Ponieważ mamy akurat solidną polityczną burzę w temacie aborcji – i ponieważ temat ten będzie prędzej czy później wracał – pomyślałem, że warto rozwiać nieco mitów i wyobrażeń w temacie. Tym bardziej, że jest to temat ważny, dotyczący ogromnej grupy ludzi i wpływający bezpośrednio na ich życie i zdrowie.

Zdjęcie z Wikimedia https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Fetus_ellipse.jpg

Zdjęcie z Wikimedia https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Fetus_ellipse.jpg

Wiem, temat ten nie będzie pasował części czytelników narzekających na to, że na blogu poruszam też tematy polityczne. Tyle tylko, że rozwój osobisty to nie tylko klepanie podwójnej dysocjacji i dobór celów. To także gotowość do weryfikacji swoich poglądów i swoich zachowań.

Zaznaczam, że w dyskusji, ze względu na jej tematykę, obowiązują surowsze standardy. Dyskutuj merytorycznie oraz dyskutuj pod imieniem i nazwiskiem. Anonimy będą wylatywały.


Przemoc finansowa

Zanim przejdziemy do głównej dyskusji – wskazania kwestii rozwojowych powiązanych z aborcją, chciałem wskazać na jedną prostą kwestię.

Obecny projekt, ani żaden inny projekt zakazu aborcji nie dotyczy aborcji. Dotyczy przemocy finansowej wobec ubogich kobiet.

W tym momencie aborcja na żądanie jest dopuszczalna praktycznie na całym świecie (mapka – interesuje nas zielony kolor). Oznacza to, że jeśli średnio zamożna kobieta  stwierdzi, że chce dokonać aborcji to jej dokona. Po prostu – nie da się w Polsce, to pojedzie do Czech, na Słowację, do Szwajcarii, Niemiec czy na Litwę. Gdzie tylko ma bliżej. Jasne, może wydać na to 10 czy 20 tysięcy. Być może będzie musiała wziąć w tym celu kredyt. Albo zrezygnować z wakacji. Będzie mogła poświecić mniej dla swoich obecnych dzieci, jeśli takie ma. Ale jeśli się na to zdecyduje, będzie w stanie to zrobić.

(Będzie to również, patrząc czysto ekonomicznie, bardzo opłacalna inwestycja – nakłady na dziecko do 18 roku życia to ok. 200 tys zł, więc mamy 10-20 krotny zwrot. Oczywiście takie ekonomiczne podejście nie jest czymś, co ludzie realnie stosują, wspominam o tym jedynie w kontekście argumentów p.t. „to za drogie i będzie im szkoda pieniędzy”.)

Co to znaczy?

Że dowolny zakaz aborcji dotyczy nie wszystkich kobiet, ale tylko kobiet najbiedniejszych. To te będą zmuszone korzystać z czarnorynkowych klinik lub próbować „domowych” sposobów na wywołanie poronienia. To one będą ryzykowały życiem lub zdrowiem. To one w końcu będą musiały rodzić niechciane dzieci. To ich już urodzone dzieci będą w dużo gorszej sytuacji życiowej. Oznacza to dalsze zmniejszenie szans życiowych osób urodzonych w najbiedniejszych rodzinach. Zamknięcie ich w zaklętym kręgu ubóstwa, z którego potwornie ciężko będzie im się wyrwać. Oznacza też długoterminowo ogromne koszta dla społeczeństwa i dla budżetu państwa.

Warto mieć to na uwadze gdy dyskutujemy o prawie do aborcji. Przy takim położeniu Polski w świecie i takich regulacjach prawnych na świecie (które będą stawały się jedynie lżejsze, nie surowsze), to nie jest dyskusja o prawie do aborcji. To nie jest dyskusja o zakazie zabijania dzieci.

To dyskusja o przemocy finansowej wobec najbiedniejszych kobiet. Czy będziemy ją systemowo uprawiać, czy nie.

Jakakolwiek ideologia jest tu zamykaniem oczu na rzeczywistość.


Swoją drogą, daje mi to pomysł na fundację, OPP finansującą turystykę aborcyjną dla najuboższych :) Jak coś takiego już funkcjonuje, dajcie znać, podpromuję.



Przerwa na reklamę ;)


Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne. 

Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl

 

Wracamy do artykułu :)



No dobrze, przejdźmy jednak do tej ideologii i przyjrzyjmy się jej bliżej.


Dziecko czy zbitek komórek?

Zacznijmy od podstawowej kwestii: co zostaje usunięte w procesie aborcji? Malutkie miluśkie niewinne małe dzieciątko? Czy też bezosobowy zbitek komórek, które mają dopiero potencjał przekształcić się w istotę ludzką?

Przeciwnicy prawa do aborcji zasypują internet i przestrzeń publiczną grafikami tego pokroju. Przedstawiają one w pełni ukształtowane niemowlaki, których kręgosłupy są łamane, a ich fragmenty wysysane przez złych aborcjonistów.

Jakby to ująć… nie. Ludzki rozwój płodowy jest przez dłuższą swoją część dużo mniej estetyczny. Patrz np. tutaj, albo tutaj. W 12 tygodniu ciąży płód ma… 5 cm długości i kształt daleki od kształtu małego dziecka. Fantazje o tym, że 12-tygodniowy płód to taki mikrodzieciaczek służą jednemu – wzbudzeniu irracjonalnej reakcji emocjonalnej.

Mózg płodu rozwija się bardzo powoli. Przez pierwszych kilka tygodni nie ma jak nawet mówić o śladowym mózgu. Systematyczny przegląd badań pokazał, że do 7 MIESIĄCA (29-30 tygodnia) płody nie są w stanie nawet odczuwać bólu! Po prostu nie mają odpowiednich struktur neuronalnych.

Dla wielu płodów, które poddane byłyby aborcji, ten brak odczuwania bólu jest wybawieniem. (Uwaga, będą drastyczne zdjęcia) Mogą bowiem mieć poważne i zabójcze wady rozwojowe lub genetyczne, takie jak łuska arlekinowa (skóra pękająca i odsłaniająca żywe mięso, choroba prowadząca do nieuniknionej, szybkiej śmierci w cierpieniu), bezczaszkowie (brak czubka czaszki przykrywającej mózg, prowadzące do śmierci) czy bezmózgowie (zupełny brak lub jedynie niewielkie fragmenty mózgu, uniemożliwiające dłuższe życie, choć litościwie bez cierpień – bo nie ma co cierpieć).

Dodajmy do tego fakt, że duża część płodów ulega spontanicznej aborcji. Poronienia, brak zagnieżdżenia zarodka w macicy i szereg innych możliwości… To wszystko sprawia, że szanse na to, że zapłodniona komórka stanie się dzieckiem wynoszą zaledwie ok. 50-60% (wskaźnik ten rośnie wraz z zaawansowaniem ciąży, u kobiet świadomych ciąży szanse na poronienie to 10-20%). Czyni to argument o tym, że „dziecko powstaje w chwili poczęcia” absurdalnym. Jeśli trzymalibyśmy się go, należałoby co roku grzebać ok. 180-240 tysięcy „nienarodzonych dzieci”. Nikt rozsądny nie będzie tego postulował, podważa to więc jednocześnie argument o „momencie powstania dziecka”. Dużo lepszym kryterium jest w świetle tego stopień rozwoju układu nerwowego i mózgu, realistycznie powinniśmy więc mówić o przełomie drugiego i trzeciego trymestru (a więc akurat chwili, powyżej której nikt aborcji nie postuluje).


Argument o odpowiedzialności

Popularnym hasłem przeciwników prawa do aborcji jest teza o odpowiedzialności. „Kobieta nie jest wiatropylna, wiedziała, że uprawiając seks może mieć dziecko, więc powinna ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje.”

Zawieśmy na chwilę kwestie gwałtu i podobnych sytuacji (choć niestety mentalność w tym obszarze jest w naszym kraju, cóż, trudna). Skupmy się na seksie za obopólną zgodą.

Moi mili, uprawiając seks homoseksualny o dziecko trudno. Podobnie jak używając dildo. Zostaje więc opcja seksu heteroseksualnego, a więc takiego między mężczyzną, a kobietą. Gdzie w powyższej tezie kwestia odpowiedzialności mężczyzny?

Zwłaszcza, że możliwości kontroli własnej płodności są w naszym kraju ograniczone dla kobiet. Nie dość, że wiele preparatów dla kobiet jest usuwanych z rynku (decyzjami politycznymi), to jeszcze o ile facet ma prawo się „podwiązać”, o tyle kobieta już legalnie tego w Polsce nie zrobi (a lekarz, który się tego podejmie ryzykuje więzieniem)!

Wróćmy jednak do tej kwestii odpowiedzialności. Często w odpowiedzi pada argument, że przecież mężczyzna będzie łożył na dziecko. Pomijając fakt, że nie musi łożyć na kobietę w ciąży, nie ryzykuje jak ona zdrowiem, itp., powinniśmy się po prostu przyjrzeć temu jak ta odpowiedzialność wygląda w praktyce.

Krótko mówiąc – tragicznie. Jesteśmy krajem o absurdalnie wysokim poziomie niepłaconych alimentów. Ponad ćwierć miliona polaków nie płaci alimentów (w 95% są to mężczyźni). Co gorsza, jest ciche społeczne przyzwolenie na takie zachowanie, chora „solidarność” osób mających płacić alimenty. Gdzie więc ta rzekoma odpowiedzialność mężczyzn?

Koniec końców argument o odpowiedzialności sprowadza się do starego seksistowskiego stereotypu. To kobieta „uwodzi” i to ona ponosi tego konsekwencje. To kobieta jest niemoralna. Mężczyzna mający wiele kobiet to macho. Kobieta mająca wielu mężczyzn jest „łatwa”. I powinna ponieść za to karę. Do tej kwestii jeszcze wrócimy.


Mit syndromu postaborcyjnego

Przeciwnicy prawa do aborcji sugerują, że aborcja jest czymś głęboko traumatycznym dla kobiety i prowadzi w niemal nieunikniony sposób do poważnego zaburzenia, jakim jest tzw. syndrom postaborcyjny.

Mówiąc krótko i brutalnie: nie ma czegoś takiego jak syndrom postaborcyjny. To pseudonaukowa fikcja (podobnie jak naprotechnologia, skoro przy tym jesteśmy). Nie występuje w żadnym podręczniku diagnostycznym. Nie uznaje jej ani ICD ani DSM. Nie ma publikacji naukowych, które potwierdzałyby jej istnienie. Raport Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego z 2008 roku również wskazuje na brak takiego zjawiska. Kobiety, które dokonały aborcji radziły sobie równie dobrze, jak kobiety, które donosiły ciążę. Co więcej, kobiety, których płody rozwijały się z silnymi zaburzeniami znosiły donoszenie takiej ciąży GORZEJ niż aborcję.  Podobne wnioski wynikają z innego, przeprowadzonego równolegle systematycznego przeglądu badań.

Nie znaczy to, że aborcja będzie zawsze prostą i łatwą decyzją. Często jest decyzją ciężką i trudną. Tylko taką samą decyzją jest poród. Wybór „urodzić czy dokonać aborcji” jest wyborem między porównywalnie trudnymi doświadczeniami.

Jeśli interesuje Cię ten temat, dobre podsumowanie go zrobił na swoim (okazyjnie znikającym, więc czytaj szybko ;) ) blogu Slwstr.


A co by było, gdyby Twoi rodzice dokonali aborcji?

Popularny argument emocjonalny, którego efektem, w zamierzeniu mówiącego, powinna być zawieszka i „eee, masz rację, cholera, mogliby mnie zabić, aborcja to zuo!”

No więc, krótko mówiąc, nie.

Po pierwsze, jeśli zostałbym poddany aborcji… to nigdy nie rozwinąłby mi się mózg na tyle, żebym mógł mieć jakąkolwiek sensowną opinię w temacie. Po prostu nigdy nie byłoby „mnie”. A skoro by mnie nie było, to i by mnie to nie obeszło specjalnie. Nie miałoby kogo :)

Po drugie, jeżeli mielibyśmy tu argumentować w ten sposób, czemu mielibyśmy się ograniczać do aborcji? Przecież jest milion innych powodów, dla których mógłbym się nie urodzić. Np. antykoncepcja. Zakazujemy jej? Albo moi rodzice mogliby poczuć powołanie i iść do zakonu. To co, zakazujemy zakonów?

Jak widać powyżej, ten argument nie ma najmniejszych nawet podstaw logicznych, opiera się całkowicie na próbie wywołania poczucia osobistego zagrożenia u odbiorcy. Jeśli się temu nie ulegnie, nie ma na czym się oprzeć.


O co faktycznie chodzi w zakazie aborcji?

Pod spodem myślenia anty-aborcyjnego stoi tak naprawdę stara, niedobra „moralność surowego ojca”. Koncepcja ta została po raz pierwszy opisana przez amerykańskiego psychologa George’a Lakoffa. Wskazał on na szereg pozornie sprzecznych postaw osób o konserwatywnym podejściu do życia, składających się razem na spójny system. (Spójny, choć niekoniecznie zdrowy czy dobry!) System ten ochrzcił właśnie terminem „moralność surowego ojca”. Nazwa wywodzi się od koncepcji państwa jako rodziny, którą zarządza dominujący, patriarchalny ojciec.

W tym modelu kobiety są podległe mężczyźnie. Dzieci wynikające z relacji również są własnością ojca. Kobieta dokonująca aborcji pozbawia mężczyznę jego własności – jest to pierwsze przewinienie. Dodatkowo, w tym modelu aborcji chcą dokonać tylko dwie kategorię „złych” kobiet. Są to „karierowiczki”, które próbują wyjść ze swojej „prawowitej”, podrzędnej roli i dzieci stoją im w tym na drodze. Alternatywnie są to kobiety „niemoralne”, „łatwe”, które powinny ponieść odpowiedzialność za swoją seksualną dostępność.

Kobiety zmuszone do rodzenia dzieci upośledzonych lub ryzykowania swoim życiem? Zasłużyły, powinny zostać ukarane. A jakby co, to ich życie „nie jest warte tyle, ile prawdziwego człowieka – czyli mężczyzny”. Tak przynajmniej mówi ta koncepcja (choć oczywiście osoby ją wyznające nie będą o tym mówiły wprost – jest to postulat implikowany, wynikający z logiki całego systemu, nie jawny.)

Opresja finansowa jest wpisana w model surowego ojca („bogaci są bardziej moralni od biednych, którym się nie chce pracować”). Dlatego wątpię, by wskazanie na tę kwestię ruszyło zatwardziałych anty-aborcjonistów. Im ona nie przeszkadza, przeciwnie, jest zgodna z ich wizją świata. Natomiast uświadomienie jej (oraz modelu, który stoi u podstaw ruchu anty-aborcyjnego) może trafić do części nieprzekonanych, bombardowanych przez przeciwników aborcji ogromną masą fałszywych treści.

Na koniec dnia, sprzeciw wobec aborcji nie jest sprzeciwem wobec aborcji. Jest sprzeciwem wobec prawa kobiet do samostanowienia. Jest sprzeciwem wobec tego, że kobiety przestały być własnością mężczyzn, czego wielu mężczyzn (i niestety nieco kobiet) wciąż nie potrafi przeboleć.

Tłumaczenie tego etyką czy wyższymi ideami jest po prostu chore.



Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis