Kilka ostatnich wyborów było szokiem dla świata. Wybory prezydenckie w USA, które wygrał kandydat tak zdyskredytowany, że jego własny sztab musiał go „na wszelki wypadek” odciąć od Twittera. Referendum n.t. wyjścia UK z Unii Europejskiej. Referendum n.t. zakończenia wojny domowej w Kolumbii.

W każdym z tych przypadków najbardziej na tym rezultacie stracą dokładnie te osoby, których głosy do niego doprowadziły. Osoby wykluczone z głównego nurtu współczesnego świata. Często gorzej wykształcone, bardziej konserwatywne, biedniejsze.

Wielu moich znajomych krew zalewa na myśl o tej sytuacji. „Jak można było być tak głupim? Głosować przeciwko sobie, na złość innym? Ja mam źle, mogę mieć jeszcze gorzej, ale niech inni też nie mają?!”

Taka reakcja jest zrozumiała. Jest też, niestety, bezproduktywna. A może nawet więcej – jest szkodliwa. Jest zamykaniem się w swoim sosie, w poczuciu swojej moralnej i intelektualnej wyższości. To miłe i przyjemne, jasne.

Tylko za chwile będą może kolejne wybory. Może Fraxit? A może kandydatura jakiegoś faszysty na prezydenta w kolejnym kraju? Jeśli nie zaczniemy słuchać, to wszyscy, kolektywnie, dostaniemy po tyłku. Wszyscy. Liberalni i konserwatywni. Zrobimy sobie radosne kuku na własne życzenie.

[br]

Dlaczego ludzie wybrali Brexit i Trumpa?

Zacznijmy od słonia w pokoju: neoliberalizm nie jest tak fajny, jak nam powtarzano.

Czy rozmawiamy o transformacji ustrojowej w Polsce, czy o konsekwencjach Thatcheryzmu w UK, czy o współczesnym USA, faktem jest, że neoliberalne podejście wywołało wiele problemów. Dramatycznie pogłębiło się rozwarstwienie społeczne – najbogatsi wystrzelili do przodu, klasa średnia dostała ekonomicznymi pałami po nerkach,  a ubodzy zostali dodatkowo popieszczeni finansowym prądem. Wyrazem wszystkich tych problemów był kryzys z 2008. Podkreśleniem istniejących patologii fakt, że na kryzysie tym ucierpieli głównie biedni, a jego bogaci sprawcy… już zdołali doprowadzić do zlikwidowania dużej części prawnych zabezpieczeń, mających powstrzymać powtórkę tego samego. (I tak, owszem, już szykują nam powtórkę.)

Po dekadach w których wszystkie części społeczeństwa mogły czuć się pewnie – ubodzy mieli realne nadzieje na awans do klasy średniej, klasa średnia solidne zabezpieczenia emerytalno-zdrowotno-finansowe, a bogaci poczucie życia w stabilnym świecie – wraz z przejściem z Keynesizmu na Neoliberalizm cały ten system zaczął się sypać. Nie czują tego sypania się elity – one mają się dobrze. Klasa średnia, zwłaszcza w dużych miastach, też tego nie czuje. Najsilniej odczuwają to mieszkańcy małych miasteczek i terenów wiejskich. Doskonale widać to na mapach wyników wyborczych. Jeśli przejdziemy z perspektywy poszczególnych stanów na perspektywę hrabstw, cała mapa robi się nagle przytłaczająco czerwona. Tych kilka niebieskich punkcików to w większości metropolie, koncentrujące dużą część populacji. Nawet w głęboko republikańskich stanach, w metropoliach wygrywali Demokraci.

Źródło: The Economist

Źródło: The Economist

Podobnie wygląda mapa referendum w sprawie Brexitu

Źródło: The Telegraph

Źródło: The Telegraph

Małe miasteczka i tereny wiejskie najbrutalniej odczuwają negatywne aspekty neoliberalizmu. Jak mieszkasz w wielkim mieście dużo łatwiej Ci odejść od patologicznego praconabywcy. Dużo łatwiej Ci założyć firmę i znaleźć klientów na swoją ofertę. W małym miasteczku zwykle masz jednego dużego praconabywcę, plus szereg mniejszych firm skoncentrowanych wokół niego. Jak on znika, całe miasteczko powoli umiera. Podwykonawcy nie mają klienta i sami padają. Ich podwykonawcy padają. Całe miasteczko się składa.

Byłem w paru takich miasteczkach – zarówno w Polsce, jak i za granicą. Np. w trzytysięcznym Chipley na Florydzie, które w sobotnie popołudnie wyglądało jak miasto duchów.

[br]

Ludzie mieszkający w takich miasteczkach nie są źli. Nie są głupi. Jasne, mogą być przeciętnie gorzej wykształceni, ale nie czyni ich to głupimi! Często posiadają – bo inaczej po prostu nie wypada – szereg umiejętności, których wielu „miastowym” brakuje. W małym miasteczku nie masz wyspecjalizowanych krawców, elektryków, itp. Nie ma dla nich dość klientów. Więc samemu uczysz się szyć, naprawiać sprzęty wokół domu, zadbać o ogródek i miliona innych cennych codziennych umiejętności.

[br]

No dobrze, ale czemu tacy ludzie głosowali na Trumpa czy za Brexitem? Skoro nie są głupi, to powinni wiedzieć, że Brexit czy Trump im zaszkodzą! Że to oni najbardziej ucierpią na negatywnych zmianach ekonomicznych. W końcu miastowi mają „zapas” okazji, których „małomiasteczkowi” po prostu nie mają.

[br]

No cóż, pamiętasz, jak mówiłem o tym słoniu w pokoju?

Cały problem w tym, że te wszystkie wady neoliberalizmu są realne i odczuwalne przez ludzi, ale szeroko rozumiane elity przyjęły swego rodzaju zmowę milczenia w temacie. Tak jak w Polsce po prostu nie wypada podejmować prób obiektywnego omawiania transformacji ustrojowej, jej pozytywów i negatywów, tak i na zachodzie neoliberalne podejście, polityka oszczędności/austerity, triumf czystego kapitalizmu i „koniec historii” przez długi czas były niepodważalną prawdą wiary. Do dziś w wielu środowiskach tak jest.

Mamy więc sporą (i rosnącą) grupę ludzi, których problemy stały się tabu. Nikt tego nie zrobił celowo, nie był to żaden spisek. Oberwali rykoszetem. Ot, omawianie ich problemów wymagałoby przyznania, że w neoliberalnym raju nie wszystko jest idealnie.

Potrafię sobie wyobrazić jak potwornie wkurwiające musiało to być. Ci ludzie mieli bardzo realne problemy, tymczasem elity debatowały często o czymś, co z perspektywy takich osób było jakimś absurdem. Pomoc dla uchodźców? A co z pomocą dla nas? Prawa homoseksualistów do małżeństw? A co z prawami naszych dzieci do przyszłości? Ochrona środowiska? A co z ochroną nas, obywateli? (Jeśli interesuje Cię ten temat, fajne wejście w perspektywę tej grupy dał swego czasu Cracked. Polecam!)

Nie znaczy to, że wspomniane tematy nie są ważne! Są! Bardzo ważne! Długoterminowo wiele z nich, takich jak globalne ocieplenie, są – będę brutalny – ważniejsze niż los takich ludzi. Nierozwiązane wpłyną dużo drastyczniej na dużo większe grupy ludzi. Nie jest to jednak usprawiedliwieniem do całkowitego ignorowania tych problemów. Do udawania, że nie istnieją.

(Tak dla jasności, rozważania o tym jak dofinansować świątynię opatrzności bożej są dla takich osób równie absurdalne.)

[br]

Postawieni w tej sytuacji – nie przez jedną kadencję, nie przez dwie, a często przez kilka-kilkanaście – ludzie zaczynają szukać alteranatywy. Czegoś innego. W pewnym momencie poczucie beznadziejności rośnie tak bardzo, że nadzieja na JAKĄKOLWIEK zmianę jest lepsza niż trzymanie się tego co dotychczas.

Sugeruję tu, że obecny wzrost popularności faszyzujących ugrupowań w wielu krajach NIE JEST objawem wzrostu nacjonalistycznych nurtów w społeczeństwie. Wbrew popularnym interpretacjom, nie chodzi tu wcale o poglądy. Chodzi tu o alternatywę. Obietnica „ciepłej wody w kranie” nie działa, gdy nie masz kranu… i gdy nikt nie jest skłonny się pochylić nad tą kwestią. Gdy każdy udaje, że wszyscy już te krany mają, więc o co w ogóle chodzi?

Czystym przypadkiem jest to, że akurat w momencie skumulowania tej frustracji społecznej w większości krajów rządzi/ło centrum lub lewica. To doprowadziło do sukcesu bardziej prawicowe ugrupowania, dało popularność tym, którzy dotychczas byli wypychani poza margines. Bo oni jeszcze nie rządzili, więc a nuż zrobią coś innego.

To doprowadziło do Brexitu – bo skoro elity mówią „Zostańcie”, to może jak zrobimy coś innego niż oni chcą, to zmieni jakoś sytuację.

To doprowadziło do wyboru Trumpa – bo w porównaniu z Hillary Clinton milioner Donald Trump wydawał się choć trochę antyestablishmentowy. (Wyjaśnia to również czemu sondaże prowadzone w czasie prawyborów pokazywały, że Clinton ledwo wygrywa lub wręcz przegrywa z Trumpem, ale Sanders wygrywa i to z 15% przewagą… Niestety Demokraci wtopili i wybrali „establishmentową” kandydatkę.)

To doprowadziło do odrzucenia porozumienia pokojowego w Kolumbii.

ALE

To również doprowadziło do wyboru centrolewicowego Justina Trudeau w Kanadzie, której akurat w chwili przesycenia rządziła prawica. Doprowadziło to do zwycięstwa centrolewicowego sojuszu w Szwecji w 2014. Oraz do wielu podobnych wyników, o których rzadziej mówimy, bo „centrolewica wygrywa wybory” to mniej nośny nius niż „faszyści idą do władzy”.

[br]

Wyniki wyborów są więc przede wszystkim protestem wobec establishmentu, jakkolwiek on akurat wygląda. Ludzie chcą zmiany, jakiejkolwiek zmiany.  Bo jak będzie tak jak dotychczas, to nie ma żadnej nadziei, że coś się poprawi. Będzie tylko coraz gorzej. A jeśli coś się zmieni, to może kiedyś, jakoś, przypadkiem zmieni się na lepsze. Na gorsze już raczej nie ma jak…

[br]

Tyle, rzecz jasna, że jest. Ilość scenariuszy w których jest gorzej niż teraz jest dużo większa, niż ilość scenariuszy w których jest równie źle, albo lepiej. Wliczając scenariusze gdzie jest nieporównywalnie, niewyobrażalnie gorzej. Te scenariusze, których normalnie do siebie nie dopuszczamy.

Jasne, można powiedzieć, że ignorowanie takich scenariuszy to głupota. Tyle, że to po prostu ludzkie. Naturalnie unikamy rozważania i analizowania takich scenariuszy. Zdrowi psychicznie ludzie mają predyspozycje do optymizmu. Stąd wszyscy mamy tendencję do zakładania, że jeśli coś się zmieni, to raczej na lepsze. (Chyba, że z góry zakładamy, że dane rozwiązanie będzie negatywne – wtedy ta tendencja do optymizmu działa inaczej, dając nam nadzieję, że inni ludzie również będą myśleli jak my.)

[br]

Podsumowując ten aspekt: osoby głosujące za Brexitem czy Trumpem nie są głupie. Nie są (no, zwykle – pamiętajmy o KKK i podobnych) rasistami czy mizoginami. Są ludźmi, których realne problemy były uparcie ignorowane przez establishment polityczny. Nie „nieudolnie rozwiązywane”. Nie „traktowane jako problemy niższego priorytetu”. IGNOROWANE. Traktowane, jakby ich nie było, jakby nie istniały. Jak tabu.

Ich życie robi się coraz gorsze i nie mają nadziei na to, że coś się zmieni. Czy naprawdę można ich winić za to, że szukają JAKIEJŚ opcji? Jakiejś możliwości? Że nie decydują się po prostu położyć i umrzeć? Przecież to naturalne ludzkie zachowanie! Godne pochwały i docenienia.

To establishment zabrał im nadzieję. To establishment nie dał im wyboru. Czemu więc teraz dziwi się, że wybierają cokolwiek, co ma choć ociupinkę antyestablishmentowych dekoracji? Że starają się zrobić cokolwiek innego?

Jasne, nie widzą tego, że ich działania mogą mieć bardzo negatywne skutki. Zwłaszcza dla nich. Ale to naturalny ludzki optymizm. Nie żadne uleganie propagandzie. Nie „na złość mamie odmrożę sobie uszy”. Nie głupota czy złośliwość czy autodestrukcyjne skłonności.

Elity wypięły się na dużą część ludzi. Ci ludzie szukają więc jakiejkolwiek alternatywy. Albo elity to zrozumieją i dadzą same sensowną alternatywę… Albo coraz dziwniejsze i bardziej absurdalne grupy, Kukizy, faszyści i inne stada pijanych klaunów będą trafiały do rządów i decydowały o polityce publicznej.

[br]


Przerwa na reklamę ;)


Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne. 

Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl

 

Wracamy do artykułu :)


[br]

Rozpacz przed utonięciem

Powyższy aspekt jest istotnym, ale nie jedynym, który warto tu poruszyć. Bo faktem jest, że środowiska nacjonalistyczno-faszyzująco-konserwatywne są ostatnio wyjątkowo aktywne.

Popularnym wyjaśnieniem tej aktywności jest teza, że środowiska te zyskują na popularności. Że budzą się demony…

Mam nieco inną propozycję.

Aktywność ta jest powodowana tym, że przynajmniej część demonów jest o krok od śmierci.

[br]

Parę lat temu pisałem nieco o psychologicznych mechanizmach obronnych. To automatyczne procesy pomagające nam utrzymać spójny obraz siebie i świata, często wbrew faktom. Choć pochodzą z psychoanalizy, zostały potwierdzone w innych kontekstach, np. niektórych ciekawych zaburzeń neurologicznych.

Jednym z takich mechanizmów jest tzw. nadkompensacja. Polega ona na tym, że osoba czująca się słabo w danym obszarze wykonuje nadmierny wysiłek dla podkreślenia znaczenia tego obszaru. Np. ktoś, kto czuje się mało atrakcyjny seksualnie może szczególnie chętnie opowiadać o swoich podbojach miłosnych.

Ten sam mechanizm sprawia, że ludzie najaktywniej głoszą swoje poglądy wtedy, gdy czują że poglądy te słabną. Czy to w społeczeństwie, czy w ich własnej głowie.

Im bardziej społeczeństwo staje się obyte z liberalnym podejściem, im bardziej staje się ono czymś normalnym, tym większa presja na środowiska konserwatywne. Tym większa u nich potrzeba oznaczania swojego terytorium.

Ku-Klux-Klan działał najbardziej aktywnie tuż na krawędzi zakończenia segregacji rasowej. Gdy segregacja miała się bardzo dobrze, KKK praktycznie zamarł. Bo i po co miałby coś robić?

[br]

Oczywiście, różne grupy mają różną wrażliwość. To, że konserwatyści czują, że ich wizja świata jest zagrożona nie znaczy jeszcze, że z perspektywy np. osób LGBT wszystko jest w porządku. Dla konserwatystów nawet obecny stan rzeczy może być jednak przesadny, a wokół siebie wyczuwają stopniowe „normalnienie” kwestii, które ich bolą. Więc reagują aktywizacją.

[br]

Co z tego wynika? Że warto robić swoje, po prostu. Społeczeństwo jako takie powoli się przyzwyczaja i  zmienia postawy. Głośna, ale mało liczna mniejszość nie powinna nas zniechęcać.

[br]


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis