… 2017. Jedna gwiazdka, nie kupiłbym ponownie. Niestety termin zwrotu został przekroczony, więc reklamacje nie są uwzględniane.

Oby 2018 z tej samej firmy okazał się lepszym modelem.

[br]


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis