W seksizmie chodzi o władzę
Kilka tygodni temu udostępniłem na facebooku polskie tłumaczenie piramidy kultury gwałtu, dość wygodnego modelu pokazującego jak ekstremalne zachowania (gwałty, morderstwa kobiet) stają się bardziej akceptowalne w wyniku społecznej akceptacji do zachowań niższego rzędu – gróźb, dotykania bez zgody, stalkingu, aż do podstawowych seksistowskich kwestii i zachowań. Miałem po tym udostępnieniu ciekawą rozmowę ze znajomym, który podważał taką kategoryzację. Wskazywał, że wg. niego np. stalking czy udostępnianie czyichś nagich zdjęć w ramach zemsty to przejawy niedojrzałości emocjonalnej, a nie szerszej kultury gwałtu.
Dyskusja była ciekawa, ale dość krótka – obydwaj jesteśmy mocno zabiegani – pomyślałem jednak, że może to być fajny materiał po prostu na wpis. Bo kryje się w niej kwestia moim zdaniem kluczowa dla zrozumienia nie tylko kultury gwałtu, ale w ogóle seksizmu. (Oraz wielu innych -izmów.) Zrozumienia, którego, po prawdzie, brakuje też czasem po lewej stronie debaty – sam klnę na teksty o mansplainingu czy manspreadingu, bo skupiają się one na przejawach, zamiast na sednie zjawiska.
A sednem tym jest władza. Kto ją ma. Kto ma prawo ją mieć. Kto ma prawo ją okazywać, przez określone zachowania statusowe.
To jest wspólnym czynnikiem łączącym wszystkie elementy na szczeblach piramidy. I to jest wspólnym czynnikiem leżącym u podstaw seksizmu. Cały seksizm można sprowadzić do tej jednej kwestii – podziału władzy. Mężczyźni mają prawo do władzy (w tym władzy nad kobietami – ich zachowaniem, ubiorem, ciałem, seksualnością, emocjami, decyzjami). Kobiety nie mają do władzy prawa i jeśli mimo wszystko próbują sięgać po tą władzę (nawet tylko nad sobą samymi), to są za to karane. Czasem tylko na poziomie ostracyzmu i żartów, a czasem dużo bardziej ekstremalnie – przemocą, nie raz prowadzącą do śmierci.
(Dla jasności, mężczyźni bynajmniej nie zyskują aż tak wiele na seksizmie. Przede wszystkim „bardziej męscy” mężczyźni mają w nim też prawo do władzy nad „bardziej kobiecymi”, wszyscy muszą się więc pilnować by buzować agresywną męskością i nie okazywać słabości… A to delikatnie mówiąc mało zdrowe psychologicznie – prowadzi do uzależnień, depresji, prób samobójczych – zarówno bezpośrednich jak i wtórnych, przez sprowokowanie agresji innych. Nawet ci na szczycie hierarchii mają z tym problem, a im niżej, tym więcej dodatkowej przemocy ze strony tych wyżej.)
Przyjrzyjmy się każdemu ze szczebli piramidy i temu, jak wiąże się on z kwestią władzy.
Podstawa piramidy obejmuje takie kwestie jak:
- żarty z gwałtu,
- nierówne płace,
- obwinianie ofiar molestowania i gwałtu,
- głoszenie tez, że miejsce kobiet jest w domu,
- seksistowskie podejście
- „męskie przechwałki’/”locker-room-talk”/”lad culture”, oczekiwanie i przyzwolenie na uprzedmiotawiające dyskusje o kobietach np. w szkole czy biurze, „póki jest to w męskim gronie” – te wszystkie „tą to bym wyruchał”, „ona to ma takie cycki, że aż…” itp.
- podejście „boys will be boys”/”chłopcy tak mają”, czyli rozgrzeszanie mężczyzn molestujących kobiety i narzucających się im jako „no cóż, faceci tak mają i to się nie zmieni.
Gdzie tu władza? Cóż, to obiekt żartu jest z natury tym, kto jest pozbawiany władzy, a żartujący jest tym, kto władzą dysponuje. Obiekt żartu, a więc ofiary gwałtu. Także mężczyźni, pamiętajmy o zastrzeżeniu jak seksizm krzywdzi też facetów! Dlatego zdrowym obiektem żartów są zwykle ci, którzy normalnie mają władzę – przynajmniej w ten sposób chwilowo, symbolicznie ją tracą. Ale żarty mogą być też użyte do dalszego pognębienia ofiary i podbicia swojego samopoczucia jej kosztem, jak w tym wypadku.
Nierówne płace i seksistowskie podejście i wynikające z niego np. sugestie co do większej emocjonalności kobiet wszystkie przekazują na raz kilka sygnałów. Po pierwsze, władza na poziomie tożsamości – „ja znam Cię lepiej niż Ty sama”. Po drugie władza jako możliwość nierównego podziału – mam władzę, więc uznaję, że za taką samą pracę możesz dostać mniej… i co mi zrobisz?
Trzeci rodzaj sygnałów przewija się też w obwinianiu ofiar czy podejściu „miejsce kobiet jest w domu”. To przypisywanie sobie prawa do władzy nad zachowaniem drugiej osoby. Nad jej wyglądem i postępowaniem. To nie mężczyźni mają się nauczyć nie molestować ani nie gwałcić. To kobiety mają zmienić swoje zachowanie, wygląd, itp. by „nie ryzykować niepotrzebnie” czy „nie prowokować”. (Pal licho, że większość tych porad jest bezwartościowa lub wręcz zwiększa ryzyko padnięcia ofiarą takiej przemocy.) To kobiety mają być „tam gdzie ich miejsce” – i to mężczyźni decydują gdzie to miejsce jest. Co istotne, w drugą stronę to nie działa – mężczyźni mają prawo robić to co chcą, bo „chłopcy będą chłopcami”. Orzeł – Ty przegrywasz. Reszka – ja wygrywam.
Męskie przechwałki domykają ten szczebel, dokładając się do uprzedmiotowienia kobiet i traktowania ich jako narzędzi do męskiej przyjemności. A wiadomo, że to nie narzędzie ma władzę, tylko operujący narzędziem.
Wszystkie te zachowania zaczynają więc budować kulturę męskiej władzy, której kobieta nie powinna się przeciwstawiać. Drugie piętro piramidy utrwala ten model, dodając kolejne przejawy pozbawiania kontroli… oraz pierwsze kary za próby tej kontroli przełamania przez kobiety. Na tym piętrze mamy:
- stalking/śledzenie
- robienie/publikowanie zdjęć, także intymnych, bez wiedzy/zgody drugiej osoby
- publikowanie prywatnych/intymnych zdjęć z zemsty (lub np. dla ośmieszenia)
- gwizdanie/zaczepianie na ulicy
- niechciane zdjęcia penisów/miejsc intymnych
Zaczyna się robić gęściej, co? Tam „niewinne” męskie przechwałki a tu już stalking… Ale dla niektórych przecież będzie „ej, bez przesady, gwizdanie to komplement, niektóre kobiety się cieszą z takiego wyrazu uznania”. Cóż, wiele kobiet też wychowano w akceptacji dla męskiej dominacji. Wiele mimo wszystko się z tego modelu wyrwało, ale niektóre wciąż w nim funkcjonują. I jeśli akceptujesz taki model, jeśli akceptujesz bycie rzeczą, wtedy „wyrazy uznania władcy” mogą być oczywiście czymś atrakcyjnym. Tylko akceptowanie bycia rzeczą jest takie dość mało zdrowe.
Gwizdanie i zaczepianie na ulicy (rozumiane jako „ej, mała, zajebista dupa!”, albo jako narzucanie się osobie, która nie reaguje na próby kontaktu) mówią jasno – „mam prawo do Twojej uwagi, Ty nie masz prawa mi odmówić.” Wiele aktów przemocy ze strony mężczyzn okazuje się zresztą dosłownie bezpośrednią reakcję na taką odmowę. Pod spodem jest to czyste zachowanie statusowe, czysta sygnalizacja władzy: okaż mi uległość. Zareaguj na mnie. Dostosuj się do moich oczekiwań. Oczekiwaną reakcja niekoniecznie jest nawet reakcja towarzyska czy seksualna. Strach i poczucie władzy nad ofiarą są często dużo bardziej pożądane.
Niechciane zdjęcia (tak wysyłanie nieproszonych zdjęć penisów, jak i robienie/publikowanie zdjęć bez zgody/wiedzy osoby) są znów sygnałami władzy. Serio, nikt chyba nie myśli sobie „ej, mam tak zajebistego fiuta, że jak go wyślę, to zachwycę dziewczynę i będzie moja”. Nazwijcie mnie naiwnym albo coś, ale nie potrafię przyjąć, że ktokolwiek poważnie tak myśli. O co więc chodzi w wysyłaniu takich zdjęć? O poczucie kontroli i władzy. Ja mogę wpływać na Twoje emocje. Ja mogę Ci narzucać co zobaczysz. Ja mam nad Tobą władzę. Mam też władzę nad Twoim wizerunkiem. To ja decyduję czy zrobię Ci zdjęcia/nagram, także w sytuacji intymnej. I co z tymi zdjęciami potem zrobię.
Wbrew sugestiom mojego znajomego, że w stalkingu czy mszczeniu się zdjęciami chodzi o „niedojrzałość”, również tutaj mamy dość badań by stwierdzić jasno: znów chodzi o władzę. Stalkerzy ekscytują się poczuciem kontroli nad życiem ofiary. Nad tym, że nie może się poczuć bezpiecznie i swobodnie. Do tego – tak jak w przypadku mszczenia się przez publikacje intymnych zdjęć – chodzi o kontrolę nad zachowaniem ofiary i karanie jej za zachowanie niezgodne z oczekiwaniami stalkera/publikującego. Karana jest tak kobieta, która „ośmieli się” odrzucić pretensje takiego mężczyzny do władzy nad sobą. (Najczęściej oczekiwanie związku lub seksu, choć nie tylko. Wykradzenie i publikacja takich zdjęć to popularna „kara” wobec kobiet publicznie zabierających feministyczne stanowisko po prostu. Charakterystyczne jest to, że taka „kara” nigdy* nie spotyka heteroseksualnych mężczyzn zabierających publicznie feministyczne stanowisko.)
*Lub niemal nigdy. Przyznam, że nie znam choć jednego takiego przypadku, nie udało mi się też go znaleźć, a potrafię łatwo przywołać liczne takie sytuacje, których ofiarami padały kobiety.
Czy to znaczy, że stalking nigdy nie będzie przejawem naiwnej niedojrzałości? Pewnie czasem będzie. Tak samo jak czasem ktoś zagwizda i rzuci „dymałbym cie mała!” na ulicy w dobrej wierze. „U niego” tak się komplementowało, „to nic złego”. Tyle, że – no właśnie – jest w tym dużo złego i nawet ta naiwna niedojrzałość czerpie wzorce realizacji z pewnych kulturowych wzorców. Gdyby tym wzorcem było „ej, stalking jest przejebany i tego nie robimy” to niedojrzałość znalazłaby inny wyraz.
Trzeci poziom piramidy i robi się bardzo duszno. Tu mamy:
- dotykanie bez zgody
- groźby
- przymuszanie do seksu
- podawanie pigułek gwałtu i innych substancji
- nierespektowanie słowa bezpieczeństwa (safeword)
- zdejmowanie prezerwatywy bez wiedzy drugiej osoby (stealthing)
Coraz intensywniej idziemy więc w odbieranie kobietom władzy. Nad swoim ciałem i/lub nad swoimi wyborami. Odmowa uznania tego układu prowadzi zaś do eskalacji – gróźb, lub czwartego piętra. Tam znajdujemy:
- molestowanie,
- przemoc fizyczną,
- gwałt (także zbiorowy),
- i w końcu morderstwo.
Większa akceptowalność zachowań na wyższych piętrach piramidy wynika bezpośrednio z natężenia akceptowania dla zachowań z niższych pięter. Jeśli bowiem odmawiamy kobietom władzy na niższym poziomie (zachowań, ubioru czy miejsc w których mogą przebywać), łatwo to następnie poszerzyć na odmowę władzy na wyższym poziomie (intymności, ciała czy seksualności). Ostatecznie dochodzimy do zupełnego odebrania władzy i uczynienia z kobiety przedmiotu. Czegoś co łatwo wykorzystać, a gdy się zużyje – zniszczyć. W końcu to rzecz, nie osoba.
Nie bez powodu wskazywałem, że podobne poglądy prowadzą do wielu innych -izmów, takich jak rasizm. Tam też kluczem jest kwestia władzy. Kto nią dysponuje i ma prawo dysponować, a kto nie ma do tego prawa. Jeśli spojrzymy na seksizm z tej perspektywy, okazuje się zdumiewająco spójnym i zintegrowanym modelem, którego poszczególne szczeble jasno wychodzą z kolejnych. Piramida kultury gwałtu jest po prostu jednym z wielu wyrazów tej samej struktury – struktury władzy. Jeśli chcemy coś zmienić, musimy zmienić podejście do władzy, zaczynając od drobnych rzeczy. No i przede wszystkim od władzy nad sobą, której kobietom regularnie odmawiamy.
Tekst ten powstał nie tylko dla „centrystów”, czujących, że coś jest nie tak, ale nie do końca rozumiejących o co chodzi z tą kulturą gwałtu. Powstał też dla wielu osób po lewej stronie barykady. (Powiedzmy sobie szczerze, wątpię, bym do wielu po prawej stronie dotarł, więc nawet w to nie celuje.) Bo mam wrażenie, że po tamtej stronie zbyt skupiamy się na przejawach, a za mało na strukturze, która leży u ich podstaw. A tą strukturą jest po prostu władza i zachowania statusowe. I to tu musimy doprowadzić do zmiany. Oduczyć mężczyzn presji na dominację i wysoki status. Dać większe prawo kobietom do zachowań wysokostatusowych, za które obecnie są mniej lub bardziej bezpośrednio karane. To jest sedno problemu i zmiana na tym poziomie da najlepsze efekty. Z korzyścią dla wszystkich, kobiet i mężczyzn.
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: