Mózg okłamuje nas na niezliczoną ilość sposobów. Część z nich jest subtelna, jak liczne błędy poznawcze. Część łatwa do odkrycia, jak złudzenia optyczne.
Jest też pewna kategoria „kłamstw umysłu”, które są tak dziwne, tak nieintuicyjne, że na początku trudno nam zaakceptować ich istnienie. Jednocześnie jednak badania jasno wskazują, że nasze codzienne doświadczenie nas po prostu myli, a nasze prawdziwe doświadczenie jest inne.
Jednym z tych złudzeń jest poczucie, że jesteśmy jedną osobą. Jednym spójnym bytem.
Nie jesteśmy.
Nawet się do tego nie zbliżamy.
Jedno z moich ulubionych badań… (Tak, jestem tak zatwardziałym nerdem, że mam ulubione badania. Nie, nie jedno ulubione badanie. Wiele.)
Ehm! Jedno z moich ulubionych badań to eksperyment z ekonomii behawioralnej przeprowadzony przez Dana Ariely’ego i George’a Loewenstein’a. Badani studenci, mężczyźni, dostali kwestionariusz n.t. nietypowych, wstydliwych, etycznie wątpliwych i otwarcie nieetycznych zachowań seksualnych (wszystko od „podoba mi się spocona kobieta” czy „zabrałbym dziewczynę do drogiej restauracji by zwiększyć szanse na seks” do „czy potrafisz sobie wyobrazić, że pociąga cię 12-latka” i „podałbym dziewczynie narkotyk bez jej wiedzy aby zwiększyć szanse na seks”). Mieli sobie wyobrazić jak myśleliby w stanie wysokiego pobudzenia seksualnego, a następnie odpowiedzieć na pytania z kwestionariusza.
Część badanych na tym kończyła eksperyment. Część dostawała następnie laptopa z pornografią, miała się pobudzić (klawiatura do przestawiania zdjęć jednocześnie kontrolowała specjalny „podniecometr”), a gdy doszli, w swojej ocenie, do 75% pobudzenia, ponownie dostali powyższe pytania. Część badanych miała potem jeszcze jedną sesję pytań w trybie „bez podniecenia” – jej wyniki zostały uśrednione z wynikami z sesji przed masturbacją.
Pytaniem eksperymentalnym było to, na ile ludzie potrafią przewidzieć swoje zachowania w innym stanie. Czy samo wyobrażenie tego, jak podejmowałoby się decyzję w chwili podniecenia wystarcza do trafnej oceny?
Domyślasz się zapewne, że odpowiedź brzmi nie. Wyniki w trybie podniecenia były wyraźnie odmienne od wyników w trybie „wyobrażonego podniecenia”.
Co to znaczy „wyraźnie”?
Mówimy tu o różnicy od kilkunastu do nawet… 500%. Szczególnie zachowania mało akceptowalne – seks z 60-latką czy podanie narkotyku zaliczyły najwyższe zmiany wyników (odpowiednio, z 7 do 23% i z 5 do 26%).
Wniosek z tego badania (oraz innych do niego podobnych, choć niekoniecznie dotyczących masturbacji ;) ) jest jasny. Po pierwsze, co dość zdroworozsądkowe, nasz osąd sytuacji zmienia się w zależności od naszego stanu. Druga część wniosków jest już mniej zdroworozsądkowa: nasza zdolność do PRZEWIDYWANIA tego jak zmieni się nasz osąd sytuacji jest wybitnie ograniczona. Trochę jak w biblijnym „nie wie prawica co czyni lewica”, nasz mózg tu i teraz nie do końca wie jak będzie działał nasz mózg tam i wtedy.
Przerwa na reklamę ;)
Książka "Status: Dominacja, uległość i ukryta esencja ludzkich zachowań". Unikatowy tom, wprowadzający Cię w te aspekty ludzkiej komunikacji, które z jakiegoś dziwnego powodu są w psychologii społecznej pewnym tabu. Cóż - ich zrozumienie jest tym bardziej cenne.
Dostępna w druku i jako e-book, tylko na MindStore.pl
Wracamy do artykułu :)
Zdarzyło Ci się kiedyś myśleć „Jak mogłam się tak zachować?” „Dlaczego tak wtedy postąpiłem?” „Skąd mi się to wtedy wzięło?”
Gdybyś w tamtej sytuacji zadał sobie o to pytanie, doskonale byś wiedział. Wtedy miało to głęboki sens. Wtedy miałeś bowiem dostęp do wspomnień, skojarzeń, sposobów myślenia, itp. które czyniły takie reakcje naturalnymi i oczywistymi.
Teraz nie masz do tego tak dobrego dostępu. Zostaje więc zastanawianie się „jak to możliwe”?
Zwróciłeś kiedyś uwagę, że gdy jesteś wkurzony, doskonale pamiętasz wszystko co Cię frustruje, irytuje i trapi, wszystkie drobne przewinienia innych ludzi? Trudno za to przypomnieć sobie to, co zrobili fajnego. Za to gdy jesteś szczęśliwa, działa to jakby odwrotnie. Wszelkie problemy i złe zachowania jakoś nie przychodzą Ci na myśl. Pamiętasz to co fajne i miłe.
Jest to realny problem w kontekście np. przewlekłych problemów psychologicznych. Działają one sinusoidalnie, z lepszymi i gorszymi dniami. Gdy chory ma jednak lepsze dni i mógłby coś zrobić z problemami, zwykle nie pamięta o większości z nich. I vice versa, gdy doskonale wie co jest problemem, jest w tak złym stanie, że nie może sobie z nim poradzić. W kontekście mniej poważnych problemów sugerowałem nawet swego czasu stosowanie czegoś w rodzaju Dziennika Problemów.
Skąd bierze się ta „podzielność” wspomnień?
Tak jak wspomniałem na początku artykułu, nasze poczucia bycia jedną spójną osobą jest tylko złudzeniem. Trafniej możnaby nas opisać jako swego rodzaju koalicję części, szereg różnych aspektów jednego człowieka. Lub, jeśli chcemy zejść do poziomu strukturalnego – jako zestaw luźno połączonych sub-sieci neuronowych. Każda z takich sieci jest silnie powiązana z innymi swoimi elementami, ale ma dość słabe powiązanie z pozostałymi sub-sieciami. (Przy czym sub-sieć A może być słabo powiązana z B, dość mocno z C i w ogóle nie mieć bezpośredniego połączenia z D, które z kolei może być dobrze połączone z B i C).
Innymi słowy, kiedy aktywna jest sub-sieć A, masz ułatwiony dostęp do jej elementów, ale nie masz dostępu do elementów sub-sieci D. Lub, tłumacząc to na codzienne doświadczenia – gdy jesteś wkurzony pamiętasz świetnie wspomnienia podłączone pod wkurzenie (sub-sieć A), ale nie pod szczęście (sub-sieć D).
Takie rozwiązanie ma sens strukturalny. Poszczególne sub-sieci mogą sprawniej reagować na dopasowane do nich problemy, niż alternatywna konstrukcja „pełnego mózgu”, jednej dużej sieci. Ma to oczywiście też swoje wady – czasem dana sub-sieć uruchomi się w nieodpowiedniej sytuacji. Kiedy indziej nie będzie miała dostępu do jednego elementu, który byłby kluczowy dla skutecznej reakcji. Zasugerowałbym nawet, że sens psychoterapii czy coachingu sprowadza się do skutecznego przenoszenia i udostępniania zasobów (wspomnień, sposobów reakcji, itp.) między tymi sub-sieciami.
No i jest jeszcze jeden problem…
Jak bowiem wskazywałem, mózg nas oszukuje. Daje nam poczucie, że jesteśmy jedną, spójną osobą, a nie koalicją współzależnych aspektów. To znacząco utrudnia wydajne korzystanie ze swoich aspektów czy nawet przewidywanie jak się zachowają. Tymczasem świadomość jest w takim ujęciu nie tyle decydentem, co moderatorem – czymś, co może „popchnąć” procesy w mózgu tak, by w danej sytuacji uruchomił się akurat ten, a nie inny aspekt. Czasem narzucić pewne veto, czy ograniczyć zasięg danego aspektu.
Wymaga to jednak samoświadomości. Obserwacji sub-systemów, które się w nas uruchamiają i tego jak zakrzywiają nasze postrzeganie (bo każdy, z definicji, zakrzywia, przedstawiając tylko część rzeczywistości). Nie jest to raczej coś, na co ludzie wpadają sami z siebie. A nawet jeśli wpadną, wciąż wymaga to pewnej wytrwałości i regularnej pracy nad sobą.
Efektem jest jednak może nie wolność czy wolna wola – bo to za dużo powiedziane – ale pewna jej namiastka. Nie tyle kontrola nad tym, co i kiedy się u nas uruchomi, co pewien na to wpływ. Prawo głosu.
Już to, w połączeniu z lepszą zdolnością do przewidywania wpływu poszczególnych aspektów, może się okazać bardzo cenne.
Bywają też oczywiście sytuacje, gdzie cała ta struktura aspektów czy części działa niesprawnie. W popkulturze szczególnie utkwiło tu (często zniekształcone) wyobrażenie tzw. osobowości wielorakiej. Choć jest to oczywiście patologiczna sytuacja, jest ona jednocześnie ciekawą demonstracją wielu mechanizmów związanych z aspektami i okazją do eksploracji ich ekstremalnych przejawów. Na ile można takie wnioski odnieść do operowania normalnych ludzi pozostaje wciąż do ustalenia.
Innym fascynującym sposobem eksploracji tematyki aspektów jest dla mnie unikatowa forma teatru improwizacyjnego, tzw. mask work. Wszelkie moje kontakty z tą formą sugerują, że w toku tego procesu następuje albo wyizolowanie nowych aspektów, albo aktywizacja aspektów, które normalnie w ogóle nie są u danej osoby ujawniane.
Jest wiele metod pracy z aspektami, poczynając od klasycznych koncepcji z psychoterapii (jak Analiza Transakcyjna), przez różne narzędzia coachingowe (Core Transformation), aż po nowe koncepcje jak Internal Family Systems Therapy. Moje podejście do aspektów najlepiej obejmuje mój autorski model Dynamic Mindscapes (może przy jakiejś okazji wspomnę o nim więcej na blogu).
Wiele z tych metod ma z mojej perspektywy jedno duże ograniczenie – tendencję do dysocjowania nieakceptowanych zachowań do aspektów. Innymi słowy, jeśli robię coś fajnego, to ja to robię. Jeśli robię coś niefajnego, to robi to jakaś część mnie. Jest to, moim zdaniem, poważne i szkodliwe wypaczenie sensu takich narzędzi – tudzież zwykłej logiki. Jeśli działają w nas sub-sieci neuronalne/części/aspekty/subosobowości/tu-wpisz-szereg-innych-terminów-na-tą-koncepcję… To działają w nas zawsze. Tu i teraz też czyta to jakiś aspekt Ciebie i inne będą miały mniejszy dostęp do tej treści. Nie ma podziału na „lubiane ja” i „nielubiane aspekty”. Jest jeden spójny system, który warto opanować.
Jest obecnie naprawdę sporo badań, które sugerowałyby, że taki system faktycznie w nas funkcjonuje. Jednocześnie jest wiele do dopracowania odnośnie szczegółów jego działania i praktycznych aspektów pracy z nim. O tym, mam nadzieję, będziemy jeszcze mieli okazje sobie porozmawiać :)
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: