Nie planowałem tego wpisu. W kolejce mam kilka innych tematów, a ten wiem, że będzie duży i ciężki. Ale gdy po raz kolejny na jednym z forów psychologicznych gdzie się udzielam pojawił się wątek przemocy relacyjnej, coś mnie ruszyło. Stwierdziłem, że trzeba ten temat omówić, opisać mechanizmy, które zachodzą w ramach takiego prześladowania.
Być może dla kogoś będzie to dzwonek alarmowy, pozwalający na dostrzeżenie, że w relacji w której są jest coś nie tak. Że padają ofiarą przemocy.
Może ulży to niektórym takim osobom, które często mają tendencję do obwiniania siebie o zachowanie swoich oprawców, pozwoli im zrozumieć, że to nie one są winne ani odpowiedzialne.
Może ułatwi to niektórym osobom w otoczeniu ofiar dostrzeżenie problemu. Uniknięcie manipulacji, jakie często stosuje oprawca wobec otoczenia ofiary. Zaoferowanie wsparcia poszukującej go ofierze, lub wręcz zwrócenie uwagi ofiary na to, co się dzieje.
Może w końcu uświadomi to niektórym osobom, które zaczynają demonstrować zachowania oprawców niecelowo, np. naśladując relacje jakie same znają ze swoich domów rodzinnych, co takiego robią i czemu jest to skrajnie toksyczne.
Chcę tu skupić się na przemocy relacyjnej, zachodzącej w związkach romantycznych. Jednocześnie większość treści doskonale pasuje do szerszego zakresu, czyli przemocy domowej. Tam ofiarami często są jednak dzieci, które nie mają za bardzo opcji zmiany swojej sytuacji, nie mogą po prostu odejść. To sprawia, że oprawcy nie muszą stosować części bardziej manipulatywnych strategii. Te przejawiają się natomiast dużo wyraźniej w relacjach romantycznych. Są też czymś zdecydowanie bardziej podstępnym, dlatego zdecydowałem się skupić właśnie na nich. Jednocześnie, skoro przemoc relacyjna jest jedną z form przemocy domowej, możemy skorzystać z danych na temat tej drugiej by lepiej zrozumieć całe zjawisko.
Przemoc domowa definiowana jest typowo jako forma przemocy spełniająca równocześnie cztery kryteria.
- Jest intencjonalna, oprawca chce skrzywdzić ofiarę, podporządkować ją sobie i kontrolować. Intencjonalność nie musi oznaczać pełnej świadomości – niektóre osoby upośledzone intelektualnie mogą do końca nie rozumieć, że to co robią jest krzywdzące dla ofiary, ale wciąż stosować przemoc.
- Zachodzi w relacji w której występuje nierównowaga sił. Oprawca może mieć tu różne formy przewagi. Często siłę fizyczną, ale równie dobrze może to być mniej zahamowań, lepsza pozycja społeczna czy ekonomiczna, lepsza sytuacja prawna, dysponowanie wiedzą, która może zaszkodzić ofierze przy ujawnieniu, itp.
- Oprawca narusza i odbiera prawa ofierze, w tym prawo do nietykalności osobistej, dysponowania własnym ciałem, poufności korespondencji czy zachowania godności.
- Powoduje cierpienie i szkody psychiczne i/lub fizyczne.
Będę pisał w formacie oprawca – mężczyzna, ofiara – kobieta, gdyż taki format jest zdecydowanie najczęstszy, zwłaszcza w wypadku przemocy. Tak, kobiety również stosują przemoc fizyczną w związkach, ale zwykle jest to przemoc reaktywna, nie inicjowana. O ile niskopoziomowa przemoc psychiczna jest realizowana w podobnych proporcjach przez obydwie płcie, o tyle intensywna i groźna przemoc psychiczna, fizyczna i seksualna jest domeną mężczyzn. Nie znaczy to, że nie zdarzają się odwrotne sytuacje – zdarzają i je też należy traktować poważnie. Przemoc intymna może mieć miejsce także w związkach homoseksualnych, między osobami tej samej płci, itp. Wszelkie opisane wzorce odnoszą się też do takich sytuacji.
W tym materiale chcę się skupić na przemocy o większym natężeniu. Toksyczne zachowania, wzajemne obrażanie, itp. niskopoziomowa przemoc przejawia się w wielu związkach. To smutne i zdecydowanie wymaga pracy nad sobą osób partnerskich, nie jest jednak tak niszczące, jak zjawisko, które tu będziemy omawiać. Przemoc psychiczna na której się skupimy to głębokie poniżanie i zastraszanie, izolacja ofiary od otoczenia, próby podważania jej wiary co do własnych zdrowych zmysłów. Zwykle występuje w połączeniu z przemocą fizyczną, seksualną czy ekonomiczną.
Łatwo byłoby powiedzieć, że przemoc relacyjna jest domeną psychopatów. Jednak, o ile osoby z dyssocjalnym zaburzeniem osobowości standardowo demonstrują wymienione zachowania, o tyle nie są one jedynymi, ani nawet głównymi, które to robią. Jest to po prostu zbyt powszechne zjawisko. Dlatego tym bardziej warto mieć jego większą świadomość. Bo oprawca nie musi być psychopatą, czy nawet mieć psychopatycznego rysu osobowości, by takie zachowania stosować. Może po prostu powielać normy z relacji własnych rodziców, albo wyuczone, toksyczne normy kulturowe. Częstość występowania zjawiska jasno pokazuje, że nie sposób go tłumaczyć po prostu zaburzeniami osobowości. Są to niestety bardziej powszechne wzorce zachowań. Dlatego tym bardziej warto zrozumieć ich mechanizmy i metody przeciwdziałania.
Na czym polega taka przemoc psychologiczna? Jakie są jej mechanizmy? Co sprawia, że ofiara ulega uwikłaniu? Zaczyna się zwykle niewinnie, wręcz pozytywnie, by stopniowo eskalować, wraz z łamaniem kolejnych granic ofiary. Co jakiś czas odpuszczając, dając chwile wytchnienia, by po chwili dokonać jeszcze gorszego naruszenia. Konkretne narzędzia przemocy to między innymi…
Lovebombing
Niewielu przemocowców otwarcie demonstruje swoje skłonności. Przeciwnie, znaczna część, zwłaszcza na pierwszy rzut oka, wydaje się wyjątkowo miła i sympatyczna. Oprawcy często stosują bowiem technikę tzw.bombardowania miłością (lovebombing). Są ciepli, wspierający, starają się bardzo. Wyrażają podziw i zachwyt. Dają poczucie akceptacji i uwagę, jakiej tak wielu osobom brakuje. Łatwo się tym zachłysnąć i uznać, że druga osoba jest kimś wspaniałym, że właśnie trafiliśmy na kogoś wyjątkowego i potrzebujemy się tej relacji trzymać za wszelką cenę. A to sprawia, że gdy zachowanie oprawcy zrobi się w przyszłości bardziej problematyczne, ofierze dużo trudniej będzie odpowiednio zareagować.
Szczególnie manipulatywną wersją lovebombingu jest stosowanie go w formie warunkowej, wiążącej wzmocnienia i komplementy wobec ofiary z podnoszeniem wartości oprawcy. To forma „Musisz być bardzo inteligentna, skoro tak inteligentna osoba jak ja chce być z tobą.” „Masz wyjątkowo dobry gust, bo dostrzegłaś jak dobrą jestem dla ciebie partią.”, itp. Rzadko kiedy padnie ona na początku relacji, jest nieco zbyt narcystyczna, ale z biegiem coraz więcej komplementów będzie kryć w sobie ten dodatkowy poziom, przekaz „masz wartość, ale tylko będąc ze mną.”
Lovebombing brzmi relatywnie niegroźnie w porównaniu z pozostałymi zachowaniami sprawców przemocy, ale i on zostawia trwałe blizny. Wiele ofiar nawet po długich latach ma problemy z otrzymywaniem wyrazów uznania, sympatii czy miłości. W ich głowach sygnalizują one bowiem preludium do nadchodzącej przemocy. W połączeniu z systematycznym podkopywaniem wiary w siebie, dokonywanej przez oprawców, tworzy to układ, który bardzo trudno przerobić.
A, oczywiście warto podkreślić, że nie każda osoba zachowująca się wobec nas miło i wspierająco będzie to robiła jako element manipulacji. Niekiedy ludzie są po prostu wspierający i dobrzy dla innych. (Aczkolwiek muszę przyznać, że byłem zaskoczony jak często słyszałem od ludzi, że nikt im w życiu wcześniej pozytywów nie mówił, więc niestety nie jest to też normą.) Chodzi po prostu o świadomość, że to, że druga osoba na początku jest ciepła, pozytywna i wspierająca nic nam jeszcze nie mówi. Oraz, że jeśli to się zmieni z czasem, to nie powinniśmy w pierwszej kolejności szukać przyczyny w sobie.
Huśtawka emocjonalna
Choć przemoc jest stałym elementem zachowania oprawców, gdyby była jedynym ich zachowaniem, ofiary mogłoby się na nią w jakimś sensie znieczulić. Przestać się jej bać. Zacząć szukać lepszych reakcji. Dlatego oprawcy zwykle stosują różne formy tzw. huśtawki emocjonalnej. Przemoc jest przeplatana z zachowaniami neutralnymi, lub wręcz z lovebombingiem. Oprawca mógł chwilę wcześniej poniżać i gnębić, by za chwile przygotować ofierze z uśmiechem kanapkę, „bo przecież musisz mieć siłę, tyle pracujesz”. Mechanizm działa też w drugą stronę – wybuch agresji jest często nagły i nieoczekiwany. W ten sposób ofiara nigdy nie wie, co ją czeka. Nigdy nie może się poczuć do końca bezpiecznie (co oprawca wykorzystuje, np. do gaslightingu), nigdy też nie może całkiem przywyknąć do przemocy, znieczulić się na nią na tyle, by strach przemienił się np. w determinację.
Huśtawka emocjonalna ma też jedną dodatkową funkcję w tym układzie. Ten podniesiony poziom stresu ogranicza zasoby poznawcze ofiary. Dosłownie ją ogłupia. Przez co trudniej jej podejmować racjonalne decyzje. Przez co ma większą skłonność do zachowań, które długoterminowo są szkodliwe, ale dają ulgę teraz. Na przykład ustąpienia oprawcy i dostosowania się do jego oczekiwań.
Fazy przemocy
Zarówno lovebombing jak i huśtawka emocjonalna składają się na standardowy wzorzec przemocy relacyjnej. Przechodzi ona przez trzy fazy:
- rosnącego napięcia, gdy oprawca odpala się pod wpływem coraz drobniejszych impulsów, mamy tu zwykle też dość intensywną huśtawkę emocjonalną połączoną z obwinianiem ofiary
- eksplozji, gdzie oprawca dokonuje ekstremalnego naruszenia ofiary – mamy tu często skrajną przemoc, gwałt, wyrzucanie z domu, groźby śmierci lub wręcz realne próby morderstwa, itp., w skali która może skłonić ofiarę do poszukania pomocy
- „miodowego okresu” gdy „skruszony” oprawca przeprasza, obiecuje poprawę, tymczasowo zmienia swoje zachowania, by skłonić ofiarę do wybaczenia i jeśli trzeba, powrotu, wycofania oskarżeń, itp. (czasem zwie się ten okres „miodowym miesiącem”, ale specjaliści często tu protestują, bo zwykle trwa on dużo krócej – i co raz krócej za każdym kolejnym razem) To w tym okresie mamy szczególnie dużo lovebombingu.
Faza przemocy, w połączeniu z poprzednimi mechanizmami sprawia, że ofierze wyjątkowo trudno wyrwać się z takiej matni. Przeplatane dłuższe okresy relatywnego spokoju i przemocy, połączone z nieoczekiwanymi zmianami w ramach danego cyklu przemocy, sprawiają, że ofiara może nieustannie łudzić się, że teraz już jest dobrze, że tym razem doszło do faktycznej zmiany. Jednocześnie pamięć początkowego lovebombingu oraz niektórych zachowań z „miodowego okresu” służy jako motywator do pozostania w toksycznej relacji.
Obwinianie ofiary i przenoszenie odpowiedzialności
Popularną strategią oprawców jest przenoszenie odpowiedzialności za sytuację na ofiarę. U niektórych jest to wyrachowane zachowanie, mające na celu pogrążenie ofiary. U niektórych szczere przekonanie i potrzeba zachowania dobrego zdania o sobie. W tym toku myślenia oni „naprawdę chcieliby” nie być przemocowcami, ale zachowanie ofiary w jakiś sposób rzekomo „zmusza ich” do zachowań przemocowych. Robią je z rzekomą niechęcią, ale rzekomo „musza” je robić. Szczególnie wyrachowani potrafią zmuszać ofiarę do dziękowania im za stosowanie przemocy i przepraszanie za to, że ich do tego „zmusiła”, lub wręcz do „wyboru” kary jaka ją spotka. To głęboko traumatyzująca manipulacja, która sprawia, że ofiara gubi się w zaistniałej sytuacji. Zaczyna postrzegać siebie jako kogoś współodpowiedzialnego za przemoc, jaka ją spotyka. W końcu „gdyby tylko zachowała się inaczej”, oprawca nie posunąłby się do przemocy. A przynajmniej tak wydaje się ofierze, bo, rzecz jasna, oprawca po prostu znalazłby inny pretekst. Po czym za ten pretekst również obwiniłby ofiarę.
Spośród różnych przejawów przemocy relacyjnej ten jest w mojej ocenie najbardziej paskudny i toksyczny. Wbija szpony w ofiarę na długie lata po zakończeniu przemocowej relacji. Buduje głębokie poczucie winy i wstydu, przeświadczenie o zasługiwaniu na bycie ofiarą, odbiera poczucie sprawczości. Jednocześnie pozwala sprawcy zachować dobre mniemanie o sobie, mimo okrucieństwa jakim się wykazuje.
Wykorzystanie zaangażowania
Oprawcy bardzo często czekają z ujawnieniem swojej ciemnej strony do momentu uzyskania jakiegoś zaangażowania ze strony ofiary. Przedstawienie go swojej rodzinie i przyjaciołom. Zamieszkanie razem. Zaręczyny. Wspólny kredyt czy zakup nieruchomości. Ślub. Te kroki zwiększają psychologiczna cenę zmiany sytuacji i odejścia od oprawcy. Tym samym może on sobie zacząć pozwalać na więcej. Zakłada, że dzięki wyższej granicy zmiany, ofiara nie odejdzie od razu. A skoro nie, to można ją zacząć stopniowo przyzwyczajać do eskalującej przemocy. Ta przejawia się zwykle stopniowo, w ramach testowania granic. Jeśli sprawca czuje, że posuwa się zbyt daleko, robi krok wstecz, lub wręcz uruchamia „okres miodowy”. Ale następnym razem posunie się dalej. I dalej. I dalej.
Spotkałem się wręcz z sytuacjami, w których oprawca wprost mówił swoim ofiarom co tu planuje, np. „Jak się ożenimy, to trudniej ci będzie odejść.” Im bardziej oprawcy budują takie uzależnienie, tym mniej sami potrzebują się kontrolować i na tym paskudniejsze zachowania mogą sobie pozwolić. Dlatego też często naciskają na eskalację relacji ponadprzeciętnie szybko.
Dwie twarze
Dlaczego bliscy ofiary nie interweniują w sytuacji przemocowej? W rzadkich przypadkach możemy to uzasadnić mocno konserwatywnym podejściem do relacji, wiarą w model pt. kobieta „należy” do partnera i powinna znosić jego wszelkie zachowania. To jednak (na szczęście!) coraz rzadsze zjawisko. Zazwyczaj powód jest inny – oprawca zupełnie inaczej zachowuje się wobec ofiary prywatnie i publicznie. Publicznie taka osoba jest często „do rany przyłóż”. Towarzyska, miła, zaangażowana, zabawna, urocza i czarująca. Te wszystkie lovebombingowe taktyki, które wykorzystuje na ofierze na początku relacji są też używane wobec jej otoczenia. Oprawca dobrze wie, że musi się maskować w towarzystwie i wkłada w to dużo wysiłku. Frustrację z tym związane wyładowuje na ofierze w sytuacjach prywatnych. Niekiedy można to nawet zaobserwować w toku jednego spotkania towarzyskiego, gdy oprawca i ofiara znikają na chwile, po czym ofiara wraca dużo później, albo bardziej roztrzęsiona, ze względu na przemoc, jakiej właśnie doświadczyła.
Stosowana odpowiednio długo taka dwulicowość może doprowadzić do tego, że ofiara zacznie być postrzegana przez otoczenie jako niestabilna emocjonalnie i niewiarygodna. Ma to miejsce zwykle wtedy, gdy oprawca już wytresował ofiarę tak, by ta stała się bardzo wrażliwa nawet na drobne sygnały agresji. Sygnały, które z perspektywy otoczenia mogą się wydawać neutralne, lub wręcz przyjazne. Pamiętasz, jak w dzieciństwie rodzice mieli ten charakterystyczny sposób mówienia Twojego imienia, który już Ci mówił, że będzie problem, choć nikt inny tego nie słyszał? To teraz podnieś to do potęgi dziesiątej. Ofiara może sztywnieć w panice już na drobny grymas na twarzy oprawcy. Albo wybuchać na pozornie niewinny komentarz, który w rzeczywistości jest aluzją do długotrwałej kampanii przemocy psychologicznej. Z perspektywy otoczenia ofiara zachowuje się w sposób nadmierny i niezrozumiały, a przecież oprawca jest taki miły i sympatyczny. W efekcie nawet jeśli ofiara sięgnie do otoczenia po pomoc, często spotka się z trywializacją swoich doświadczeń, przekazaniem ich dalej oprawcy (w ramach nieprzemyślanej troski o ofiarę), czy wręcz ucięciem kontaktu. To sprawia, że czuje się coraz bardziej samotna i bezsilna, wiążąc ją jeszcze bardziej z oprawcą. Może też sama zacząć powątpiewać w swoje doświadczenie, w końcu wszyscy wokół wskazują, że oprawca to taki miły i dobry człowiek…
Odcinanie od bliskich
Dwulicowość oprawcy jest jedną z wielu strategii odcinania ofiary od bliskich. Oprawca doskonale bowiem wie, że wsparcie społeczne jest jednym z największych zagrożeń dla jego kontroli nad ofiarą. Inne osoby mogą próbować interweniować i wyciągać ofiarę z przemocowej relacji. Inne osoby stanowią potencjalną przestrzeń do wyładowania się emocjonalnego ofiary i odkrycia, że coś jest nie tak w jej życiu. Inne osoby stanowią potencjalne wsparcie gdy już ofiara zdecyduje się odejść, choćby przez to, że mogą jej zapewnić miejsce do spania, jeśli porzuci wspólne mieszkanie z oprawcą. Inne osoby mogą wręcz otwarcie skonfrontować się z oprawcą, co nawet jeśli nie stanowi bezpośredniego zagrożenia, to może utrudnić mu znalezienie kolejnej ofiary.
Samotna ofiara jest więc nieporównywalnie bardziej wrażliwa. Ma mniejsze szanse, że ktoś stanie w jej obronie. Że ktoś spróbuje jej pomóc dostrzec swoje położenie. Będzie miała poczucie, że może na kimś polegać. Będzie miała gdzie odejść. Dlatego oprawca stara się zwykle na różne sposoby odciąć ofiarę od jej bliskich. Może wmawiać jej, że dani znajomi nie są „wartościowi” i nie powinna z nimi spędzać czasu. Może wprost kontrolować jej wyjścia i kontakty, przejąć telefon, odciąć od internetu, kazać się spowiadać z interakcji w pracy. Może zająć miejsce ofiary w jej relacjach, zmieniając „jej znajomości” najpierw w „ich znajomości”, a potem w „jego znajomości”, np. spotykając się z nimi bez jej wiedzy, lub powstrzymując ją przed udziałem we wspólnych spotkaniach. Niektórzy oprawcy stosują tu pozorną troskę typu „Kochanie, no przecież jak tak wyglądasz to chyba nie chciałabyś się im tak pokazać, żeby sobie źle nie pomyśleli o tobie. I przecież zawsze jesteś po takich spotkaniach zmęczona. Wiesz, że będę za tobą tęsknił, ale ja pojadę, bo obiecaliśmy, a nie chcę ich rozczarować. No widzisz jak się dla ciebie poświęcam?” Inni stosują bezpośrednią kontrolę i zakazują takich kontaktów. Efekt jest ten sam, ofiara staje się coraz bardziej samotna, bezbronna i bezsilna. Coraz łatwiej jej też wmówić, że to z nią jest coś nie tak.
Gaslighting
Ta forma przemocy psychologicznej polega na systematycznym podważaniu doświadczeń i ocen ofiary, tak by zaczęła ona wątpić w swoją zdolność do trafnej oceny rzeczywistości. Oprawca może np. przekonywać ofiarę, że jest przewrażliwiona i słyszy agresję tam, gdzie jej w ogóle nie ma, równolegle stosując dalszą przemoc psychologiczną, a wszelkie protesty ofiary przedstawiając jako dalsze przejawy jej przewrażliwienia. Np. „Bo ty po prostu masz strasznie cienką skórę i obrażasz się na byle co, a przecież nikt cię nie chce skrzywdzić. No taka głupiutka jesteś z tym czasami. Co się znowu dąsasz? Że głupiutka? No widzisz, dokładnie o tym mówię, niemożebnie cienka skóra.” Gaslighting może być też używany do pozornej trywializacji gróźb oraz implikowanej lub wręcz aktywnej przemocy. Np. „No nie no, czy ty jesteś nienormalna? Co, myślałaś, że jak wziąłem nóż to po to, żeby cię nim pchnać? Z tobą naprawdę jest coś nie tak, przecież to oczywiste, że chciałem sobie zrobić kanapkę!” lub „Naprawdę myślałaś, że chcę cię udusić? No kochanie, jesteś jakoś zestresowana strasznie, przecież to taka zabawa była po prostu. Musisz więcej odpoczywać!”
Długotrwały gaslighting jest kolejnym potężnie szkodliwym procesem. Sprawia, że ofiara coraz bardziej wątpi w siebie i swoją ocenę sytuacji, co utrudnia jej szukanie pomocy. Często jest on łączony z wcześniejszymi metodami. Odcinanie od bliskich może być przedstawione jako decyzja ofiary, np. „No przecież sama nie chciałaś jechać!” Również przenoszenie odpowiedzialności za przemoc na ofiarę jest ze swojej natury gaslightingujące. Podważa doświadczenie bycia ofiarą przemocy, zastępując je sugerowanym byciem sprawcą tejże przemocy. Często gdy przemoc wychodzi na jaw, otoczenie ofiary zastanawia się czemu ta nie reagowała wcześniej. Jednym z wyjaśnień jest właśnie gaslighting, sprawiający, że ofiara długo może walczyć ze sobą, z wytworzonymi w sobie wątpliwościami na temat trafności swoich doświadczeń. Czy naprawdę jest ofiarą, czy może tylko jej się tak wydaje? A jeśli jej się wydaje, to przecież może zniszczyć życie niewinnemu człowiekowi zarzucając mu przemocowość bez podstawy…
Poniżanie
Podważanie doświadczeń ofiary i odcinanie jej od wsparcia nie są jedynymi strategiami przemocowców. Bardzo częstą formą przemocy psychologicznej jest po prostu poniżanie ofiary. Przyjmuje ono różne formy.
Może wyglądać jak obwinianie ofiary za wszystko, łącznie z błędami oprawcy. To ofiara kupuje za dużo, nie przygotowała jedzenia, rozproszyła oprawcę przez co on zapomniał wykonać kluczowy telefon, demotywuje go, więc dlatego nie szuka pracy.
Może być obrażaniem ofiary i nieustannym, otwartym wytykaniem jej wad. Ofiara jest głupia, płytka, brzydka, nie stara się, ciągle popełnia błędy. Do niczego się nie nadaje.
Może być porównywaniem do innych, ciepłym wyrażaniem się o innych osobach, a nieustanną krytyką ofiary. „Baśka to świetnie teraz wygląda, co? No po prostu przepiękna. A ty co, w ogóle nie chcesz o siebie zadbać? Tylko coraz bardziej się zapuszczasz!”
Może być ignorowaniem i brakiem reakcji, pasywną agresją, traktowaniem ofiary jak powietrza.
Może być wypominaniem niezliczonych sytuacji z przeszłości na „dowód” tego jak złą osobą jest ofiara (i jak oprawca się dla ofiary rzekomo 'poświęca”).
Może być naruszaniem poufności korespondencji ofiary, czytaniem bez pozwolenia jej wiadomości, kontrolowaniem jej zachowań.
Może być pozorną troską, używaną do bardziej wyrafinowanej krytyki. „Czy nie przytyło ci się trochę? Wiesz, ja się tylko martwię o twoje zdrowie przecież.” „Czy jesteś pewna, że chcesz coś takiego napisać w mailu? Przecież uznają cię za zbyt arogancką.”
Może być budowaniem poczucia winy. Gdyby ofiara chciała, to przecież mogłaby się poprawić. Nie docenia tego, jak bardzo oprawca się dla niej starał. Zmarnował dla niej swoje życie, mógł osiągnąć tak wiele więcej, ale to ona go hamowała, a teraz nawet nie jest w stanie wykazać wdzięczności za jego poświęcenie! To właśnie wyraz jej egoizmu i narcyzmu! A w ogóle wszystko co ma, zawdzięcza oprawcy.
Jakąkolwiek formę (lub formy, zwykle mamy do czynienia z kumulacją) takie poniżanie przyjmuje, jego cel jest prosty. Jest nim zbudowanie przeświadczenia u ofiary, że sama nie jest w stanie nic zrobić, że nie poradzi sobie bez oprawcy. Nie ma więc po co nawet próbować się uwolnić, bo i tak zaraz do niego wróci.
Zastraszanie
Ten mechanizm zwykle pojawia się gdy ofiara zaczęła już mocno ulegać przemocy. Nie wymaga przy tym oporu ze strony ofiary, czy nawet jego ryzyka. Oprawca może grozić „na wyrost”, zabezpieczając się na wypadek, gdyby ofiara próbowała jakoś o siebie zadbać. Groźby mogą mieć różną formę. Mogą być zapowiedzią przemocy fizycznej, seksualnej lub psychologicznej.
Mogą być groźbami odnośnie przyszłości ofiary. Tego, że sama sobie nie poradzi. Tego, że oprawca użyje swoich wpływów, by zniszczyć jej życie. (Tak, jakby obecna przemoc doszczętnie go nie niszczyła.) Tego, że bliscy się od ofiary odwrócą. Że utraci kontakt z dziećmi. Że będzie tej decyzji jeszcze żałować.
Może być wprowadzeniem i stosowaniem wyrafinowanych kar, np. odwoływaniem wspólnych planów i zobowiązań, jednostronnymi decyzjami o wyjazdach, itp. Tu groźbą jest utracenie wyczekiwanych nagród, ale też np. upokorzenie przed bliskimi.
Zastraszanie jest jedną z tych form przemocy, których ofiara bardzo szybko się uczy. W efekcie stopniowo potrzeba coraz subtelniejszych sygnałów, by oprawca uzyskał pożądany efekt. To co kiedyś wymagało krzyku, po jakimś czasie może być uzyskane jednym słowem, potem tylko znaczącym spojrzeniem. To ułatwia oprawcy stosowanie zastraszania nawet w sytuacjach publicznych, w sposób którego postronni mogą nie zauważać. Ułatwia to też łączenie zastraszania z gaslightingiem, wszak formalnie oprawca „nic nie zrobił, ani nie powiedział”, a ofiara i tak reaguje lękowo, co można jej wmówić jako objaw przewrażliwienia. Tak jak wspominaliśmy, bywa to też używane w ramach izolowania ofiary od otoczenia i tworzenia złudnego obrazu relacji dla tego otoczenia.
Przemoc fizyczna, ekonomiczna i seksualna
Obok przemocy psychologicznej mamy, jak wspominaliśmy, inne formy przemocy. Przemoc fizyczna, czyli naruszanie nietykalności cielesnej drugiej osoby, ale także np. ograniczenie jej wolności (np. zamknięcie jej w mieszkaniu wbrew jej woli). Przemoc ekonomiczna, czyli pozbawienie ofiary środków do życia, dostępu do jej własnych pieniędzy. I przemoc seksualna, czyli dowolne zachowania seksualne realizowane bez świadomej, entuzjastycznej zgody ofiary. Te wszystkie formy przemocy często się oczywiście łączą i mieszają. Wszystkie mają też podobne motywacje (tak, wbrew stereotypom, zwykle także seksualna) – dążenie do poniżenia i podporządkowania sobie ofiary.
Dlaczego tak szczegółowo rozpisuje kwestie przemocy psychologicznej, a pozostałe trzy zamykam w jednym punkcie? Oczywiście wszystkie formy przemocy są złe i szkodliwe. Jednocześnie lepsze zrozumienie przemocy psychicznej, która praktycznie zawsze występuje obok pozostałych, tłumaczy nam dużo lepiej co zachodzi w głowie ofiary. Czemu poddaje się ona innym formom przemocy. Czemu nie ucieka, nie walczy, nie szuka wsparcia. Czemu wraca do oprawcy?
(No, przemoc ekonomiczna ma tu jeszcze dodatkowe znaczenie. Może ona bowiem łatwo dokładać się do poczucia bezsilności, izolacji i braku alternatyw ofiary. Jeśli nie masz gdzie odejść z relacji, jeśli nie stać Cię na wynajęcie własnego mieszkania, zwłaszcza jeśli masz pod opieką dzieci, dodaje to kolejny próg, który trzeba pokonać by się uwolnić.)
Pajęczyna przemocy
Przemoc relacyjna nie jest prostym zjawiskiem. To nie jest tak, że ktoś po prostu wchodzi na własne życzenie w toksyczną relację, wiedząc na co się pakuje.
To powolny proces zatruwania, przyzwyczajania, wybijania z równowagi. To proces ogłupiania, poniżania, podważania wiary w swoją ocenę. Przenoszenia na ofiarę odpowiedzialności za sytuację, budowania w niej poczucia winy, osamotnienia i bezsilności. To dosłowna jej izolacja od sieci wsparcia. Przemoc eskaluje zwykle stopniowo, często trudno wskazać dokładny moment, gdy przekracza granice ofiary. Dużo trudniej o jasny punkt decyzyjny „za dużo tego, nie pozwalam się tak traktować!”
Dlatego dodatkowym okrucieństwem jest obwinianie ofiary za to, że doświadcza przemocy i „nic z tym nie robi”. Bo często jest w takim stanie, że niespecjalnie może z tym cokolwiek zrobić. To nie jest świadomy, racjonalny wybór pt. „pozostaję w toksycznym, szkodliwym układzie”. Im lepiej to zrozumiemy, tym więcej możemy mieć wyrozumiałości i wsparcia. Dla siebie, jeśli tkwimy lub tkwiliśmy w takim układzie. Dla ludzi wokół nas, jeśli to oni tam są.
Z tego względu ofiary przemocy zwykle nie są skore by o niej mówić. Nawet gdy się otworzą, często mówią o dużo mniejszej ilości sytuacji, niż w rzeczywistości miały miejsce. Część wciąż racjonalizują lub usprawiedliwiają. A czasem po prostu się wstydzą, lub myślą, że inni dosłownie nie uwierzą w to, do czego dopuszczał się oprawca. Albo że to one na coś „pozwoliły”, nie odmówiły, choć było to tak ekstremalnym upodleniem. Tymczasem kreatywność oprawców potrafi być niestety ogromna. Dlatego tym bardziej warto zadbać o odpowiednie wsparcie dla ofiar.
P.S. Zachowania przemocowe, a systemowa przemoc
Dla jasności, nawet w relatywnie zdrowych relacjach mogą zdarzyć się pojedyncze przypadki wielu powyższych zachowań. Większość z nas bywa nieco egoistyczna, rozhamowana, przeciążona itp. Mogą nam się zdarzyć krzywdzące słowa, poniżające osobę partnerską czy mające na celu wzbudzenie w niej poczucia winy. Może nam się zdarzyć podważanie jej doświadczeń, nie w ramach systemowego gaslightingu, ale po prostu dlatego, że inaczej coś pamiętamy lub oceniamy. Pamięć bywa zawodna i może ulegać zmianie, niewiele osób bierze to pod uwagę w codziennym życiu. Jeśli nie nauczyliśmy się brać odpowiedzialności za swoje zachowania, możemy czasem przypisywać ją innym osobom, także osobom partnerskim. W miażdżącej większości związków z czasem i wzrostem zaangażowania ludzie pozwalają sobie na nieco więcej i nieco mniej się starają, bo zwykle na początku relacji staramy się bardziej „sprzedać”. W złości mogą nawet padać pewne groźby, typu „nigdy nie znajdziesz drugiej takiej partii jak ja”. Niewiele osób dostaje na start zdrowe, wspierające wzorce relacji. Większość musi je wykształcać, lub wręcz wyszarpywać po kawałku, często z dużym kosztem dla siebie i dla drugiej osoby. Kluczowa w powyższych procesach jest ich powtarzalność i systemowość. To nie jednorazowe wystąpienie, to powtarzalny wzór nakładających się zachowań.
Nie znaczy to, że jeśli rozpoznajesz u siebie takie pojedyncze zachowania to właśnie otrzymujesz na nie usprawiedliwienie. Nie! To wciąż rzeczy do poprawy i przepracowania, a jeśli nie jesteś skłonny lub skłonna ich przepracować to niestety, ale jest to krok w kierunku roli oprawcy w relacji. Jednocześnie chodzi o uniknięcie potencjalnej demonizacji czy siebie, czy innych za pojedyncze i będące w toku naprawy rzeczy. Poruszam to, bo spotykam się czasami z paniczną obawą ludzi typu „tak, byłem w toksycznej relacji, wiem, że zachowywałem się paskudnie, druga osoba też, dziś się tak bym nie zachował, ale boję się, że ktoś mi to wyciągnie”. Jesteśmy ludźmi, popełniamy błędy, kluczowe jest co z nimi robimy dalej.
To nie znaczy, że osoba, wobec której źle się zachowaliśmy „musi” nam wybaczyć czy przejść nad tym do porządku dziennego. Nic nie musi i narzucanie takiego przymusu byłoby wobec niej wtórną krzywdą. To po prostu znaczy, że jeśli kiedyś zachowaliśmy się źle, nie znaczy to, że jesteśmy złymi ludźmi. Co innego, gdybyśmy dalej brnęli w robienie takich rzeczy. Jeśli jednak wiemy, że zrobiliśmy źle? Cóż, czasem wystarczy, jeśli zadbamy by na przyszłość robić lepiej. Czasem potrzeba będzie jakoś zadośćuczynić temu co zrobiliśmy, ponieść jakieś konsekwencje. Taką konsekwencją może być też życie ze świadomością, że zrobiliśmy coś źle, bez pozwolenia sobie na racjonalizacje czy trywializacje tego. Nie powinno nią natomiast życie w lęku. Oczywiście to wszystko dotyczy tych pojedynczych sytuacji. Jeśli to co robiliśmy miało większą skalę, było systematyczne, itp. Cóż, tu czeka nas dużo więcej pracy i prób zadośćuczynienia.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: