Czterdzieści godzin pracy tygodniowo. Pięć dni, osiem godzin dziennie. Etat.

Przywykliśmy do koncepcji tego, że pełny dzień pracy trwa dziś osiem godzin. To i tak coś lepszego niż dawne 60 godzin tygodniowo, a osiem godzin tak dobrze wpisuje się w trójzmianowy model pracy. A jeśli trzeba więcej? Cóż, zawsze zostają nadgodziny.

Koncepcja 40 godzin pracy na etacie stała się tak utrwalona w naszych wyobrażeniach, że ilekroć słyszymy o pomysłach na skrócenie tego czasu, reagujemy kpiną. Znów tym leniwym Francuzom/Szwedom/Włochom nie chce się pracować! Nie to co my!

Tyle, że może to wcale nie jest kwestia chęci pracy? Może krótszy czas pracy miałby jak najbardziej sens, a problemem jest wyłącznie pewna mentalna bezwładność w tym zakresie?

man-80101_640

Podstawowy argument za krótszym czasem pracy jest prosty: w ogromnej części zawodów, ludzie i tak nie pracują wydajnie przez pełnych 8 godzin. W większości prac biurowych ta wydajność jest wręcz skrajnie niska – niektóre badania mówią o 45% czasu wykorzystywanego na faktyczne wykonywanie obowiązków służbowych. Inne podają nawet gorsze wyniki – spotkałem się z wyliczeniami dla Polski mówiącymi o 1.5-2.5 godzin realnej pracy w toku typowego etatu.

Co z resztą tego czasu? Zebrania. Kawa. Bezproduktywny e-mail i inna tzw. busywork, czyli zadania sprawiające wrażenie zajętości, ale całkowicie zbędne. No i oczywiście Facebook. A, no i sprawy prywatne w pracy, które potrafią pochłonąć nawet 3.5 godziny dziennie. Allegro nie będzie się samo przeszukiwało!

Jasne, 100% produktywność nie jest realnym założeniem. Regularne przerwy w pracy są korzystne dla ogólnej wydajności. Zebrania, mail i inne czasołapki będą nieuniknioną częścią życia. Ale 3.5 godziny na prywatne rzeczy w pracy? 45% (lub mniej!) czasu pracy poświęcanego na faktycznie wartościowe zadania?

To sugeruje, że zamiast 40-godzinnego tygodnia pracy powinniśmy się zmieścić w 20-godzinnym, a przez resztę czasu relaksować!

[br]

Z perspektywy ekonomicznej, nie jest to wcale taki zły pomysł. Są już na świecie firmy eksperymentujące z 32-godzinnym tygodniem pracy (np. 37signals). Efekty? Mniejsza rotacja (która zawsze generuje ogromne i często ignorowane w wyliczeniach koszta). Większa motywacja i lojalność pracowników. Większa (!) wydajność w pracy. Niższe koszta funkcjonowania firmy. To również mniej błędów i wypadków przy pracy – co przekłada się na wydajność i oszczędności. Krótszy czas pracy jest po prostu bardziej ekonomiczny.

[br]

Wiedział to już nawet jeden z prekursorów krótszego czasu pracy, czyli… Bezwzględny kapitalista Henry Ford. Ten sam, który – mimo ogromnego skąpstwa – wychodził z założenia, że opłaca mu się płacić swoim pracownikom przyzwoite pieniądze. W jednym i drugim przypadku motywowała go prosta rzecz: zysk.

Tak jest – płacąc ludziom więcej za krótszą pracę, Ford chciał zarobić więcej! Wiem, bluźnierstwo. Co gorsza- udało mu się to!

Ford wyszedł bowiem z prostego założenia – chciał, żeby jego pracownicy kupowali jego produkt. W tym celu potrzebowali

a) pieniędzy, żeby go kupić,

b) czasu, w którym mogliby chcieć z niego korzystać.

Czyli dwóch rzeczy, o które sam Ford mógł zadbać. Oczywiście pomogło, że inni producenci zaczęli go naśladować – z korzyścią dla wszystkich.

[br]

Ford nie był tu wyjątkiem – przez większą część XX wieku przewidywano dalsze skrócenie dnia pracy do czterech lub nawet trzech dni w tygodniu. Takie działanie byłoby nie tylko lepsze dla dobrostanu pracowników, ale też, z dużym prawdopodobieństwem, napędzałoby dalej gospodarkę. W końcu ci pracownicy coś muszą robić ze swoimi wolnymi dniami! Gdzieś iść, coś zjeść. To potencjał dla firm, które by ich obsługiwały, sprzedawały im rozrywkę, itp.

[br]


Przerwa na reklamę ;)


Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne. 

Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl

 

Wracamy do artykułu :)


[br]

By być fair – większość oszacowań czasu pracy odnosi się do prac biurowych. Są one podstawą współczesnej ekonomii, ale nie są jedynym rodzajem pracy. Praca przy linii montażowej czy w gastronomii nie ma aż takich proporcji marnowanego czasu (choć i tutaj mają znaczenie mniejsza rotacja czy mniejsza ilość popełnianych błędów). Korzyści z krótszego czasu pracy w tych obszarach byłyby więc mniejsze, choć prawdopodobnie wciąż przeważałyby straty. Warto też mieć świadomość, że tego rodzaju prace są pierwsze w kolejce do automatyzacji i ich udział w gospodarce będzie stopniowo spadał.

[br]

Czemu więc masowo nie przyjmujemy krótszego czasu pracy?

Wiele wskazuje, że główną motywacją jest tu zwykła bezwładność. Praconabywcy przyzwyczaili się do tego, że płacą za 40 godzin i oczekują 40 godzin, nawet, jeśli jest to mało wydajne rozwiązanie. Sam znam to doskonale ze swojej branży. Ośmiogodzinne szkolenia NIE SĄ wydajne. (Nie mówiąc już o potworkach typu 10-12 godzin). Najwydajniejsze, z perspektywy poznawczej byłyby krótsze szkolenia, ok. cztero-pięciogodzinne. To maksymalny okres pełnego skupienia, na jakie możemy „naciągnąć” nasz mózg. Rynek jednak przyzwyczaił się do dłuższych szkoleń i krótsze są trudne do zaakceptowania. (Oczywiście, krótsze wymagałyby też odpowiedniego zaprojektowania, tak by maksymalnie wykorzystać ten czas pełnego skupienia.) Podobnie wydaje się to wyglądać w kontekście pracy na etacie. Wielu szefów, z którymi rozmawiałem wprost wzdrygało się na myśl, że jak to, mieliby nie dostać tych pełnych 40-godzin w pracy? No właśnie – „w pracy”, zamiast „pracy”. To pierwsze dużo łatwiej mierzyć, niż to drugie, więc wygodniej pozostać przy niewydajnym, ale łatwym koncepcyjnie rozwiązaniu.

[br]

Oczywiście bezwładność i przyzwyczajenie nie muszą być jedynymi wyjaśnieniami. Może to nie o to chodzi? A może to kwestia wydajności pracy? Może moglibyśmy pracować krócej gdybyśmy pracowali wydajniej, a tak musimy sobie na to zasłużyć?

Cóż, wszelkie dostępne badania sugerują, że relacja ta działa w odwrotną stronę. To zbyt długi czas pracy przekłada się na spadek wydajności. A już nadgodziny dają naprawdę absurdalne efekty. Spadają zdolności poznawcze – niezbędne przy kreatywnym rozwiązywaniu problemów czy skupieniu na wykonywaniu zadań. Drastycznie zwiększa się ilość wypadków w pracy oraz popełnianych błędów – a likwidowanie ich skutków zużywa więcej czasu, niż „oszczędzamy” przez dłuższą i cięższą pracę.

Może – jakkolwiek bluźnierczo by to mogło zabrzmieć – fakt, że przeciętny Polak pracuje o połowę dłużej niż przeciętny Niemiec, nie wynika z niewydajności naszej gospodarki? Może jest jej PRZYCZYNĄ? (Jeśli interesują Cię szczegółowe liczby – w 2015 typowy Niemiec przepracował 1371 godzin, a typowy Polak 1963.) Może skrócenie czasu pracy poprawiłoby naszą wydajność? Wiele źródeł  sugeruje, że coś w tym może być.

[br]

Czy wszystko to znaczy, że 40-godzinny tydzień pracy powinien być zlikwidowany w każdej sytuacji? Nie! Tak samo, jak mamy inne wzorce pracy dla np. pilotów czy lekarzy, tak i w pewnych sytuacjach czy zawodach 40-godzinny tydzień pracy będzie miał pewnie zastosowanie. Jako podstawowe rozwiązanie we współczesnej gospodarce? To już co innego.

[br]


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis