Termin „samiec alfa” został stworzony przez biologa Davida Mecha, specjalizującego się w obserwacjach wilków, do opisania dominującego, często przemocowego samca, kontrolującego obserwowane przez niego stada wilków. Koncepcja została spopularyzowana w jego książce „The Wolf: The Ecology and Behavior of an Endangered Species” („Wilk: Ekologia i zachowanie zagrożonego gatunku”) i szybko zaczęła być odnoszona do opisywania innych interakcji, w tym interakcji międzyludzkich. Stała się wygodnym skrótem myślowym na „agresywnego lidera”, czy po prostu „agresywnego, dominującego mężczyznę”.
Redpill bardzo tą koncepcję podchwycił, stopniowo ją rozszerzając (w sposób zupełnie niezgodny z tym, jak wyglądało to w pierwotnym modelu) na „słabych” samców beta, „samców sigma” czyli próbę pogodzenia aspołeczności z byciem „cool”, itp. W tej formie stanowi ona pseudonaukową, „psychoewolucyjną” „podstawę” redpillu. To nią próbują tłumaczyć większość innych swoich koncepcji, które już zdążyliśmy obalić, takich jak rzekoma reguła 80/20 (czyli rzekomo 20% samców alfa uprawia seks z 80% kobiet). Budują też na nich całe modele społeczne, typu „alpha fucks/beta bucks” wg którego kobiety lecą na samców alfa i rodzą ich dzieci, które potem utrzymują samce beta w zamian za okazjonalny seks.
Problem w tym, że nic w tym modelu nie trzyma się kupy. Zaczynając od samej koncepcji samca alfa.
Samiec alfa nie istnieje…
Zacznijmy od tego, że sama koncepcja „samca alfa” została obalona przez… Davida Mecha. Czyli dokładnie tego samego badacza, który pierwotnie ją zaproponował. Tyle, że potem odkrył, że się mylił i spędził resztę kariery próbując ubić tą medialną, ale nieprawdziwą koncepcję. Mech zorientował się bowiem, że jego obserwacje były oparte na zachowaniach grup schwytanych wilków, zmuszonych do przebywania razem w skrajnie nienaturalnych warunkach. W dziczy wilki zachowywały się zupełnie inaczej, nie były zarządzane przez „samców alfa”, a tworzyły po prostu grupy rodzinne, zarządzane przez rodziców.
Sama koncepcja „samca alfa” okazuje się więc być mitem. Wynikiem metodologicznego błędu w prowadzonych obserwacjach. Ale jest zabawniej.
To jak miałaby działać ta presja ewolucyjna?
„Nauka kultu cargo” to termin określający zachowania, które powielają pewne rytuały nauki, bez jakiegokolwiek zrozumienia ich sensu i istoty nauki jako takiej. Powoływanie się na naukę w redpillu jest przykładem właśnie takiego kultu cargo. Nauka jest bowiem narzędziem stawiania tez i ich weryfikacji, wraz ze wszystkimi konsekwencjami poszczególnych tez. Jeśli z danej tezy wynikałoby coś, co nie jest prawdą, wymagałoby to z kolei podważenia danej tezy.
Redpill bardzo lubi powoływać się na psychologię ewolucyjną i mechanizmy ewolucji jako takie. Jednocześnie stawia tezy, które w świetle wiedzy ewolucyjnej są po prostu sprzeczne. Dla przykładu, wspomniana reguła 80/20. Gdyby faktycznie bycie samcem alfa dawało nawet odrobinę większe szanse na poczęcie dziecka, to proporcje 20% samców alfa/80% samców beta nie mogłyby się w żaden sposób utrzymać. Tak po prostu działa dobór naturalny. Jeśli jakaś cecha zwiększa szanse na przekazanie dalej genów, to z każdym kolejnym pokoleniem te geny będą coraz częstsze. Nawet jeśli w pierwszym pokoleniu byłoby 20% osobników alfa i 80% beta, czy nawet 5% i 95%, odpowiednio… To w każdym kolejnym pokoleniu mielibyśmy coraz więcej osobników typu alfa. Aż w końcu zostałyby same, albo niemal same osobniki typu alfa.
Jeśli postulujemy, że osobniki alfa są w mniejszości i to znacznej mniejszości, oraz jest to relatywnie stabilna proporcja, to podstawy doboru naturalnego mówią nam, że bycie alfą musiałoby w tej sytuacji być strategią MNIEJ SKUTECZNA w przekazywaniu dalej swoich genów. Z postulatu 80/20 wynika, że jeśli cokolwiek, to beta fucks/beta bucks, a alfie może coś czasem skapnie. Postulaty redpillu okazują się więc być wzajemnie sprzeczne.
(Uważni czytelnicy mogą tu zwrócić uwagę na pewne założenie zawarte w tym wnioskowaniu – że bycie „samcem alfa” jest jakkolwiek dziedziczne. No ale jeśli nie jest, to całe blackpillowe idee o tym, jak to większość mężczyzn mają przerąbane, bo po prostu tacy się urodzili nie ma żadnego sensu. Jasne, możemy argumentować, że bycie samcem alfa jest całkowicie społeczne, ale jeśli tak, to rozpada się większość innych elementów redpillu i w zasadzie cały blackpill. Obydwie opcje prowadzą do tego samego wniosku. Reszka = redpill jest bzdurą. Orzeł = redpill jest bzdurą, ale z innych powodów.
Ponieważ obiecałem być jak najbardziej hojny intelektualnie wobec redpillu, wskażę, że potencjalnie można by prowadzić jeszcze jakiś wyjątkowo złożone wnioskowanie, w którym geny bety co prawda drastycznie zmniejszają szanse na rozmnożenie się mężczyzny, ale jeśli dzieckiem takiego bety będzie córka, to drastycznie zwiększają szanse na rozmnażanie tej córki. Tyle, że a) redpill nic takiego nie próbuje postulować, a przynajmniej nigdzie takich postulatów nie widziałem. I nic dziwnego, słabo by się sprzedawały. No i b) siła tych efektów dla zachowania postulowanej dysproporcji musiałaby prowadzić do skrajnie dużych różnic w płodności między obydwiema grupami kobiet, różnic, których historycznie nijak nie da się wykazać.)
A co z badaniami
W obronie koncepcji samców alfa przywoływane są czasem badania typu „kobiety preferowały koszulki nasycone potem dominujących mężczyzn, chyba, że były na antykoncepcji hormonalnej, wtedy preferowały uległych”. Co z nimi? W końcu to badania, czy można je ot tak zignorować?
Cóż, tu mamy trzy główne kwestie.
Po pierwsze, jeśli wychodziły jakieś efekty, to ich siła typowo była dość niewielka. To nie było „wszystkie uwielbiały X, a nienawidziły Y”, tylko „nieco bardziej preferowały X niż Y”. To ważne, bo redpill uwielbia dokonywać katastrofizacji takich treści, tworząc z tego zerojedynkowe wnioski typu „to znaczy, że jak nie jesteś alfą, to nie masz żadnych szans”. Niewielkie siły efektu, coś odrobinę bardziej preferowane niż coś innego, przedstawiane są typowo jako dramatyczne, finalne dowody na ekstremalne tezy. Dla przykładu, w tym badaniu porównującym preferencje kobiet w różnych etapach cyklu miesięcznego względem zapachów męskich koszulek w zależności od symetrii twarzy noszących osób, mówimy o różnicach rzędu 4.58 do 4.68, czy, w najlepszym razie, 4.58 do 5.05. W skali od 1-7. Różnica więc relatywnie niewielka, lub wręcz pomijalna. Tymczasem redpill przedstawia tego typu wyniki tak, jakby jedna grupa dostawała wyniki 1.5/7, a druga 6.5/7 i różnica była absolutnie nie do przeskoczenia. (Badanie to jest przy tym oczywiście wadliwe z wielu innych powodów, jak rozmiar próby, ale staram się trzymać reguły hojności, zgodnie z deklaracjami.)
Po drugie, w absolutnie każdym przypadku, w którym tego typu badania próbowano replikować przy zastosowaniu bardziej jakościowej metodologii (większe grupy badawcze, bardziej reprezentatywne niż np. 18 striptizerek z jednego z amerykańskich klubów nocnych*, lepsza kontrola wyników, itp.) okazywało się to być po prostu szumem informacyjnym.
*
W końcu po trzecie – gdyby wyniki tych badań były prawda, to powinna być to ŚWIETNA wiadomość dla blackpillowców. Dlaczego? Bo znaczny procent młodych kobiet jest na antykoncepcji hormonalnej. (Są tu różnice w zależności od kraju, w Polsce będzie to faktycznie nieco mniej, tym niemniej wciąż wystarczająco duża grupa, by – jeśli przyjmiemy dane postulowane przez redpillowców – traktować bycie „betą” za PRZEWAGĘ. Tym bardziej, że przyjmowanie antykoncepcji sugeruje większą otwartość seksualną, gdyż osoba przyjmująca taką antykoncepcje przynajmniej bierze pod uwagę, że może uprawiać seks i warto się na tą sytuację zabezpieczyć.) Więc dla znacznej grupy kobiet właśnie bycie „betą” byłoby według tych badań bardziej atrakcyjne.
Jak widać, nawet badania rzekomo wspierające redpill by go obalały. Gdyby w ogóle miały jakąkolwiek wartość, bo zwykle nie mają żadnej.
A skoro mowa o badaniach bez wartości, warto tu przyjrzeć się kolejnej kwestii, czyli argumentom o obiektywnej atrakcyjności.
Faceci próbujący przypodobać się facetom
Jednym z najbardziej groteskowych aspektów redpillu są skrajnie rozbudowane, niesamowicie detaliczne „rankingi atrakcyjności”, przy użyciu których redpillowcy próbują oceniać siebie i innych. Nie unikając cudownie absurdalnych motywów, jak zdjęcie plażującego Jasona Mamoa’y podane jako przykład mężczyzny z 30% tłuszczu.
Oczywiście, pierwszym problemem jest tu to, że nie ma czegoś takiego jak „obiektywna atrakcyjność”. Jasne, mamy pewne kulturowe wzorce tego co atrakcyjne, ale nawet one zmieniają się z biegiem czasu (jak mój ulubiony przykład czarnienia zębów przez japonki, bo dobrze to kontrastowało ze skrajnie bladym makijażem). Co ważniejsze, nawet w obrębie kultury będą to pewne trendy, które nic nie mówią o tym, co będzie się podobało konkretnej osobie. To bowiem zależy nie tylko od wzorców kulturowych, ale przede wszystkim od doświadczeń życiowych, uwarunkowanych kinków, itp.
Nawet jednak jeśli trzymamy się konwencjonalnej dla danej kultury i okresu atrakcyjności, okazuje się, że redpillowcy mają problem. Ich typologie nie są bowiem w stanie wyjaśnić, skąd np. popularność k-popowych muzyków, których atrakcyjność nijak nie wpisuje się w standardy, jakie postulują. Typologie te mają tendencje do preferowania hipermaskulinizacji, natomiast badania pokazują, że o ile umiarkowana maskulinizacja przekłada się na nieco większą atrakcyjność u mężczyzn (choć efekt ten jest niewiele silniejszy od umiarkowanej feminizacji twarzy), to już silnie zmaskulinizowane twarze odbierane są jako zdecydowanie mniej atrakcyjne. No i koniec końców siła efektu jest relatywnie mała – tak, są pewne preferencje, ale to tylko jeden z wielu czynników, nie coś, co zerojedynkowo decyduje o atrakcyjności danej osoby.
Tym niemniej ładnie pokazuje to, że redpill pod spodem nie jest w ogóle o atrakcyjności wobec kobiet, podobnie jak zresztą cały ruch manosfery. Ten ruch jest o atrakcyjności wobec innych mężczyzn. Nie seksualnej, a przynajmniej nie zwykle, ale atrakcyjności i pozycji grupowej/hierarchicznej. Kobiety są tu głównie w roli trofeum, kolejnego dowodu na bycie „zajebiście męskim” do pokazania innym facetom**. Oglądany z tej perspektywy, redpill nagle zyskuje dużo więcej sensu. To bajka promująca konserwatywny, toksyczny model męskości i porównywanie się w ramach niego.
**
Podsumowując
Również w kontekście samców alfa i całego bajzlu z tym związanego, redpill po prostu nie jest w stanie oprzeć się na jakościowych badaniach. Jest wręcz z nimi sprzeczny, jak również sprzeczny wewnętrznie w ramach swoich własnych postulatów.
Przeszliśmy więc po kolei po każdym elemencie redpillu, punktując go. Mógłbym na tym zamknąć ten cykl, ale w trakcie przyszedł mi do głowy pomysł na jeszcze jeden, dodatkowy wpis. Będzie się nieco powtarzał z wpisem, który już kiedyś napisałem, o alternatywach dla manosfery, ale chciałem celowo pójść w stronę tych najbardziej ekstremalnych przypadków przytaczanych przez osoby zachęcające do cieplejszego przyjrzenia się incelom i redpillowcom. Tych, którym przysłowiowe „wzięcie prysznica” i przepracowanie mizoginii samo w sobie nie wystarczy. Bo rzeczywistość jest taka, że takie osoby też mają pewne opcje i narzędzia dostępne dla siebie i warto je wprost wylistować i opisać.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: