Relacje parasocjalne, czyli czemu tak wkurzamy się na ulubionych influencerów?

 

Internetem (czy raczej jego konkretnymi bańkami) co jakiś czas wstrząsają „dramy”, „inby”, czy po prostu afery dotyczące mniejszych i większych influencerów. Osób które zbudowały sobie rozpoznawalność w sieci i które nagle utraciły przychylność mniejszej lub większej części fanów. Tym, co tak zaskakuje jest intensywność tych sytuacji. W odróżnieniu od rozczarowania np. firmami czy politykami, reakcja na influencerów, którzy w naszym postrzeganiu zachowali się nie w porządku, jest niezwykle emocjonalna. Nawet drobne przewinienia mogą być rozdmuchane do ogromnego poziomu, takie afery utrzymują się też przy życiu dużo dłużej. Dlaczego? Co skłania ludzi do tak intensywnej reakcji?

Odpowiedzią są tu tytułowe „relacje parasocjalne”, specyficzny rodzaj relacji, jaki budujemy z ludźmi, z którymi typowo wchodzimy raczej tylko w jednostronne interakcje.

 

W chwili gdy piszę te słowa najnowszą „inba” w mojej bańce dotyczy Kasi Babis, której część fanów zarzuca współpracę z firmą Zalando. Przypomniała mi o tym temacie i sprawiła, że warto o nim napisać, będę też z niej trochę korzystał, demonstrując omawiane mechanizmy na konkretnych przykładach. Robię to też dlatego, że mniej więcej znam jej aktywność online, mam więc sensowny punkt odniesienia. Nie mówi to jednak nic o samej Kasi Babis (której prace zresztą lubię i doceniam). Równie dobrze mógłbym przywołać jakąś „dramę” sprzed kwartału, albo poczekać kolejny kwartał z tym tekstem i wybrać jedna z polskich czy zagranicznych afer, które wybuchną w tym czasie. Ze względu na naturę relacji parasocjalnych, takie sytuacje będą tylko coraz częstsze.

 

 

Czym są te całe relacje parasocjalne?

W normalnych relacjach mamy do czynienia z wymianą dwustronną. Ty wchodzisz w kontakt z drugą osobą, a ta osoba wchodzi w kontakt z Tobą. Przez większość historii naszego gatunku, była to w zasadzie jedyna możliwa forma interakcji. Owszem, mieliśmy jeszcze np. książki czy przedstawienia teatralne, które można by określić jako interakcje jednostronne. Były to jednak zwykle pojedyncze, rozstrzelone w czasie*.

Nieco ponad sto lat temu zaczęły się jednak pojawiać inne opcje. Najpierw radio, potem telewizja, a obecnie też internet umożliwiają nagle jednostronną interakcję w masowej skali. Aktor czy celebryta, reporterka czy influencerka może „bywać” w naszym domu każdego dnia, przez długi czas. Jeśli przy tym dodatkowo ujawnia nieco prywatnych informacji o sobie, pokazuje kawałek swojego życia, możemy zacząć myśleć, że tą osobę znamy. Że jest kimś dla nas bliskich. Możemy wejść z nią w relację parasocjalną.

Pojedyncze jednostronne kontakty tego typu nazywa się interakcjami parasocjalnymi. Im  są dłuższe, im więcej osobistych detali poznajemy o takiej osobie, tym bardziej nasz mózg zaczyna wierzyć, że jesteśmy z tą osobą w bliskiej, wzajemnej relacji. Nawet jeśli racjonalnie zdajemy sobie sprawę, że „ej, to tylko koleś którego czytam”, „to tylko chłopaki, których gotowanie lubię oglądać” czy „to tylko kobieta, która ma bardzo jakościowe wideoeseje”, to na bardziej pierwotnym poziomie nasz mózg mówi „ej, to ludzie których znasz, widujesz regularnie, mówią do Ciebie, wiesz o nich tak wiele, to znaczy, że to Twoi przyjaciele!” Z interakcji parasocjalnych wyrosła nam parasocjalna relacja.

 

Blaski i cienie relacji parasocjalnych

Taka relacja ma pewne zalety. Jeśli myślimy o danej osobie jako o kimś bliskim, to chętniej będziemy śledzili jej materiały. Łatwiej kupimy to, co sama stworzy lub co nam poleca (z czego skrzętnie korzystają reklamodawcy). Czujemy się do niej przywiązani. Możemy chcieć jej bronić tak, jak bronilibyśmy naszych realnych przyjaciół. (Lub przynajmniej dobrych znajomych.)  To wszystko potencjalnie bardzo wartościowe rzeczy.

Jednak jest też cena. Bo to złudzenie bliskości przekłada się też na oczekiwania. Co gorsza, oczekiwania te nie są wobec prawdziwej osoby z krwi i kości, ale od wyidealizowanej persony takiego człowieka. Czasem persona ta jest tworzona celowo przez samych zainteresowanych, niekiedy powstaje przypadkiem i bez woli tej osoby, ale powstaje w każdej relacji parasocjalnej. I zawsze jest wyidealizowana. Każda relacja parasocjalna opiera się bowiem na wycinkach życia takiej osoby. Na tym, czym zdecyduje się podzielić. Nawet jeśli są tam bliskie i intymne kwestie, to nie zobaczymy takiej osoby chodzącej po domu w dziurawej skarpetce, bekającej po obiedzie, pierdzącej głośno w kiblu, chrapiącej niemożliwie, czy robiącej jedną z wielu rzeczy, które ludzie po prostu robią. Nie zobaczymy, że kiepsko sobie radzi z przegrywaniem w planszówkach, że jest niemożebnym gadułą, albo że po alkoholu nie jest zbyt fajną osobą. Widzimy tylko niewielki przedział życia tej osoby. Jasne, można powiedzieć, że z przyjaciółmi mamy tak samo, ale jeśli mamy z kimś realną relację tak bliską, jak nasze relacje parasocjalne, to wtedy zwykle znamy już przynajmniej część wad i słabości takiej osoby. W przypadku relacji parasocjalnej, nic takiego nie ma miejsca. W efekcie dużo łatwiej takiej osobie w pewnym momencie złamać nasze wyobrażenie o niej… A wtedy czujemy się oszukani i zdradzeni. Jak to, jak on mógł się tak zachować? Jak ona śmiała coś takiego zrobić? To już nie jest obca firma, to nie jest anonimowy człowiek, to nie jest polityk, którego podejrzewamy o to, że chce nas oszukać. Nie! To nasz przyjaciel! To nasza przyjaciółka! Jak śmieli się tak zachować?!

Idealizacja nie jest jednym z problem. Relacja parasocjalna narzuca też na taką osobę pewne zobowiązania. To już nie jest ktoś, kto po prostu pisze bloga czy wrzuca filmiki na youtube. Każdy kolejny filmik, wpis, itp. jest dla nas spotkaniem z taką osobą. Spotkaniem, którego możemy wyczekiwać na tyle, że jeśli je opuścimy to będziemy się wręcz czuli winni… Co znów, jest super pod względem budowania i utrzymywania publiczności. Jednak to też spotkanie, do którego druga osoba jest zobowiązana. To nie jest tylko jej praca czy hobby, to nie jest coś co może w dowolnym momencie zawiesić, bo tak. To. Jest. Jej. Obowiązek.* Kiedy więc z tego obowiązku się nie wywiązuje, kiedy w kolejnym tygodniu nie pojawi się nowy wpis czy vlog, to jest to trochę tak, jakby nasz przyjaciel się na nas obraził. Jakby nasza przyjaciółka przestała przychodzić na nasze cotygodniowe, regularne spotkania. Bez słowa, albo z jakąś byle wymówką, że niby chce odpocząć trochę. Jak to odpocząć? Od czego? Od nas? Oj, to tak ciężko się z nami spotkać? Jak śmie!

*Pod tym kątem współcześni pisarze, w odróżnieniu od tych sprzed wieków, też mogą wchodzić w pewnego rodzaju parasocjalne relacje. W końcu zaangażowaliśmy się w świat, który tworzyli, są więc zobowiązani dokończyć dla nas opowiadaną historię! Słyszysz to, G.R.R. Martin? :P 

 

Pozorna bliskość

Wiele osób może na tym etapie próbować zbyć temat machnięciem ręki. No bez przesady, ktoś sobie ubzdurał, że influencer czy aktor jest jego przyjacielem? Nie ma już co robić! Cóż, po pierwsze, warto sobie przypomnieć własną młodość. Jak wiele osób wycinało jako nastolatki zdjęcia idoli z gazet? Jak wiele wieszało ich plakaty na ścianie i traktowało ich jako część swojego życia? A gdyby jeszcze ci idole komunikowali się z nimi i to często. Gdyby istniał jakiś, minimalny bo minimalny, ale poziom interakcji z nimi? Opcja skomentowania filmiku czy wpisu ze świadomością, że ta osoba prawdopodobnie to przeczyta? O ile silniejszy byłby tego efekt?

W świetle tego nie powinny nas dziwić wyniki raportu Google, który wskazał, że 40% nastolatków śledzących influencerów w necie uważa, że taka osoba rozumie ich lepiej, niż ich przyjaciele! W końcu parasocjalny przyjaciel ich nie ocenia i nie krytykuje, nie muszą mu nic dowodzić. (Choć często chcą!) W odróżnieniu od prawdziwych ludzi, zwłaszcza w tym wieku, gdy człowiek sam wciąż potrzebuje się odnaleźć.

 

Socjolog Mark Granovetter wskazał na cztery czynniki budujące relacje. Są nimi czas, intymność, intensywność emocjonalna oraz wzajemne przysługi. Relacje parasocjalne z influencerami spełniają zwykle wszystkie te cztery punkty.

a) Spędzamy z nimi dużo czasu. W wypadku wspomnianej Kasi Babis fani mogą śledzić jej podcasty, materiały na youtube (zwykle co najmniej półgodzinne, a niekiedy dużo dłuższe), regularnie zaglądać na jej instagram, itp. Niektórzy inni influencerzy umieszczają materiały wręcz codziennie lub co drugi dzień. Większość ludzi nie widzi się z najbliższymi przyjaciółmi co drugi dzień, a co dopiero codziennie – ale widzi się tak z influencerami.

b) Budujemy z nimi intymność, poznając jakieś elementy ich życia. Czasem to po prostu wpuszczenie nas do ich mieszkania, okazja do zobaczenia nawet kawałka tego, jak żyją. Czasem to rzeczy o których wspominają, czy ze swojego obecnego życia, czy ze swojej historii. U Kasi jest to np. jej pies pojawiający się czasem w materiałach. W podobny sposób wiem, że Max Miller, autor bardzo fajnego vloga o historii i gotowaniu, niedawno się ożenił ze swoim narzeczonym i że wspomniany narzeczony ma meksykańskie korzeni.

c) Intensywność emocjonalna – cóż, większość influencerów śledzimy dla jakichś emocji. Czasem jest to po prostu zaspokojenie ciekawości. Często śmiech. Niekiedy fascynacja. Czasem słuszne oburzenie. Kasia Babis zyskała dużą popularność za sprawą cyklu „Dziady Polskiej Fantastyki”, który łączył śmiech, zażenowanie, słuszne oburzenie i poczucie moralnej wyższości nad szowinistycznymi, zagubionymi we wspólczesnym świecie, narcystycznymi prawicowymi autorami fantastyki. To spory i silny ładunek emocjonalny.

d) Wzajemne przysługi – materiały, które umieszczają influencerzy są często odbierane jako prezenty i przysługi dla publiczności. Często są też tak określane wprost. „Mam dla Was dziś materiał o…” „Chcę Wam przedstawić…” Takie i podobne sformułowania subtelnie prezentują kolejne filmiki jako swego rodzaju prezent. (Myślę, że nie do końca robi się to celowo, to po prostu utarta konwencja. Ale konwencja ta ma konkretne efekty.) Jeśli do tego robią np. losowanie prezentów (często uzyskanych od sponsorów), zniżki na różne produkty, wyprzedaże, specjalne podarki, itp. to bardzo łatwo zaczynamy to odbierać jako przysługi. W przypadku Kasi taką przysługą była np. Chlebtuba, przez długi czas (aż do ostatniej inby :( ) jedno z najsympatyczniejszych i najbardziej normalnych środowisk w polskim lewicowym internecie.

 

Oczekiwania, jakie budują relacje parasocjalne mogą być bardzo ciężkie do spełnienia. Nie da się być non stop ideałem. A nawet jeśli się próbuje, trudno ocenić jakie elementy ktoś sobie w głowie dobuduje do naszego wizerunku i poczuje się urażony gdy nie zdołamy ich zaspokoić. Prawdziwi ludzie muszą też iść czasem na kompromisy. Pewne rzeczy im nie wychodzą. To może być bardzo trudne do zaakceptowania dla osób w relacji parasocjalnej. Są też oczekiwania zaangażowania, reakcji, ciągłej interakcji. Oczekiwania nieustannie rosnące. Niekiedy przybierające ekstremalną postać – fani potrafili stalkować swoich idoli, czy zgłaszać ich na policję („bo zachowuje się w filmikach nietypowo, może została porwana i terroryści ją zmuszają do nagrywania innych rzeczy!” – to nie żart, tylko realna sytuacja, która przytrafiła się youtuberce Marinie Joyce.)

Sam doświadczyłem dużo lżejszej wersji tego, gdy lata temu eksperymentowałem z klubem improwizacji i na jednym spotkaniu uczestniczka zwróciła mi uwagę, że na przerwie zająłem się własnymi sprawami, a przecież wiele osób przychodzi tam dla mnie i oczekuje interakcji ze mną. Było to dla mnie dużym zaskoczeniem, bo z mojej perspektywy sednem był sam klub i ćwiczenia na nim, a nie ja jako prowadzący. Dopiero wtedy zacząłem przyglądać się temu, jakie ludzie mogą mieć wobec mnie oczekiwania w tym zakresie. A przecież ja prowadziłem w tamtym czasie tylko bloga, był to więc dużo mniejszy poziom otwartości i bezpośredniości, niż gdybym np. regularnie prowadził vloga.

 

Co możemy z tym zrobić?

Relacje parasocjalne już z nami zostaną. Połączenie współczesnej technologii i uwarunkowań naszego mózgu jest czymś, z czym naprawdę trudno walczyć.  Ale niezależnie od tego, czy jesteśmy w roli twórcy, czy odbiorcy treści w internecie, mamy przynajmniej pewne możliwości na zredukowanie efektu tego zjawiska.

Jeśli tworzysz treści, może warto pomyśleć nad uczłowieczeniem swojego wizerunku. Im bardziej wyidealizowany generujesz, tym łatwiej o to, by w pewnym momencie wszystko się posypało, bo nie zdołasz utrzymać wszystkich oczekiwań. Być może warto też czasem poruszyć kwestię relacji parasocjalnych wprost. Powiedzieć „ej, ludzie, mogę dla Was tworzyć treści, ale nie jestem Waszym przyjacielem czy znajomym. Jestem po prostu kimś, kogo oglądacie.” Tak, może to kosztować nieco widzów. Ale może też uchronić przed problemami z tymi, którzy zostaną.

Jeśli odbierasz treści, pamiętaj – osoby które oglądasz po prostu wykonują swoją pracę. (Czasem płatną, czasem funkcjonującą jak startup, który może kiedyś zacznie na siebie zarabiać.) Ich kontakt z Tobą jest porównywalny do kontaktu barmana w knajpie, taksówkarza, czy baristy w kawiarni. Nie zakładasz, że barman będzie Twoim przyjacielem, tylko dlatego, że mu się przy kieliszku wygadasz z czegoś, prawda? Nie zakładasz, że wygadany taksówkarz będzie chciał z Tobą regularnie się spotykać na piwo, co? No właśnie. Przyjmij podobne podejście do youtuberów, blogerów, itp. To po prostu ich praca. Nie mniej, ale też nie więcej. O relacje społeczne musisz zadbać w prawdziwym świecie, jakkolwiek może to być trudne.

 


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

 

 

 

 

 

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis