Struktura współczesnych uprzedzeń – model rasizmu, seksizmu czy homofobii
Miałem ostatnio okazję wrócić do świetnej książki „White Fragility”. Przeleciałem ją pierwotnie kiedy wyszła, ale jedna dość dziwna dyskusja skłoniła mnie do tego by wrócić do niej i przeczytać ją uważnie. Cieszę się, że to zrobiłem, bo wglądy w myślenie rasistowskie, które są tam opisane, oraz w kłopoty w dyskusji z osobami białymi o rasizmie, były świetną podstawą do wygenerowania szerszego modelu tego jak działają obecnie uprzedzenia. Chcę Wam więc zaproponować pewien uogólniony model rasizmu, seksizmu czy homofobii w postaci, w jakiej występują obecnie najczęściej. Postaci umiarkowanej, ale przez to tym bardziej problematycznej. W tej formie są bowiem dużo bardziej odporne na wykrycie i korektę istniejących problemów.
Oryginalny opis tego zjawiska w „White Fragility” dotyczył rasizmu, więc ponieważ staram się wyciągnąć ogólny model, postaram się korzystać z przykładów z seksizmu czy homofobii dla pokazania jak uogólniony jest to model.
Model składa się z następujących, wzajemnie powiązanych elementów. Każdy z nich będzie później bardziej szczegółowo omówiony:
1. Myślenie o uprzedzeniach w kategoriach binarnych (np. „czy jestem/nie jestem seksistą?”) zamiast liniowych (np. „w jakim stopniu przejawiam zachowania i postawy homofobiczne?”, przez co większość ludzi może łatwo stwierdzić, że ich problem nie dotyczy.
2. Negatywna ocena moralna uprzedzenia, która sprawia, że gdy wykażemy komuś, że problem w jakimś stopniu może ich dotyczyć, odbierają to jako negatywną ocenę ich jako osoby.
3. Ignorowanie wpływu społecznego, przez co nie dostrzegamy nieświadomych uprzedzeń, w których wszyscy wyrośliśmy.
4. „Szwedzki stół” argumentów – mieszanie poziomów dyskryminacji, dla efektywniejszej racjonalizacji sprzeciwu wobec jej występowania oraz sugerowania pozornej równowagi.
5. „Traktuję wszystkich tak samo” jako sposób na odrzucenie doświadczeń osób dyskryminowanych i szybkiego zamknięcia dyskusji.
6. Ustawienie osób uprzywilejowanych, a nie dyskryminowanych w centrum dyskusji i skupienie na ich komforcie – i powiązane z tym oczekiwanie, że przeciwdziałanie dyskryminacji nie powinno nijak naruszać komfortu i wygody takich osób.
7. Oczekiwanie, że nasze intencje będą ważniejsze niż konsekwencje naszego działania, czyli dalsze narzucanie perspektywy osób uprzywilejowanych.
8. Skupienie się na poczuciu winy, a więc na intencji i odczuciu osób uprzywilejowanych, którym udało się odkryć swoje uprzywilejowanie, zamiast na tym co zrobić by pomóc nieuprzywilejowanym.
9. Odwrócenie perspektywy, przedstawienie osób u władzy jako tych, których spotyka krzywda, dzięki czemu zamiast zajmować się realnymi problemami osób nieuprzywilejowanych mogą dalej skupić się na sobie i swoich potrzebach.
Razem łączą się w ścisły mempleks. Klatkę przekonań, z której bardzo trudno się wyrwać.
Przyjrzyjmy się teraz elementom modelu po kawałku i zobaczmy jak działają i łączą się ze sobą.
1. Binarne podejście do problemu: jestem/nie jestem uprzedzony
Prawdopodobnie największym problemem współczesnego przeciwdziałania uprzedzeniom jest, paradoksalnie, skala sukcesu jaką osiągnęły poprzednie fale takich działań. Skala ta była bowiem na tyle duża, że udało się w popkulturze stworzyć reprezentację seksisty, rasisty, itp. jako „tego złego”. Dziś patrzymy na stereotypowe seksistowskie czy rasistowskie zachowania z lat 50-tych i dość powszechnie rozpoznajemy je jako coś skrajnie negatywnego i niechcianego.
Jednocześnie jednak w naszych głowach mamy zakodowany model pt. „to właśnie jest seksizm” czy „to właśnie jest rasizm”. Jeśli wiec nie jesteśmy aż tak ekstremalnie seksistowscy czy rasistowscy… To w ogóle tacy na pewno nie jesteśmy.
Ludzie lubią bowiem myśleć w binarnych kategoriach. Jestem X albo nie jestem X. Bez czegokolwiek pomiędzy. A to sprawia, że skoro są w stanie odciąć się od tych najbardziej ekstremalnych przypadków uprzedzeń i je potępiać… To zakładają, że są już zajebiści. Co więcej, ze względu na zjawisko o którym porozmawiamy w punkcie drugim modelu, mają tendencję do reagowania bardzo negatywnie na wskazanie, że jednak może do końca tacy wspaniali w tym względzie nie są.
Tymczasem uprzedzenia, jak większość rzeczy w świecie, nie są binarne. Są skalą. Jak ze wzrostem. To nie jest kwestia CZY jesteś seksistą. To kwestia tego, na ile silne są u Ciebie te uwarunkowania. To bardzo ważne rozróżnienie, bo póki trzymamy się modelu binarnego, póki łatwo uznać, że ma się wszystko z głowy. Gdy przechodzimy na skalę, pytanie przestaje brzmieć „czy mam takie zachowania i postawy”. Zmienia się w „jak mogę mieć takich zachowań i postaw coraz mniej?” Co jest dużo korzystniejszym układem.
Dotyczy to każdego. Mnie także. Jakkolwiek staram się być lepszą osobą niż byłem, nie będę pozbawiony uprzedzeń. Bo wychowałem się w konkretnym społeczeństwie, chłonąłem określoną popkulturę, itp. Jestem dziś MNIEJ seksistą, mizoginem, homofobem czy rasistą niż byłem miesiąc, rok czy dziesięć lat temu. Ale szanse na to, że urodziwszy się w takiej kulturze w jakiej się wychowałem uda mi się dojść faktycznie do końca skali są, cóż, dość niewielkie. I nie chodzi o to, by czuć się w tej kwestii winnym (temu argumentowi też się przyjrzymy w ramach modelu). Chodzi o to, by potraktować tą sytuację jako okazję do nauki i stawania się lepszym człowiekiem, zamiast spoczywania na – zdecydowanie zwiędłych i niewystarczajacych – laurach.
Jest to o tyle trudne, że binarny model uprzedzeń/brak uprzedzeń bardzo mocno nakłada się na równie binarny model zła/dobra, niemoralności/moralności czy konserwatyzmu/nowoczesności. Tu i tu jesteśmy „albo/albo”, co sprawia, że wskazanie na to, że nie jesteśmy tak pozbawieni uprzedzeń jak myśleliśmy budzi ogromny opór.
2. Negatywna moralizacja uprzedzenia
Co w tym złego, pytacie? W końcu przecież fajnie, że w miarę powszechnie uznajemy bycie seksistą czy homofobem za coś złego i niemoralnego! Ludzie będą się tego wstydzić!
No cóż… Tak by mogło być, gdyby nie uruchamiał się tutaj Czynnik 1, czyli binarność. Bo w ramach binarnego podejścia „wiemy” jak zachowują się seksiści czy homofobowie. Mamy konkretne, ekstremalne wyobrażenie takich zachowań, do których przecież siebie samych nie wliczamy.
Gdy więc ktoś nam (NAM!) zwraca uwagę na to, że zachowaliśmy się seksistowsko czy rasistowsko… Cóż, mamy wtedy pełne i uzasadnione prawo do wzburzenia i uniesienia się honorem. Co jest o tyle wygodne, że nie musimy się przyglądać temu, czy nasze zachowanie było faktycznie w porządku. Więcej, możemy tak naprawdę zrobić z siebie ofiary w tej sytuacji! (Kolejny element modelu do którego wrócimy jeszcze.) W końcu zarzucają nam takie uprzedzenia, a więc niemoralność, a my tacy nie jesteśmy. My jesteśmy dobrzy. Nie jesteśmy seksistami/rasistami/uprzedzeni. Przecież bycie taką osobą jest niemoralne! Dlaczego więc zarzucacie nam bycie niemoralnymi? Dlaczego nas obrażacie?
Ten duet tworzy bardzo, bardzo potężny zestaw. Pozwala jednocześnie czerpać korzyści moralne z potępiania złego zachowania oraz unikać jakiejkolwiek refleksji nad tym, czy aby przypadkiem nie powinniśmy czegoś zmienić w swoim zachowaniu. Na poziomie zachowania homeostazy i dbania o swoje samopoczucie, ten pakiet jest super i nic dziwnego, że jest bardzo powszechny. To strasznie efektywny układ.
Ale na poziomie bycia lepszym człowiekiem? Cóż, na tym poziomie jest to już sporym problemem. Tym bardziej, że możemy po prostu nie być świadomi swoich uprzedzeń.
3. Ignorowanie wpływu społecznego
Wychowujemy się w społeczeństwie. Społeczeństwo to wysyła nam ogromną ilość różnych sygnałów, od najmłodszych lat. Sygnały te kształtują nasze postawy, oczekiwania, domyślne interpretacje i kategoryzacje różnych kwestii. Nawet jeśli my osobiście wychowywani byliśmy w wyjątkowo równościowych warunkach, nawet jeśli włożyliśmy naprawdę duży wysiłek w bycie równościowymi osobami, tak czy tak nasiąknęliśmy dużą ilością kulturowych norm. Z kreskówek i filmów które oglądaliśmy, komiksów i książek które czytaliśmy, gier w które graliśmy. Z luźnych rozmów w których uczestniczą aktywnie i pasywnie. Z zachowań znajomych, nauczycieli, autorytetów.
Funkcjonujemy w społeczeństwach mających naprawdę dużo uprzedzeń, na bardzo wielu poziomach. Wspominałem o tym np. w kontekście recenzji Invisible Women (niedawno wyszła i u nas!) I wszyscy tymi uprzedzeniami nasiąkamy od młodości.
Samo w sobie nie byłoby to takim problemem, ale pod wpływem Czynnika 1 odrzucamy opcję, że mamy uprzedzenia – bo nie są one tak poważne byśmy mieścili się w binarnej definicji „osoby uprzedzonej”. Zaś pod wpływem Czynnika 2 mamy tendencję do reagowania oburzeniem na samo wskazanie tego, że te uprzedzenia gdzieś nam się pojawiają.
W ramach wpływu społecznego silnie podlegamy również szerszym uwarunkowaniom, które wychodzą poza proste kwestie płci, rasy czy preferencji seksualnych. Chodzi tu o dominujące narracje w danej kulturze. Historie, które sobie opowiadamy by nadać światu sens. W naszej kulturze są to między innymi mity merytokracji oraz indywidualizmu. Mówią one, że ludzie, jeśli tylko będą się starali i będą mieli odpowiednie kompetencje,będą w stanie osiągnąć sukces, niezależnie od przeciwności. Choć badania jasno to podważają, demonstrując problemy w tym zakresie u każdej z nieuprzywilejowanych grup, mity te są na tyle silne, intensywne i żywe w naszej kulturze, że wszyscy w jakimś stopniu im ulegamy. Automatycznie mamy tendencje w pierwszej kolejności tłumaczyć czyjś sukces talentem, wysiłkiem i ciężką pracą, ignorując czynniki losowe (zwłaszcza, gdy dotyczy to nas samych i gdy nie dostrzegamy swojego uprzywilejowania). Jak również vice versa, czyjaś porażka jest automatycznie tłumaczona brakiem talentu, błędnymi decyzjami czy lenistwem. To przekonanie, że „da się, jeśli tylko się postarasz” szczególnie mocno uderza oczywiście w tych, którzy już na starcie mierzą się z dyskryminacją.
Zwykle też przechodzimy do racjonalizacji tego, czemu nie można tu mówić o uprzedzeniach, często korzystając przy tym z kolejnego z czynników składających się na model uprzedzeń.
4. „Szwedzki stół” argumentów – mieszanie poziomów dyskryminacji
W literaturze na temat uprzedzeń różnicuje się zwykle szereg poziomów dyskryminacji i uprzedzeń. Popularnym kontrargumentem przy wskazaniu uprzedzeń i dyskryminacji jest natomiast argumentowanie, że skoro nie ma dyskryminacji na wyższym poziomie, to nie ma jej też na niższym. Albo próba porównania dyskryminacji na niskim poziomie wobec grupy mającej władzę, z dyskryminacją na wysokim poziomie grupy nie mającej władzy i stworzenie z tego pozornej równowagi. Żeby to zrozumieć, porozmawiajmy sobie o tych poziomach na konkretnych przykładach.
Poziom pierwszy to uprzedzenia. Często niewypowiedziane i nieświadome przekonania i założenia na temat określonych grup. Uprzedzenia mamy wszyscy i choć możemy je zredukować, raczej się ich nie pozbędziemy. Nie są przy tym niczym złym same w sobie. Złe stają się dopiero gdy prowadzą do poziomu drugiego…
Poziom drugi to dyskryminacja, czyli działanie oparte na uprzedzeniach. Póki uprzedzenia siedzą w głowie i nie prowadzą do zmiany działania, nie szkodzą. Przy czym dyskryminacja może np. oznaczać, że jestem przy kimś bardziej spięty, albo że unikam kontaktów z kimś, albo że domyślnie podając parze zamówione ciemne i jasne piwo podam kobiecie jasne, a mężczyźnie ciemne. Jest problematyczna dla grupy dyskryminowanej i jest nieprzyjemna, ale nie robi się jeszcze tu naprawdę źle. To się pojawia gdy do mieszanki dochodzi władza.
Poziom trzeci to rasizm, seksizm, itp. działania oparte na uprzedzeniach i podparte władzą po stronie osób uprzedzonych. Tu już robi się naprawdę niefajnie. Co istotne, władza ta nie musi być wprost przywołana czy wskazana. Samo jej istnienie w domyśle już wpływa na postawy i zachowania ofiar uprzedzeń. Mowa tu o władzy na poziomie np. zatrudniania lub oceniania pracowników, albo możliwości ograniczania ich wolności czy wyborów.
Mowa tu o narzucaniu pewnych zachowań i karaniu, gdy nie zostaną zrealizowane. (Np. oczekiwanie, że to kobiety w biurze posprzątają pokój po spotkaniu.)
Mowa tu też o władzy typu społecznej lub fizycznej domniemanej kary za złamanie określonych oczekiwań, jakie mają posiadający władzę wobec tych osób. Dla przykładu, moja polsko-amerykańska przyjaciółka, gdy mieszkała w Korei Południowej, wiedziała, by nigdy nie wdawać się publicznie w spór z Koreańczykami. Nawet jeśli jakaś kobieta na targu przywaliła jej parasolką albo taksówkarz ją molestował, wolała zostawić temat, niż eskalować sprawę, gdyż wiedziała, że wezwana policja zawsze byłaby po stronie lokalnych mieszkańców i tą ją spotkałyby nieprzyjemności.
Poziom czwarty to systemowy rasizm, seksizm itp. działania oparte na uprzedzeniach i podparte władzą po stronie osób uprzedzonych oraz całym systemem prawnym lub społecznym dążącym do utrzymania tych dyskryminujących norm. Tu mówimy o już o całych dużych strukturach takich jak systemy prawne utrudniające określonym osobom życie czy ograniczające im możliwości.
Dla przykładu, w latach 60-tych program Mercury-13 wyłonił trzynaście kobiet-pilotek, których wyniki na testach dla astronautów były nawet lepsze niż mężczyzn zakwalifikowanych do programu kosmicznego. Ale program kosmiczny został zapisany tak, by wymogiem było pilotowanie odrzutowców bojowych. Do czego legalnie w armii USA uprawnieni byli tylko mężczyźni. Niezależnie od lepszych wyników testów, system wprost blokował te lepiej wykwalifikowane kobiety przed możliwością udziału w misjach kosmicznych. (Potrzeba było dalszych 20 lat by uległo to zmianie.)
Warto też wskazać, że KAŻDY z tych poziomów działa na skali, a nie zerojedynkowo. Mogę mieć mniejsze lub większe uprzedzenia. Mogę dyskryminować odrobinę, lub ekstremalnie. Mogę w niewielkim stopniu wykorzystywać swoją władzę do dyskryminacji lub robić to ekstremalnie. Dzisiejsze systemowe przeszkody dla osób homoseksualnych są niewątpliwie mniejsze niż sto lat temu, nie skazujemy ich już na więzienie ani nie zamykamy w szpitalach psychiatrycznych przymusowo za seks homoseksualny. Nie zmienia to jednak faktu, że te przeszkody wciąż są.
I teraz istotne jest zrozumienie tego jak te poziomy działają w praktyce. O ile czwarty bywa przynajmniej formalnie coraz bardziej ograniczony w większości krajów (choć też nie wszędzie i nie zawsze, np. systemowo w Polsce osoby homoseksualne wciąż mają zakaz małżeństwa z osobami które kochają, osoby transseksualne napotykają szereg przeszkód przy zmianie płci, a kobiety ogromne ograniczenia co do dysponowania swoim ciałem), o tyle trzeci czy drugi mają się bardzo dobrze, a pierwszy jest w zasadzie nieunikniony. Jednocześnie często w racjonalizacjach spotyka się argumenty typu „skoro to i to ograniczenie z poziomu czwartego zostało rozwiązane, to nie ma też problemów na poziomie trzecim ani drugim” czy „Ten problem dotyczący uprzywilejowanej większości na poziomie drugim zasługuje na równą uwagę i troskę jak te problemy nieuprzywilejowanej mniejszości na poziomie trzecim i czwartym, a próby argumentacji inaczej są oznaką wybiórczości i hipokryzji.” To oczywiście nic innego jak racjonalizacje, pozwalające uniknąć refleksji nad problemami takich osób. Dzięki temu łatwiej utrzymać nastawienie typu „wszystkich powinniśmy traktować tak samo”, którego deklaracje służą zwykle zamknięciu tematu i uniknięciu poznawczo nieprzyjemnej pracy nad sobą.
5. „Traktuję wszystkich tak samo” jako sposób na odrzucenie doświadczeń osób dyskryminowanych i zamknięcie tematu
Rozkminianie czy aby nie zachowujemy się w jakiś niefajny sposób jest, cóż, samo w sobie niefajne i wymagające poznawczo. Byłoby takie nawet, gdybyśmy nie mieli do czynienia z dodatkowym moralnym wzburzeniem wynikającym z Czynnika 2 opisanego w modelu.
A że ludzki mózg jest dość leniwy i dąży do zamknięcia wszelkich potencjalnie problematycznych i wysiłkowych rozważań tak szybko jak to możliwe, lubi to robić również w tym przypadku. Najczęściej w postaci haseł, które tu i teraz formalnie sygnalizują wsparcie dla jakiegoś tematu… Ale jednocześnie służą przede wszystkim zamknięciu dyskusji o nim. Na przykład gdy poruszana jest kwestia równości płci rzucany jest tekst typu „uważam, że ludzi powinno się oceniać według kompetencji, a nie płci”… I bardzo dobrze, że ktoś to uważa, tylko realne doświadczenie ogromnej ilości osób, podparte też tonami badań jest takie, że jednak płeć ma pierwszeństwo nad kompetencjami w ocenie. W momencie gdy ktoś rzuca takie hasło by zamknąć dyskusję, tak naprawdę zamyka przestrzeń do poruszenia, eksploracji i zrozumienia tych doświadczeń i tych badań. Nie musi dzięki temu wysilać się poznawczo, ale jednocześnie blokuje sobie szanse na stanie się lepszą osobą. Co gorsza, ponieważ takie zachowanie jest często publiczne, blokuje te szanse także innym ludziom.
Alternatywnie, podobną funkcję spełniają różne metody przejmowania kontroli nad tematem dyskusji. Choć jej sednem jest kwestia uprzedzeń, można ją łatwo sprowadzić np. na to jak ktoś źle się czuje z wytknięciem takich uprzedzeń. Albo na inne ofiary, akurat nie poruszone w tej dyskusji, ponieważ nie są one jej sednem („A co z gwałtami na mężczyznach?”), czy inne przejawy whataboutismu. Albo przez przyczepienie się do mało istotnych szczegółów, np. kwestię tego, czy przykład wykorzystany do zilustrowania zjawiska na pewno, ale to absolutnie na pewno dotyczył rasizmu, czy może jednak tamta osoba była po prostu nieuprzejma i zdenerwowana? „W końcu czy możemy wiedzieć, co działo się w jej głowie?” Tak długo, jak uda się pominąć sedno dyskusji i uniknąć kluczowej refleksji, te metody spełnią swoją funkcję.
Wszystko to w imię zachowania własnego komfortu. Co jest zresztą kolejnym Czynnikiem.
6. Ustawienie osób uprzywilejowanych, a nie dyskryminowanych w centrum dyskusji i skupienie na ich komforcie
Jednym z kluczowych czynników utrudniających przeciwdziałanie uprzedzeniom wszelkiego rodzaju jest to, w jaki sposób status wpływa na domyślne oczekiwania ludzi. Osoby mające wysoki status naturalnie oczekują, że to inni dostosują się do nich i zadbają o ich komfort. Wykazują się też zdecydowanie mniejszą empatią i zrozumieniem sytuacji innych. Osoby uprzywilejowane mają typowo wysoki status w relacji z osobami których dotyczą uprzedzenia. Mają więc cały czas domyślne założenie, że dana sytuacja w której wskazujemy na dyskryminację i próbujemy ją przeciwdziałać przede wszystkim nie powinna naruszać ich komfortu. Jeśli go narusza, choćby przez czynniki 2 czy 5 z powyższej listy, jest to często wystarczającym powodem by „wypisać się” z całej dyskusji. Także w sytuacji, gdy na jednej szali leży po prostu komfort osób uprzywilejowanych, a na drugiej realne zagrożenie zdrowia czy życia osób nieuprzywilejowanych. (Np. komfort mężczyzn chcących móc swobodnie zaczepiać kobiety, które im się podobają, kontra realny i uzasadniony lęk takich kobiet oraz liczne przypadki przemocy fizycznej i seksualnej jakich doświadczają.)
Tymczasem, realnie rzecz biorąc – uczenie się, że jesteś mniej idealną osobą niż Ci się wydawało nie będzie zwykle komfortowe. Podobnie jak uczenie się, że świat jest bardziej mrocznym i nieprzyjemnym miejscem niż Ci się wydawało. Ale dopiero gdy uświadomisz sobie te kwestie możesz spróbować stać się lepszym człowiekiem i usprawnić ten świat. Tych rzeczy w zasadzie nie da się pogodzić, dlatego też ten Czynnik jest tak podstępny. Bardzo skutecznie blokuje bowiem możliwość wglądu i utrzymuje umiarkowaną dyskryminację w działaniu. Podobnie jak kolejny Czynnik, również powiązany z wysokostatusowymi tendencjami.
Co więcej, u osób wysokostatusowych często zdarza się pomieszanie dwóch istotnych kwestii – poczucia komfortu, oraz realnego bezpieczeństwa. Zwykłe naruszenie komfortu jest już odbierane jako coś zagrażającego i usprawiedliwiającego szereg mechanizmów obronnych.
Wartą poruszenia kwestią jest tu też czysta dynamika sił. Jedną z naturalnie niekomfortowych sytuacji jest gdy strona niskostatusowa zaczyna się dopominać o swoje prawa względem strony wysokostatusowej. Jest to sprzeczne z samą naturą dynamiki społecznej. To jednostki mające władze są tymi, które narzucają i definiują prawa, więc gdy o prawach próbują mówić niskostatusowi, to jest to tak, jakby „zapomnieli o swoim prawowitym miejscu”. To budzi silny dyskomfort i sprawia wrażenie łamania „naturalnych” wzorców. Jest to też powodem dla którego bardziej świadomi swojego uprzywilejowania przedstawiciele grup uprzywilejowanych powinni brać na siebie ciężar najgorszych dyskusji z innymi przedstawicielami swojej grupy. Wciąż będzie to nieprzyjemne doświadczenie, ale dużo mniej nieprzyjemne i dużo mniej szokujące, niż gdy taki głos zabierają osoby nieuprzywilejowane.
7. Oczekiwanie, że nasze intencje będą ważniejsze niż konsekwencje naszego działania
Czynnik ten, silnie powiązany z poprzednim, sprowadza się do traktowaniu perspektywy strony uprzywilejowanej jako dominującej. Jej perspektywy – czyli intencji, jakie ma w głowie. Niezależnie od realnych konsekwencji działań, jakie te intencje przynoszą.
Jest to o tyle problematyczne, że w zasadzie wszyscy mamy pozytywne intencje. Nawet ekstremalni rasiści rodem z Ku-Klux-Klanu, gotowi do prowadzenia linczów, działają w dobrych intencjach, obrony „swoich” przed tym co postrzegają jako ogromne zagrożenie ze strony obcych. Że błędnie, bezpodstawnie i w ogóle? Jasne. Ale tego już nie dostrzegają. I nie muszą. W końcu liczą się intencje, prawda?
Skupienie na intencjach jest więc typowo wysokostatusowym podejściem „ej, empatyzujcie ze mną, przyjmujcie moją perspektywę.” Tymczasem niezależnie od naszych intencji, nasze działania mają konkretny wpływ na innych ludzi. Którzy, jeśli mówimy o grupach nieuprzywilejowanych, są bazowo w gorszej sytuacji, niż my. Może więc warto zacząć od ich perspektywy, a nie od naszej? Tak by zapewnić odrobinę równowagi?
Układ „ważne są intencje” często współwystępuje z innym, również przywiązanym do perspektywy wysokostatusowej, czyli „zasłużyłem sobie na lepsze traktowanie”. To stanowisko widuję często u osób, które mają pewien wkład w przeciwdziałanie dyskryminacji, ale jednocześnie same czasem demonstrują postawy dyskryminujące. Gdy im się to zarzuci, często reagują wyjątkową frustracją, jakby wychodząc z założenia, że ich wcześniejsze działania powinny dawać im jakąś dyspensę na takie oceny lub wręcz sprawiać (zgodnie z Czynnikiem 1), że nie mogą wykazywać zachowań dyskryminacyjnych, „bo przecież już wykazali, że nie są seksistami/homofobami/rasistami/itp.” Tymczasem oczywiście jedna osoba może równocześnie być i zasłużona dla jakiejś sprawy… i samemu czasem jej nieświadomie szkodzić lub mieć co do niej pewne niefajne uwarunkowania. Nie czyni to jej złą osobą (tu uruchamia się mieszanka Czynników 1 i 2 mówiących inaczej), po prostu wskazuje obszar do naprawy. I jasne, nie jest to komfortowe (patrz Czynnik 6), bo w końcu fajnie jest myśleć o sobie jako o tym dobrym. Zwłaszcza, że my dobrze znamy swoją historię pozytywnych wkładów w daną sprawę (negatywnych możemy być tu duuuużo mniej świadomi, ze względu na wszystkie wymienione powyżej mechanizmy), więc bardzo łatwo nam oczekiwać, że będziemy oceniani po niej, a nie po jednym zachowaniu.
Pobocznym mechanizmem może tu być zjawisko, które się czasem mianem aktywizmu ciasteczkowego. To zachowania nastawione na redukcje dyskryminacji, ale motywowane, często bardzo wyraźnie, oczekiwaniem społecznych „głasków” – pochwał, wdzięczności, metaforycznych „ciasteczek” dawanych w nagrodę za dobre uczynki. Osoby z takim nastawieniem są szczególnie wrażliwe na wykazanie im ewentualnych problemów w zakresie ich zachowań. W końcu oczekiwały „ciasteczek”, a tu jeszcze ktoś ma do nich jakieś „ale”! Tak to się nie bawią. Sęk w tym, że całe podejście związane z aktywizmem ciasteczkowym jest po prostu bardzo problematyczne. Koniec końców nie powinieneś zachowywać się w taki sposób dlatego, że liczysz w zamian na ciasteczko, tylko dlatego, że jest to po prostu przyzwoite zachowanie, że dobry człowiek zachowałby się tak ot po prostu, bez oczekiwania nagrody.
Dlatego warto tu mieć świadomość, że nikt nas nie ocenia po całości. Natomiast ludzie wskazują nam dane, konkretne zachowanie, które faktycznie może być problematyczne. (Nie zawsze będzie, tak. Bywają też nadużycia czy nieuprawnione oceny. Bywają osoby przeczulone na pewne kwestie i łatwo triggerowane. Jesteśmy wszyscy ludźmi. Ale warto przynajmniej się zatrzymać, przyjrzeć i przemyśleć.)
Mechanizm wysokostatusowego braku empatii dotyczy też ostatnich dwóch czynników w modelu – skupieniu się na poczuciu winy oraz przedstawianiu osób uprzywilejowanych jako ofiar.
8. Skupienie się na poczuciu winy
Ustawienie wysokostatusowych osób w centrum dyskusji prowadzi do kolejnego istotnego mechanizmu, sabotujacego zrozumienie skali współczesnych dyskryminacji i poprawy sytuacji. Jeśli bowiem nawet uda się kogoś skłonić do dostrzeżenia tej skali… Albo do zauważenia, że coś jest nie tak z jego/jej własnym zachowaniem… To dość typową reakcją jest tu poczucie winy. Co więcej, poczucie winy zupełnie nie produktywne, skłaniające raczej do użalania się nad sobą („jak mi jest źle z zauważeniem jaki ten świat jest przejebany/jakim byłem złym człowiekiem”) niż skłaniające do jakiejkolwiek aktywności na rzecz poprawy sytuacji osób nieuprzywilejowanych („jak mi jest przykro, że musicie znosić w życiu ten szajs, co mogę zrobić by Wam pomóc lub przynajmniej mniej dokładać?”).
Ta druga reakcja ma tendencję nie tylko do aktywizacji, ale też do pewnej redukcji skali problemu. Skoro podejmujemy aktywne działania na rzecz pewnej sprawy, czujemy się z tym lepiej. Jednocześnie przynajmniej na jakąś mikro-skalę czynimy problem lżejszym, często dla konkretnych, realnie znanych nam osób. To mobilizuje i sprzyja dalszemu działaniu.
Natomiast pierwsza reakcja nie tylko paraliżuje, ale też bardzo szybko przytłacza. „Skoro jest taki syf w tym zakresie, skoro mam tak wiele do poprawy i ciągle coś dochodzi… To co, oczekujecie, że będę non stop przepraszać? Że mam się kajać za wszystko, za winy wszystkich moich przodków, innych osób mojej rasy, płci, preferencji seksualnych, itp.? No przecież to za dużo! Nie mogę tak!” Taka reakcja jest bardzo charakterystyczna i często odpala się w dyskusji bardzo szybko, choć absolutnie nigdy nie spotkałem się z jakimkolwiek poważnym źródłem w zakresie walki z uprzedzeniami, które domagałoby się, lub nawet jakkolwiek chciało poczucia winy u osób z grupy uprzywilejowanej. Bo i poczucie winy tych osób absolutnie nikomu nie pomoże. To dalej ich narcystyczna, wysokostatusowa narracja p.t. „my i nasz ból w centrum wszechświata”. Tymczasem środowiskom przeciwdziałającym uprzedzeniom zależy raczej na zmianie zachowań osób uprzywilejowanych i zmianie całych systemów, tak by to uprzywilejowanie zredukować, a nie na przeprosinach czy poczuciu winy.
To poczucie winy jest jednak bardzo wygodnym narzędziem do wprowadzenia ostatniego Czynnika składającego się na model.
9. Odwrócenie perspektywy, przedstawienie osób u władzy jako tych, których spotyka krzywda
Uprzywilejowane, wysokostatusowe osoby są w centrum dyskusji. To one są jej podmiotami. Ich cierpienie jest więc naturalnie większe, ważniejsze i bardziej istotne, niż cierpienie innych ludzi. (Ten niedobór empatii uruchamiający się przy wysokim statusie dodatkowo napędza cały układ.)
I co?
I teraz te osoby czują się winne. (Czynnik 8)
I teraz te osoby czują się źle i niekomfortowo. (Czynnik 6)
I teraz te osoby są oskarżane o bycie niemoralnymi. (Czynnik 2)
A przecież to jasne, że nie są uprzedzone, bo przecież nie demonstrują tych ekstremalnych zachowań osób uprzedzonych, a można być tylko zerojedynkowo uprzedzonymi lub nie! (Czynnik 1)
A przecież nawet jeśli coś zrobiły nie tak, miały dobre intencje! (Czynnik 7)
A przecież to nie jest tak, że są uprzedzone, bo wychowały się w dobrej rodzinie (Czynnik 3), chcą by wszyscy byli równo oceniani i w ogóle skończmy ten temat (Czynnik 5), a w ogóle to je w ich uprzywilejowaniu też czasem ktoś źle traktuje! (Czynnik 3)
To więc ewidentne, że to one są tutaj prawdziwymi ofiarami!
To biali zamożni heteroseksualni cis mężczyźni są teraz najbardziej prześladowaną mniejszością!
To osoby uprzywilejowane są tak naprawdę pokrzywdzone!
To one się źle czują. To one są zmuszane do rozważania cierpienia innych. To one są zmuszane by czuły się winne, a przecież nie chcą!
Dlaczego nie porozmawiamy trochę o ich cierpieniu w końcu?
W ten sposób cały model ulega utrwaleniu i krystalizacji. Każdy jeden z jego elementów może być problematyczny, ale połączone tworzą zwartą sieć, którą szalenie trudno jest naruszyć i której każdy splot ściśle wspiera pozostałe. Blokuje autorefleksję. Utrudnia
To dlatego, mimo tak dużych sukcesów ruchów antydyskryminacyjnych, wciąż mamy tak wiele problemów z seksizmem, rasizmem, homofobią, transfobią czy klasizmem. Ponieważ powyższy model uprzedzeń bardzo skutecznie broni nas przed jakimkolwiek szczerym przyjrzeniem się sobie i próbą realnej naprawy swoich zachowań. Poprawa jeśli zachodzi, to zwykle pełzająca, dużo, dużo wolniej niż by mogła, byle tylko nie naruszyć obrazu siebie ludzi, którzy już teraz uważają się za wystarczająco dobrych, a skoro wystarczająco dobrych, to znaczy że idealnych i nie potrzebujących już jakiejkolwiek korekty w tym zakresie. Oraz postrzegających wszelkie próby wskazania potrzeby takiej korekty jako mniej lub bardziej bezpośredni atak na nich i formę ich pokrzywdzenia.
Co z tym możemy zrobić?
Gdy znasz ten model, masz możliwość mu bardziej świadomie przeciwdziałać. Nie obiecuje, że będzie to łatwe czy lekkie. Ale jest to droga do tego, by stać się lepszą osobą. Jest to też droga do tego, by pomagać i wspierać innych, zwłaszcza gdy należysz do grupy uprzywilejowanej (a przynajmniej pod pewnymi względami dotyczy to większości czytelników) i masz okazję zabrać głos wśród innych osób z tej grupy. Masz w końcu wyższy status dzięki przynależności do niej, będą Cię więc chętniej słuchać!
Aby samemu zredukować wpływ tych efektów na siebie:
1. Przyjmij, że Twoje uprzedzenie w różnych zakresach jest skalą, a nie binarnym wyborem jestem/nie jestem. Skup się na jego ograniczeniu, na to by z dnia na dzień być lepszą osobą, a nie na myśleniu „czy już jestem w porządku i mogę sobie domknąć tą szufladkę w głowie i uznać sprawę za załatwioną?”
2. Załóż, że będziesz popełniać błędy. Masz takie, a nie inne wychowanie. Taką, a nie inną kulturę. Wszyscy siedzimy w tym gównie po uszy od urodzenia. To nie jest nasza wina. Ale to nasza odpowiedzialność i okazja by stać się lepszymi ludźmi.
3. Przeciwdziałanie uprzedzeniom i dyskryminacji nie jest czymś, co robi się dla pochwały czy uznania. Jest czymś co robi się, bo złe i nieetyczne byłoby nie robienie tego.
4. Gdy ktoś Ci wytknie problematyczne zachowanie, włączą Ci się mechanizmy obronne. Może nawet oburzenie. Rozumiem to, serio. Sam to zaliczam. Zatrzymaj się. Zrób szybko parę działań, w głowie lub w inny sposób wyjdź z czysto emocjonalnej, automatycznej reakcji. Przeanalizuj sytuację. Czy faktycznie mogło tutaj coś być nie tak? Jeśli tak, niezależnie od Twoich intencji, zapytaj po prostu jak na przyszłość zrobić tą kwestię lepiej?
5. Tu nie chodzi o Twoje poczucie winy. Twoje poczucie winy nikomu nie pomoże i nikt go nie chce. Czujesz się źle? Zobacz lub zapytaj co możesz zrobić by pomóc i poprawić sytuację.
6. Pamiętaj, tu w ogóle nie chodzi o Ciebie. To nie jest Twoja historia. To nie Ty jesteś tutaj w centrum uwagi. Pozwól sobie na to i przyjrzyj się potrzebom innych. Wiem, że to często trudne. Wiem, że wymaga praktyki. Nie zawsze Ci wyjdzie. To ok. Po prostu staraj się być lepszą osobą z dnia na dzień.
7. Serio, po prostu staraj się być lepszą osobą z dnia na dzień. A to wymaga realnego dostrzegania rzeczy do poprawy, a nie tylko stwierdzenia „już jest super”.
8. Doceń dyskomfort. Często będzie sygnałem tego, że masz okazję stać się lepszą osobą.
9. Jeśli możesz, wykorzystaj to uprzywilejowanie które masz, by wesprzeć tych, którzy go nie mają.
Aby pomóc innym będącym pod wpływem tych efektów i wesprzeć osoby dyskryminowane:
1. Jako osoba uprzywilejowana zwykle masz wyższy status. Twoje argumenty, Twój głos będą bardziej wiarygodne. Twój głos będzie też podlegał mniejszemu ryzyku prób uciszenia i zagłuszenia. Jesteś więc w idealnej sytuacji by mówić do innych uprzywilejowanych tak jak Ty, na rzecz tych, którzy uprzywilejowania nie mają. To nie będą przyjemne rozmowy, ale dla Ciebie i tak będą bardziej przyjemne, niż byłyby dla nieuprzywilejowanych.
2. Jednocześnie pamiętaj, że to nie jest Twoja historia. Są miejsca gdzie Twój głos jest cenny i wartościowy, owszem. Natomiast nie zasłaniaj sobą i swoją obecnością tych osób. Nie zabieraj ich przestrzeni do zabierania głosu, tam gdzie się na to zdecydują. Bądź gotowy/a zabierać ten głos tam, gdzie dla tych osób jest to za trudne, zbyt frustrujące czy zbyt niebezpieczne. Pytaj i proponuj, zamiast narzucać, doradzać nieproszony/a czy zasłaniać sobą innych.
3. Pamiętaj proszę, że to nie jest Twoja historia. Tak, wielokrotnie będziesz czuć dyskomfort. Czytając niejedną książkę z badaniami na temat dyskryminacji czuję się jakbym potrzebował dziesięciu przyszniców, jakbym miał absolutnie dość tego z czym muszą się mierzyć inni ludzie. Tylko ja mam ten wybór, że mogę zrobić krok wstecz i przestać się z tym mierzyć. Oni tego wyboru nie mają. Rozumiem, że cierpisz, że jest Ci trudno. Jeśli trzeba, zrób czasem krok wstecz, zadbaj o siebie. To jest spoko. Natomiast nie zajmuj sobą przestrzeni i uwagi osób, którym masz pomagać. Nie rób ze swojego dyskomfortu centrum ich uwagi, odejmując im i tak ograniczone zasoby, których potrzebują na mierzenie się z codziennymi wyzwaniami.
Powodzenia!
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: