Czas czytania: ok 8 min.
Przyznaję, jestem niepoprawnym „nerdem” – lubię fantastykę, gry planszowe i komputerowe, a jednym z moich marzeń jest sfinansować kiedyś w pełni serial Jossa Whedona („Dollhouse”, „Angel”, Firefly”, „Buffy”), tak, żeby mógł zaszaleć i zrobić coś od początku do końca po swojemu.
Ponieważ jestem nerdem – daje mi to okazję spojrzeć na niektóre rzeczy z nieco szerszych perspektyw niż czysto rozwojowa. Tak też chciałem zrobić w tym wpisie, pisząc nieco o różnych planszówkach, w tym o rozwojowym hicie czyli Cashflow.
Cashflow
W Cashflow gracze wcielają się w typowych ludzi – lekarzy, sekretarki, nauczycieli, itp. których zadaniem jest wyrwanie się z tzw. wyścigu szczurów (nieustannego zarabiania na siebie) poprzez stworzenie tzw. przychodu pasywnego – inwestycji, które zarabiają na siebie bez potrzeby doglądania ich. Gracze robią to inwestując w firmy, nieruchomości i akcje.
Gra ta, stanowiąca sztandarowy produkt Roberta Kyosakiego, ma za zadanie zwiększyć inteligencje finansową grających. Jak sprawdza się w praktyce?
Na początek duża zaleta gry – na pudełku wyraźnie pisze, żeby nie traktować nauk z niej wziętych jako absolutne i przed wprowadzeniem ich w życie zasięgnąć dalszej edukacji. Nawet jeśli jest to, w sumie, reklama dalszych szkoleń i produktów, uważam tą przestrogę za bardzo trafną.
No dobrze, a co z samą grą? Testowałem ją w dwóch opcjach – 2-osobowej (kilkukrotnie) i 4-osobowej (raz). Wnioski:
– ogromna losowość. W praktyce cała gra opiera się na losowości, a nawet najbardziej trafne decyzje mogą nic nie dać długoterminowo. Jak dla mnie spory minus, jak na grę, która ma uczyć inteligencji finansowej – chyba, że głównym przekazem ma być „nic od Ciebie nie zależy”.
– absolutnie spaprany endgame (czyli, dla nie nerdów, końcowa, zaawansowana faza gry). W momencie gdy wyjdziesz z wyścigu szczurów, jakiekolwiek ślady planowania idą do piachu i wszystko sprowadza się do losowości i szczęścia w rzucaniu kostką. O ile wcześniej tury innych graczy miały jeszcze jakieś znaczenie, bo można było np. liczyć na sprzedanie wtedy posiadanych akcji, o tyle teraz cała gra sprowadza się do bezmyślnego rzucania kostką.
– interakcja między graczami jest minimalna – w zasadzie jedyne co można robić w tym obszarze, to sprzedawać konkurentom okazje, z których sami nie możemy skorzystać.
– wbrew pozorom, gra uczy graczy raczej wydawania pieniędzy niż ich oszczędzania. Np. niemożliwe jest ograniczenie wydatków własnych, zwrot kredytów z którymi się startuje jest mocno nieopłacalny, wszelkie inwestycje długoterminowe (akcje z dywidendami) mają wręcz żałosną stopę zwrotu, do wyboru jest niemal absolutnie bezpieczne inwestowanie w nieruchomości (mniej niż 1% szans na grę, że się na tym straci) albo próby spekulacji na giełdzie czy złocie.
– to powiedziawszy, gra potrafi być przyjemna, zwłaszcza w grze na cztery osoby. Natomiast jeśli chodzi o wartości edukacyjne, to w sumie nie różni się ona zbytnio od Monopolu pod tym względem, co najwyżej oprawą. Natomiast ani sama gra, ani zawartość pudełka nie uzasadniają obscenicznej więc (w porównaniu z innymi tytułami dostępnymi na rynku) ceny gry. Przy średniej cenie 360 zł, przebija nawet takie cegły jak Twilight Emperium, World of Warcraft, Starcraft: The Board Game czy Horus Heresy, których pudła zawierają dosłownie kilogramy figurek, plansz i żetonów. Nie wspominając już o klasycznym monopolu, który można spokojnie kupić za dwie dychy (czyli 1500% mniej!) w większości sklepów z zabawkami. Wychodzi więc na to, że zakup gry o inteligencji finansowej sam z siebie jest sprzeczny z tą inteligencją finansową.
Ale co tam, pograć można.
Co ważne, powyższa recenzja dotyczy głównie Cashflow 101, nie wiem jak sprawdza się w wersji 202 z dodatkiem bardziej zaawansowanej gry na giełdzie. Być może w takiej wersji rozwiązanych jest choć część problemów z wersji podstawowej.
Dla odmiany sięgnijmy więc po inny tytuł ekonomiczny który miałem okazję testować, Agricola.
Agricola
„Agricola” czyli rolnik i tym właśnie staje gracz. Startując od dwuizbowej, drewnianej chaty i młodego rolniczego małżeństwa, celem graczy jest jak najskuteczniej zaadoptować posiadaną ziemię. Ma na to czternaście tur, przy czym w każdej turze ilość dostępnych dla graczy akcji wzrasta. Jednocześnie pojawia się dodatkowy problem, bo każdą z dostępnych akcji może wykonać tylko jeden rolnik spośród wszystkich będących w grze. Co pewien czas pojawiają się także żniwa, kiedy niezbędnym jest posiadanie odpowiednich zasobów do wykarmienia rodziny – inaczej muszą oni iść na żebry, co boleśnie odbija się na końcowej punktacji.
Jakie wrażenia z gry?
– Ogromna zaleta, w porównaniu z porównywanym Cashflow – ZAWSZE jest co robić. Nie zawsze można zrobić to, co zamierzałeś – inny gracz mógł Cię uprzedzić – ale zawsze masz coś do zrobienia. Jeśli nie wyszła Ci akcja, którą akurat zaplanowałeś, musisz po prostu bardziej pomyśleć i dostosować się do nowych warunków, zobaczyć jak najlepiej możesz z nich skorzystać. Dla mnie – perełka, ucząca ogromnej elastyczności i kreatywnego wykorzystania zasobów.
– Ograniczona ilość ruchów, konieczność wyprzedzenia konkurencji, a jednocześnie inne czynniki („jak zaczekam jedną turę, to zbiorę z tego lasu 6 drewien zamiast 3… chyba, że ktoś mnie wyprzedzi, może więc lepiej zebrać teraz”) uczą gospodarowania swoimi zasobami i czasem w dynamicznym środowisku i wyważenia między korzystaniem z okazji na szybko oraz czekaniem na potencjalnie większy zwrot z inwestycji, za większa cenę.
– Interakcja między graczami nie zbyt duża, choć możliwość „blokowania” zagrań innych graczy może być bardzo potężnym narzędziem i zdecydowanie wpływa na korzyści z rozgrywki. Jednocześnie rzadko kiedy patrzy się na zaszkodzenie innym graczom – jest się zbyt zajętym realizacją własnych planów.
– Gra nagradza dywersyfikację i maksymalne wykorzystanie posiadanych zasobów. Im bardziej różnorodne uprawy i hodowle będziemy mieli, tym lepiej dla nas w końcowej rozgrywce.
– Bardzo podkreślana jest kwestia odpowiednich rąk do pracy – posiadanie dwóch dodatkowych członków rodziny naprawdę czyni w grze ogromną różnicę. Ale nawet w tej sytuacji można stracić okazję, na którą się polowało.
– W grze pojawia się losowość, zwłaszcza w kwestii doboru kart „Pomocników” i „Małych usprawnień”, ale nie jest to losowość zbyt wkurzająca, ponieważ niezależnie od niej zawsze jest co robić i zawsze można pewne rzeczy zaplanować. Dodatkowo, „rodzinna” wersja gry pozwala uniknąć tej losowości, nie wykorzystując zupełnie pomocników ani małych usprawnień.
Podsumowując – świetna gra (która wygrała zresztą sporo plebiscytów na najlepszą grę wszechczasów), ucząca sporo praktycznego, biznesowego myślenia w łatwy do przyswojenia sposób. A przy tym cena o dobre 200 zł niższa od Cashflow, przy nieporównywalnie lepszej jakości elementów.
Oczywiście, powyższe recenzje są mocno stronnicze i subiektywne. Jestem pewien, że znajdzie się sporo osób, dla których Cashflow jest super grą. Dla mnie jest po prostu ok, natomiast jako narzędzie edukacyjne nie przebija raczej Monopolu – natomiast stanowi świetną demonstrację tego, co może zdziałać dobry marketing…
Masz pytanie z zakresu kompetencji miękkich/soft skills? Kanał Self Overflow dostarcza odpowiedzi z tego zakresu, dostosowanych w szczególności do potrzeb osób z sektora IT. Co tydzień nowe filmy z odpowiedziami na pytania od naszych widzów!
Przykładowe pytania: