Ja pierdolę, nie wstydźmy się przeklinać!

 

Niewiele jest rzeczy we współczesnym świecie tak przesyconych hipokryzją, jak społeczne postawy odnośnie przeklinania. Miażdżąca większość ludzi przeklina przynajmniej przy pewnych okazjach. Szeroko rozumiane wulgaryzmy przewijają się w 4-13% naszych wymian. Praktycznie każdy czasem rzuci jakimś przekleństwem w rozmowach prywatnych, niektórzy regularnie. A jednak gdy wyjdą na jaw np. prywatne nagrania polityków czy biznesmenów, jednym z głównych obiektów tak społecznego oburzenia, jak i ewentualnych przeprosin takich osób jest to, że używały nieodpowiedniego języka. Że klęły.

No to jest absolutnie popierdolone!

 

 

Wszyscy klną, nie wszyscy się do tego przyznają

Przekleństwa są normalnym i naturalnym elementem ludzkiej komunikacji. Stosują je niemal wszyscy. A i ci, którzy nie stosują, zwykle generują ich „lżejszy” odpowiednik. Samo istnienie różnych „psich kostek”, „motylich nóg” i innych tego typu sformułowań jest pięknym dowodem na to, jak esencjonalną potrzebą są dla nas przekleństwa. Nie są czymś narzuconym, czy nauczonym, są czymś, co gdy tego nie mamy – sami generujemy od zera.

Skąd więc takie oburzenie, gdy usłyszymy, że ktoś znany klnie przy piwie? Skąd taka łatwość by odrzucić czyjąś argumentacje, bo padło w niej słowo, które uznajemy za wulgarne?

 

Czy to kwestia tego, że mieliśmy jakiś obraz tej osoby, jakąś wyidealizowaną perspektywę, która teraz została wypaczona? Czy może raczej tak, że narzucamy innym zasady, których sami nie przestrzegamy, ale i tak oburzamy się, gdy inni je łamią?

A może to po prostu wymówka do usprawiedliwionego oburzenia na osobę, której i tak nie lubiliśmy, ale mamy teraz na to społecznie akceptowalny powód? Może to okazja do odrzucenia argumentów, na które nie mamy odpowiedzi, ale mamy przynajmniej jakiś pretekst by się do nich nie odnosić?

Zastanawiam się też, czy nie ma w tej reakcji pewnego elementu klasistowskiego, pewnego sygnału „wulgaryzmy to są dla biednych i prymitywnych, a nie dla nas, wykształconej elity” i gdy nagle ta elita także okazuje się używać wulgaryzmów, to ten obraz świata jest nagle podważany, co wywołuje duży opór.

 

Tymczasem przekleństwa są po prostu narzędziem komunikacji. Nie są ani dobre, ani złe. Jak każde narzędzie mogą być nadużywane albo używane błędnie, ale mają też realną wartość gdy korzysta się z nich w odpowiedni sposób. Są naturalnym i istotnym elementem języka, używanym przez większość historii. Są elementem większości klasycznych dzieł kultury (choć ze względu na to jak wulgaryzmy zmieniały się historycznie, dziś często nie mamy o tym świadomości). Sztuki Szekspira, dziś podawane za wzór wysokiej kultury? Są wręcz przesycone wulgaryzmami, seksualnymi aluzjami, zdaniami napisanymi tak, by z odpowiednim akcentowaniem brzmiały jak sprośności. To, że próbujemy te elementy wykreślić z przestrzeni społecznej nie znaczy, że nie istnieją, ani że przestaną istnieć.

 

Sam jak najbardziej klnę i nie mam problemu by to powiedzieć. Klnę w sytuacjach towarzyskich, klnę pisząc z przyjaciółmi na komunikatorze. Zawodowo klnę również, ale dbając o komfort drugiej strony, robię to zawsze drugi w kolejności – jeśli klient na sesji lub kursanci użyją przekleństwa, wtedy też użyje, zwykle by rozładować ich poczucie zawstydzenia. (Standardowo najpierw używają przekleństwa, potem przypominają sobie o normach społecznych i zaczynają przepraszać i wycofywać, co przerywam od razu uwagą, że sam nie przeklinam -najczęściej używając tu konkretnego terminu, który użyli – pierwszy, ale jak najbardziej nie mam z tym problemu i niech dbają o swój komfort.) Staram się ewentualnie dbać o komfort osób, którym klęcie przeszkadza, jeśli o tym wiem, aczkolwiek jest to raczej przejaw pewnej uprzejmości wobec nich i nie uważam takiej reakcji na klęcie za uzasadnioną. (Ale sam mam zdecydowanie za dużo irracjonalnych dziwactw by mieć podstawy do podważania dziwactw innych ludzi :P ) Klnę także dlatego, że psychologicznie po prostu warto to robić.

 

Psychologicznie o przekleństwach

Z perspektywy psychologicznej, przekleństwa są wartościowym i użytecznym narzędziem.

  1. Są metodą radzenia sobie z trudnymi doświadczeniami. Klęcie pozwala na redukcję odczuwanego cierpienia i większą wytrwałość w trudnym zadaniu. Owszem, efekt spada, jeśli dana osoba dużo klnie na codzień (jak wszystko, także przekleństwa ulegają zjawisku habituacji – przyzwyczajenia się mózgu do powtarzalnego bodźca). Wciąż jednak ma pewną wartość.
  2. Są formą socjalizacji i budowania intymności. Np. w ramach niektórych branż, czy bliskich kręgów znajomych. To forma zachowania na którą sobie „pozwalamy” gdy czujemy się z kimś pewnie, okazanie też tej osobie pewnego zaufania i zasygnalizowanie bliskości.
  3. Przekleństwa sprawiają, że jesteśmy odbierani jako bardziej szczerzy. (Co ciekawe, ludziom wydaje się, że klnąc będą odbierani jako mniej szczerzy, ale gdy mają kontakt z osobami klnącymi i nie klnącymi, to klnące są odbierane jako bardziej szczere!) Skoro klniemy, to dlatego, że coś jest dla nas ważne, a to podkreślenie znaczenia sprawia wrażenie szczerości.
  4. I w sumie ten odbiór jako bardziej szczerych jest uzasadniony, bo osoby klnące faktycznie są bardziej uczciwe i bardziej szczere! (Być może jest to związane z obciążeniem poznawczym. Jeśli coś rusza Cię emocjonalnie na tyle, że klniesz, to prawdopodobnie zajmuje sporo Twoich mocy przerobowych, zostawiając mniej na kreowanie fałszywej rzeczywistości czy odgrywanie ról.)
  5. Klęcie wzmacnia nasz przekaz i może sprawić, że będzie on dużo bardziej przekonujący (choć da się tu przesadzić). Po części wiąże się to z kwestią postrzeganej szczerości, po części zaangażowania. (Prawdopodobnie dlatego przesada z przekleństwami sabotuje ten efekt. Przekleństwa przestają być traktowane jako wzmocnienie przekazu, a zaczynają być traktowane jako pewna domyślna stylistyka wymowy.
  6. Wbrew stereotypom, klęcie jest zwykle powiązane z większym bogactwem językowym oraz wyższą inteligencją. Łączenie przekleństw z niską inteligencją jest prawdopodobnie przejawem wspomnianego klasizmu.
  7. Przekleństwa zwiększają ocenę kompetencji danej osoby gdy padają w sytuacjach nieformalnych, mogą natomiast zmniejszyć ocenę jej kompetencji gdy padają w sytuacjach formalnych (np. podczas wykładu).

 

Przy czym, faktycznie, mamy tu dodatkowe podwójne standardy. Kobiety przeklinające, oraz przedstawiciele mniejszości etnicznych klnące w nieetniczny sposób są oceniane dużo bardziej surowo, niż inni.

Myślę, że szczególnie punkt 2 i 7 mają tutaj znaczenie w kontekście społecznych reakcji na ujawnienie czyichś przekleństw. Drugi, gdyż oto postrzegamy dane osoby w sytuacji de facto intymnej, co może budzić pewien zgrzyt, gdyż dotychczas widzieliśmy je tylko w kontekście formalnym i teraz łączymy te przekleństwa z tym kontekstem. Nie zmienia to faktu, że jest to reakcja wypaczona. Przekleństwa są po prostu narzędziem i warto z nich korzystać.

 

Jak widać, przeklinanie ma szereg cholernie wartościowych zastosowań i jeśli jeszcze z niego nie korzystasz, to popierdolone byłoby tego chociaż nie rozważyć! :P

 

Nieco wątpliwości

„Czy mówisz, że w takim razie np. niepotrzebnie czepiamy się szefów, których nagrano klnących na pracowników?”

Absolutnie potrzebnie i powinniśmy to robić. W tym artykule piszę o nieuzasadnionym społecznym oburzeniu na używanie przekleństw jako takich. Potępienie ich agresywnego używania, w funkcji przemocy werbalnej, jest w pełni uzasadnione. Innymi słowy „Ja pierdolę, jakie to jest kurewsko nudne zadanie” powiedziane do współpracowników jest raczej spoko*, natomiast „ja pierdolę, jaki Ty jesteś kurwa popierdolony z tymi pomysłami debilu” jest jak najbardziej nie w porządku. Tyle, że nie byłoby w porządku również w formie „szokuje mnie jak niesamowicie niekompetentny jesteś z tymi intelektualnie upośledzonymi pomysłami”. To nie wulgaryzmy są w tym przypadku problemem, tylko przemoc psychologiczna, do której są wykorzystywane. Dlatego mówimy tutaj o wartości wulgaryzmów jako takich. Przemoc psychologiczną wobec osób słabszych należy tępić pod każdą postacią.

*Potrafię sobie wyobrazić jakieś szczegółowe scenariusze, gdy by nie było, ale w większości wyobrażalnych będzie ok.

 

„No dobra, nie ogarniam w takim razie. Jesteś w końcu Królu lewakiem, piszesz o inkluzywności, itp. Wykopujesz komentarze nazywające mniejszości seksualne np. „zwyrodnialcami”. Ba, sam podałeś kiedyś, że starasz się zrezygnować z przekleństw typu „kurwa”, jako szowinistycznych naleciałości językowych. A jednocześnie mówisz, że przekleństwa są w porządku.” 

Tak. Bo przekleństwa są po prostu narzędziem ekspresji. Problemem może być treść tej ekspresji, np. gdy prowadzi do wykluczenia lub poniżenia pewnych grup społecznych, zwłaszcza gdy mówimy o grupach pozbawionych władzy. „Uderzanie w górę”, docinanie grupom u władzy jest ok, bo, cóż, te grupy mają władzę! „Uderzanie w dół” jest problemem i należy mu przeciwdziałać. Także w kontekście wyboru terminów przekleństw. Mam nadzieję, że to wyjaśnia sprawę :)

 


Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!

Przykładowe pytania:

 

Podziel się tym tekstem ze znajomymi:
Następny wpis
Poprzedni wpis